„Królowe przeklęte” - C. Morató - recenzja |
W Królowych przeklętych poznajemy historię sześciu władczyń, które borykały się z problemami otaczającego je świata. Były poddawane surowej etykiecie dworskiej i ciągłej krytyce.
Cristina Morató (ur. 1961) z wykształcenia jest dziennikarką. W latach 80tych wyjeżdżała do Ameryki Środkowej, gdzie pracowała jako reporter wojenny. Autorka książek Kobiety niepokorne oraz Królowe Afryki. W styczniu 2016 roku Wydawnictwo Świat Książki wydało pracę Królowe przeklęte, w których Cristina Morató przedstawia historię sześciu władczyń.
Królowe opisane w książce albo były w cieniu swoich mężów, albo same zarządzały państwem (jak Krystyna Waza czy Wiktoria). Ich życie nie było usłane różami. Były obserwowane na każdym kroku oraz pilnowane, aby zachowywały się tak jak nakazywała etykieta dworska.
Autorka w swojej pracy nie skupiła się na władczyniach bardzo dobrze znanych czytelnikom, o których napisano już wiele, jak cesarzowa Sissi oraz królowa Wiktoria. Ukazana została również osoba Krystyny Wazy, o której nie ma zbyt wielu opracowań.
Publikacja została bardzo dobrze przygotowana pod względem korektorskim i tłumaczenia. Wielkie ukłony należą się dla pani Marii Boberskiej, która przetłumaczyła książkę z hiszpańskiego, sprawiając, że pracę czyta się szybko i bez zbędnych wtrąceń z języka obcego. Przystępny język, a także brak literówek są zasługą dwóch korektorów – Marzeny Kłos oraz Jadwigi Przeczek.
Na plus jest również wygląd książki, który przykuwa uwagę czytelnika od samego początku. Temat, którego podjęła się autorka z pewnością jest bardzo ciekawy. Trudno jednak przypisać go do plusów lub minusów, bowiem nie został dobrze zrealizowany. Niestety sposób w jaki informacje zostały przedstawione w książce całkowicie obniżają wartość pracy. Na samym początku, niezależnie czy autorka chciała dać nam powieść czy książkę popularnonaukową, powinna wyjaśnić po co ją napisała i co łączy te wszystkie kobiety, a także dlaczego wybrała takie a nie inne postaci. Zabrakło i wstępu, i zakończenia.
Nie do końca wiadomo w jaki sposób Cristina Morató uporządkowała swoje bohaterki. Nie jest to bowiem sposób chronologiczny. W pierwszym rozdziale poznajemy cesarzową Sissi, a w kolejnych Krystynę Wazównę. Sytuację ratowałby fakt napisania bardzo dobrze poszczególnych rozdziałów. Niestety i tu musimy się rozczarować. Autorka jest niekonsekwentna. Na jednej ze stron podanie, że siostra cesarzowej Sissi ma dwadzieścia lat, a kilka zdań później o tej samej sytuacji mówi, że ma dziewiętnaście. Kolejnym przykładem jest opisanie narodzin Marii Antoniny. Autorka pisze, że urodziła się ona w Hofburgu, po czym czytamy, że jej matka rodziła ją w kameralnym gronie, bowiem „monarchini położyła kres nadal obowiązującemu w Wersalu zwyczajowi, który dopuszczał dworzan do łoża królowej” (s.94).
Czytając tę prace ma się wrażenie, że autorka pisała ją chronologiczne a następnie rozdziały zostały poprzestawiane. W początkowej części normalnym jest, że królowa nie karmiła swojego dziecka, a znajdowano dla maleństwa mamkę, jednak kilkadziesiąt stron później autorka wyjaśnia nagle, że monarchini nie mogła karmić swojego dziecka, bo nie było to zgodne z etykietą (co czytelnik, który o tym nie wiedział mógł wywnioskować z pierwszego rozdziału). Wiele informacji jest również nagminnie powtarzanych. Niezrozumiałym jest ciągle przypominanie jak ma na imię matka lub ojciec królowej, zwłaszcza jeśli sami zajmowali znaczącą pozycję i są ogólnie znanymi postaciami historycznymi.
Z opisu okładki dowiadujemy się, że przedstawione władczynie były „piękne, potężne i wyjątkowe (…)„. Można odnieść wrażenie, że tyczy się to wszystkich przedstawionych osób, skoro jest ich tylko sześć. Ci z czytelników, którzy interesują się Szwecją w XVII wieku, wiedzą (co wychodzi zresztą podczas czytania książki), że Krystyna Waza do najpiękniejszych władczyń nie należała. Uważano nawet, że była mężczyzną. Przeglądając bibliografię także natkniemy się na małą ilość publikacji na temat szwedzkiej monarchini. O ile o Królowej Wiktorii czy cesarzowej Sissi opracowań jest naprawdę dużo o tyle o Krystynie jest ich niewiele, ale autorka nie wysiliła się szczególnie. Owszem dotarła do listów królowej, pytanie jednak na ile z nich skorzystała skoro na liście jest również ”Srebrna maska”, która zawiera niektóre z tych listów, a najlepszym źródłem informacji nie jest.
Podsumowując, ogólne założenia autorki były bardzo dobre. Temat na jaki chciała napisać jest bardzo interesujący, zwłaszcza dla osób nie szczególnie zainteresowanych historią, a wolących powieści historyczne. Praca jednak powieścią nie jest i błędy jakie tu się znalazły mogą wprowadzić w błąd czytelnika niebędącego historykiem. Książkę czyta się szybko i nadaje się jako wstęp dla osób, które zaczynają interesować się historią. W takim stanie jaki jest obecnie praca ma niską wartość merytoryczną. Nie wnosi nic nowego bowiem o tych najsławniejszych władczyniach napisano już wiele, a o tych jak Krystyna Waza zbyt mało korzysta się ze źródeł szwedzkich.
Plus/minus:
Na plus:
+ przystępny język
+ wygląd
+ tłumaczenie
+ korekta
Na minus:
- ciągłe powtórzenia jednej i tej samej informacji
- błędy w datach
- błędy w miejscach akcji
- brak uzasadnionego ułożenia rozdziałów
- brak wprowadzenia, dlaczego takie a nie inne kobiety zostały wybrane
Tytuł: Królowe przeklęte
Autor: Cristina Morató
Tłumaczenie: Maria Boberska
Wydawca: Świat Książki
Rok wydania: 2016
ISBN: 978-83-7943-840-2
Liczba stron: 511
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena: 34,90 zł
Ocena recenzenta: 6/10
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.
Dzień dobry. Dopiero natrafiłam na info o książce. Czy jest w niej wspomniane o liście pt. „O wychowaniu królewicza” napisanym, lub podyktowanym przez królową Elżbiety Rakuszankę do jej syna Władysława, kiedy jego żona Anna miała urodzić mu syna? Jest trochę cytatów tego listu w Internecie. Wynikało z niego, że Rakuszanka była za karmieniem dziecka wprzódy przez jego własną matkę (choć jednocześnie napomykała, jak w razie potrzeby wybrać odpowiednią mamkę). To tylko jeden z przykładów, że karmienie dziecka przez matkę z klasy wyższej nie było aż takim kosmosem.