Proces filomatów i filaretów. Prawda i mity o wileńskim śledztwie


Historia jest nauką humanistyczną i z tego powodu badacze często traktują pewne tematy wyjątkowo wybiórczo. Opisując fakty z przeszłości, z reguły nie analizują ich kompleksowo i koncentrują się na wybranych zagadnieniach lub postaciach. Czasami też wzmiankują tylko tematy, które niespecjalnie ich interesują, uważając, że rozbijają w ten sposób główny nurt narracji.

Filomaci i filareci: Tomasz Zan, Ignacy Domejko, Adam Mickiewicz, Antoni Edward Odyniec, Jan Czeczot

Tak było w przypadku śledztwa przeciwko filomatom i filaretom w Wilnie w latach 1823–1824. Całość zagadnienia zdominowała postać Adama Mickiewicza, a jego koledzy posłużyli tylko jako tło dla wieszcza. Zresztą zaraz po ogłoszeniu wyroku zupełnie przestali interesować badaczy. Dlatego niewiele osób zna dalsze losy Jana Czeczota, Tomasza Zana czy Józefa Jeżowskiego, nie wspominając już o bardziej odległych satelitach Mickiewicza. Szkoda, gdyż jest to niezwykle ciekawy temat, który zdecydowanie zasługuje na bliższe poznanie. Tym bardziej że nie jest prawdą, iż wyroki w procesie wileńskim złamały życie skazańcom, gdyż wielu z nich zrobiło znakomite kariery zawodowe, które raczej nie byłyby możliwe na dość prowincjonalnej Litwie. 

Z reguły mówi się o procesie filomatów i filaretów, ale tak naprawdę – nie było żadnego procesu. Po prostu działała komisja śledcza powołana i kierowana przez Nikołaja Nowosilcowa, która po przesłuchaniach zaproponowała wyroki zatwierdzone następnie przez cara. Było to normalne postępowanie w Imperium Rosyjskim i nikt się temu zbytnio nie dziwił.

Filomaci i filareci występują na ogół wspólnie, czasami obie nazwy stosuje się nawet wymiennie. Nic bardziej mylnego, gdyż były to odrębne organizacje. Towarzystwo Filomatyczne to z założenia stowarzyszenie elitarne, nigdy nie liczyło więcej niż 20 członków. Stanowiło jednak kuźnię kadr dla innych organizacji studenckich w Wilnie: filaretów, promienistych, filadelfistów, błękitnych itd. Największy zasięg miało Zgromadzenie Filaretów (prawie 200 osób) kierowane przez filomatów z Tomaszem Zanem na czele.

Warto też pamiętać, że wbrew temu, czego uczono nas w szkole, filomaci i filareci nie zostali zesłani za karę na Syberię ani tym bardziej na katorgę. To, że niektórzy z nich faktycznie trafili później za Ural, było spowodowane wyłącznie udziałem w kolejnych sprzysiężeniach i powstaniu listopadowym. Natomiast wileńskie śledztwo zakończyło się trzema wyrokami skazującymi na krótkotrwały pobyt w twierdzy, a dla pozostałych – nakazem osiedlenia się w miastach Rosji. Trafili pod jurysdykcję ministra oświecenia publicznego i mieli zasilić kadrę pedagogiczną w placówkach edukacyjnych.

Mikołaj I Romanow

Być może zabrzmi to jak profanacja, ale filomaci i filareci nie spiskowali przeciw caratowi, a ich organizacje nie miały charakteru niepodległościowego. Mickiewicz i jego koledzy – jako lojalni poddani Mikołaja I – uznawali go za legalnego króla Polski. Ich postulaty ograniczały się wyłącznie do powiększenia autonomii narodowej i ewentualnego zjednoczenia ziem polskich pod berłem rosyjskiej dynastii. Nie byli to rewolucjoniści z fałszywymi dokumentami w jednej kieszeni i z rewolwerem w drugiej. Ci młodzi ludzie chcieli zmieniać świat w legalny sposób.

Co zatem doprowadziło do wileńskiego śledztwa i wyroków skazujących? Specyfika imperium Romanowów jako państwa policyjnego. Dla aparatu władzy nie miało znaczenia, że celem filomatów są rozwój moralny i samokształcenie. Ważniejszy był fakt, że te organizacje młodzieży wileńskiej powstały bez akceptacji władz, gdyż urzędnicy rosyjscy blokowali powoływanie nowych stowarzyszeń. Wszędzie podejrzewano spiski i prowokacje mogące zaszkodzić ustalonemu porządkowi. W tej sytuacji zgoda na legalną działalność filomatów raczej nie wchodziła w rachubę.


Portret Adama Mickiewicza na Judahu skale Walentego Wańkowicza

Trzej uwięzieni – Tomasz Zan, Jan Czeczot i Adam Suzin – otrzymali najwyższe wyroki. Pierwszego z nich skazano na rok twierdzy, pozostali mieli tam spędzić po sześć miesięcy. Warto zwrócić uwagę, że nie dostali kary więzienia. Osadzenie w twierdzy było znacznie bardziej honorowym wyrokiem, często stosowanym w przypadku oficerów. Natomiast pozostali oskarżeni mieli osiedlić się poza granicami polskich guberni, czyli na terenach nienależących przed rozbiorami do Rzeczypospolitej. Nakaz osiedlenia oznaczał, że władze carskie miały zapewnić skazańcom pracę, a do czasu jej otrzymania gwarantowały dopływ gotówki na życie. Oczywiście wygnańcy byli inwigilowani, musieli się meldować na policji i bez jej zgody nie mogli opuszczać miejsca zamieszkania. Były jednak od tego wyjątki – wystarczy przypomnieć sobie krymskie peregrynacje Mickiewicza, a potem jego legalny wyjazd za granicę. Zana, Czeczota i Suzina potraktowano najbardziej surowo, gdyż wzięli na siebie całą winę, by osłonić kolegów, a szczególnie Mickiewicza. Wiedzieli bowiem, jak ogromny talent drzemie w poecie, i nikt nie chciał, by ten potencjał został zaprzepaszczony. Cel udało się osiągnąć, chociaż według śledczych wszyscy filomaci w równym stopniu ponosili winę. Ale – jak wiadomo – świat nigdy nie bywa uczciwy, a szczególnie orzeczenia sądowe. Podręczniki szkolne kończą sprawę wileńskiego śledztwa informacjami o wyrokach, a potem koncentrują się wyłącznie na osobie Mickiewicza. Z punktu widzenia dziejów polskiej literatury jest to jak najbardziej uzasadnione. Ale warto jednak przyjrzeć się losom jego towarzyszy. Były one bowiem bardziej niż niezwykłe i dużo mówią o losach Polaków w imperium carskim tamtej epoki.  (…) 

* * *

Fragment pochodzi z książki Najbliższe Kresy. Ostatnie polskie lata, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Fronda. Jej autorem jest Sławomir Koper. 

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz