„Elbing 1945…” - T. Stężała - recenzja |
Elbing 1945 to powieść wojenna. W pierwszej chwili wydawałoby się, że zwykłe naśladownictwo powieści Svena Hassela czy Leo Kesslera, bo i wydawnictwo w Polsce to samo, i tematyka – wciąż ekscytujące i na nowo odkrywane tajemnice II wojny światowej. Ale to nie to samo – niedobrze byłoby porównywać krajowego debiutanta z uznanymi w świecie „bajkopisarzami” wojny.
Od początku niech się jednak posypią wyjaśnienia. Autor dla mnie ani brat, ani swat, choć imiennik i ziomek z – używając terminologii z okresu przynależności do Rzeczypospolitej – królewsko-pruskiego miasta Elbląga. Obaj żyjemy i piszemy w miejscu, które większość ludzi od ponad pół wieku omija, jadąc trasą między Gdańskiem a Warszawą. Służy temu odcinek niegdysiejszej autostrady Berlin-Królewiec. Droga przechodzi tu nad rzeką o tej samej co miasto nazwie. Ta autostrada, trasa kolejowa i mosty na rzece, na przełomie stycznia i lutego 1945 roku były ostatnią dogodną linią transportową, łączącą niemieckie wówczas Prusy Wschodnie z centralnymi połaciami Rzeszy. Dlatego też, przez dwa tygodnie Elbing i jego okolice stały się polem zaciętych walk, których efektem było zamknięcie przez czerwonoarmistów kotła wschodniopruskiego.
Tomasz Stężała, jak sam przyznaje, do pisania zabrał się z nerwów, bo do dziś co roku obchodzi się w Elblągu święto „wyzwolenia”, wciąż odrzucając historyczne realia końca wojny. Rozpoczął więc od zbierania relacji, zdjęć, wspomnień z tamtego czasu – zarówno ze strony sowieckiej, jak i niemieckiej. Oparł się głównie na zasobach Internetu. W miarę dokopywania się w sieci do kolejnych opowieści, postanowił zmienić zamysł i opisać te historie w pierwszej osobie, łącząc wspomnienia literacką fantazją, jak najmniej odbiegającą od ówczesnej rzeczywistości. Stąd opisy miasta: ulic, skwerów, kawiarni, wnętrz mieszkań.
Stężała pokazuje stutysięczne, drugie co do wielkości i najbardziej uprzemysłowione pruskie miasto w chwilach, kiedy siedemset lat jego wielonarodowej tradycji ma obrócić się w proch. Jak na powieść przystało, nie obejdzie się i bez wojennych miłości. Dla miłośników militariów, trochę opisów sprzętu i oporządzenia. Zupełnie niezłe dialogi. I z rzadka rozrzucone grafiki Pawła Nieczui-Ostrowskiego.
Do tego uzupełnienia – tabela stopni wojskowych, paręnaście biogramów żołnierzy sowieckich, polsko-niemieckie spisy nazw miejscowości i nazw geograficznych, jak też ulic i obszarów w mieście, a także kilka stron internetowych i forów, z których korzystał Autor.
Żeby nie przesłodzić, sam Stężąła zauważył, że być może wrzucił w tę książkę zbyt wiele wątków. I owszem, też mam takie wątpliwości. Dla fabuły dobrze byłoby zrezygnować z części opowiadań, które czytelnikowi powieści gmatwają ogarnianie całości. Są cenne historycznie, za to psują wartkość akcji. Kolejnym zgrzytem jest używanie, jako przerywników graficznych dla wątków, znaków niemieckiego balkenkreuza i sowieckiej gwiazdy, bo pojawiają się niekonsekwentnie. Podobnie jak naprzemienne używanie polskiej i niemieckiej nazwy miasta, czy zupełnie niezrozumiałe, zapewne zaczerpnięte z sowieckich dokumentów, pisanie w części książki rang czerwonoarmistów od wielkiej litery. Łącznie z nie najwyższej jakości papierem, całość sprawia wrażenie naprędce przygotowanego „czytadła”, niszcząc wizualnie ogrom pracy Autora.
Wydawca zapowiada już drugi tom powieści Stężały, tym razem o nazwie „Pierwyj gorod”. Opisywał on będzie rajd przez miasto batalionu czołgów zuchwałego kapitana Diaczenki i następujące po nim kilkanaście dni walk o Elbing. Zdobycie tytułowego, pierwszego dużego miasta niemieckiego, oznaczało będzie zmiecenie centralnych dzielnic z powierzchni ziemi, a w nagrodę salut z ustawionych w Moskwie armat. I przyzwolenie na kilka dni mordów, gwałtów, rabunków...
Ja kolejny tom tej książki kupię, ale czy polecać ją mieszkańcom Krakowa lub Lublina, skoro jestem z Elbląga i głównie dlatego jest to dla mnie ciekawa pozycja? Niech stanie na tym, że polecam, bo równie dobrze mogłaby to być opowieść o mieście z Pomorza Zachodniego, Dolnego Śląska czy Opolszczyzny.
Plus minus:
Na plus:
+ ciekawa tematyka, często przemilczana
+ oryginalne ujęcie tematu - fabularyzowanie wspomnień
+ solidne „opowiedzenie” głównych postaci i naturalnie brzmiące dialogi
Na minus:
- nadmiar wątków, utrudniający czytanie
- liczne niekonsekwencje w pisowni i ozdobnikach graficznych
- ilustracje niewiele większe od znaczków pocztowych
Tytuł: Elbing 1945. Tom I – Odnalezione wspomnienia
Autor: Tomasz Stężała
Wydawca: Instytut Wydawniczy ERICA
Data wydania: 2010
ISBN/EAN: 978-83-62329-10-6
Liczba stron: 356
Oprawa: miękka
Cena: ok. 30 zł
Ocena recenzenta: 7/10
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.