Harmata! Moja, psiakrew! |
Zapomniani? Ależ przecież wszyscy znamy gospodarza z Rzędowic, Wojciecha Bartosa, który za zdobycie armaty rosyjskiej baterii pod Racławicami otrzymał od Naczelnika Kościuszk i patent oficerski i nazwisko szlacheckie Głowacki. Pamiętamy też piechotę wybraniecką króla Batorego i… No właśnie, co więcej pamiętamy prócz tego z chłopskich formacji w Wojsku Polskim?
Mit racławickiej kosy stał się tak potężny, że kosynierzy – ta improwizowana milicja spod krakowskich miejscowości – przysłoniła rzeczywisty obraz kościuszkowskiej armii. Nie można się temu dziwić. Generałowi Tadeuszowi Kościuszce udało się naprawdę dużo – spowodował, że drgnął stan trzeci – nieuświadomiony jeszcze narodowo i spętany pańszczyzną „olbrzym„ – chłopi. Na modłę rewolucyjnej armii francuskiej, kazał im uzbroić się w piki i kosy i rzucił do walki na rosyjską baterię pod Racławicami… Jednak jak się dobrze nad tym zastanowić, toż to szaleństwo – z kosami i siekierami iść na ziejące kartaczami działa! Ale generał wiedział co robi; podprowadził chłopów wąwozem chroniącym ich od ostrzału, skrócił przez to dystans dzielący atakujących od baterii, a ci swego naczelnika nie zawiedli – w krótkim i gwałtownym ataku dopadli rosyjskich artylerzystów i osłaniających ich jegrów i nie rozumiejąc słowa ”Pardon”, wszystkich wycięli.
„Pierwszy w ataku tym skoczył na baterię i czapką swą przykrył zapał armaty Wojtek Bartos, gospodarz z Rzędowic, poddany starosty kniazia A[ntoniego] Szujskiego” – pisał Edmund Jezierski w swej wydanej w 1916 roku broszurze Jak walczyli chłopi o wolną Polskę. Za ten wyczyn został wyróżniony przez generała Kościuszkę patentem oficerskim i nobilitacją, a książę Szujski zwolnił Wojciecha i jego rodzinę z powinności pańszczyźnianych. Musiał się przy tym nieco zdziwić książę paradoksem ludzkiego losu, gdyż należący do niego Bartosz był wcześniej znanym w okolicy warchołem, który gorzałki nigdy nie odmawiał i prał się pod karczmą z parobkami, co gospodarzowi niezbyt przystawało. Po prawdzie, to Szujski wysyłając rozrabiakę do wojska, liczył, że będzie miał we wsi Rzędowiec spokój…
Grenadierzy nie kosynierzy
Niedługo cieszył się Głowacki swą nobilitacją i patentem oficerskim. W następnej bitwie pod Szczekocinami nie udał się już Kościuszce ten sam fortel, co pod Racławicami. Jego kosynierzy zostali zdziesiątkowani, a dzielny porucznik Głowacki ciężko ranny. Zmarł zaraz potem w kieleckim lazarecie. Nie od razu też gospodarz z Rzędowic zyskał nieśmiertelną sławę, ale do tego jeszcze wrócimy.
Naczelnik Kościuszko nadał swej chłopskiej milicji zaszczytne miano grenadierów i nie była to tylko propagandowy slogan. W istocie tym wskazywał, jak widział dalszą rolę kosynierów w armii. Kosy, piki i siekiery chciał – i to jak najszybciej – zamienić im na karabiny z bagnetami i granaty, by jak prawdziwi grenadierzy, mogli przełamywać nieprzyjacielskie szyki nie tylko białą bronią, ale i ogniem. Kosy to była tylko improwizacja – potrzeba chwili. I miał generał jeszcze jeden plan. Uczestnicząc w rewolucji amerykańskiej, zobaczył jak osadnicy i traperzy dziesiątkują brytyjskie oddziały ze swych sztucerów. Kilku strzelców – których dziś nazwalibyśmy wyborowymi lub snajperami – potrafiło sparaliżować na leśnym dukcie całą kolumnę czerwonych kurtek… A nie inaczej już od czasów potopu szwedzkiego czynili w swej puszczy Kurpie! O ich skuteczności przekonał się w dobie wojny północnej król szwedzki Karol XII, któremu kurpiowscy strzelcy zdziesiątkowali kawalerię.
Nie był jednak Kościuszko pierwszym, który zwrócił uwagę na Kurpiów. Już podczas obrad sejmu czteroletniego projekt stworzenia z Kurpiów korpusu strzelców celnych ogłosił hrabia Jan Potocki, tak, ten sam, który napisał później Rękopis znaleziony w Saragossie. Miał hrabia w Warszawie opinię wielkiego ekscentryka i jego projekt potraktowano jako jeszcze jedno dziwactwo – wykpiono go powszechnie, ale nie wszyscy się śmiali. Poważnie podeszli do niego książę Józef Poniatowski i generał Kościuszko właśnie. Udało im się wystawić kilka oddziałów strzeleckich w wojnie z Rosją w 1792 roku. Zdołał też naczelnik Kościuszko podczas insurekcji poruszyć Kurpiów, ale nie zdążył już stworzyć z nich korpusu strzeleckiego. Klęska pod Maciejowicami przekreśliła jego plany… Kiedy leczącego się z ran i uwięzionego generała odwiedziła caryca Katarzyna II, ten wręczył jej szczególny dar – chłopską sukmanę, którą przywdział po zwycięstwie pod Racławicami. Tym samym dał do zrozumienia imperatorowej, że wygrała bitwę, ale to dopiero początek wojny…
Narodziny mitu
Mit racławickiej kosy zabrali z sobą na tułaczkę weterani kościuszkowskiej insurekcji. Wielu z nich szybko odnalazło nadzieję pod sztandarami niezwyciężonego generała Napoleona Bonapartego. Ten sformował z nich Legiony. Wstąpił do nich między innymi Stach Świstalski, drugi po Bartoszu Głowackim nobilitowany i awansowany na oficera kosynier pod Racławicami. Demokratyczny duch panował w szeregach Legionów i wiara, że po powrocie do kraju, będzie można skończyć co zaczął Kościuszko. „Na to wszystko jedne głosy:/ «Dosyć tej niewoli/ mamy racławickie kosy,/ Kościuszkę Bóg pozwoli” – śpiewali legioniści w Mazurku Dąbrowskiego. Lecz nie dane im było spełnić tego marzenia. „Bóg wojny” zamiast nad Wisłę i Wartę, wysłał ich do tłumienia powstania na San Domingo i wytracił tam Legiony. Kiedy znowu zaczął wojnę z zaborcami Rzeczypospolitej, Polacy wystawili nowe wojska, ale nie było w nich mowy o kosynierach. Nie mogło być miejsca na taką improwizację w profesjonalnej Wielkiej Armii cesarza Napoleona. Chociaż żołnierze w krakowskich sukmanach w niej służyli – krakusi stali się najskuteczniejszą formacją kawaleryjską w walce z rosyjskimi kozakami.
Kosynierzy znowu pojawili się w powstaniu listopadowym – ale nikt w polskich szeregach nie krył, że jest to „broń rozpaczy„ wobec przytłaczającej przewagi rosyjskiej. Nie chciano też poruszać mas chłopskich, jak wcześniej planował to Kościuszko. Nie przypominano chłopom o Racławicach ani o Bartoszu Głowackim. I pewnie dzielny porucznik grenadierów krakowskich zostałby zapomniany, jak jego towarzysz broni Stach Świstalski gdyby nie inny gospodarz z małopolskiej wsi, tym razem ze Smarzowej, a nazywał się on… Jakub Szela. Tak, dzięki ”upiorowi” z Wesela Wyspiańskiego, przywódcy największego i najtragiczniejszego buntu w historii nowożytnej Polski, Bartosz Głowacki znalazł się w pierwszym szeregu panteonu bohaterów polskich.
Wstrząs, jaki spowodowała rabacja galicyjska, doprowadził do tego, że zaczęto szukać kogoś, kto swym przykładem odciągnąłby wieś od rewolucyjnych zapędów i pokazał jej mieszkańcom, że nie są „cesarskimi”, lecz polskimi chłopami. Znaleziono takiego bohatera w osobie kosyniera Bartosza Głowackiego. Na masową skalę zaczęto drukować wcześniej mało znany wiersz Gustawa Ehrenberga Bartłomiej Głowacki, napisany w latach trzydziestych XIX wieku. Brzmiał on tak: „Hej tam w karczmie za stołem/ Siadł przy dzbanie Jan stary:/ Otoczyli go kołem,/ On tak mówił do wiary:/ «Ja mówiłem wam nieraz,/ Że dziś zuchów już mało;/ Wiara, bracia, źle teraz; Dawniej lepiej bywało!/ Za mych czasów to słynął/ Kum Bartłomiej Głowacki;/ Od Moskali on zginał,/ Oj, to krakus był gracki!”.
Tę ludową przypowiastkę kolportowano na masową skalę i czytano niepiśmiennym po kościołach, w szkołach ludowych i także w knajpach. Bartosz Głowacki stał się idolem pozytywnym, przeciwwagą dla „zaprzańca” Szeli. W ślad za wierszem pojawiły się druki z jego wizerunkiem. Jan Matejko umieścił go obok naczelnika w swym monumentalnym obrazie Kościuszko pod Racławicami, a atak kosynierów na rosyjską baterię od 1894 roku można było podziwiać we Lwowie na Panoramie Racławickiej. Nieprzypadkowo wiec chłopski zorganizowany we lwowskiej rotundzie Panoramy stał się katalizatorem ruchu ludowego w Galicji, a następnie w całej Polsce.
Po Bartoszu Głowackim i kosynierach, przypomniano sobie też o innych precedensach chłopskiej walki za ojczyznę – do mitu kosynierów dołączył mit piechoty wybranieckiej i chłopskich partyzantów z potopu szwedzkiego. Kosa osadzona na sztorc zyskała miejsce obok szlacheckiej (husarskiej) karabeli.
Przebudzenie olbrzyma
„Chłop potęgą jest i basta!” pisał nieco ironicznie Stanisław Wyspiański w Weselu, ale szybko okazało się, że odrodzona w 1918 roku Polska bez tej „potęgi” sobie nie poradzi. Mimo aktywizacji politycznej, społecznej i obywatelskiej wsi, większość chłopów do armii szła niechętnie. Rozporządzenia poborowe Wojska Polskiego sabotowano równie, a nawet jeszcze bardziej niż te wydawane wcześniej przez władze zaborcze. Zarówno w byłej Kongresówce, jak i Galicji oraz byłym zaborze pruskim chłopi pamiętali, że uwłaszczyli ich cesarze i od nich dostali ziemię. Niewielu pamiętało starania Rządu Tymczasowego z czasów powstania styczniowego czy inne inicjatywy. Świadomość narodowa też była jeszcze niska, ale historia znowu przyspieszyła – w 1920 roku. Kiedy w granice Rzeczypospolitej wdarła się Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona, wśród ochotników idących na wojnę, chłopów nadal było niewielu. W końcu zrozumiano w Warszawie, że za pomocą samych obwieszczeń mobilizacyjnych niewiele się wskóra. Także mimo drakońskich kar i oddziałów zaporowych, Wojsko Polskie nękały dezercje, a dezerterzy mogli liczyć na przychylność i pomoc na wsi.
Nieprzypadkowo więc na czele Rządu Obrony Narodowej stanął Wincenty Witos – gospodarz z Wierzchosławic i przywódca ruchu ludowego, nieprzypadkowo ogłoszono, że po wygranej wojnie zostanie wreszcie przeprowadzona reforma rolna. Być może i te poczynania byłyby niewystarczające, gdyby nie okazało się, że Armia Czerwona jest tylko robotniczo-chłopska z nazwy, że to bezwzględni najeźdźcy, którzy grabią i palą wszystko co napotkają na swej drodze. Latem 1920 roku dezerterzy z polskiej armii już nie mogli czuć się bezpiecznie w wiejskich zagrodach – byli wydawani bez pardonu policji lub wojsku, a w jego szeregi zaczęło wstępować coraz więcej chłopskich synów. Do walki z bolszewicką nawałą stanęła prawdziwa chłopska armia – Wojsko Polskie.
Po wojnie służba wojskowa dla wielu chłopów stała się szansą na awans społeczny. Armia II Rzeczypospolitej była też największą „szkołą ludową” – w której uczono nie tylko pisania i czytania, ale też wielu fachów ułatwiających życie w cywilu. Kiedy we wrześniu 1939 roku Niemcy i Sowieci uderzyli na Polskę, niejednokrotnie doświadczyli jak groźna i straszna jest polska piechota idąca do ataku na bagnety – tradycja kosynierów okazała się żywa.
Wiejską gwarę można było usłyszeć zarówno w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, jak i w Wojsku Polskim idącym od wschodu. Wieś włączyła się powszechnie do konspiracji, co pierwszy odczuł legendarny major „Hubal”. Powstało też – nigdzie indziej niespotykane w okupowanych przez Niemców krajach – chłopskie wojsko, Bataliony Chłopskie, które były drugą po Armii Krajowej siłą zbrojną i w 1943 roku po akcji scaleniowej stały się jej częścią. Tak mit piechoty wybranieckiej i kosynierów stawał się rzeczywistością, a upośledzona przez wieki chłopska warstwa zyskiwała pełnoprawne miejsce w społeczeństwie polskim.
Pamięta się mit racławickiej kosy, piechoty wybranieckiej króla Batorego, Naczelnika insurekcji w chłopskiej sukmanie i jego grenadiera Bartosza Głowackiego, ale czy pamiętasz się dostatecznie, co pod tym mitem się kryje? Czy zna się to ziarno prawdy tkwiące w legendzie? Czy eksponuje się drogę, jaką musieli pokonać chłopscy rekruci, by stać się pełnoprawnymi obrońcami ojczyzny? Iluż chłopskich bohaterów pamięta się z licznych wojen jakie prowadziła Rzeczpospolita? Czy dziś aby nie przemilcza się roli Batalionów Chłopskich? Tak, chłopscy żołnierze są wciąż zapomniani – legendarni wybrańcy Batorego i kosynierzy, a czemu jeszcze nie harnicy, kurpiowscy strzelcy, krakusi, żołnierze 20 roku i bechowcy?... Lista jest znacznie dłuższa, a historia ich pasjonująca.
Więcej informacji o historii chłopskich formacji w Wojsku Polskim znajduje się w książce Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim, która ukazała się nakładem Znak.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.