„Obrońca skarbów. Karol Estreicher – w poszukiwaniu zagrabionych dzieł sztuki” – M. Grzywacz – recenzja |
Rewindykacja dzieł sztuki zagrabionych w czasie konfliktów zbrojnych jest obecnie bardzo popularnym tematem. Mimo czasu, który upłynął od zakończenia II wojny światowej, setki przedmiotów wciąż nie zostało odnalezionych. Rewindykacja tych zlokalizowanych jest sprawą bardzo skomplikowaną i delikatną. Książka Marty Grzywacz opowiada o odzyskaniu bezpośrednio po wojnie jednego z najcenniejszych, skradzionych przez nazistów, dzieł – ołtarza Wita Stwosza z kościoła Mariackiego w Krakowie.
Głównym bohaterem monografii jest Karol Estreicher. Pochodził on ze znanej i szanowanej krakowskiej rodziny, której członkowie od pokoleń zajmowali się nauką. Jego przodkowie opracowywali monumentalną Bibliografię Polską – bohater również stał się jej kontynuatorem. Ponadto poświęcił się jeszcze innej pasji, z której był najbardziej znany – historii sztuki. W momencie, w którym rozpoczyna się akcja książki, a więc w okresie przed wybuchem II wojny światowej, Karol ma 33 lata i jest doktorem na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Autorka w Obrońcy skarbów… stara się przybliżyć wojenne dzieje bohatera, jak również polskich dóbr kultury, szczególnie tych krakowskich. Są one w zasadzie związane ze sobą, gdyż to Estreicher najpierw uczestniczył w gorączkowym pakowaniu ołtarza Wita Stwosza, a następnie eskortował go do miejsca jego ukrycia w Sandomierzu. Po wybuchu wojny udał się na zachód Europy, gdzie brał udział w tworzeniu dokumentacji polskich strat, która została następnie wydana w postaci drukowanej pt. Straty kultury polskiej. Katalog strat kultury polskiej pod okupacją niemiecką 1939–1944.
Obok informacji ważnych z punktu widzenia tematyki książki, w publikacji pojawiają się też te, które mają za zadanie budować tło i sprawiają, że reportaż – jak go określa autorka – czyta się dość przyjemnie. Niemniej, M. Grzywacz nie uniknęła drobnych potknięć. Niektóre informacje są podawane – zdaje się – trochę na siłę. Przykładem może być wspomniana w paru miejscach fascynacja Estreichera kobietami, która być może w zamyśle autorki miała dodać pikanterii całej narracji. Dziennikarka pozwoliła sobie na „przyjęcie wersji„ wydarzeń (do czego zresztą sama się przyznaje – ”na potrzeby publikacji”)1. Ten wątek jest mało istotny dla fabuły, jednak może budzić wątpliwości, zwłaszcza w kontekście deklaracji zawartej w posłowiu: „W całości oparłam ją [publikację – przyp. A.C.] na faktach, rzetelnych artykułach prasowych i wiarygodnych stronach internetowych”2. Niestety żadna ze stron internetowych nie została wspomniana w bibliografii.
Książkę wydano w twardej oprawie, z wkładką na papierze kredowym oraz z kolorowymi i czarno-białymi fotografiami. Tekst napisano poprawnym językiem. Monografia posiada bibliografię i przypisy, nie odsyłają one jednak do konkretnej literatury, nawet jeśli wprowadzają jakieś informacje.
Obrońca skarbów… wpisuje się w nurt publikacji, które jako reportaże historyczne – lub aspirujące do tej formuły – przybliżają dzieje zabytków w okresie wojennej zawieruchy. Wśród nich warto wspomnieć o Grabieży Europy, Obrońcach dzieł sztuki, Skarbach nazistów oraz Sztuce zagrabionej3. Książka o Karolu Estreicherze zdecydowanie ma charakter popularyzatorski (o czym stanowi m.in. niezbyt oczywista kwestia rzetelności stron internetowych i ich brak w bibliografii), ale ze względu na tematykę i osobę Karola Estreichera jest pozycją wartą uwagi.
Plus minus:
Na plus:
+ sposób prowadzenia narracji
+ tematyka
Na minus:
- wrażenie „lekkiego” traktowania źródeł
Tytuł: Obrońca skarbów. Karol Estreicher – w poszukiwaniu zagrabionych dzieł sztuki
Autor: Marta Grzywacz
Wydawca: Wydawnictwo Naukowe PWN
Rok wydania: 2017
ISBN: 978-83-01-19214-3
Liczba stron: 295
Okładka: twarda
Cena:
Ocena recenzenta: 7/10
Redakcja merytoryczna: Marcin Tunak
Korekta językowa: Jagoda Marek
- M. Grzywacz, Obrońca skarbów. Karol Estreicher – w poszukiwaniu zagrabionych dzieł sztuki, Warszawa 2017, s. 97. [↩]
- Tamże, s. 268. [↩]
- H. N. Lynn, Grabież Europy. Losy dzieł sztuki w Trzeciej Rzeszy i podczas II wojny światowej, Kraków 1997; R. M. Edsel, B. Witter, Obrońcy dzieł sztuki. Alianci na tropie skradzionych arcydzieł, Wrocław 2010; W. Kalicki, M. Kuhnke, Sztuka zagrabiona. Uprowadzenie Madonny, Warszawa 2014; D. A. Kenneth, T. P. Savas, Skarby Nazistów. Poszukiwanie łupów III Rzeszy, Warszawa 2015. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.
Karol Estreicher - wielki Polak.
Nie tylko Karol Estreicher był zasłużony w ratowaniu skarbów polskiej kultury w czasie wojny i ich rewindykacji po wojnie. Warto przypomnieć choćby Jerzego Szablowskiego i Stanisława Lorentza. Jerzy Szablowski miał swój udział w sprowadzeniu do Polski skarbów wawelskich. Pamiętam mroźny dzień chyba 1961 roku, gdy stałem w długiej kolejce do warszawskiego Muzeum Narodowego, gdzie były eksponowane między innymi arrasy i Szczerbiec, które dopiero co wróciły z Kanady.
I jeszcze jedno: Estreicher, Lorentz, Szablowski i inni - prowadząc rewindykację skarbów polskiej kultury - działali na Zachodzie z upoważnienia i w imieniu komunistycznych władz Polski Ludowej. Trzeba to podkreślić, bo - jak czytamy między innymi w Wikipedii pod hasłem „Arrasy” - ” Rządowi RP na uchodźstwie chodziło o to, aby uniemożliwić powrót gobelinów do będącej w strefie wpływów ZSRR Polski.” Krótko mówiąc - polskiej emigracji politycznej chodziło o to, aby nas - Polaków mieszkających w kraju - pozbawić możliwości kontaktu z tymi skarbami. W ten sposób chcieli zrobić na złość komunistom.
przepraszam, rozpędziłem się. Szczerbiec wrócił nieco wcześniej, w 1959 roku.
I ci wspaniali komuniści odbudowali Zamek Królewski w Warszawie dopiero na przełomie lat 70/80.
Mogę całkowicie zrozumieć takie działania polskiego rządu na obczyźnie, który nie chciał oddać polskich dzieł sztuki uzurpatorom reprezentującym wprost sowiecką tradycję narodową. Fakt, potem rządy komunistyczne po części się ucywilizowały, ale mimo wszystko to byli po prostu zdrajcy polskiej tradycji narodowej.
Estreicher, Lorentz i Szablowski jako „uzurpatorzy reprezentujący wprost sowiecką tradycję narodową” oraz „zdrajcy polskiej tradycji narodowej”?! Powtarzam - w swoich staraniach o rewindykację polskich skarbów oni reprezentowali komunistyczne władze Polski Ludowej. Po zakończeniu hitlerowskiej okupacji oni mieli wszystkie możliwości wyjazdu na emigrację. Pozostali w kraju, bo wiedzieli, że działając pod rządami komunistów najlepiej będą służyć Polsce. I faktycznie - ich działalność przyniosła Polsce wiele dobrego. A co zrobiliby na emigracji? Kolega Bilbo próbuje nas przekonać, że wawelskie skarby powinny jeszcze przez następne dziesięciolecia leżeć w podziemiach banku w Kanadzie, zamiast zdobić komnaty zamku królewskiego na Wawelu. Postawa kolegi Bilbo potwierdza, że słowo: „antykomunistyczne” oznacza w pewnych warunkach: „antypolskie”.
„antykomunistyczne„ = ”antypolskie”
WOW
ale wszystko tłumaczy o piszącym
Kolega Komar jak zwykle przekręca i nadinterpretuje moje słowa. Nigdzie nie napisałem, że Estreicher i reszta reprezentowali „sowiecką tradycję narodową”. Reprezentowały ją kolejne rządy PRL (to - moim zdaniem - jest niezaprzeczalnym faktem). Co do władz emigracyjnych - chodziło mi to (i tylko o to), że doskonale rozumiem dylematy tych ludzi. Nie twierdzę, że ich postawa była słuszna, ale - jeszcze raz napiszę - rozumiem te wszystkie bolesne dylematy. Zresztą w wypowiedziach kolegi Komara przebija taki brak całkowity brak szacunku dla emigracji. A czy w wyniku tego, co nastąpiło w wyniku II wojny światowej, ci Polacy nagle stracili patriotyzm? Bo co? Nie zaakceptowali komuny w swojej ojczyźnie?
Zresztą też się można zastanawiać, czy taki Estreicher traktował swoją działalność w zakresie odzyskiwania dzieł polskich dzieł sztuki jako misję na rzecz władz PRL czy narodu polskiego. Podejrzewam, że raczej to drugie, a że na ziemiach polskich uzurpatorsko rządzili komuniści, to podszedł do sprawy pragmatycznie.