Nowa Huta ma 60 lat - wspomnieniowy spacer


Nowej Hucie stuknęło w tym roku 60 lat. Jakkolwiek kombinat (czyli hutę) planowano już kilka lat wcześniej, to pierwsze łopaty zaczęto wbijać w ziemię w ’49 r., początkowo bez ogólnego planu całości, wyznaczone były jedynie granice kombinatu - potem, zgodnie z założeniami zupełnie nowego miasta - dzielnicy Krakowa.

Opis i dzielnicy i terenów miasta poniżej będzie różnił się od typowego przewodnika, będą to raczej refleksje czy wspomnienia związane z dzielnicą, doprawione historią i ciekawostkami - które jako mieszkaniec tego terenu przez niemal trzy dziesiątki lat widzę inaczej niż książeczka: „co ciekawego i wartego zobaczenia...” widzę. Zapraszam do lektury.

Aleja Zachodzącego Słońca

Jeszcze kilkanaście lat temu, układ ulic był zupełnie inny niż obecnie - nie istniała tzw. Aleja Zachodzącego Słońca (nieformalna nazwa alei. Bora - Komorowskiego - trzypasmowej ulica biegnąca poniżej hipermarketów Obi i Krokus). Wówczas od zachodniej strony najwygodniej wjeżdżało się ulicą Dobrego Pasterza. Jadąc ową drogą, nieco do góry, węższą niż obecnie, ograniczonej po obu stronach drzewami, z prawej strony mając rachityczny chodnik, za nim zaś - rozlegle tereny KBM-u (czyli Kombinatu Budownictwa Mieszkaniowego), ze zniszczonym, dziurawym wjazdem pełnym zdezelowanych Starów i Jelczów, w tle wysokie silosy,  po lewej zaś zwykle pola, gdzie co wiosnę i co jesień można było zobaczyć normalną uprawę roli, w lecie zaś żniwa. Wrażenie było takie jakby wyjeżdżało się z miasta (Krakowa) – niskie bloki się skończyły, duże zakłady przemysłowe z jednej, drzewa wzdłuż wąskiej drogi... Dopiero wyjazd na szczyt niewielkiego podjazdu i zjazd w dół wywoływał zdziwienie – niemal jak od linijki wyrastały bloki – te wyższe i te niższe – poniżej nas – akademiki Politechniki, powyżej pierwsze bloki os. Oświecenia i os. Tysiąclecia, nieco dalej – Dywizjonu 303. Kolejne zdziwienie budził fakt, że wszystkie one tonęły w zieleni.

Podróż po Nowej Hucie

To zdziwienie będzie nam towarzyszyć w całej podróży poprzez Nową Hutę - parki, przestrzenie porosłe najzwyklejszą trawą, puste przestrzenie... wszystko to sprawia, że tak naprawdę nie czuć ciasnoty, tak typowej dla „blokowisk”, że zawsze można przysiąść na ławeczce w cieniu drzewa, a jakiś niewielki park (czasem zwany nie wiadomo czemu plantami) jest chyba na każdym osiedlu.

Poniżej naszej trasy spaceru (czyli skrzyżowania Dobrego Pasterza/Andersa) znajdują się wspominane już akademiki - a nad nimi idzie wąska dróżka kończąca się pod dużym nasypem oraz idące w stronę przejścia podziemnego. Jeszcze dwadzieścia lat temu - to tamtędy normalnie jeździło się w stronę Dobrego Pasterza, a na sąsiednim osiedlu znajdowała się pętla autobusowa (dwóch linii 129 i 142) - już nieistniejąca. Za akademikami byo niegdyś szczere pole - dokładniej stare lotnisko Rakowice – Czyżyny. Podchodząc bliżej można było zobaczyć stare wyszczerbione płyty betonowe, stanowiące „od zawsze„ miejsce w którym można było popisać się umiejętnościami jazdy samochodem, lub uczyć się tam jeździć. Przez długi okres czasu spacerując można było oglądać tam wszelkiego rodzaju wyeksploatowane maszyny i pojazdy jakie wykorzystywano w budownictwie. Samo lotnisko zaś, założone na początku XX wieku, było pierwszym lotniskiem przejętym przez Polaków w październiku i listopadzie ’18 r, wraz z samolotami tam stacjonującymi tworząc zaczątek „Skrzydlatej Polski„. W czasie II wojny światowej wykorzystywali je także Niemcy, a potem coraz rzadziej do lat 60 tych. Obecnie jest miejscem wszelkich imprez ludycznych czy pokazowych. Tuż obok niego znajduje się Muzeum Lotnictwa gdzie oglądać można na polu czy w halach większość rodzajów maszyn jakie latały nad naszymi głowami. Sam pas startowy od zawsze był otoczony, na wpół nielegalnymi ogródkami działkowymi. Dopiero w ostatnich kilku latach wybudowano tzw. Park Technologiczny, którego architektura troszkę nie pasuje do tego miejsca. Poniżej obecnej alei W. Andersa, mającej na początku lat 90 – tych zupełnie inny przebieg, można było zobaczyć resztki schronów wokół lotniska, zaniedbanych, częściowo zasypanych. Obecnie można wejść chyba tylko do jednego położonego przy ”dzikim” chodniku łączącym os. Dywizjonu 303 ze skrzyżowaniem powyżej.

Patrząc w lewo od skrzyżowania, najpierw nasz wzrok napotyka jeden z całej masy parków, potem niskie bloki i kolejny pagór. Geologicznie są to „brzegi” Pradoliny Wisły. Okupują je osiedla budowane w latach 60-tych i 70 – tych. Idąc w tamtą stronę za kilkanaście minut będziemy wspinali się na kolejny niewysoki brzeg i dojdziemy do jednego z kilku co najmniej fortów znajdujących się na terenie dzielnicy. W znakomitej części są one zaniedbane lecz, zawsze zarośnięte drzewami, stanowiąc kolejne niewielkie oazy zieleni miejsca zabaw, spacerów. Przechodząc przez linię dość wysokich krzewów staniemy na polu ornym. Jak gwałtownie miasto się zaczyna tak samo się kończy. Kilkanaście lat wstecz, nieco ponad dziesięć nawet, z bloków znajdujących na obrzeżach dzielnicy z ostatnich pięter roztaczała się panorama na zwykle tereny wiejskie, rozdzielone od parkingu przyblokowego czasem tylko półmetrową scieżką... Tak jakby ktoś wyciął nożyczkami teren wokół bloków i nałożył go na zieloną kartkę w zupełnie innym miejscu.

Przechodząc nasze „nieśmiertelne„ skrzyżowanie, nieco dalej po lewej stronie miniemy stację Orlenu – jedną z pierwszych stacji benzynowych na terenie dzielnicy. Do tej pory mimo „ozdobników„ zachowała w dużej części urok starych pompiarni CPN-u. Obok niej rozłożyły się dwa osiedla Strusia i Kalinowe – znakomita większość „substancji mieszkaniowej„ to niskie czteropiętrowe bloki budowane za późnego Gomułki, niejeden ma tablicę: „Blok wybudowany w całości ze składek OHP”, ”blok wybudowany...” Mieszkania małe dwu-trzypokojowe, bez balkonu czterdzieści kilka metrów kwadratowych, zamieszkiwane przez tych którzy je zasiedlali lub ich dzieci przy tym - wszechobecna zieleń. Chodząc między blokami poprzez parki można zauważyć że na terenie ”niczyim” jest szkoła podstawowa, przedszkole, czasem nawet żłobek. To kolejny wyznacznik N.H. – cala niemal infrastruktura – jest na wyciągnięcie ręki, dzieci nie przechodzą przez żadną główną drogę by znaleźć się w szkole, obok niej boisko. Nie trzeba daleko jeździć – wszystko pod ręką.

Poniżej tych dwóch osiedli – widać kilka ledwie bloków i znów zieleń. Dwa duże osiedla wybudowane na terenie (jeszcze) dawnego lotniska. Rozdziela je pas startowy – niezabudowane kilkaset metrów, park na jednym z nich... Przestrzeń, zieleń. Wygląd bloków wskazuje – że budowano je nieco później – lata 70-te i 80-te.Na pierwszym z nich – Dywizjonu 303 znajduje się największa szkoła podstawowa (kiedyś S.P. 52) w Krakowie, nie tylko w N.H. – w najlepszych czasach uczyło się w niej niemal 3000 dzieciaków, podzielonych na ogromne ilości klas (możliwe nawet że około 90 – 100...). Obecnie jest tam wszystko: podstawówka, gimnazjum, liceum i coś jeszcze. Przechodząc przez pas startowy w tle majaczą nam hale – w teorii są to zabytkowe hangary po zabudowaniach, a praktyce przez cale lata była tam zajezdnia autobusowa, a po kolejnym remoncie i zmianie układu komunikacyjnego została zlikwidowana – i można bez problemu dojrzeć wybite okna, zniszczoną elewację... Niestety coraz częściej chodząc po tych parkach czy pustych terenach między blokami można dostrzec place budowy – tak zwane dogęszczenie. Powstają potworki niskie bloki, ogrodzone płotem, bramy wjazdowe na pilota, przez okno można widzieć co się dzieje u sąsiada, a nawet zobaczyć jaką sałatkę do obiadu kupił. Takie coś niszczy pewien charakter dzielnicy, która zawsze była i przestrzenna i zielona a nie ciasna i zabudowana do granic możliwości.

Idąc dalej al. Wł. Andersa mijamy po lewej Dom Handlowy Wanda – a z lewej dochodzą tory kolejowe. Idąc wzdłuż nich „w górę” dojdziemy do nieczynnej już zajezdni tramwajowej – w sąsiedztwie osiedla Wysokiego i Złotej Jesieni. Jest to kolejny symbol tego jak szybko rozwijała się dzielnica, jak szybko infrastruktura. Kolejną zajezdnią była na osiedlu Piastów, w końcu podwójna (autobusowo–tramwajowa) na Mistrzejowicach. Na terenie os. Wysokiego znajduje się III L.O., które założone w Krakowie na początku wieku XX zostało w l. 60 tych przeniesione na teren szybko rozwijającej się dzielnicy, znajdując się wtedy na niemal jej obrzeżach. Przez przypadek dotknęliśmy jeszcze jednego ciekawego problemu. Jakkolwiek N.Huta podzielona jest na osiedla to istnieje kolejny równoległy podział terenów dzielnicy. Istnieje tzw. Stara Nowa Huta (ograniczona ulicami: Bulwarową - Kocmyrzowską  - Bieńczycką – Rondem Czyżyńskim – Al. Jana Pawła II  – ok. Klasztornej), oraz dokładnie opisane osiedla istniejące na terenach dawnych wsi: m.in. Czyżyny, Mistrzejowice czy Bieńczyce.

Po drugiej stronie od D.H. Wanda jest osiedle Albertyńskie. Jego nazwa to efekt dekomunizacji nazw po ’89 r. - według mnie zbędnej i przeprowadzonej źle. Usunięto nazwy osiedli mające ścisły związek z rozwojem dzielnicy – określającej n.p. jej zasięg w danym okresie (np. XXV- lecia PRL, czy XXX- lecia), w zamian nazywając je (osiedla, ulice) imionami świętych i innymi nie współgrającymi z pozostałymi– które jakkolwiek same z siebie są dobre ale... Są osiedla Wysokie, Na Lotnisku, Kalinowe czy Strusia; są te związane z historią Polski: Jagiellońskie, Kazimierzowskie, Piastów; są te w której widać rocznice: Tysiąclecia (i owe lecia PRL-u) w końcu wojskowo – wojenne: Kościuszkowskie, Bohaterów Września, II Pułku Lotniczego... Po prostu wymyślając nowe nazwy naruszono coś co już istniało. Dla niektórych mieszkańców jest to pewien zgrzyt. Mnie osobiście także się to nie podoba. W końcu to jest wyjątkowa dzielnica.

Niemal na pograniczu os. Alertyńskiego znajduje się Hotel Lipsk, wcześniej dom robotniczy, a jeszcze w latach 80-tych i na początku 90-tych siedziba OHP. Idą dalej al. Wł. Andersa coraz bliżej pojawiają się zupełnie inne bloki, lecz za nim do nich dojdziemy – po lewej stronie o jakieś 10 minut spacerem jest oddalony kościół Arki Pana, zwany przez mieszkańców po prostu – Arką. Pierwszy kościół w ateistycznej, w założeniu dzielnicy, wywalczony w zamieszkach i po protestach, wybudowany w latach 60 tych i na początku 70 tych... Jest jednym z dwóch lub trzech kościołów które tak naprawdę pasują do dzielnicy, do jej charakteru, do historii. Znakomita większość nowych budowli sakralnych razi swoją architekturą, lub jej brakiem. Wracając z powrotem do głównej drogi naszego spaceru powoli cofamy się w przeszłość, zmienia się wygląd osiedli. Niskie kilkupiętrowe bloki, na całej długości ustawione frontem do chodnika, w zasadzie brak przejść między nimi. Zanim dotrzemy do kolejnych świateł mijamy po lewej neoklasycystyczny budynek kina Świt. Stosunkowo niewielkie kino, żyjące dość długo z wycieczek szkolnych nie przetrwało próby czasu. A szkoda... Przy kolejnym skrzyżowaniu stańmy na chwilę koło jednego z budynków na osiedlu Zgody. Kolo nas jest tabliczka, jakich ostatnio wiele na terenie dzielnicy upamiętniających ważne wydarzenia lub ciekawostki architektoniczne. Ta część to już tak zwana Stara N.H., której układ architektoniczny był z góry określony już na etapie projektowania, a wszelkie zmiany stylów odbywały się w ramach z góry ułożonych założeń. Cztery osiedla cztery różne style, od czystego socrealizmu – do niskich bloków tak typowych dla lat sześćdziesiątych. W tym budynku (bodajże nr 2) znajduje się symbol „niezależności„ tej dzielnicy. W tym budynku tylko mieszkańcy N.H. mogą załatwić swoje sprawy bez wyjeżdżania do miasta, do Krakowa. Są to resztki symboli mówiących o tym, że dzielnica miała być początkowo niezależnym miastem, z Ratuszem, niezależnymi władzami. Tuż obok jest zawodowa jednostka Straży Pożarnej i Szkoła Aspirantów Pożarnictwa. Patrząc na układ zabudowy okaże się że to co widzimy z zewnątrz to tylko część, w środku, wewnątrz znajduje się wszystko co niezbędne by osiedle mogło funkcjonować, a przejścia – „przełączki„ umożliwiają przechodzenie „na skróty„. Co ciekawe w czasach Stanu Wojennego właśnie te rozwiązania najwięcej problemów dla oddziałów walczących z protestującymi, którzy znając doskonale układ przejść znikali w bramach i pojawiali się w zupełnie innym miejscu.... Nieco dalej dochodzimy do Placu Centralnego (obecnie jak i wcześniej był imienia ale nikt owego patrona nie uznaje). Dopiero tutaj można poznać przestrzeń, wielkość i zasady założeń nowego miasta, nakreślonych przez inż. Tadeusza Ptaszyckiego oraz jego ekipę, podówczas bardzo młodego architekta (ur. 1908). Ogrom jego dzieła widać w samy układzie Placu (n.b. dla wielu mieszkańców do tej pory iść na Plac – oznacza iść na Plac Centralny; iść na miasto – na Rynek). Z jego narożników odchodzą główne arterie, szerokie dwupasmowe z torami tramwajowymi pośrodku. Na jego osi, zrealizowanej tylko w części jest szeroki deptak, obecnie z rabatami kwiatowymi, gdzie dawniej stal Lenin idący naprzód (dokładniej na Zachód). Sam pomnik wzbudzał spore kontrowersje, z jednej strony wpisał się na stale w to miejsce, z drugiej tyle samo zwolenników miała opinia by go wysadzić. Były takie próby ale się niestety nie udało. Zostal tylko przydomek – „Kuternoga”. Obecnie od wielu lat nie ma już pomnika, lecz brakuje czegoś co pasowałoby do samego charakteru budynków i otoczenia. Niestety na razie nic nie powstało, a klomby nie spełniają swej roli. Na przedłużeniu owego deptaka jest Aleja Róż – po lewej „od zawsze” istniejące sklepy w pasażu handlowym (m.in. Świat Dziecka, Paw), po prawej niewielki park, w którym można spotkać starszych ludzi, pijących wino czy grających w szachy albo warcaby. Miała w nim powstać Iglica stanowiąca przeciwwagę do nieistniejącego Ratusza, projektowanego na nie zamkniętej pierzei Placu. Ludzie ci (choć jest ich już coraz mniej) to budowniczy tego miasta, to oni z pasją pobijali kolejne normy, tracąc niejednokrotnie zdrowie stawiali kolejne budynki i brukowali ulice nowego miasta. To w takich warunkach działa się akcja Człowieka z marmuru. To tutaj stojąc i spacerując w okolicy Placu Centralnego czuje się zmianę którą była Nowa Huta i to co dokonała ona na tych terenach. Niestety ogromne koszty budowy, zmiany systemowe i wiatr zmian spowodował ze Plac Centralny jest niedomknięty z jednej strony, można spojrzeć daleko przed siebie by gdzieś daleko zobaczyć zarys miasta Krakowa. Wchodząc na tą ogromną łąkę mijamy kamień oraz obelisk w kształcie litery V poświęcony „Solidarności” i jej walce o nowe jutro. Po kilkunastu minutach zgiełk miasta, szum ulic zostaje daleko za nami. Wielka łąka, momentami będąca rezerwatem, pozwala kolejny raz dojrzeć kontrast jaki prezentuje sobą N.H., pozwala zobaczyć jak mocno miast wtargnęło na stare wsie podkrakowskie i jak wchłonęło je wiążąc się z nimi... Po dłuższym odpoczynku wracając na Plac mijamy kilka miejsc: po prawej ręce – istniejącą ”od zawsze” Cepelię, wchodząc tam można docenić to jak dopracowane były pierwotne założenia architektoniczne czy to wewnątrz, czy na zewnątrz. Podobny staż ma księgarnia Skarbnica, oraz Bar Mleczny. Oba funkcjonują, stając się czymś równie stałym jak miejsce na którym się znajdują. Są symbolem dzielnicy. Idąc dalej Aleją Róż, skręcamy w lewo i dojdziemy ”od tylu” do Teatru Ludowego, który po krytycznych artykułach w ówczesnej prasie miał nieść kaganek kultury w środowisku robotniczym. Zbudowany od podstaw zarówno jako budynek , jak i zespól (pierwsze przedstawienie – grudzień ‘55) nie miał ograniczeń związanych z przeszłością – zawsze wysoki poziom artystyczny, dużo awangardy,  owocowało silną pozycją Teatru, zaś od kiedy kieruje nim Jerzy Fedorowicz jego gwiazda świeci tak jasno jak nigdy więcej. Niemal vis - a - vis głównego wejścia  Teatru Ludowego stoi czołg IS-2 – pomnik, walczący na froncie II wojny światowej. Jest przy nim niewielka tabliczka informująca co i gdzie zniszczył. To także kolejny symbol. Starsi mieszkańcy, pamiętający lata 80 te potrafią wskazać miejsca w którym mieściła się składnica harcerska (os. Słoneczne), lub sklep papierniczy mający zawsze najnowsze plakaty czy inne akcesoria niezbędne w życiu wczesnej podstawówki (os. Górali). Nieco starsi – najlepiej zaopatrzony sklep muzyczny – w jednym z narożnych budynków Placu Centralnego, a nawet Pewex mieszczący się niegdyś przy Alei Przyjaźni...

Nowa Huta Centrum

Os. Centrum A w Nowej Hucie / Fot. Jakub Aleksejczuk Ten plik udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa–na tych samych warunkach 3.0 niezlokalizowana

Idąc od strony Placu Centarlnego w stronę Kombinatu (niegdyś Huty im Lenina, potem Huty im. T. Sędzimira, obecnie Mittal Steel) powoli obserwujemy zmieniającą się architekturę, niższe trzy – czteropiętrowe bloki, przypominające po obrysie zamki czy pałace. Na rogach budynków można zauważyć coś na kształt wież, wyższych o piętro, szerszych nieco od normalnych pierzei. Zbliżamy się do kolejnego osiedla po lewej. Jego nazwa – Szkolna – mówi wszystko. To tam w „dawnych„ czasach znajdowało się wiele Zespołów Szkól różnych specjalności. Jeszcze kilka kroków i kończą się domy a zaczynają niewysokie budynki, jedno – dwu piętrowe. Pierwsze jakie powstały na terenie nowego miasta. Ciągną się po prawej i lewej stronie. Grube ceglane mury przestrzenne mieszkania. We wspomnieniach inżynierów budujących miasto można przeczytać, że tempo budowy było tak duże, że powstawały one z zaimprowizowanych planów, po prostu trzeba było aby ludzie gdzieś mieszkali. Pierwsze łopaty pod ich budowę wbito już w czerwcu ’49 roku (ul. Mierzwy, os. Wandy). Dalej przed nami ogromna brama, wjazdowa, na niewysokim pagórku i dwa potężne budynki po bokach. Podchodząc bliżej można zauważyć wpływy renesansu – socrealizm w czystej postaci. Jest to główna brama kombinatu, obok pętla i napis na autobusach – Kombinat. Zmieniał się on zgodnie z realiami historycznymi – najpierw było Centrum Administracyjne HiL, potem CAHTS, obecnie tylko skromny „Kombinat„.. Potężne budynki, zwane z racji wyglądu dość często „watykanami”.  Dawno temu przed ową bramą był potężny napis ”Huta im. Lenina”... Sam teren kombinatu to kilometry dróg, linii kolejowych, hal – jednym słowem ogrom. Widać go kiedy jedzie się ulicą Igołomską. Po naszej lewej stronie ciągną się ogrodzenia skrywające na wielu kilometrach ten ogrom. Na zewnątrz widać także kominy, które czasem nadal dymią. Przez lata huta była zakładem który zatruwał życia miasta, zwłaszcza kiedy wiały wiatry od wschodu. Pierwsze plany powstania kombinatu sięgają roku 1946, pierwsze pomiary nastąpiły  już w kwietniu 1949 roku, a pięć lat później nastąpi pierwszy spust surówki (22 lipiec 1954 r.) Ulica Igołomska stanowi fragment dawnego szlaku na Sandomierz, a przewala się nią stale ciężki ruch samochodowy, wjazdy na teren kombinatu i kolejne firmy które się wokół niego rozlokowały. W pewnej chwili mijamy stację paliw Meksyk – nazwa pozostała z czasów budowy kiedy było to miejsce gdzie składowano (i nie tylko) wszelkie materiały do budowy kombinatu, a to co się tam działo przeszło do legendy... Nieco dalej jest ostatnia zajezdnia autobusowo - tramwajowa w N. Hucie – Pleszew. Kolejne kilka kilometrów dalej – miejsce gdzie jest duże skrzyżowanie – a nosi ono nazwę Cło. Jest to wspomnienie po granicy austriacko – rosyjskiej, miejsce w którym clono towary. Przez cały czas naszej wędrówki wzdłuż Igołomskiej, zwłaszcza kiedy zejdzie się nieco w prawo zostawiając poza sobą cały ten przemysłowy blichtr – znajdziemy się w innym świecie: małe domki, ogrody, podwórka, wąskie dróżki, uliczki, nawet pola... W tle zaś potężne hale i hałdy. Wśród tych wiejskich zabudowań, w których widać duch nieistniejących już wsi, czasu który zmieniła HiL, znajdują się także niewielkie dworki szlacheckie i kościółki w których odbija się przeszłość. Wśród tych terenów znajdują się starorzecza Wisły – obecne jeziorka i stawy – tzw. Przylasek Rusiecki gdzie w gorące dni mieszkańcy dzielnicy szukają ochłody.  W tym rejonie znajduje się kopiec Wandy, niewysoki, z czasów jeszcze przedchrześcijańskich.

Po krótkim odpoczynku, wracamy pod bramę główną kombinatu, stajemy tyłem i widzimy jak na dłoni całą panoramę dzielnicy – zielony teren wokół zakładu, oddzielający mieszkańców od niego, dający możliwość spacerów i relaksu po pracy,  nawet dość duży staw, niedawno wyremontowany, dalej zielony pas w którym kryją się niskie bloki budowane jeszcze w latach ’49 – ‘51 by budowniczy mieli gdzie mieszkać, potem Plac Centralny, w końcu w oddali wieżowce budowane już pod koniec PRL-u.  Długa na kilka kilometrów, prosta aleja Solidarności biegnąca od Placu Centralnego do samej bramy w założeniu miała stanowić miejsce, gdzie robotnicy mieli prezentować swą siłę, postawę godną „robotnika socjalistycznego”, który idzie i krzyczy na cześć i chwałę partii. Owa ulica tak samo była miejscem w którym formowały się potężne demonstracje i manifestacje, miejscem, w którym poszczególne zmiany kończące prace (nawet do niema 10 tysięcy robotników) pokazywały swą siłę w gorących latach protestów i strajków.

Do Placu Centralnego prowadzą dwie drogi – jedna – ta prowadząca do głównej bramy, druga nieco po naszej lewej, idąc w jej kierunku poprzez ów pas zieleni możemy w ciszy i spokoju rozmyślać o tym, jak należy projektować nowe miasta, by było go jak najmniej, możemy podziwiać w zatopione w zieleni niewysokie domki w końcu to w jaki sposób zmienia się sama zabudowa.

Po dojściu do świateł idziemy prosto – w ulicę Klasztorną – za kilkaset metrów po obu jej stronach – perełki – z jednej klasztor Cystersów datowany na XIII – XIV wiek, z drugiej kościół św. Bartłomieja – drewniany z XVIII wieku, wokół niemal wiejska zabudowa. Ten ciągły kontrast w charakterze dzielnicy widać niemal wszędzie, tam gdzie zaczynano budować, gdzie potem zwarta zabudowa wysokościowa wchodziła na tereny dawnych wsi. To samo wrażenie można było odnieść na osiedlu Piastów, wcześniej – już przy wjeździe, a także jak się dobitnie przekonamy także kiedy będziemy powoli kończyć wycieczkę po dzielnicy. Ów mały drewniany kościół został ponoć uratowany przez architektów poprzez wkomponowanie planowanego parku obok istniejącego tuż obok Szpitala S. Żeromskiego w już istniejącą zabudowę. Zanim wejdziemy na teren szpitala, należy poświęcić kilka minut i iść dalej kilkaset metrów ulicą Klasztorną a potem już za Wisłą ulicą Półłanki. Wrażenie diametralnie różne – wąski, dziurawy, kręty wiejski trakt. Na wielu odcinkach brak pobocza, działki przylegające do samej drogi, samochody parkujące niemal na niej samej, za rzędami domów – wolne przestrzenie i znów gdzieś w tle kolejne jednorodzinne domy... Tutaj nowoczesna zabudowa nie dotarla i nie dotrze, tutaj ledwie kilkaset metrów od nowohuckiej zabudowy można poczuć to jak te tereny wyglądaly wcześniej (gdyby nie ciężki ruch samochody), tutaj wreszcie kolejny raz widać jak od podstaw ignorując w zasadzie niemal wszystko co było wcześniej na deskach kreślarskich powstawało nowe miasto. Takie uliczki, taka zabudowa, gdzieniegdzie kapliczki są wokół całej dzielnicy, sąsiadując nie raz i nie dwa z wysokimi blokami. Przeszłość przenika się z przyszłością... Wracając z powrotem do rejonu szpitala S. Żeromskiego można kolejny raz podziwiać rozmach architektów – rozległy teren szpitala jest zielony, sam budynek choć ogromny, zaniedbany nawiązuje stylistycznie do architektury dzielnicy lecz zieleń wokół sprawia że nie wydaje się aż tak ogromny jak w rzeczywistości. Tuż za murem ogrodzenia szpitala zaczynają się ogromne łąki, widziane wcześniej z Placu Centralnego. Dochodząc z powrotem do głównej ulicy trzeba przejść na jej drugą stronę i troszkę się cofnąć. Śród bloków i zabudowań znajdziemy niewielki, cmentarz, na nim zaś są groby sięgające XIX a także groby żołnierzy austriackich którzy zmarli w szpitalach wojskowych zlokalizowanych na tym terenie w czasie I wojny światowej.  Spacerując po nim, mimo sąsiedztwa gęstej zabudowy, mimo niewielkiej odległości od głównej ulicy, można się wyłączyć, można zapomnieć o otaczającym nas świecie, można zapomnieć. Jest to swoiste memento mori – dla wszystkich – tych którzy nienawidzą tej dzielnicy i dla tych, dla których jest ona świętością.

Po dłuższej chwili zamyślenia wracamy na szlak wędrówki w stronę Placu. Tuż przed nim można zobaczyć plan osiedla opisanego jako Centrum A. Dziwna nazwa. Jest to pozostałość pierwotnych nazw poszczególnych osiedli, jeszcze z czasów budowy dzielnicy. Osiedla nie miały nazw tylko oznaczenia – sprawiedliwe dla wszystkich A-1, A-2 ...i t. d.  do E... chodzenie po dzielnicy przypominało, jak ktoś to określił, grę w okręty – z A1 na E5...
Patrząc na przeciwległą stronę Placu, można zobaczyć zegar elektroniczny odmierzający czas, od zawsze, czas płynący w Nowej Hucie. Zegar jest jak miasto – czasem staje, czasem się psuje, ale zawsze pokazuje czas, pracowicie odmierzając sekundy i minuty.

Stojąc cały czas w tym samym miejscu widzimy po lewej, Centrum E. W założeniu miało być to osiedle zamykające wraz z Nowohuckim Centrum Kultury otwartą przestrzeń, by pierwotne plany choć częściowo zrealizować. Niestety sąsiedztwo nowoczesnej wizji tego czym był socrealizm, z tym czym naprawdę był – czyli sąsiadujące z osiedlem stare kino Światowid nijak ze sobą nie współgra. „Światowid„ także nie wytrzymał próby czasu, a znajdujące się tam różne firmy meblarskie, czy hurtownie pojawiły się dopiero w latach 90-tych. W czasach ”słusznie minionych” owo kino było stałym punktem szkolnych wycieczek na najnowsze produkcje filmowe bardziej lub mniej obowiązkowe i nie ma chyba trzydziestolatka, mieszkającego w swych szkolnych czasach na terenie dzielnicy, który choć raz tam nie był.

Dalej po lewej stronie miniemy zakłady Philippa Morrisa.  Ich historia sięga wieku XIX, z tym że wtedy były zlokalizowane przy ulicy Dolnych Młynów w Krakowie. Jeszcze na początku lat będąc z wizytą z liceum, można było oglądać gigantyczne kilkumetrowe papierosy traktowane jako „odpad„, podobnie jak jeszcze nie pocięte filtry lub sam „wkład„ tytoniowy. Na ich terenie istniał kiedyś basem (mocno chlorowany i tak sobie podgrzewany) KS Sparta. Niektórzy mogą pamiętać jeszcze sposób przykrycia, czyli zwykła folia, a między warstwami folii wełna mineralna... Obecnie od strony ulicy nie ma drzew, widać parkingi – dawniej był pas zieleni który zasłaniał część (rozebranych zresztą) zabudowań fabryki, zaś przy ”dobrych wiatrach” można było poczuć aromatyczny i charakterystyczny zapach tytoniu...

Idąc dalej dochodzimy do Ronda Czyżyńskiego. Skręcając w lewo i idąc kiepskim chodnikiem miniemy jedno z wielu świadectw przeszłości jakie znajdują się na terenie Nowej Huty, nie zajętej przez blokowiska – starą bodajże XIX wieczną kapliczkę z jakże typowym, a jednak przejmującym napisem: „Tę kapliczkę ufundowała rodzina, w podzięce za opiekę...Anno Domini...„ Obok niej zniszczony ceglany dom. Spacerując zupełnie z boku, poza osiedlami, tam gdzie „pazury„ nowej dzielnicy nie dosięgły warto się zatrzymać, spojrzeć wokół zastanowić się co się zmieniło. Są to niemi świadek minionych lat, świadkowie których zakręty historii swój ślad zostawiały na kamieniu. Przechodząc na drugą stronę – obok jednorodzinnych domków można ujrzeć bloki – punktowce. Jest to historyczne centrum wsi Czyżyny. Centrum w którym doskonale widać jak przemożny wpływ ma Nowa Huta na okoliczne wsie; a także owe wsie wyciskające swój ślad ”na dzielnicy”. W tym rejonie znajduje się stary kościół, wokół niego uliczki przywodzące na myśl, centrum starej wsi i dróżki dochodzące do chałup skupionych wokół najważniejszego budynku.

Gdyby przenieść się na drugą stronę, dwupasmowej arterii i stanąć tam zanim postawiono ogromny hipermarket Carrefour, przebudowano układ komunikacyjny, można by zobaczyć by stary dom, jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych zamieszkały, obok niego stary przejazd z zardzewiałym znakiem – „Uwaga pociąg, Przejazd niestrzeżony”. A między znakiem, resztki podkładów i wąskie tory biegnąc m.in. do fabryki papierosów i w kierunku na Kocmyrzów. Obecnie to tylko wspomnienie. Idąc dalej, przechodząc na drugą stronę widzimy ślepą ulicę – Stanisławy Wysockiej. Starzy mieszkańcy pamiętają, że dawniej kiedy nie było jeszcze ogromnego węzła drogowego, a tuż obok, po prawej w starych hangarach lotniczych parkowały jeszcze stare Ikarusy i Jelcze, uliczka była symbolem połączenia starego z nowym. Łączyła ulicę Nowohucką z obecną ulicą Jana Pawła II. Przy niej stały stare ceglane domy, jakieś warsztaty, obok domów ogrody. Między nimi zaś biegły dwie ogromne rury z niedalekiej Elektrociepłowni Łęg. Jej ogromne kominy, widoczne z całej dzielnicy tutaj są na wyciągnięcie ręki. Stojąc i patrząc jeszcze w ciąg ulicy Nowohuckiej po lewej ręce wskazać główną siedzibę MPO, oraz nieco dalej, tuż za niedalekim rondem chyba jedyny swego czasu Polmozbyt...

Idąc dalej staniemy między dwoma parkami stanowiącymi granice między dzielnicą a „Krakowem”. Skręcając w lewo znajdziemy się w tzw. Parku AWF. Chodząc po całym jego terenie a potem po nadwiślańskich łąkach do którymi można dojść, lub do działek pracowniczych sąsiadujących z innej strony można długo rozmyślać dlaczego Nowa Huta stała się tym czym jest obecnie. Może dlatego, że było budowane od podstaw i została założona bez szacunku dla starego układu urbanistycznego? Może dlatego, że mimo tego co się stało nowi mieszkańcy i projektanci potrafili zaakceptować symbole przeszłości? Jedna z wielu ławeczek w parku a także cisza w środku miasta, z nieodłącznymi kominami w tle, być może pozwoli nam wyciągnąć nasze własne wnioski? Tym bardziej że najstarsza część dzielnicy, układ urbanistyczny i najstarsze, socrealistyczne w stylu budynki zostały wpisane do rejestru zabytków, jako jedno z dwóch miast w Polsce zbudowane w tym okresie od podstaw, ze swoim własnym planem, którego założenia były realizowane bardzo długo?

„Moda na N.H.”

Dla mnie jako mieszkańca dzielnicy, będzie się kojarzyć ciepło, parki, nazwy, nieistniejące miejsca, forty – wszystko to co sprawiało, że było to moje miejsce na ziemi, „mój kawałek podłogi„. Przemiany sprawiły, że początkowo nikt go nie szanował, czasem zaniedbując to co najcenniejsze, to co sprawia, że jest to dzielnica inna niż wszystkie, gdzie nie czuje się ogromu miasta. Dopiero od niedawna przyszła ”moda na N.H.”, zaczęto dbać o to co jest warte, zaczęto szanować, pozostałości lat minionych, lecz nic nie zwróci Lenina idącego przed siebie, dawnych nazw osiedli i szczenięcych lat, lat które sprawiały, że pamięta się detale na które nikt nie zwracał uwagi, smaku wody z saturatora stojącego na Placu Centralnym, czyli czegoś co sprawia, że domy, parki i miejsca żyją, są czymś więcej niż tylko blokiem zbudowanym w roku ‘XY, w stylu... Każde takie wspomnienie będzie diametralnie różne, choć podobne, w każdym będą zupełnie inne detale. Dopiero wiele z nich sprawi, że wszystko to co można zobaczyć, wyczytać w przewodniku stanie się niemal żywe, tak wyjątkowe jak każdy zwiedzający, jak każdy mieszkaniec dzielnicy.

Oczywiście nie jest to pełny opis, jest to moja Nowa Huta, taką jaką ją pamiętam, to co było dla mnie ważne, to co sprawia że dzielnica żyje...

Więcej o historii Nowej Huty i tego jak zawieruchy dziejowe miały na nią swój wpływ można znaleźć na stronie www.nh.pl.

Źródła:

  1. Wspomnienia własne.
  2. www.nh.pl

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

2 komentarze

  1. Mariusz pisze:

    Ciekawy opis trasy po mojej Hucie.

  2. aaaaa pisze:

    Lenin nie szedł „na Zachód” lecz raczej na południe ! poza tym - większa część tego opisu tak samo ma się do rzeczywistości jak usytuowanie w/w pomnika.... szkoda słów !

Odpowiedz