XIX OZHS w Toruniu - pierwszy dzień obrad


Widząc wokół siebie wiele osób rozprawiających między sobą o historii nie mogło być mowy o żadnych wątpliwościach, co do tego, gdzie się teraz znajduje. XIX OZHSiD ruszył pełną parą i nie ma co tu ukrywać - historia jednak porusza ludzi!

Mniej więcej przed godziną dziewiątą rano znalazłem się w Hotelu Uniwersyteckim, gdzie w dniu dzisiejszym obradowały sekcje historii powszechnej średniowiecza i Polski, a także okresu wczesnonowożytnego. Jeszcze tuż przed rozpoczęciem obrad trwały wśród organizatorów ostatnie przygotowania, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Każdy, nawet drobny problem czy niedopowiedzenie starano się zwalczyć tak szybko jak to było tylko możliwe. Niektórzy samotnie, inni w grupkach, wszyscy czekali na pierwsze wystąpienia. Uczestnicy wymieniali między sobą wrażenia po podróży i nocy spędzonej w Toruniu. Nie zabrakło również rozmów na temat treści referatów, które miały już wkrótce stać się podstawą do niejednej interesującej dyskusji.

Warto w tym momencie przybliżyć, co nieco naszym Czytelnikom jak mniej więcej wyglądają obrady na dowolnie wybranej sekcji. Wiadomo, że wszystko rozpoczyna prowadzący, który został wyznaczony przez organizatorów. Do jego obowiązków należy powitanie uczestników, omówienie kwestii związanych z kolejnością itp, a także pilnowanie, by prelegenci nie przekroczyli o zbyt wiele czasu, który został przeznaczony na ich wystąpienie. Po kilku referatach następuje dyskusja, kolejno krótka przerwa i wznowienie obrad, które przeplatają się w międzyczasie z przyznaniem nagród książkowych za najlepszy referat. Tyle teorii...

A jak wygląda to w praktyce? Generalnie tak samo, no może tylko, co niektórzy prowadzący mają inne metody, by przekazać referentowi sposoby, że jego czas dobiegł końca...ale jak tu skończyć kiedy chce się jeszcze tyle powiedzieć?

Dokładnie kwadrans po dziewiątej rozpoczęły się pierwsze obrady. Dla niektórych uczestników była to prawdziwa okazja, by nie tylko zaprezentować wyniki swoich wszelakiej maści badań i dociekań, ale również w wielu przypadkach pierwsze poważniejsze (mniej lub bardziej udane) wystąpienie na tak poważnej imprezie. Nie omieszkałem się dowiedzieć tuż przed samym rozpoczęciem obrad od licznie zgromadzonych prelegentów czy odczuwają może tremę czy też jakiś stres?

Gdy zapytałem panią Annę Siwińską, magistrantkę z Uniwersytetu Adama Mickiewicza o to czy odczuwa lekkie nerwy przed swoją wypowiedzią odpowiedziała „Troszeczkę tak, ale widzę, że świetna atmosfera (...) będzie dobrze”. I rzeczywiście pani Ani poszło dobrze i nie ma żadnego powodu, by uważać, że coś poszło nie po jej myśli. Z kolei kolejna osoba, którą spotkałem na swojej drodze tj. pani Aleksandra Drążek z Uniwersytetu Gdańskiego również podzieliła się ze mną swoimi odczuciami. Nie wahała się stwierdzić, że nerwy „bardzo, bardzo duże, debiut”. I to jest właśnie piękne w Zjazdach, że po raz pierwszy człowiek zyskuje możliwość zdobycia cennych doświadczeń, które z pewnością będzie mógł kiedyś wykorzystać. W tym przypadku już samo referowanie przed innymi prelegentami jest jak sądzę warte uwagi i godne odnotowania w historycznym curriculum vitae młodego adepta historii.

Pani Aleksandra podzieliła się również ze mną swoimi przemyśleniami, co do organizacji. Kiedy zapytałem ją o kwestie organizacyjne, czy miała jakiś problem, albo coś było dla niej niejasne, dostałem krótką i zwięzłą odpowiedź - „... nie, nie, generalnie ok”. Z racji, iż jutro ma mieć miejsce prezentacja kandydatur organizatorów XX OZHS nie mogłem sobie odmówić tego, by nie zapytać się o jej zdanie w tej kwestii. Pani Aleksandra uważa, że... „Kraków, Katowice i Warszawa bardzo mocno się starają”

Gdy prelekcje rozpoczęły się już na dobre, a dyskusje nabierały, co raz to ciekawszych barw (jak choćby w sekcji historii powszechnej średniowiecza) należało niestety opuścić Hotel Uniwersytecki i udać się w dalszą drogę, by usłyszeć i zobaczyć jak najwięcej.

Nieco okrężną drogą, ale z pewnością spędzoną w miłej atmosferze dostałem się na Wydział Nauk Historycznych, gdzie znajduje się również ogólna rejestracja, ale nie tylko. W ciągu dnia warto było z pewnością odwiedzić dziś to miejsce. Pierwszym wartym odnotowania powodem były stoiska wydawnictw, które sprzedawały swoje książki po promocyjnych cenach. Z kolei drugą ważną rzeczą był fakt, iż na WNH trwają Dni Historyka, które są długoletnią i chlubną tradycją tego miejsca. Tym razem (nawet mimochodem) przechodząc  pomiędzy kolejnymi sekcjami uczestnicy mogli zapoznać się z wystawą zdjęć dokumentujących poprzednie Dni Historyka. Świetnym sposobem na zagospodarowanie wolnego czasy było wybranie się na Debatę krzyżacką, by dowiedzieć się dlaczego tak historycy lubią zajmować się tematyką związaną z tym zakonem, albo posłuchać nieco później jak zwykle fenomenalnego stylu gawędziarskiego dra Nieuważnego, który opowiadał m.in o Napolenie, Polsce i Francji.

Ale wracając jednak do zjazdu, nie mogłem sobie odmówić przyjemności, by chociaż na chwilę nie zajrzeć do sali nr 110, gdzie obradowała sekcja historii XIX wieku. Ucieszył mnie bardzo fakt, że grupa tam przebywająca była dość liczna, co może świadczyć o dużym zainteresowaniu moją ulubioną epoką.

Przed opuszczeniem budynku wydziału przyszło mi porozmawiać jeszcze chwilkę z uczestnikami, którzy jak się okazało przybyli do Torunia z Krakowa. Jak zauważył jeden studentów UJ, „po raz pierwszy, aż trzy ośrodki rywalizują ze sobą z pewną zaciętością.” Trudno się nie zgodzić. Kulminacyjnym etapem zmagań będzie jutrzejsza debata, którą współorganizujemy z Komitetem Organizacyjnym tegorocznego Zjazdu. To ostatnia szansa dla ośrodków do przekonania elektorów.

I tak chcąc nie chcąc opuściłem miasteczko akademickie, by udać się do oddalonego o kilka kilometrów Fortu IV, gdzie obradowała sekcja historii wojskowej. Jak zwykle Panowie i jedna Pani (może nie w lśniących zbrojach czy nowych mundurach z przydziału) z werwą w oczach opowiadali wszystkim, zebranym, o tym, co związane z wojną i wojskiem. Naturalnie również siłą rzeczy dyskusje spotkały się z dużym zainteresowaniem pośród uczestników i nie widziałem, by jakiś prelegent nie dostał chociaż jednego pytania, na które nie zawsze było łatwo znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź. Oczywiście nie zrezygnowałem z szansy, by dowiedzieć się na kogo stawiają uczestnicy tejże sekcji, jeśli chodzi o organizacją przyszłorocznego zjazdu. Jak dowiedziałem się od pana Przemysława Mandela z Uniwersytetu Wrocławskiego osobiście stawia na ośrodek akademicki z Warszawy.

Cóż zatem wypada mi dodać na koniec? Może mała konkluzja o różnorodności?

Obserwując cały dzień uczestników obrad nasuwa się mimochodem kilka ciekawych spostrzeżeń. Wystarczy wziąć pod lupę choćby samą umiejętność przedstawiania treści swojego referatu. Można to robić na wiele sposobów – na siedząco, na stojąco, czytając, albo mówiąc z głowy. Można też korzystać z pięknie przygotowanych na komputerze notatek czy zwykłej kartki z notesu z zapisami zrozumiałymi tylko dla ich autora. Niektórzy wspomagają się techniką i używają programów komputerowych, by zaprezentować statystyki czy pokazać choćby materiał ilustracyjny. Zdarza się mówić głośno w małej sali, a znacznie ciszej w większej. Ogółem misz-masz i różnorodność – czyli to, co jest naprawdę ciekawe i dlatego warto przebywać na takich imprezach jak OZHSiD, by móc zapoznać się z tym wszystkim.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz