„Druga wojna światowa na morzu” – J. Lipiński – recenzja |
Pół wieku temu ukazało się pierwsze wydanie powyższego dzieła Jerzego Lipińskiego. Autor, sam biorący udział w działaniach wojennych1, dał Czytelnikom szanse spojrzenia na działania wojenne minionej wojny z bezpośredniej perspektywy uczestnika i znawcy tematu - marynarza i żołnierza. W czasach jednak ścisłej cenzury i konieczności zachowania „poprawności politycznej” nie dane było przedstawić wszystkiego w rzeczywistym świetle, a i stan badań źródłowych pozostawiał wiele do życzenia.
Książkę swą Autor rozpoczyna kilkustronicowym wstępem, który ma nas wprowadzić niejako w wydarzenia drugiej wojny światowej. Poprzez analizę sytuacji politycznej po zakończeniu działań zbrojnych w 1918 roku, traktat wersalski i jego skutki, szczegółowiej przedstawiając dążenia Niemiec do zrzucenia obciążeń traktatowych, dojście Hitlera do władzy i realizację jego zaborczych planów. Niezwykle pomocnym i interesującym elementem wstępu jest opis sytuacji floty głównych uczestników wojny morskiej, przedstawienie jej tonażu, składu i zmian po konferencji waszyngtońskiej w 1922 i po późniejszych próbach ograniczeń w liczbie i uzbrojeniu okrętów nawodnych i podwodnych. Wstęp ów spełnia swoją rolę, gdyż pomaga nam zrozumieć decyzje niektórych państw w początkowych miesiącach wojny, ich kontrowersyjne działania, lub w ogóle brak jakichkolwiek działań...
Całość pracy utrzymana jest w układzie chronologicznym w obrębie dwóch części. Pierwsza opisuje działania wojenne na Oceanie Atlantyckim i przylegających morzach (Barentsa, Norweskim, Północnym, Bałtyckim, oraz Śródziemnym i Czarnym), którym Autor poświęca zdecydowaną większość kart w książce, natomiast część druga jest próbą ukazania działań na ogromnych przestrzeniach Pacyfiku, tudzież nielicznych starć na Oceanie Indyjskim.
Wszystkie rozdziały Jerzy Lipiński postanowił ograniczyć konkretnymi datami (miesięcznymi i rocznymi), tożsamymi z początkiem i końcem poszczególnych i ważnych okresów II wojny światowej. W obrębie tychże mamy podrozdziały i pod-podrozdziały, podzielone ze względu na konkretne wydarzenia, operacje, bitwy. Układ taki pozwala łatwo ogarnąć całość książki czy - co równie ważne - bez problemu odszukać interesujące nas kwestie.
Bardzo ważnym aspektem każdej pracy jest styl Autora. W tym przypadku jest on lekki i przystępny, pozwalający sklasyfikować lekturę ową w grupie książek „do poduszki”. Nie przeszkadzają w takim jej odbiorze nawet bardzo liczne literówki.
Mimo, iż recenzowana pozycja poświęcona jest walkom na morzach i oceanach, nie są one przedstawione w oderwaniu od działań na lądzie, bowiem Autor stara się analizować je jako element całego łańcucha wydarzeń, zdając sobie sprawę z ich wzajemnego oddziaływania na siebie. W przypadku ważniejszych kampanii czy bitew, ruchom wojsk lądowych Jerzy Lipiński poświęca jeszcze więcej uwagi, starając się jednak nie tracić z oczu ich wpływu na sytuację morską. Przykładowo, tak jest w przypadku ataku Niemiec na Holandię i Luksemburg, który był niejako przygotowaniem do późniejszej inwazji na Francję i miał duży wpływ na sytuację w rejonie Kanału La Manche i kwestię szachowania Anglii. Podobnie rzecz ma się z agresją Rzeszy na Danię i Norwegię w kwietniu 1940 roku i jej wpływem na sytuację na sąsiednich akwenach, inwazją włoską w Afryce Północnej w lecie 1940 roku i zmianą układu sił w basenie Morza Śródziemnego; bardziej szczegółową analizę znajdziemy zarówno w przypadku ataku Hitlera na Związek Radziecki, lądowania sprzymierzonych w Tunezji czy Normandii, jak i agresji Japonii na Filipiny czy Płw. Malajski. Dzięki takiemu ujęciu tematu wiele kwestii staje się jasnych, bowiem łatwiej zrozumieć np. nieustępliwość brytyjskiej floty na morzu Śródziemnym, w oparciu o znaczenie Egiptu i Kanału Sueskiego (zagrożonych po wylądowaniu Africa Korps w Trypolisie w lutym 1941) czy strategiczne położenie Filipin, jako bramy do Holenderskich Indii Wschodnich lub systemu obronnego samej Japonii.
Autor zaznaczył we wstępie, iż ze względu na ogrom faktów i wydarzeń koniecznym było zrezygnowanie z opisu niektórych, przy pobieżnej analizie innych, by można było uwypuklić znaczenie tych najistotniejszych. Przy czym kryterium wskazania tych najważniejszych było różne: skala danej operacji czy bitwy, wpływ na sytuację strategiczną czy polityczną, przełom, jaki ze sobą niosły, użycie nowych środków walki, itp. Tymczasem momentami odnosi się wrażenie, iż rzeczywistym kryterium doboru tematu było, dajmy na to, zainteresowanie Autora czy jego sympatia do danego teatru działań. Przykładem może być opis rajdu i zatopienie niemieckiego „pancernika kieszonkowego„ Admiral Graf Spee w grudniu 1939 roku w bitwie pod La Plata, czy pościgu za Bismarckiem w 1941. Obydwa wydarzenia są niezaprzeczalnie fascynujące i śledzenie działań obydwu okrętów niemieckich dostarcza niezapomnianych wrażeń, ale nie miały one aż takiego znaczenia dla dalszego przebiegu wojny. Owszem, absorbowały pewne siły brytyjskie, ale czas ich działalności był krótki i nie zadały żegludze sprzymierzonych wielkich strat. Równocześnie przesadnym wydaje się być uwypuklanie działalności floty radzieckiej i jej wpływu na całość walk morskich na Północy Europy (to chyba jednak kwestia wymogów tamtych czasów). Tymczasem takie operacje jak np. atak na flotę włoską w Tarencie czy Pearl Harbor potraktowane zostały niczym operację drugorzędne lub bez większego znaczenia. Przecież nalot Japończyków na bazę marynarki amerykańskiej na Pacyfiku spowodował przystąpienie tego mocarstwa do wojny i rozpoczęcie działań zbrojnych na Oceanie Spokojnym, natomiast zbombardowanie okrętów włoskich w bazie w Tarencie miało niezaprzeczalny wpływ na osłabienie floty Mussoliniego na Morzu Śródziemnym i defensywną postawę ”makaroniarzy” na tym teatrze działań. Co więcej zastosowano wówczas nowy system ataku torpedowego na płytkich wodach, z czego też skorzystali Japończycy w nalocie na Hawaje2.
Bardzo dużo miejsca Autor poświęcił kwestii konwojów atlantyckich, których podobne opisy (miejsce docelowe, skład, liczba statków i tonaż, ataki U-Bootów, straty) po jakimś czasie stają się już nużące i chciałoby się przewrócić stronę w poszukiwaniu innego tematu...
Na wojnę na Pacyfiku Jerzy Lipiński przeznaczył zdecydowanie mniej miejsca i nie wnikając zbytnio w poszczególne operacje na tym akwenie starał się raczej przedstawić ich przebieg w ujęciu syntetycznym, więcej miejsca poświęcając jedynie bitwie pod Midway i bitwom na morzu Koralowym (ciężko zawrzeć więcej na zaledwie 140 stronach).
W tym miejscu należy zwrócić uwagę na bardzo dziwną rzecz, mianowicie brak bibliografii, aneksów czy indeksu, tym bardziej, że w wydaniach poprzednich występowały... Miałem możliwość przejrzeć wydanie z 1976 roku i znalazłem ogólne informacje na temat wydania z roku 1999 (wydawnictwo Lampart). Zarówno w pierwszym jak i drugim wspomniane pomoce zostały umieszczone, co nieporównywalnie zwiększało wartość książki (zwłaszcza aneksy zawierające spis jednostek biorących udział w wydarzeniach w książce opisanych i sylwetki niektórych okrętów). W ogóle niezrozumiałym staje się pomysł zrezygnowania z tych elementów, a nie znajdziemy też żadnej informacji odnoszącej się do tego. Na końcu książki, w posłowie, redakcja pisze, iż celem było wydanie tejże książki w odpowiedniej dla naszych czasów szacie graficznej, z korektą tylko najbardziej rażących błędów, ze względu na szacunek dla Autora. Oto cytat:
„Jako, że jest to książka wydana po raz pierwszy pół wieku temu, siłą rzeczy inna była wtedy baza bibliograficzna i znajomość faktów. Praca reprezentuje w większości ówczesny stan badań i znajduje się w niej niestety trochę błędów. Przez szacunek dla Autora nie wprowadziliśmy większych zmian, poza skorygowaniem kilku najważniejszych usterek”.
W stwierdzeniu tym redakcja odwołuje się do dawnych wydań. Tymczasem znalazłem informację na temat wspomnianego przeze mnie wydania z 1999, iż Autor wprowadził do tegoż znaczące i niezbędne poprawki. Sam nie wiem, co z tego wynika...Czy to, że wydawnictwo nie wiedziało o poprzednim wydaniu? Że wydało książkę uboższą od tegoż? Dlaczego pominięto ważne jej elementy...?
Próbowałem postawić się w sytuacji osoby, która czytała dawne wydanie i zdecydowałaby się na zakup najnowszego. Czułbym się bardzo zawiedziony, kiedy po wydaniu 59 zł otrzymałbym nowe ładne wydanie i fotografie nie na wkładkach, podczas, gdy treść pozostaje w zasadzie niezmieniona i dostaję prawie to samo, co w starej książce z biblioteki.
Wszystko to pozostaje dla mnie bardzo niezrozumiałe i nie znajduję na to odpowiedzi. No chyba, że ja czegoś nie chwytam...
Pod względem wizualnym rzeczywiście Druga wojna światowa na morzu prezentuje się zachęcająco. Twarda okładka z ilustracją pancernika, kartki szyte, a przede wszystkim znaczne nagromadzenie fotografii okrętów (nie znajdziemy chyba strony bez przynajmniej jednego zdjęcia – prawdziwa uczta dla oka). Jedynym – aczkolwiek poważnym - minusem strony graficznej są mapki. Pozostawiono je prawdopodobnie takimi, jakie były w wydaniach poprzednich (choć akurat mapka w wydaniu z roku 1976, przedstawiająca kierunki działań na Pacyfiku jest o niebo lepsza od tej najnowszej) a więc mało czytelne, opracowane przy zastosowaniu grubego tuszu, bez ważnych nazw miejscowości czy opisów sąsiednich akwenów (a w przypadku ich występowania za mała czcionka...). Wszystko to powoduje poważne utrudnienia w lekturze, gdyż owe mapki bywają na tyle nieczytelne lub niewystarczające, że koniecznym jest zaopatrzenie się w atlas historyczny (tym samym mapki stają się zupełnie zbędne).
Plus minus:
Na plus:
+ bardzo pomocny układ rozdziałów i podrozdziałów
+ ciekawy i pouczający wstęp
+ ładne wydanie, twarda okładka, kartki szyte, mnóstwo zdjęć
Na minus:
- niezrozumiała decyzja wydawnicza
- bardzo słabe mapki
- niektóre istotne wydarzenia potraktowane pobieżnie
- nużące opisy konwojów atlantyckich
- brak bibliografii, indeksów i aneksów z wydań poprzednich
- liczne literówki
Tytuł: Druga wojna światowa na morzu
Autor: Jerzy Lipiński
Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: 2010
ISBN: 978-83-11-11805-8
Liczba stron: 586
Oprawa: twarda
Cena: 59 zł
Ocena recenzenta: 7/10
- przez 53 miesiące walczył na niszczycielu Garland, zarówno na Atlantyku jak i pod koniec wojny na Morzu Śródziemnym [↩]
- Wody bazy włoskiej w Tarencie były za płytkie do typowego ataku torpedowego. Dlatego Anglicy zastosowali rodzaj drewnianego statecznika przy torpedach, który sprawdził się znakomicie. Przy użyciu leciwych i powolnych dwupłatowców typu Swordfisch zadano poważne straty włoskim ciężkim okrętom. Japończycy w ataku na Pearl Harbor wykorzystali ten sam pomysł. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.