„Dzisiaj narysujemy śmierć” - W. Tochman - recenzja |
Przeglądając zasoby Internetu w poszukiwaniu artykułów związanych z książką Jana Tomasza Grossa Złote żniwa znalazłam przez przypadek tekst o intrygującym tytule Kat żąda milczenia1. Był to wywiad dr Ewy Woydyłło, psycholożki i psychoterapeutki z reporterem Wojciechem Tochmanem opublikowany w czasopiśmie psychologicznym „Charaktery” i dotyczył najnowszej książki Tochmana pt. Dzisiaj narysujemy śmierć2, w której autor opisuje ludobójstwo w Rwandzie.
Wywiad ten uświadomił mi, jak mało wiem o tym, co się stało podczas tego wydarzenia i jak puste są dla mnie skojarzenia z tym krajem, jakie do tej pory miałam. Pomimo, iż książka została określona przez dr Woydyłło jako „wstrząsająca„, a sam autor przyznał, że ”jego książka może być nie do udźwignięcia dla ludzi w pewnym wieku i w pewnych okolicznościach życiowych” postanowiłam po nią sięgnąć.
Rwanda jest zwana krajem „tysiąca wzgórz i miliona uśmiechów”. Powierzchnia kraju to obszar wielkości jednego polskiego województwa. Kraj nie posiada ani bogactw naturalnych ani przemysłu, większość z dziesięciomilionowej populacji Rwandy mieszka na wsi, bezrobocie dochodzi do 80%, a budżet państwa jest oparty na pomocy zagranicznej. Ludzie często się mylą określając Hutu, Tutsi i Twa jako oddzielne plemiona zamieszkujące Rwandę. Według mitów i podań, a ze względu na brak malarstwa i literatury tradycja jest tutaj przekazywana ustnie, bóg Imanamiał trzech synów (Gahutu, Gatutsi i Gatwa). Poddając ich różnym próbom wyłonił panującego, którym stał się Gatutsi. Przynależność potomków określała ich tożsamość. Tutsi byli hodowcami bydła i stanowili arystokrację kraju, Hutu byli chłopami, a Twa autochtonami. Pomimo tych różnic wszyscy stanowili przedstawicieli jednej wspólnoty, jednego narodu. Aż do przybycia kolonizatorów. To właśnie oni wprowadzili pojęcie rasy, rozróżniając białych Tutsi od czarnych Hutu, mimo iż trudno wymienić jakieś typowe antropologiczne cechy tych ludzi. Za moment ostatecznego podziału uważa się lata 30-te XX wieku, kiedy belgijscy kolonizatorzy wprowadzili dowody osobiste. Te wydarzenia stały się zalążkiem tragedii3.
Czasy dekolonizacji Afryki są także bardzo szczególne dla Rwandy. Tutsi – przychylni dotychczas dla kolonizatorów – zaczęli się upominać o niepodległość. Belgowie w odwecie (wraz z pomocą białych misjonarzy, którzy przybyli wcześniej wraz z nimi) pozwolili na obalenie monarchii i przejęcie władzy przez Hutu. Rozpoczęły się migracje Tutsi, aż do czasu kiedy dzieci uchodźców dojrzały i zdecydowały się odebrać kraj spod panowania Hutu. Tutsi przyłączyli się do ugandyjskiej partyzantki tworząc Rwandyjski Front Patriotyczny (RPF). W kraju dokonywano zbrodni na Tutsi, RPF brał odwet na Hutu. Powstała milicja Hutu – Interahamwe. Ostatecznie w roku 1993 władze Rwandy doszły do porozumienia z RPF oraz powstał rząd tymczasowy z udziałem opozycyjnych partii. A potem doszło do ludobójstwa4.
Nie wszystkim Hutu podobały się zmiany. Spisano więc listy Tutsi, sprowadzono z Chin maczety i uruchomiono propagandowe Radio Tysiąca Wzgórz. Dnia 6 kwietnia 1994 roku zestrzelono samolot z ówczesnym prezydentem Rwandy na pokładzie. Do dzisiaj nikt nie wie, kto stoi za tym zamachem. Jednak interpretacja wydarzenia była jasna i klarowna: Tutsi zabili prezydenta. Nastał czas mordowania.
Tochman nie przedstawia historii Rwandy od razu. Dawkuje ją stopniowo odwołując się do licznej bibliografii obejmującej zarówno autorów angielskich jak i polskich. Warto tutaj przywołać choćby nazwisko Ryszarda Kapuścińskiego i jego książkę Heban. Z początku reporter maluje sielankowy obraz kraju, żeby doprowadzić nas do punktu kulminacyjnego, ludobójstwa z roku 1994. To właśnie wydarzenie jest osią całego reportażu. Przeplatają się w nim opowieści mężczyzn, kobiet, dzieci, katolickich księży, wojskowych, Tutsi i nielicznych Hutu. Opowieści pełne brutalności, cierpienia, bólu rozciągniętych do niewyobrażalnych rozmiarów. Opowieści tak okrutne w swej treści, że aż nie do uwierzenia. Nie do uwierzenia, że to wszystko działo się jedynie 16 lat temu, na oczach całego świata.
Przewodnikiem w podróży Tochmana jest Leonard, świadek ludobójstwa z 1994 roku. Wtedy jako dziecko uratował się razem z dwójką braci. Dzisiaj jest studentem prawa na uniwersytecie, utrzymuje się ze stypendium rządowego wypłacanego sierotom i należy do Stowarzyszenia Studentów – Dzieci Ocalałych z Ludobójstwa. Leonard powoli wprowadza reportera, a jednocześnie czytelnika, w świat zdarzeń z tamtego roku. Stopniowo otwiera się i przywołuje obrazy masakry, której był świadkiem jako dziewięciolatek. Rysuje przed nami obrazy śmierci.
W pierwszej kolejności zabijano mężczyzn i dzieci. Podobno dźwięk, jaki wydaje maczeta uderzająca w kark jest zbliżony do dźwięku rozbijanej główki kapusty. Kobiet nie zabijano od razu, były wielokrotnie gwałcone i torturowane. Te brzydsze, będące w ciąży lub połogu gwałcono ostro zakończonym bambusem lub czymkolwiek wystarczająco długim. Umierały w męczarniach, lub cudem przeżywały, by urodzić dzieci swych katów i oprawców, którzy w większości dawali im także śmiertelny prezent w postaci choroby AIDS. Nieliczni Tutsi otrzymali szybką śmierć poprzez rozstrzelanie. Wszyscy patrzyli na śmierć bliskich, mężowie na gwałty dokonywane na ich żonach, żony na śmierć mężów i dzieci, dzieci na utratę rodziców. Hutu na śmierć Tutsi, Tutsi na własną śmierć zadawaną im przez sąsiadów, bliskich, czasami nawet krewnych.
Opisy zawarte w publikacji są niezwykle brutalne, wstrząsnęły mną, ale nie były całkowicie obce. Podczas lektury znalazłam wiele analogii do Holokaustu, choć koncepcja porównywania ludobójstw wydaje mi się moralnie naganna. Nie można porównywać śmierci i cierpienia. Nie mamy metod i kryteriów do takich porównań. Jednak pomimo to pewne obrazy wydały mi się znajome. Radio Tysiąca Wzgórz ostrzegające przed powrotem uchodźców i określające Tutsi mianem węży i karaluchów. Kobiety Hutu rozbierające kobiety Tutsi, zanim te ostatnie były gwałcone przez mężów tych pierwszych. Palenie dowodów osobistych, chęć ostatecznej likwidacji, zniszczenia wszelkich śladów, wszelkiej pamięci o ofiarach. Sąsiedzi mordujący się nawzajem i ci, którzy nie zatrzasnęli drzwi i uratowali innych nie zważając na niebezpieczeństwo grożące ze strony swoich pobratymców.
Czy ofiary doczekały się sprawiedliwości i jak ta sprawiedliwość się objawiła? Tochman opisuje tak zwanegacaca, sądy na wzgórzu. Bierze w nich udział cała wspólnota. Dopiero teraz większość z nich może się odbyć, dopiero teraz dziewczęta i kobiety dojrzewają do tego, by wnieść oskarżenie. W większości kobiety, bo im udało się przeżyć, przez czyjąś nieuwagę albo dlatego, że w okolicy pojawili się żołnierze RPF5. Autor opisuje trudny proces stawania przed sobą ofiary i kata. Oskarżeni zazwyczaj dziwią się, że ofiary żyją, nie mogą ich poznać. Jak czują się ofiary, matki dzieci zrodzonych z gwałtu, zarażone, zastraszone? Temat kobiet nieustannie powraca w reportażu.
Niezwykle ciekawym fragmentem publikacji jest część poświęcona postawie misjonarzy, pallotynów, którzy także byli świadkami, a czasami uczestnikami ludobójstwa. Już w czasach kolonialnych Kościół jako instytucja wspierał Hutu. Podczas wydarzeń z 1994 roku w większości księża patrzyli bezczynnie ma odbywające się mordy. Nieliczni przyszli na pomoc swoim parafianom. Księża z Gikondo zamiast ruszyć na pomoc mordowanym upewnili się, że masakra nie odbywa się we wnętrzu kościoła, a przed nim. Jedyne, co zrobili to wynieśli z kaplicy Najświętszy Sakrament. Chrystusa w drugim człowieku już nie zobaczyli. W kilka dni potem wyjechali z Rwandy, bo powrócić po masakrze i głosić winę szatana, który stał za wszystkim, co się stało.
Obecnie władza propaguje ideę równości. Nie ma już Tutsi i nie ma Hutu, jest jeden naród rwandyjski. Jednak w praktyce Tochman odkrywa przykrą prawdę. Po kilku minutach rozmowy można poznać kto jest kim. Spotkany na drodze Tutsi od razu napomyka o swoim pochodzeniu, jeśli dana osoba tego nie robi jest prawdopodobnie Hutu. W Rwandzie nadal panuje podział. Stosują go ludzie i stosuje Kościół.
„Misjonarze w Rwandzie razem z tutejszymi księżmi pielęgnują podział wiernych na Hutu i Tutsi. Tak było sto lat temu i pięćdziesiąt, i teraz. Duchowieństwo karmi się tym podziałem: teraz uciśniony lud Hutu cierpi pod reżimem Tutsi. Kościół – rzecz jasna – musi stać po stronie słabszego. O czasie kiedy było inaczej misjonarze nie mówią wcale.”6
Według spisu ludności nic się nie zmieniło, do Rwandy powrócili dawni uchodźcy Tutsi więc w statystykach wszystko wygląda jak przed 1994 rokiem. Jednak ziemia pamięta. Tylko ziemia, bo nie ma komu opłakiwać zmarłych, którzy nawet nie mają swoich grobów a ich prochy rozsiane są po całym kraju „tysiąca wzgórz”. Jak pisze autor:
„Identyfikacja ma sens, kiedy jest dla kogo identyfikować. Kiedy żyją najbliżsi ofiar. Pozostałym rozpoznawanie starych trupów nie jest do niczego potrzebne7.”
Podział dotyczy także pamięci. Tylko Tutsi mogą głośno opłakiwać swoich zmarłych. Morderstwa dokonane na Hutu przez RPF są słabo udokumentowane i zapomniane.
Gdyby publikacja zawierała jedynie rys historyczny i opis okrucieństwa dokonanego przez Tutsi i Hutu na sobie nawzajem to jej wartość nie byłaby aż tak doniosła. Jednak Tochman zmusza czytelnika do poważnej refleksji nad kondycją człowieka współczesnego poprzez zadanie szeregu pytań. Już na okładce możemy przeczytać:
„Pytany jestem często, jak znoszę to, o czym piszę. Jaką osobistą cenę za to płacę? Odpowiedź nie wydaje mi się ważna ani specjalnie interesująca. Wolałbym, aby ktoś, kto sięga po moją książkę, sam siebie zapytał: dlaczego to czytam Dlaczego się z tym mierzę?”
Dlaczego my Polacy powinniśmy czytać reportaż Tochmana? Polska nawet nie posiadała kolonii. Czy ten historyczny fakt może nam przesłonić odpowiedzialność za ludobójstwo? Czy my jesteśmy w ogóle za nie odpowiedzialni?
Reportaż Tochmana to także zapis jego osobistych zmagań z historią Rwandy. Autor pisze:
„W kółko to samo: zabici rodzice, znowu siostry, bracia, pewnie obcięli im stopy, ręce, moje notatki pełne są poobcinanych kończyn, pełne są krwi, zakażonej spermy, siostry na pewno gwałcili, od wielu miesięcy wszystko to skrzętnie zapisuję po nocach, wszystko to mam (…) moje notesy są spuchnięte jak trupy w wodzie (…) a jeszcze niedawno chciałem usłyszeć o wszystkich zabitych, zanotować każdą śmierć, każdy gwałt, każde zakażenie, każdą odciętą stopę, każde utopione w gównie dziecko. Jeszcze niedawno sądziłem, że dobrze byłoby ich wszystkich zapisać. I ogłosić światu, że byli. I jak ginęli. Dobrze byłoby pamiętać o każdym pojedynczo, osobno, indywidualnie. Po co pamiętać o zamordowanych w Rwandzie w dziewięćdziesiątym czwartym? Po co za nimi tęsknić? Po co nam świadectwa ocalonych?”8
Odpowiedzi na te pytania nie są zawarte w reportażu, który ogranicza się do rzetelnego opisu stanu faktycznego. W wywiadzie jednak Tochman na nie odpowiada. Każdy człowiek może zrobić coś, co przeciwstawia się ludobójstwu, gdyż ono nie dzieje się z dnia na dzień. Niezrozumienie inności, ksenofobia, uprzedzenia powoli przeradzają się w ideologię i politykę, która prowadzi do tragedii. Każdy z nas powinien być wrażliwy na sygnały pojawiające się wokół, na slogany, hasła na murach, niewinne żarty i powiedzenia. Każdy z nas może stać się ofiarą lub katem. Tylko do nas należy wybór czy dopuścimy do sytuacji, w której wyboru już nie będzie.
Plus minus:
Na plus:
+ rzetelne opisanie historii konfliktu w Rwandzie
+ ciekawy i lekki styl reportażu, pomimo powagi tematu
+ reportaż zmusza czytelnika do głębszej refleksji
+ liczna bibliografia
Na minus:
- opis brutalnych scen (aczkolwiek nieuniknione ze względu na tematykę książki)
Tytuł: Dzisiaj narysujemy śmierć
Autor: Wojciech Tochman
Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Data wydania: 2010
ISBN/EAN: 978-83-7536-228-2
Liczba stron: 152
Oprawa: twarda, foliowana
Cena: od około 33 zł do 38 zł
Ocena recenzenta: 8 /10
- http://www.charaktery.eu/artykuly/Po-co-%C5%BCyje/986/Kat-%C5%BCada-milczenia/, data pobrania 06.03.2011 r. [↩]
- Wojciech Tochman, Dzisiaj narysujemy śmierć, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2010. [↩]
- Ibidem, s. 19-20. [↩]
- Ibidem, s. 25-27. [↩]
- Ibidem, s. 56. [↩]
- Ibidem, s. 119. [↩]
- Ibidem, s. 77. [↩]
- Ibidem, s. 81-82. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.
Szanowni Państwo, Zwracam się do Państwa z uprzejmą prośbą o wypełnienie internetowej ankiety, potrzebnej mi do realizacji badań w pracy magisterskiej. Jestem studentką Uniwersytetu Śląskiego na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna. W ramach badań do pracy dyplomowej zbieram dane na temat odbioru reportażu Wojciecha Tochmana „Dzisiaj narysujemy śmierć”. Jeśli zatem chcecie Państwo mi pomóc i jednocześnie przyczynić się do rozwoju nauki, to serdecznie zapraszam do uzupełnienia ankiety, mieszczącej się na stronie internetowej: http://moje-ankiety.pl/respond-68469.html