„Batalia Napoleońska Będomin 2010” - relacja |
W dniach 21 i 22 sierpnia 2010 roku na terenie Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie odbyło się widowisko „Batalia Napoleońska Będomin 2010”. Jest ono jednocześnie ogólnoeuropejskim spotkaniem miłośników epoki napoleońskiej.
Dojazd do muzeum droga krajową 221 z Gdańska lub z Kościerzyny. Parking zapewniał będomiński rolnik użyczając za opłata 3 zł swojego ścierniska (równego z oznaczonymi stanowiskami parkingowymi). Wstęp na teren muzeum był bezpłatny.
Z jakiegoś powodu organizatorzy nazwali to wydarzenie „rekonstrukcją historyczną bitew stoczonych na przełomie 1806 i 1807 roku przez wojska francuskie”. Moim skromnym zdaniem było to nieco mylące gdyż tak na prawdę nie widziałem rekonstrukcji żadnej konkretnej historycznej bitwy (przyznaję jednak, ze nie spędziłem w Będominie całych dwóch dni). Ja osobiście nazwałbym to wydarzenie „piknikiem historycznym”.
Formuła imprezy (jak już wspomniałem) zdecydowanie przybrała postać pikniku. W zabudowania będomińskiego pałacyku wkomponowano obozowiska wojsk (kawaleria stacjonowała w sąsiednim gospodarstwie). Nieco dalej rozrzucone były stragany a to z pamiątkami a to z militarnymi zabawkami, a to z rożnem oraz różnymi napitkami. Pogoda dopisała, goście chyba nieco mniej. W każdym razie na sporym obszarze, które zajmuje muzeum (ku mojemu zadowoleniu) szczególnego tłoku nie było.
Bez problemu można było pospacerować pomiędzy namiotami, porozmawiać z ludźmi biorącymi udział w inscenizacjach, dotknąć i wziąć do ręki części umundurowania czy uzbrojenia.
Szczególnie milo wspominam pokaz artyleryjski. Towarzyszył mu interesujący wyklad-komentarz dotyczący wszystkiego, co związane było z ówczesna artylerią. Mała trzyfuntówka grzmiała dzielnie mimo, ze jeden artylerzysta nie dojechał i trzeba było poprosić członka korpusu medycznego, aby wkładał ładunek do lufy. Widowiskowe były harce kawalerii a już najbardziej starcie kozaka z lansjerem.
Ciekawy był tez opis (z pokazem) munduru oporządzenia i broni piechura. Przy okazji dowiedziałem się, że wnętrze czapki „rogatywki” było jedynym kompletnie prywatnym miejscem, do którego nie miał nikt prawa zaglądać. Tam też żołnierz mógł przechowywać wszelkie „pozaregulaminowe” drobiazgi.
Ogółem spędziłem na pikniku ponad 3 godziny. Wrażenie pozytywne. Co prawda można zarzucić organizacji pewne braki, ale nadrobione zostały one zapałem uczestników, którzy m.in. z wyraźną przyjemnością odpowiadali zainteresowanym na każde pytanie.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.