Problemy dnia codziennego a moralność żołnierzy Kedywu OW AK |
„Teraz jest wojna, kto handluje ten żyje. Jak sprzedam rąbankę, słoninę, kaszankę to bimbru się też napiję”. Utwór z tym charakterystycznym refrenem kojarzy chyba każdy, kto choć trochę interesuje się okupacją Polski podczas drugiej wojny światowej. Tekst piosenki może idealnie posłużyć jako punkt wyjścia zarówno do rozmów na temat wyżywienia, jak i do dyskusji o handlu we wspomnianym okresie. Jednak nie tym razem, a może raczej nie do końca... Zajmę się bowiem nie tylko sprawami materialnymi, lecz także kwestiami moralnymi, z którymi w swojej działalności musieli stykać się warszawscy Kedywiacy.
Zauważyłem bardzo niski poziom fizyczny ludzi...
Czy można łączyć moralność z jedzeniem? Jak się okazuje można. W warunkach, kiedy żołnierze konspiracji nie mieli co do garnka włożyć, pojawiały się wśród nich różne, nie zawsze uczciwe, pomysły na rozwiązanie trudnej sytuacji – rzecz absolutnie zrozumiała.
Na początek, dla zobrazowania problemów z samym wyżywieniem, przyjrzyjmy się kilku cytatom:
„Mimo tych nastrojów coraz dotkliwiej dawały o sobie znać warunki codziennego życia, a była to już przecież piąta ciężka zima okupacyjna. Z troską i niepokojem patrzyliśmy na pogarszanie się warunków materialnego bytowania wśród dużej części naszych podwładnych. Wielu z nich nie pracowało, ale nawet dla tych, którzy trudnili się jakąś pracą, sprawa wyżywienia ograniczała się do głodowych przydziałów kartkowych, a konieczność reparacji obuwia - nie mówiąc już o kupnie odzieży – urastała do rangi problemu”1.
„Była wśród nas pewna samopomoc, a raczej organizowano wśród bogatszych członków pewne zbiórki, ci znowu dawali ‚chody’ do innych. Tu ‚Burza’ i ‚Grom’ pomogli nieco, tu huta jakaś szklanadała kawę, cukier itp. Czasami na święta udało się nam wydostać trochę więcej żywności; roznosiły ją łączniczki częściami na punkty, a tam już dany szef swej grupce odpowiednio przydzielał”2.
„Żył w bardzo ciężkich warunkach materialnych [Adam Kaffel „Majewski”3 - SP], nie skarżył się, widać było jednak, że sam nie dojada i nie ma czym nakarmić swojej rodziny”4.
„Marsz w jedną stronę ok. 10 km. Zauważyłem bardzo niski poziom fizyczny ludzi. Przy powrocie w szybkim tempie (zależało mi na szybkim opuszczeniu zabudowań) ludzie byli bladzi i niezdatni do poważniejszej akcji”5.
Jak widać – kwestia braku pożywienia stanowiła poważną bolączkę żołnierzy Kedywu OW AK – warto podkreślić, jak duże znaczenie dla ich pracy miało prawidłowe odżywianie się. Każda kolejna akcja dywersyjna wymagała przecież maksymalnego wysiłku fizycznego; od jej sprawnego przeprowadzenia mogło zależeć życie nie tylko jednego człowieka, ale także całej grupy. Wystarczy, że ktoś zostałby złapany i już powstałoby ryzyko, że podczas przesłuchań Niemcy wymusiliby adresy następnych uczestników konspiracji. Stąd też, być może, brały się te akcje, o których pisał chociażby J. R. Rybicki6. Ale to nie było wszystko. Kilka ciekawych informacji możemy znaleźć w sprawozdaniach miesięcznych Kedywu OW AK. I tak, np.: 8 maja 1944 r.7 DB składu F. (Rejon IV – Otwock, d-ca ppor. rez. Zygmunt Migdalski „ZZ”) w składzie jeden plus pięciu przejął 280 kg masła, które było wiezione z mleczarni w Otwocku do niemieckiego sklepu rozdzielczego w Warszawie. Z całości łupu 28 kg rozdzielono między najbiedniejszych żołnierzy oddziału, resztę sprzedano, a pieniądze trafiły do kasy. Z kolei 22 czerwca 1944 r.8 oddział DB składu Ł. (Rejon VIII – Łomianki, d-ca ppor. Marian Grobelny „Macher” – poległ dwa dni później w zasadzce, którą gestapo i policja niemiecka zorganizowały pod Sierakowem) w składzie jeden plus piętnastu zajął 150 litrów mleka i 20 kg masła w mleczarni w Julianowie, które zostały rozdane rodzinom i żołnierzom DB.
Oprócz tak pozyskiwanych produktów materialnych, czyli zdobywania środków do życia podczas akcji – tutaj jednak trzeba zaznaczyć, że były one załatwiane jedynie „przy okazji” – i wspominanej pomocy koleżeńskiej, była jeszcze jedna forma pomagania najbiedniejszym i ich rodzinom:
„Istniała pomoc pośmiertna, tzn. fundusz zapomogowy dla rodzin po poległych. Były to jednak wyjątkowo nikłe sumy”9.
Zachował się meldunek „Andrzeja„, dotyczący udzielenia zapomogi dla matek dwóch poległych żołnierzy – ”Kaczora” (NN)10 i „Romka” (NN). Pismo datowane na 1 lipca 1944 r.11 zawiadamiało o przyznaniu przez „Owal„12 zasiłku w kwocie 1 100 zł od dnia 1 czerwca 1944 r., i dodatku węglowego po 600 zł na jeden miesiąc. Nie były to sumy specjalnie wysokie.
Kolejnym sposobem wspierania żołnierzy były dodatki świąteczne, o których pisał dr Rybicki we fragmencie, który wyżej zacytowałem. Z uwagi na fakt, że Kedyw funkcjonował dopiero od marca 1943 r. dysponujemy jedynie danymi odnoszącymi się do Świąt Bożego Narodzenia 1943 r. i Wielkanocy 1944 r. W listopadzie 1943 r. z ogólnej sumy 235 961 zł, jaką wydał KeDyw warszawski, zapomoga świąteczna wyniosła dokładnie 19 000 zł13. Niewiele więcej wydano w kwietniu roku następnego. Na ogólną sumę 142 796 zł dodatek świąteczny zamknął się w kwocie 20 500 zł14.
Ludzie nie mają butów do marszu większego...
Oprócz pożywienia poważnym problemem była również kwestia braku odpowiedniego ubrania. Nabierała ona szczególnego znaczenia w okresie zimowym:
„Otrzymaliśmy do podziału między najbardziej potrzebujących kilka par butów i spodni, kilka marynarek, kurtek tramwajarskich oraz trochę ciepłej bielizny, szalików i rękawiczek. Nie było tego tak dużo, by zaspokoić wszystkie potrzeby, ale wystarczało na choć częściowe załatanie największych dziur w wyekwipowaniu naszego oddziału, a tym samym na zmniejszenie strachu przed paraliżującym ręce i nogi mrozem, śniegiem czy błotem. Tego rodzaju sytuacja nie była bolączką wyłącznie naszego ‚Kolegium B’. Oddziały biorące udział w grudniowych akcjach na ‚Urlaubzugi’ z całą jaskrawością wyciągnęły na światło dzienne fakt, że poza uzbrojeniem nie mniej ważnym elementem walki są dobre nieprzemakalne buty i chroniąca przed zimnem odzież. Pod tym względem sytuacja w tych oddziałach była wręcz rozpaczliwa. Prawie połowa ludzi nie miała zimowych palt czy ciepłych jesionek, a większość wychodziła na akcje w podartych i zniszczonych półbucikach, które po jednym marszu rozpadały się w kawałki”15.
„Tu dostałem trochę bielizny, skarpet, rękawiczek; raz od ‚Montera’ dostałem nieco kurtek dla swych chłopców, lecz nie bardzo to się podobało, bo mógł taki ‚transport’ podpaść pod gestapo i ludzie w takich kurtkach (a były to zwykle ściągnięte z jakiegoś przydziału) mogli być zaaresztowani. Każdy wolał dostać trochę grosza i sam zakrzątnąć się koło przyodziewku. Brak było ciepłej bielizny, kożuchów. Ogólnie biorąc była bieda. A przyodziewek niszczył się mocno. Każda akcja bojowa rwała, niszczyła spodnie, płaszcze – a z butów dziury przeglądały (zwłaszcza przy znanej jakości skóry niemieckiej). Była to ujemna strona naszej pracy i trzeba się przyznać, że nasza pomoc była minimalna, choć nigdy nie słyszałem narzekań, próśb itp.”16
O tym, jak duży był to problem, możemy przeczytać także w raporcie Tadeusza Jaegermanna - dowódcyDB-19 (Mokotów) z akcji na niemiecką policję z dnia 19 kwietnia 1944 r.:
„Ludzie nie mają butów do marszu większego. Kilku z konieczności wzięło pantofle, mimo że kazałem przewidywać marsz ok. 40 km (w wypadku niemożności powrotu koleją)”17.
Jak widać braki te w wyraźnym stopniu wpływały na zdolności oddziału. Dla sprawności bojowej tak podstawowe rzeczy jak dobre obuwie były wręcz niezbędne. Czytający wspomnienia z okresu okupacji mogą natknąć się na fragmenty, w których autorzy opisują, jaką radość wywoływał fakt, że oddział mógł zaopatrzyć się w dobre, wojskowe buty. W trakcie Powstania Warszawskiego posiadanie takowych było powodem prawdziwej dumy. Ale wracając do pracy konspiratora... Poza działalnością dywersyjną ubiór miał także znaczenia ze względu na ryzyko rozpoznania przez wroga18:
„Były potrzebne częste zmiany ubrania, zwłaszcza czapek i płaszczy, dla ‚niepoznaki’ – jak mówiono – i dla zmiany wobec ewentualnego obserwatora. Sylwetka inna – to ważna sprawa dla tropionego. Im więcej ubrań, płaszczy, tym większe bezpieczeństwo”19.
Sprawy prozaiczne, o których się nie myśli rozprawiając na temat podziemia, a widać, jak ogromne znaczenie miało to wszystko dla konspiratorów. W walce z przeciwnikiem, który posiadał zdecydowanie więcej atutów, każda niedogodność mogła mieć skutki wręcz fatalne. Stąd też trudno się dziwić, że żołnierze czasem sami chcieli brać sprawy w swoje ręce:
„Wysyłaliśmy alarmujące meldunki do dowództwa, prosiliśmy o pomoc w czasie osobistych spotkań z kpt. ‚Andrzejem’, a nawet prosiliśmy go o ciche błogosławieństwo na przeprowadzenie rekwizycji dóbr doczesnych w jakiejś fabryczce produkującej obuwie, odzież i bieliznę dla Niemców. Naturalnie zezwolenia na tego rodzaju ‚skok’ nie otrzymaliśmy, ale wkrótce po Nowym Roku ‚Honorata’ zaczęła znosić na wyznaczone punkty odbioru paczki z prawdziwymi, jak na ówczesne warunki, skarbami”20.
Konspiracyjna moralność
I tak dochodzimy do kolejnej części, czyli moralności. Kwestię tę postawiła w ostatnich miesiącach „Karta”, w odniesieniu do sprawy wyroków wykonywanych przez konspiratorów21. Dyskusja toczyła się głównie wokół tego, jak na takiego młodego żołnierza podziemia, jakim był Stefan Dąmbski, wpływało to co robił, to że z najbliższej odległości strzelał do człowieka. Tutaj natomiast starałem się pokazać, że problem zachowania się dywersantów, ich moralności, był związany także z tak przyziemnymi sprawami jak jedzenie i ubranie. W dyskusjach internetowych na temat działalności oddziałów leśnych – tak konspiracji antyhitlerowskiej jak i antykomunistycznej – niejednokrotnie padały argumenty o rekwizycjach czy też zwyczajnych kradzieżach, jakich mieli dopuszczać się niektórzy partyzanci. Nie wdając się teraz w dywagacje na ten temat chciałbym jedynie podkreślić, jak istotny jest to w rzeczywistości problem. Podchodząc do niego trzeba być nad wyraz ostrożnym w ferowaniu wyroków. Jednocześnie jestem zdania, że to jeden z istotniejszych tematów dotyczących konspiracji, z którymi historycy powinni się zmierzyć. W odniesieniu do interesujących mnie zagadnień warszawskiej konspiracji niestety nie spotkałem się z takimi opracowaniami. Inna rzecz, że działalność podziemia w mieście wymuszała nieco inne zachowania.
Poza problemami ze sprawami codziennymi, zagrożenia dla postaw moralnych żołnierzy warszawskiej dywersji pokazywały się także z innej strony:
„Jednak najbardziej przykre nastroje zapanowały w oddziale ppor. ‚Skrytego’22 w związku z odmową przyjęcia kilku zasługujących na to ludzi do konspiracyjnej Szkoły Podchorążych. Ktoś odpowiedzialny za akceptację kandydatów oświadczył z brutalną szczerością ppor. ‚Skrytemu’, że ‚kedywiaków’ nie przyjmie, bo jest przekonany, że prędzej czy później zginą, a jeśli nawet ktoś z nich przeżyje, to dywersja pozostawi w jego psychice tak głębokie ślady, że nie będzie nadawał się do normalnego życia. Zaiste, mocny trzeba było mieć kręgosłup, by po usłyszeniu takiej opinii o ludziach poświęcających się walce dywersyjnej nie załamać się moralnie.”
Ostatnie zdanie cytatu jest na tyle wymowne, że trudno dodawać cokolwiek. Natomiast podkreślić bez wątpienia należy fakt, jak ogromną rolę odgrywała moralność dla dra Rybickiego, szefa KeDywu OW AK od listopada 1943 r.:
„Czas wojny ma swoje prawa, ale dowódcy Ryśka: Rybicki i Żbik23, pamiętali, że kiedy chłopcy wrócą do cywila, na nowo będą musieli dostosować się do zwykłego życia. Stąd może tak wielki ich nacisk na stronę moralną konspiracji, na podkreślanie różnicy między bandytyzmem a likwidacjami z wyroku sądu czy napadami na konwoje z pieniędzmi. ‚Po powrocie do domu człowiek odetchnął i zapomniał, co robił godzinę wcześniej. Naturalnie, nie było tak po pierwszych akcjach, dopiero po paru miesiącach intensywnej walki zaczęliśmy się przyzwyczajać do tego trybu życia i budować wyraźną granicę między walką a prywatnym życiem. Mam wrażenie, że takie gwałtowne przejścia z jednej sytuacji do drugiej, zupełnie innej, nie były łatwe i proste. Dzisiaj po tylu latach trudno to zrekonstruować’ – tłumaczy Aronson”24.
„[O tym], co robiliśmy Józef Rybicki nam kiedyś powiedział: ‚Słuchajcie wy jesteście pół kroku od bandyctwa, co wy robicie. Przejść z tego, na to drugie jest bardzo łatwo. Jak ktoś przekroczy tą linię, to my jego zlikwidujemy. Musicie wiedzieć, że moralność, to jest najważniejsza wasza cecha. Jak wy [od] tego odejdziecie, to jest koniec.’ Tak było. Nagle on znikł. On miał pseudonim, nie wiedzieliśmy nigdy jak on się nazywa, ‚Zdzisiek’, ‚Czarny’, ‚Cygan’. On wyglądał jak cygan i był szalenie odważny. Pewnego dnia [zastanawialiśmy się]: ‚Gdzie on jest? Dlaczego nie poszedł na akcję?’. ‚On się załamał.’ Możliwe, że on się załamał. Bo jak jest się takim dzielnym, to jest się łatwo załamać. Pewnego dnia zwyczajnie się wstaje rano i nie można”25.
Dwa bieguny – „Ryży„ i ”Olszyna”
A jednak, mimo tych wszystkich problemów, z którymi musieli zmierzyć się walczący warszawiacy, nie natykamy się dzisiaj na dowody świadczące o tym, że ta dyscyplina, ta moralność w KeDywie OW AK, zostały w jakimś poważnym stopniu nadwątlone. Rzecz jasna nie da się wykluczyć, że niektórych faktów zwyczajnie nie znamy. Pewne są natomiast dwie historie, obie powiązane ze sobą. Pierwsza, to przypadek „Ryżego„ i Cezarego Szemley-Ketlinga „Arpada„ z oddziału DB-3 (oddział śródmiejski). Podczas przeprowadzonego pod koniec 1943 r. śledztwa, ”Ryżemu” postawiono zarzut wydania rozkazuzorganizowania łącznie siedmiu napadów rabunkowych i sześciu zabójstw26. Z kolei „Arpad„, będący podwładnym ”Ryżego”, został oskarżony o wzięcie udziału w dwóch napadach rabunkowych zleconych przez jego dowódcę (podczas jednego z nich doszło również do zabójstwa), a także wydanie swoim podkomendnym rozkazów wykonania czterech innych akcji rabunkowych i czterech morderstw. Dodatkowo w pierwszej połowie 1943 r. sprzedał do getta warszawskiego powierzoną mu broń i amunicję27. Pieniądze ze wszystkich tych akcji obaj zatrzymywali dla siebie. W akcie oskarżenia zostali określeni jako zawodowi złodzieje i mordercy. Od razu nasuwa się pytanie: czy swoją bandycką działalność rozpoczęli dopiero po jakimś czasie pracy w podziemiu, czy też od samego początku to właśnie ona była ich celem? Zlecono natychmiastową ich likwidację. W ostatecznym rozrachunku „Arpad” uciekł od wyroku28, natomiast „Ryży„ został zlikwidowany dopiero 15 kwietnia podczas akcji, której głównym celem był Jerzy Tabęcki „Lasso„, szef grupy „niemieckiej” warszawskiego KeDywu. Historia ”Lasso” zasługuje na osobny tekst. Tutaj jedynie w skrócie można podać, że był zamieszany m.in. w próbę uwolnienia mjra Lewińskiego29 – pierwszego szefa KeDywu OW AK – a najpoważniejszym zarzutem była... współpraca z gestapo. Po długiej i wyczerpującej dla obu stron rozgrywce, został zlikwidowany razem m.in. z „Ryżym„ właśnie 15 kwietnia 1944 r. W przypadku „Lasso„ jest jedna wątpliwość. Czy z Niemcami współpracował od początku, czy też jednak dopiero z czasem to nastąpiło, a co za tym idzie, czy w jego przypadku można mówić o przekroczeniu tej linii, o której – wedle relacji S. Aronsona – miał mówić „Andrzej”. A może ”jedynie” zdrada? W obu tych historiach jest jedna pocieszająca sprawa... A mianowicie, jak wspominałem, nie posiadamy danych o większej ilości choćby podobnych przypadków30. Można więc uznać „Ryżego„, „Arpada„ i ”Lasso” jedynie za wyjątki potwierdzające regułę. Przy okazji dyskusji na temat wspomnień S. Dąmbskiego prof. Dariusz Stola powiedział31, że właśnie takie historie, jak ta opowiedziana w „Egzekutorze” – a co dopiero te opisane w tym tekście – przy całym pozytywnym obrazie Armii Krajowej sprawiają, że jawi nam się ona w jeszcze lepszym świetle. Mimo tych różnych słabości, ciemnych kart, udawało się utrzymać dyscyplinę, własny etos.
Oprócz „odgórnych” zaleceń, oprócz ostrzegania, niektórzy sami szukali dla siebie sposobu, aby praca w podziemiu nie sprawiła, że w pewnym momencie zatracą swoją moralność:
„Czy człowieka, który żył ‚od akcji do akcji’ i cudownym instynktem urodzonego zbiega chronił się przed wszelkim niebezpieczeństwem, można było nakłaniać, by powracał – do pracy naukowej? Zdawało się, szkoda trudu. Ale sam Wiwatowski32 dość nieoczekiwanie zobaczył w książkach ratunek dla siebie. Tędy chciał wrócić do życia, do życia normalnego. Widział ostro i uczciwie, że dywersja, choć wyzwala z ludzi bohaterstwo, po kilku miesiącach wykoleja ich do cna, ustawia poza społeczeństwem”33.
Niewątpliwie należy tutaj brać pod uwagę kilka istotnych faktów. Tadeusz Wiwatowski był człowiekiem wykształconym. Już przed wojną został magistrem polonistyki. Pisywał dla różnych gazet, brał udział w dyskusjach naukowych, zajmował się również twórczością literacką. W trakcie okupacji podjął pracę tak naukową – przygotowywał pracę doktorską – jak i dydaktyczną na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. Miał od najmłodszych lat wszczepione pewne wartości. W swoich wspomnieniach dr Józef Rybicki nie ukrywał, że „Olszyna„ stanowił prawdziwy fundament warszawskiej TOW, a później rzecz jasna również Grupy „Andrzeja„/Oddziału Dyspozycyjnego ”A”. Po listopadzie 1943 r. był także – nieformalnie – drugą osobą w Kedywie OW AK34. Tak więc w jego przypadku zachowanie odpowiedniej postawy moralnej mogło być względnie łatwiejsze. Jednocześnie sam musiał zdawać sobie sprawę z tego, jaka odpowiedzialność na nim ciąży. A ze znanych mi relacji wyłania się obraz człowieka niezwykle odpowiedzialnego i wymagającego od siebie szalenie dużo.
Mogę chyba pokusić się o stwierdzenie, że w warszawskim Kedywie T. Wiwatowski, Z. Zajdler czy też J. R. Rybicki nie byli wyjątkami, jeśli chodzi o tę postawę moralną. Samego dra Rybickiego Stanisław Broniewski „Orsza„ miał nazwać „sumieniem Armii Krajowej„. Historia jego żołnierzy i oddziałów pozwala sądzić, że jego zasady w KeDywie okręgowym były dość powszechnie uznawane i stosowane. Wspomniane przypadki „Lasso„, ”Ryżego” i ”Arpada” należałoby traktować raczej jako wyjątki potwierdzające regułę.
Korekta: Agnieszka Iwaszek
Bibliografia:
1. Archiwum Historii Mówionej:
- Stanisław Aronson „Rysiek”
2. Bukalska P., Aronson S., Rysiek z Kedywu. Niezwykłe losy Stanisława Aronsona, Kraków 2009.
3. Jaegermann T., Pietrzykowski J., Mokotowski Oddział Kedywu Okręgu Warszawa Armii Krajowej, oprac. H. Rybicka, Warszawa 1997.
4. Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty – rok 1943, oprac. Rybicka H., Warszawa 2006.
5. Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty – rok 1944, oprac. Rybicka H., Warszawa 2009.
6. Lipiński P., Przemoc chwalebna, „Duży Format” nr 42/901, wydanie z dnia 28.10.2010 r.
7. Mikulski T., Miniatury krytyczne, Warszawa 1976.
8. Obwodowe oddziały dywersji bojowej Okręgu AK Warszawa. Dokumenty warszawskiego Kedywu z lat 1943-1945, oprac. Rybicka H., Warszawa 2010;
9. Oddział Dyspozycyjny „A” warszawskiego Kedywu. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. Rybicka H., Warszawa 2007.
10. Rybicki J. R., Notatki szefa warszawskiego Kedywu, Warszawa 2003.
11. Strzembosz T., Oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1983.
12. Witkowski H., Witkowski L., Kedywiacy, Warszawa 1973.
13. Witkowski H., „Kedyw” Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943-1944, Warszawa 1984.
- H. Witkowski, L. Witkowski, Kedywiacy, Warszawa 1973, s. 266. [↩]
- J. R. Rybicki, Notatki szefa warszawskiego KeDywu, Warszawa 2003, s. 195. [↩]
- Adam Kaffel „Majewski„, urodzony 23 października 1903 r. w Warszawie, syn Marcina i Anny Tomkiewicz. Miał brata Leona (ur. 1906 r.) i siostrę Sabinę (ur. 1908 r.). Pracownik fabryki Stowarzyszenia Mechaników Polskich w Pruszkowie. Od stycznia 1940 r. w konspiracji, w marcu 1942 r. został komendantem grupy „Wola„ w Grupie „Andrzeja„. Chociaż formalnie dowództwo nad nią sprawowali inni (Zdzisław Zajdler „Żbik” – choć tutaj sprawa nie jest do końca jasna , Stefan Mrozowski „Pik” czy też Tadeusz Wiwatowski „Olszyna”), to faktycznie od początku właśnie „Majewski” organizował całość. Koordynator działań w ramach akcji ”Żółw”. Na co dzień bardzo spokojny, zlecając zadania zwykł robić to w sposób wyważony, jasny i rzeczowy. Zawsze potrafił wyjaśnić to, co było dla kogoś niezrozumiałe. Jednocześnie denerwował się w sytuacjach, gdy z czyjejś winy operacja nie powiodła się (a trzeba brać tutaj pod uwagę, że sabotaż nieraz wymagał długich, często kilkutygodniowych czy nawet kilkumiesięcznych przygotowań). Swoich ludzi miał niemalże w całym mieście (Pruszków, Ursus, Fabryka Karabinów na Woli, Gerlach, Avia, warsztaty kolejowe i na Okęciu). Nie panikował nawet w najtrudniejszych sytuacjach (kiedyś, gdy szedł na akcję, w mieszkaniu zapalił mu się termit, podpalając podłogę, wobec czego razem z towarzyszącymi mu ludźmi musiał szybko opanować sytuację, aby sąsiedzi nie dowiedzieli się o niczym; później pocieszał się, że dobrze iż do całej tej sytuacji doszło w mieszkaniu, a nie na ulicy). Z przekonań ”(...) socjalista stale myślący o Polsce demokratycznej”. Uwielbiał czytać, ciągle prosił o dostarczanie mu prasy podziemnej. Mimo iż starano się czynić zadość jego potrzebom, dla niego to i tak było za mało. Bliski współpracownik „Olszyny„, z którym żył w dużej przyjaźni. W trakcie Powstania ranny w nocy z 23/24 sierpnia, podczas szturmu na niemieckie pozycje w kościele św. Jana Bożego. Zamordowany przez Niemców 2 września 1944 r. w szpitalu „Pod Krzywą Latarnią” na Starym Mieście. Odznaczony Krzyżem Walecznych i Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami. W 1945 r. zgodnie z rozkazem nr 319 awansowany do stopnia ppor. Pochowany w kwaterze ”Miotły” (24A-3-2) na Powązkach Wojskowych w Warszawie. [↩]
- Tamże, s. 99-100. [↩]
- T. Jaegermann, J. Pietrzykowski, Mokotowski Oddział Kedywu Okręgu Warszawa Armii Krajowej, oprac. H. Rybicka, Warszawa 1997, s. 110. [↩]
- Patrz przypis 4 w: Historia „Bombowca”, czyli przyczynek do historii warszawskiej konspiracji. [↩]
- Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty – rok 1944, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2009, s. 81; dokument znajduje się również w: Archiwum Akt Nowych, sygn. 203/X-62, k. 152-164; Archiwum Józefa Rybickiego. [↩]
- Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty – rok 1944, oprac. H. Rybicka, s. 91; dokument znajduje się również w: AAN, sygn. 203/X-62, k. 165-176; AJR. [↩]
- J. R. Rybicki, Notatki..., s. 195. [↩]
- Zginął 17 maja 1944 r. podczas akcji na Borysa von Smysłowskiego. Poległ wówczas również Zdzisław Zajdler „Żbik”. [↩]
- Oddział Dyspozycyjny „A” warszawskiego Kedywu. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2007, s. 176. [↩]
- Centralna Opieka Podziemna w O.VII KG AK. [↩]
- KeDyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty – rok 1943, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2006, s. 179; dokument znajduje się również w: AJR. [↩]
- Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty – rok 1944, oprac. H. Rybicka, s. 91; dokument znajduje się również w: AJR. [↩]
- H. Witkowski, L. Witkowski, Kedywiacy, s. 266-267. [↩]
- J. R. Rybicki, Notatki..., s. 195-196. [↩]
- T. Jaegermann, J. Pietrzykowski, Mokotowski Oddział..., oprac. H. Rybicka, s. 110. [↩]
- Znane są przypadki rozpoznania – także żołnierzy warszawskiego Kedywu – czy to przez żołnierzy niemieckich, czy pracowników np. niemieckiej administracji, właśnie na ulicy. Częste zmienianie wyglądu mogło sprawić, że takie nieoczekiwane spotkania nie musiały kończyć się „wpadką”. [↩]
- J. R. Rybicki, Notatki..., s. 196. [↩]
- H. Witkowski, L. Witkowski, Kedywiacy, s. 266. [↩]
- S. Dąmbski, Egzekutor, Warszawa 2010. [↩]
- Józef Czuma „Skryty„, urodzony 6 lutego 1915 r. w Niepołomicach, syn Józefa i Marii Tarczyńskiej, bratanek gen. Waleriana Czumy, d-cy obrony Warszawy z 1939 r. Maturę zdał w 1934 r. w Bochni. Był absolwentem Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie k/Ostrowi Mazowieckiej (chociaż Ludwik Witkowski „Kosa„ w swoich wspomnieniach podawał, iż był on kawalerzystą). Uczestnik walk września 1939 r., odznaczony KW. Po zakończeniu walk trafił do niewoli niemieckiej, z której uciekł. Kolejny przystanek to obóz dla internowanych na Węgrzech, z którego również uciekł. W dniu 9 marca 1940 r. trafił na teren Francji. Tam został d-cą plutonu w samodzielnej kompanii strzelców w Coetquidan, a później w III batalionie 10. BKPanc. Po ewakuacji na Wyspy dostał przydział do 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich. W jednostce został do sierpnia 1942 r., kiedy to dostał możliwość powrotu do kraju. Od 16 sierpnia do 31 stycznia 1943 r. przechodził szkolenie. Do Polski wrócił w ramach operacji lotniczej „Floor„ w nocy z 17/18 lutego 1943 r., jej dowódcą był S/L Boxer. Wraz ze „Skrytym” (wówczas już porucznikiem) lecieli również: ppor. Tadeusz Benedyk „Zahata”, ppor. Jacek Przetocki „Oset” i por. Piotr Szewczyk „Czer”. Pierwotnie miał zostać przydzielony na Śląsk. Jednak od września 1943 r. objął dowodzenie nad podwarszawskim oddziałem KeDywu OW AK, działającym wzdłuż linii otwockiej. Przyczyniła się do tego najpewniej pechowa historia z wcześniejszym d-cą oddziału, Leonem Tarajkowiczem ”Gryfem”, który w trakcie prób prototypowego granatu uderzeniowego został ranny. Porucznik Czuma przeprowadził wiele akcji bojowych (specjalizował się w akcjach kolejowych), był bardzo lubiany i szanowany, jego oddział budził powszechny podziw dzięki swojej sprawności i karności. Z dużym szacunkiem pisali o nim bracia Witkowscy i dr Rybicki. Sam por. Czuma został aresztowany 12 lipca 1944 r. na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich z Marszałkowską. Był to efekt dłuższej akcji ze strony Niemców. Wcześniej już raz ”Skryty” uciekł Niemcom na peronie Dworca Głównego. Najprawdopodobniej został zakatowany podczas przesłuchania na Szucha 19 lipca. Pośmiertnie miał zostać odznaczony Virtuti Militari V kl. [↩]
- Urodzony 13 września 1919 r., bratanek Józefa Rybickiego „Andrzeja„. Jego biologiczny ojciec został zastrzelony kiedy Z. Zajdler był jeszcze małym dzieckiem. Jego matka związała się ze Stanisławem Rybickim, bratem J. R. Rybickiego. Zdzitek – jak nazywali go rodzice – był absolwentem Wołyńskiej Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim (szkołę ukończył 24 czerwca 1939 r., nr legitymacji 7189). We wrześniu 1939 r. służył w 7. pułku artylerii lekkiej. Aresztowany przez Niemców w Częstochowie. Zwolniony w maju 1941 r. udał się do Warszawy. W konspiracji od stycznia-lutego 1940 r.. Był współtwórcą struktur TOW w Częstochowie, od 1942 r. związał się z warszawskim TOW. Przez pewien czas był instruktorem dywersji (od lutego 1942 do maja 1943). Od maja 1943 r. dowodził plutonem dywersyjnym w OD ”A”, który sam organizował (Czerniaków-Mokotów-Śródmieście). Z większych akcji z jego udziałem wymienić należy m.in.: marsz w Puszczy Kampinoskiej do Palmir z 20 sierpnia 1943 r.; akcję na Czackiego z 26 sierpnia 1943 r.; akcję na budy żandarmerii na wiadukcie mostu Poniatowskiego z 26 listopada 1943 r. czy też akcję kolejową pod Skrudą z 4 grudnia 1943 r.. Poległ 17 maja 1944 r. na Olszewskiej niedaleko Puławskiej (najprawdopodobniej między godziną 10 a 11). Został odznaczony Krzyżem Walecznych i pośmiertnie (rozkaz nr 401 z dn. 25.07.1944 r.) Virtuti Militari V kl. [↩]
- P. Bukalska, S. Aronson, Rysiek z KeDywu. Niezwykłe losy Stanisława Aronsona, Kraków 2009, s. 106. [↩]
- Za: http://ahm.1944.pl/Stanislaw_Aronson/6/slowa-kluczowe [dostęp na: 19.02.2011 r.]. [↩]
- Obwodowe oddziały dywersji bojowej Okręgu AK Warszawa. Dokumenty warszawskiego Kedywu z lat 1943-1945, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2010, s. 40-41. [↩]
- Tamże, s. 41-42. [↩]
- Najprawdopodobniej zawieszenie wykonania wyroku na C. Szemley-Ketlingu było spowodowane jego przejściem do Polskiej Armii Ludowej. Jednak 20 lipca ponownie nakazano – możliwie szybko – wykonanie wyroku. [↩]
- Powierzono mu pieniądze na wykupienie „Chuchry”. Sam parokrotnie obiecywał, że sprawa jest już prawie załatwiona, że wszystko się udało. Pieniądze jednak przepadły, a mjr Lewiński został rozstrzelany przez Niemców - którzy nigdy nie dowiedzieli się, kto wpadł w ich ręce podczas ulicznej egzekucji. [↩]
- Teoretycznie są jeszcze dwie czy trzy historie, które można by wykorzystać przy omawianiu tego problemu, ale z racji odpowiedniej ilości źródeł ciężko powiedzieć, czy faktycznie nadają się one tutaj. [↩]
- P. Lipiński, Przemoc chwalebna, „Duży Format” nr 42/901, wydanie z dnia 28.10.2010 r. [↩]
- Patrz przypis 8 w: Historia „Bombowca”, czyli przyczynek do historii warszawskiej konspiracji. [↩]
- T. Mikulski, Miniatury krytyczne, Warszawa 1976, s. 42. [↩]
- Zastępcą „Andrzeja„ został Ludwik Witkowski ”Kosa”, jednak prawą ręką – i pisał o tym sam Henryk Witkowski – był dalej, bo już od czasów TOW, właśnie T. Wiwatowski. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.