Ślepi i głusi na cierpienie. Kapelani Wehrmachtu i ich obraz Polski w 1939


Wejściu Wehrmachtu do Polski we wrześniu 1939 r. towarzyszył obraz nowoczesnej, bezwzględnej wojny, która w niemieckich dokumentach szybko została przedstawiona jako wzorcowa demonstracja „wojny błyskawicznej”. Wraz z oddziałami maszerowali także kapelani - katoliccy i protestanccy - powołani po to, by prowadzić modlitwy, udzielać sakramentów i wzmacniać morale walczących. W ich relacjach wojna jawi się jednak nie jako czas tragedii polskich miast i wsi, lecz jako uporządkowana wędrówka przez obcy kraj, którego realnego cierpienia nie dostrzegali lub nie chcieli dostrzec.

Legitymizowanie reżimu

Kanclerz Niemiec i przywódca partii nazistowskiej Adolf Hitler wita Reichsbischofa („Biskupa Rzeszy”) Ludwiga Müllera, protestanckiego arcybiskupa Norymbergi, przed gotyckim kościołem Najświętszej Marii Panny (Frauenkirche) podczas kongresu partii nazistowskiej (Reichsparteitag der NSDAP) w Norymberdze we wrześniu 1934 roku. Opat rzymskokatolicki (benedyktyński) Albanus Schachleiter stoi między Hitlerem a Müllerem

Relacje między kapelanami a nazistowską ideologią były złożone - wahały się od pełnego poparcia, poprzez oportunistyczną neutralność, aż po sporadyczne oznaki sprzeciwu. Większość duchownych w mundurach znajdowała się jednak bliżej pierwszych dwóch postaw. Historycy zgodnie podkreślają, że niemal żaden kapelan Wehrmachtu nie stał się głośnym krytykiem reżimu Hitlera. Przeciwnie, ich działalność nierzadko pomagała ów reżim legitymizować moralnie w oczach żołnierzy. Już w okresie poprzedzającym wojnę kapelani obu wyznań starali się udowodnić swoją lojalność i „przydatność” - chcieli pokazać, że duszpasterstwo frontowe wzmacnia siłę bojową i morale armii, zamiast je osłabiać. W praktyce oznaczało to unikanie wszystkiego, co mogłoby drażnić nazistowskich przełożonych.

Nie każdy ksiądz mógł zostać kapelanem. Duchowny, który wcześniej powiedział lub zrobił coś „filosemickiego” (np. bronił Żydów), automatycznie eliminowano z kandydatury na kapelana. Obawa przed „problemowymi” duchownymi sprawiła, że dobierano raczej lojalistów - co w praktyce oznaczało, iż katolickimi kapelanami zostawali księża gotowi do daleko idącego kompromisu z państwem Hitlera, a takich nie brakowało.

W przededniu ataku na Polskę biskup polowy Franz Rarkowski dodawał odwagi żołnierzom kazaniami o obowiązku wobec ojczyzny i wzywał, by byli „mężni i silni”. W październiku 1940 r. wydał zaś pastoralne orędzie, gdzie stwierdził, że Niemcy toczą wojnę słuszną i Bogu miłą, a Hitler został wysłuchany przez Niebo, gdy prosił o błogosławieństwo dla niemieckiej broni.

Kapelani w trakcie kampanii wrześniowej

Wrzesień 1939, polscy chłopi prowadzeni na egzekucję. W tle płonąca wieś

Gdy wybuchła wojna, kapelani na ogół interpretowali swą rolę jako wspieranie żołnierzy w wypełnianiu rozkazów, niezależnie od moralnej natury owych rozkazów. Tym samym obraz Polski wyłaniający się z dzienników kapelanów jest wąski i głęboko jednostronny. Wiele wpisów utrwalało propagandowe klisze: rzekomą „chaotyczność” Polaków, ich „zacofanie”, legendę o kawalerii atakującej czołgi czy wizję narodu niezdolnego do nowoczesnej wojny. Powtarzanie tych schematów miało konsekwencje: ułatwiało duchownym ignorowanie cierpienia polskich cywilów, widocznego w setkach relacji z pierwszych dni września. W polskich zapiskach przewijają się obrazy uciekinierów na drogach, bombardowań niszczących całe dzielnice i narastającego poczucia strachu. W materiałach kapelanów Polska jest natomiast przede wszystkim tłem: scenerią marszu, miejscem odprawiania nabożeństw, punktem postoju i aprowizacji.

Kontrast szczególnie uwydatnia się w sposobie przedstawiania polskiego duchowieństwa i polskich Żydów. W relacjach kapelanów polscy księża pojawiają się w tonie pogardy jako „dobrze odżywieni”, „zakłamani” czy „obłudni”. Ten język nie jest przypadkowy: wzmacniał przekonanie o moralnej wyższości niemieckiej armii i wpisywał się w atmosferę pierwszych tygodni okupacji, gdy antypolski ton dominował w komunikatach administracji wojskowej. Uderzające jest jednak to, że kapelani - teoretycznie powołani do wspierania wszystkich ludzi w potrzebie - niemal w ogóle nie reagowali na przemoc wobec polskich duchownych. W ich zapiskach nie ma refleksji o aresztowaniach, egzekucjach, niszczeniu parafii czy pierwszych akcjach wymierzonych w Kościół.

Logo używane przez niemiecki ruch chrześcijański w 1932, 1935 i 1937

Wielu zwyczajnie nie chciało wiedzieć o okrucieństwach lub tłumaczyło je koniecznością wojny. Obecność kapelana przy oddziale działała niczym tarcza dla sumień - żołnierze odczuwali psychiczne rozgrzeszenie, widząc, że Kościół ich nie potępia, a duszpasterz trwa przy nich. Niektórzy kapelani wręcz sakralizowali wysiłek wojenny. Zwłaszcza wśród protestantów nurt „Niemieckich Chrześcijan” promował retorykę, że wojna u boku Führera to spełnienie chrześcijańskiego obowiązku. Kazania w duchu „Chrystus - naszą siłą, Niemcy - naszą misją” głosiły, że walka z wrogami Rzeszy jest zgodna z wolą Bożą. Gloryfikowano żołnierskie poświęcenie jako drogę do zbawienia narodu, odwołując się do symboliki krzyża i ofiary. Takie pseudoteologiczne uzasadnienia uspokajały sumienia i zacierały granicę między Ewangelią a ideologią nazistowską.

Milczenie wobec zagłady polskich Żydów

Niemiecki oficer oglądający ruiny spalonej poprzedniego dnia synagogi

Jeszcze bardziej wymowne jest całkowite milczenie wobec przemocy wobec polskich Żydów. Już jesienią 1939 r. w wielu miastach dochodziło do upokorzeń, niszczenia mienia czy pierwszych egzekucji. Relacje żydowskie i polskie są tu jednoznaczne - jednak w dziennikach kapelanów nie pojawia się o tych wydarzeniach ani jedno słowo. To milczenie nie wynika z braku wiedzy, lecz z mentalnej granicy, której duchowni nie przekraczali: troszczyli się wyłącznie o żołnierzy Wehrmachtu, nie o ofiary ich działań.

Szczególnie wyrazisty przykład stanowi Przemyśl. Miasto o wielowiekowej tradycji wielokulturowej w relacjach świadków jawi się jako scena otwartej przemocy - podpaleń synagog, niszczenia kolejnych domów modlitwy, grabieży i wymuszania kosztowności pod groźbą natychmiastowej śmierci. Synagogę Scheinbecka przerobiono nawet na stajnię. Dla kapelanów Przemyśl jest jednak jedynie miejscem postoju, reorganizacji jednostek i odprawiania nabożeństw. Dramat ludności żydowskiej i polskiej nie pojawia się w ich zapiskach w ogóle.

Ten rozdźwięk między doświadczeniem ofiar a doświadczeniem duchownych uwidacznia, jak bardzo kapelani zostali wciągnięci w logikę wojny prowadzonej przez III Rzeszę. Symbolicznie oddaje to motto „Gott mit uns”, wybite na klamrach pasów żołnierzy Wehrmachtu. W relacjach pojawiają się opisy zabiegania o „porządną” klamrę - traktowaną jako znak dumy i moralnej słuszności działań armii. Kapelani nie odnosili się do tej symboliki krytycznie. Przeciwnie, w niektórych kazaniach i listach, zwłaszcza w pismach biskupa polowego Franza Rarkowskiego, wojna Niemiec przedstawiana była jako „sprawiedliwa” i zgodna z wolą Bożą. Religia stawała się więc narzędziem legitymizacji militarnej przemocy.

Sacrum podporządkowane logice wojny

Publiczna egzekucja polskich księży i cywilów w Bydgoszczy 9 września 1939 roku po tzw. Krwawej niedzieli

W świetle zachowanych relacji z września 1939 r. kapelani Wehrmachtu jawią się jako ludzie stojący bardzo blisko swoich żołnierzy, ale niezwykle daleko od ofiar agresji. Nie trzeba ich przedstawiać jako gorliwych nazistów - często po prostu nie wykraczali poza narzuconą im rolę, ograniczając swoje spojrzenie do własnej wspólnoty. Jednak to właśnie ta postawa - milczenie, brak empatii i powtarzanie propagandowych stereotypów - sprawiła, że chrześcijańskie symbole i język religijny stały się częścią mechanizmu normalizującego agresję na Polskę.

Polski wrzesień widziany oczami kapelanów jest jednym z najbardziej niepokojących świadectw z historii europejskiego chrześcijaństwa. Pokazuje, jak łatwo sacrum może zostać podporządkowane logice wojny i jak niebezpieczna jest pewność, że „Bóg jest po naszej stronie”, gdy obok płoną synagogi, giną cywile, a całe społeczności znikają z mapy.

Nierozliczeni po wojnie

Plakat wyborczy, 1949: „Z Adenauerem za pokojem, wolnością i jednością Niemiec, dlatego CDU”

Po klęsce Niemiec w 1945 r. ogrom zbrodni wyszedł na jaw, lecz kwestia odpowiedzialności kapelanów za ich postawę podczas wojny długo pozostawała na marginesie publicznej debaty. W pierwszych latach powojennych zarówno w Niemczech, jak i w międzynarodowej opinii koncentrowano się na ściganiu głównych sprawców: polityków, dowódców, wykonawców ludobójstwa. Duchowni w mundurach nie byli obiektem zainteresowania trybunałów norymberskich - co zrozumiałe, bo nie pełnili funkcji decyzyjnych w aparacie terroru, a bezpośrednio nie przelewali krwi.

Społeczeństwo niemieckie, szczególnie w zachodnich strefach okupacyjnych, pragnęło jak najszybciej zamknąć rozdział wojny i unikało szerokich rozliczeń, które mogłyby jątrzyć rany. W zachodnich Niemczech (RFN) epoka Adenauera sprzyjała raczej „grubej kresce” - starano się integrować wszystkich w odbudowie kraju, zamiast prowadzić masowe czystki. W tym klimacie większość kapelanów spokojnie wróciła do ról cywilnych duszpasterzy. Wielu objęło parafie, inni przeszli na emeryturę, niektórzy kontynuowali posługę kapłańską bez większego rozgłosu.

Nie przeprowadzono żadnej systemowej weryfikacji kapelanów pod kątem ich ewentualnej współodpowiedzialności moralnej. Jak pisze jedno ze źródeł, w powojennych Niemczech praktycznie nie przesłuchiwano ani nie badano członków duchowieństwa pod kątem ich zachowania w czasie wojny. Klimat zimnej wojny i potrzeba jedności w obliczu nowego wroga (komunizmu) sprzyjały raczej zapomnieniu dawnych win niż ich roztrząsaniu.

Bibliografia:

  1. D. L. Bergen, Między Bogiem a Hitlerem Kapelani wojskowi w służbie nazizmu, Kraków 2025.
  2. D. L. Bergen, Germany Is Our Mission: Christ Is Our Strength! The Wehrmacht Chaplaincy and the German Christian Movement, „Church History” Vol. 66, No. 3 (Sep., 1997), pp. 522-536.

Więcej informacji o historii kapelanów wojskowych w służbie nazizmu, które zainspirowały nas do napisania tego artykułu znajduje się w książce Doris L. Bergen Między Bogiem a Hitlerem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Lubisz czytać nasze historie?
Na historia.org.pl codziennie opowiadamy dzieje Polski i świata tak, jak na to zasługują - rzetelnie, pasjonująco, z szacunkiem do faktów. Ale żadna opowieść nie przetrwa bez tych, którzy chcą jej słuchać i ją wspierać.
Postaw nam wirtualną kawę - to darowizna, która realnie pomaga nam działać dalej. To dzięki takim gestom możemy nadal pisać o zwycięstwach, bohaterach i wydarzeniach, które zbudowały naszą tożsamość.

Postaw nam kawę za:



Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz