Postanowienia traktatu wersalskiego 1919 r. w kontekście roku 1939


Wielka Wojna wygasła niemal tak nagle jak zapłonęła. Nie było ostatecznej zwycięskiej bitwy, nie zostały zajęte stolice pokonanych, nie rozbito wojsk. Po prostu zabrakło sił, nie sił militarnych wcale, ale siły psychicznej.

Wielka czwórka – Lloyd George, Orlando, Clemenceau i Wilson

Pamiętajmy wszak o istnieniu potężnych wojsk niemieckich na wschodzie, czekających bezczynnie na rozkazy. Społeczeństwa państw centralnych nie były jednak w stanie dłużej znosić coraz to nowych trudów wojskowych, nie miały już cierpliwości. W każdym przedsięwzięciu istnienie punkt w którym spodziewany cel staje się niewart wysiłków do niego prowadzących. Po przeszło czterech latach krwawych walk jedna ze stron dotarła do tego punktu. Wojna dobiegła końca. Po kolei skapitulowały Bułgaria, Turcja, Austro-Węgry i Cesarstwo Niemieckie. Kapitulacje te wynikały z ruchów oddolnych, były spowodowane niezadowoleniem ludu, niewidzącego już w sens wojny. Władze utraciwszy swoje oparcie socjalne nie miały wyjścia, a ci, którzy jak Cesarz Niemiec, nie chcieli się z tym pogodzić, musieli ratować się ucieczką.

Wojna olbrzymów właśnie się skończyła, wojny pigmejów właśnie się zaczęły pisał w 1919 roku Winston Churchill i nie można odmówić mu racji, choć w tym ironicznym stwierdzeniu nie brakuje też i cynizmu. Ironię Churchillowi możemy wybaczyć, jest ona przecież typowa dla brytyjskich polityków, cynizmu już nie, zwłaszcza, że okazał go nie po raz ostatni, wszak dwadzieścia sześć lat później przytrafiła mu się Jałta. Same cisną się więc pod pióro słowa przykrej dla Brytyjczyków prawdy, a mianowicie, że to Wielka Brytania wraz ze swymi towarzyszami walnie przyczyniła się do krwawych potyczek tych mniejszych, a to przez postawę na konferencji wersalskiej. Mówiąc o Europie w pierwszych latach po zakończeniu Wielkiej Wojny pamiętać należy o czymś co nazwać możemy efektem matrioszki, pokonane mocarstwa pękły w jednej chwili, a z ich wnętrza wysypały się dziesiątki narodowości, domagających się egzystencji na własny rachunek. Nie pierwszy raz w historii i nie ostatni, los taki czeka, wcześniej, czy później wszystkie państwa wielonarodowe. Z żądaniami nie wystąpiły jedynie narodowości z tradycjami i historią własnej państwowości, jak Polacy, czy Czesi. Nagle wypłynęły dziesiątki nacji, które nigdy wcześniej nie rządziły same sobą, nie tworzyły własnych struktur państwowych. Każdy z tych uczestników wielkiej konferencji, siłą rzeczy występował w postaci petenta, ale ci też nie byli równi. Bardzo szybko okazało się, że pozycja na konferencji nie zależy od liczebności narodu, czy tradycji historycznych, ale od tego po której stronie jego przedstawiciele opowiedzieli się podczas wojny. Wzniosła idea samostanowienia narodów, u samych podstaw rządziła się takimi samymi zasadami jak imperializm. Wszelako nie wszystkie decyzje zapadły na konferencji. Jeszcze jedną jej cechą była nieproporcjonalna ilość uwagi poświęcanej rozmaitym sprawom. Interesy zachodniej części Europy roztrząsano szczegółowo, z aż nadmierną uwagą. O wschodzie rozmawiano niewiele, traktując go bardzo powierzchownie i lekkomyślnie. A przecież gnieździło się tam o wiele więcej narodów niż na Zachodzie, przecież każdy z tych narodów miał takie samo prawo domagać się swojego miejsca na ziemi, swojego kraju. Rozpad wielonarodowych imperiów wyzwolił te siły i teraz trzeba było to wszystko uregulować, unormować prawnie. Praca zaiste wielka, tym większa, że podejmowali się jej ludzie nie mający pojęcia o tych sprawach. Wiele rzeczy pozostawiono więc w takim kształcie w jakim go zastano. Artysta nie tworzy krajobrazu, on go utrwala. Wiele, dopiero miało się rozstrzygnąć, ale nie na konferencji wcale, ale na polach bitew. Sama konferencja pokojowa wyglądała zupełnie inaczej niż te dotychczasowe, na scenie pojawił się tym razem nowy czynnik i to czynnik decydujący. W Paryżu zjawił się mianowicie Thomas Woodrow Wilson, prezydent Stanów Zjednoczonych. I wojna światowa była tym okresem w którym Stany Zjednoczone pierwszy raz przekroczyły granice swoich wpływów, które samo sobie wyznaczyło. Pierwszy raz interweniowały one poza swoim regionem i to w sposób bardzo skuteczny. Dziś mawia się często, że był to pierwszy przypadek odstąpienia od doktryny Monroego, która najprościej mówiąc głosiła, że Europa nie może dłużej prowadzić swej ekspansji na kontynentach Amerykańskich, a w zamian Stany Zjednoczone nie będą mieszać się w sprawy europejskie. Przez niemal dwieście lat amerykański gigant wiernie trzymały się owej doktryny, rosnąc powoli w siłę i wyrastając na mocarstwo. Konsekwentnie sprawował w swoim regonie rolę wielkiego brata, karzącego niekiedy niesfornych młodszych braci. Interwencje te, wbrew opinii o Stanach Zjednoczonych panującej w naszym kraju, były dość częste i brutalne, stały się instrumentem zachowania pax american. To bardziej niż cokolwiek innego przyczyniło się do spotężnienia kraju.

Udział Stanów Zjednoczonych w I wojnie światowej nie był, jak się dziś sądzi, odstąpieniem od doktryny Monroego. Był to kolejna interwencja wielkiego brata, różnica polega na tym, że tym razem to nie któreś z państw amerykańskich czy karaibskich, a państwo europejskie naruszyło równowagę. Niemcy prowadząc wojnę podwodną złamali zasadę wolności mórz. Reakcja Stanów Zjednoczonych była stanowcza, ich przystąpienie do wojny rozstrzygnęło jej wynik. Cała ta sytuacja bardzo korzystnie wpłynęła na gospodarkę i znaczenie, i bez tego przecież silnego państwa. Ocenia się, że gdyby wojna potrwała dłużej Stany Zjednoczone już w 1918 roku rozciągnęłyby swój wpływ na cały świat, a przecież i tak na konferencji w Paryżu to prezydent Wilson rozdawał karty.

Zastanawiające są postanowienia traktatu wersalskiego. Niewątpliwie przed zgromadzonymi stanęły niezwykle skomplikowane i ważne kwestie. Spraw było tak wiele, że konferencja musiała trwać niemal pół roku. Obecni byli przedstawiciele wielu narodów, choć zabrakło reprezentanta Niemiec i Rosji Radzieckiej, biorąc pod uwagę wielkość i znaczenie tych dwu państw była to okoliczność zadziwiająca. Niemcy przegrały wojnę i to było oczywiste, wraz ze swoimi sojusznikami nie zostali zaproszeni w myśl zasady przegrani nie mają głosu i o ile brak ich przedstawicieli możemy, zapominając na chwilę o zwykłej ludzkiej przyzwoitości, zrozumieć, o tyle nieobecność Rosjan jest co najmniej dziwna. Rosja Radziecka była państwem innym niż to, które w 1914 roku wraz z Francją i Wielką Brytanią rozpoczynało walkę z państwami centralnymi, jednak właśnie to wymagało stworzenia z nim jasnych kontaktów. Żeby wyjaśnić tę niechęć do regulacji stosunków, z było, nie było mocarstwem, należy w tym miejscu choć w drobnym stopniu przybliżyć sytuację panującą w tym czasie w Europie. Właśnie wtedy kiedy w Paryżu zbierali się pierwsi uczestnicy konferencji pokojowej, w Berlinie brutalnie stłumiona została rewolucja komunistyczna, zamieszki te były krwawe, zginęli w nich teoretycy marksizmu Karl Liebknecht i Róża Luksemburg, postacie doskonale znane każdemu kto zetknął się ze zjawiskiem komunizmu. W tym samym roku w Bawarii i Budapeszcie rozbite zostały nowopowstałe Republiki Rad, w Rosji w najlepsze trwała wojna domowa, naprawdę można było sądzić, że wielka rewolucja skończy się w najbliższych miesiącach. Zapewne obradujący w Paryżu tego się spodziewali.

Państwa sprzymierzone pokonały swych wrogów, teraz zaczynało się dzielenie łupów. Nie powinno nas dziwić fakt, że państwa Ententy i ich sojusznicy otrzymali w zasadzie wszystko o co poprosiły, czasem z nie małym zaskoczeniem. Jak świat światem to zwycięscy narzucali warunki pokonanym, tak było i tym razem, wyłączną winą za wybuch wojny obarczono Niemcy. W myśl zasady bezwarunkowej zgody pokonanych układano też nowy ład w Europie. Decydowała Rada Czterech, wielka czwórka tamtego czasu, w skład której oprócz prezydenta Stanów Zjednoczonych wchodzili premierzy europejskich mocarstw: Wielkiej Brytanii – David Lloyd George, Francji – Georges Clemenceau i Włoch – Vittorio Orlando. Być może to nie jest bez znaczenia, że trzech z czterech najważniejszych decydentów było prawnikami. Z całą pewnością ma to wpływ na sposób prowadzenia polityki, prawnik ma skłonności do rozwiązań instytucjonalnych, do uregulowania wszystkiego aktami prawnymi. Niewątpliwie jest to podejście słuszne, nie należy jednak zapominać o tym, że akt prawny musi służyć nie tylko ustanawiającym go. Nie możemy dziś posądzać ówczesnych przywódców Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch o niekompetencję, w końcu to oni wygrali wojnę, ich postępowanie jednak świadczy o braku zdecydowania i uwidacznia wewnętrzny konflikt interesów. Konflikt ten legł u podstaw klęski traktatu, który zapewnił pokój jedynie na dwadzieścia lat. Niccolo Machiavelli w swoim Księciu, pozycji obowiązkowej dla każdego kto zamierza badać politykę, daje wskazówki jak należy korzystać z owoców zwycięstwa. Zaleca on trzy sposoby zachowania kontroli nad zdobytym państwem, oddajmy mu więc głos Pierwszy polega na tym, by państwo zdobyte zburzyć, drugi na tym, by książę sam obrał w nim sobie siedzibę, trzeci by pozwolić krajowi nadal prawa swe zachować, poprzestać na rocznej daninie i przekazać rządy państwa oligarchii, która by je w posłuszeństwie utrzymywała. Albowiem rząd taki, przez księcia powołany do życia, wie, że nie ostałby się bez poparcia jego potęgi, i wszelkich dokłada usiłowań, by władzę jego utrzymać. Losy państwa niemieckiego były w Paryżu zagadnieniem kluczowym, Francja opowiadała się za pierwszym rozwiązaniem proponowanym przez Machiavelliego, oczywiście dostosowanym do ówczesnych standardów. Niemcy zawsze były dla Francji zagrożeniem i największym rywalem na scenie europejskiej, od zawsze państwa te rywalizowały o przewodnictwo w regionie i teraz właśnie trafiła się niepowtarzalna okazja by dobić przeciwnika. Anglia natomiast obawiała się zbytniego wzrostu potęgi francuskiej, dla niej drobne konflikty między tymi państwami były korzystne, wszak stare przysłowie mówi gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Stany Zjednoczone natomiast hołdowały zasadzie samostanowienia narodów opartych na orędziu prezydenta Wilsona, jego New Dyplomacy stało w opozycji do tradycyjnego europejskiego modelu uprawiania tej sztuki. Tu właśnie bardziej niż gdziekolwiek widać jak ważny był ów nowy czynnik jakim stały się Stany Zjednoczone. Aby osiągnąć założone sobie cele premierzy Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch musieli teraz przekonać Wilsona do kompromisu. Tradycją dyplomacji europejskiej było zawieranie na samym wstępie konferencji doraźnego traktatu regulującemu podstawowe kwestie. Prezydent Wilson tymczasem upierał się, aby najpierw powołać do życia Ligę Narodów, organ, który miał, w założeniu, gwarantować pokój na świecie. Tak istotna kwestia Niemiec znalazła się więc na planie drugim. O ile jednak priorytet rozpatrywanych spraw był różnie pojmowany o tyle szczegóły postanowień dotyczących Niemiec nie nastręczyły konfliktów. Stosunkowo szybko ustalono nowy podział świata, a także zasady funkcjonowania nowego państwa niemieckiego. Nie zburzono go jak zalecał Machiavelli, nie dano jednak również żadnych instrumentów, które zapewniłyby przetrwanie nowej władzy w tym państwie. Było to rozwiązanie leżące gdzieś pomiędzy pierwszą i trzecią wskazówką Machiavelliego, mogłoby się wręcz zdawać, że zrobiono wszystko aby powstały rząd demokratyczny upadł.

To postanowienia konferencji w Paryżu sprawiają, że okres dwudziestolecia przypomina bardziej długie zawieszenie broni niż nowy porządek na świecie. Linie frontów zniknęły z map, a jednak zdawało się, że wojownicy zbierają siły, prężą się przed skokiem. Ogromne znaczenie ma tutaj postawa Stanów Zjednoczonych, ich powrót do doktryny Monroego. Nie przystąpiły one do Ligii Narodów, co nadało temu organowi fikcyjne znaczenie, a w rzeczy samej przesądziło o jego klęsce już w momencie powstania. Twórca nie dbający o swe dzieło będzie musiał kiedyś zaczynać je od nowa. Treść traktatów i sposób w jaki powstawały skłaniają nas do podejrzeń, że jedynie Wilson naprawdę pragnął, aby postanowienia te skutkowały długotrwałym pokojem. Nie potrafił on jednak znaleźć skutecznych sposobów by osiągnąć cel, stanęło przed nim pytanie od zawsze towarzyszące człowiekiem wiem co mam zrobić, ale nie wiem jak?. W polityce pytania takie niezwykle rzadko znajdują właściwe odpowiedzi, wszak nie często zdarza się osiągnąć zamierzone skutki, dlatego częściej stawiane jest wiem co zrobię, ale nie wiem, co osiągnę. Niezwykle wymowna jest angielska karykatura z 1940 roku przedstawiająca członków Wielkiej Czwórki opuszczających konferencje wersalską z poczuciem dumy na twarzy. Jednak na rogiem stoi płaczące dziecko, nad którym widnieje napis klasa rocznik 1940.

Bibliografia:

  1. Norman Davies, Europa, Kraków 2009;
  2. Nicolo Micchiavelli, Książę, Rozważania, Warszawa 2008;
  3. Giorgio Rochat, Pierwsza wojna światowa [w:] Luca Serafini, Historia Powszechana, t. 18, Warszawa 2008;
  4. Stanisław Filipowicz, Historia myśli polityczno-prawnej, Gdańsk 2006;
  5. Andrzej Garlicki, Piłsudski, Kraków 2008.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz