O studiach historycznych słów parę - wywiad z doktorem Konradem Bobiatyńskim


Kolejny wywiad z serii „Historyk - zawodowy bezrobotny?”. Tym razem rozmawiamy z doktorem Konradem Bobiatyńskim z IH UW, który opowie nam o studiowaniu historii oraz uchyli rąbka tajemnicy, jeśli chodzi o swoje plany wydawnicze.

Uniwersytet WarszawskiGrzegorz Chojnacki: Dlaczego zdecydował się Pan na historię? Była pierwszym wyborem czy może w grę wchodziły inne kierunki?

Konrad Bobiatyński: Na pewno był to wybór, na który się dosyć wcześnie zdecydowałem, chyba jeszcze na początku szkoły średniej, w wieku 16-17 lat. Był to też wybór podyktowany przede wszystkim sercem. Zajmowanie się historią było zawsze moją pasją, sprawiało mi największą przyjemność. Jako laureat Olimpiady Historycznej miałem wstęp bez egzaminów na wszystkie kierunki humanistyczne, ale nie widziałem siebie na innych wydziałach. Zawsze uważałem, że historia jest moim ulubionym wydziałem humanistycznym, gdzie chciałbym studiować. I nigdy tej decyzji nie żałowałem.

A jaka była atmosfera na studiach za Pana czasów? Czy faktycznie historia okazała się „Ziemią Obiecaną” czy może inaczej było?

- W Instytucie Historycznym zawsze panowała specyficzna atmosfera. Z jednej strony luźna, ale z drugiej strony była to atmosfera, która zachęcała do wytężonej pracy i pogłębiania swoich zainteresowań. Przede wszystkim w Instytucie zawsze była wspaniała kadra naukowa, na którą mogliśmy liczyć, jeżeli chodziło o nasze zainteresowania, nie było takiej bariery jak na innych wydziałach między profesorami, doktorami, a studentami. W każdej sytuacji mogliśmy zwrócić się z prośbą o poradę, o skierowanie na odpowiednie tory badawcze. Zajęcia można było dobierać zgodnie z naszymi zainteresowaniami, gdyż oferta dydaktyczna była bardzo bogata, a na każdym roku uczyło wielu profesorów, którzy byli znani nie tylko w Polsce ze swoich dokonań naukowych.

Jeżeli chodzi o pierwsze miesiące studiowania, to nie był to dla mnie specjalnie duży przeskok w porównaniu do liceum, gdyż, jak już wspomniałem, planowałem wcześniej studia historyczne, miałem różne doświadczenia z olimpiad, konkursów, znałem też niektórych pracowników Instytutu. Stosunkowo niewielkie grupy na ćwiczeniach, bliski kontakt z wykładowcami, miła, luźna atmosfera, brak sformalizowanych wymogów, jeśli chodzi o terminy wielu egzaminów, w dużym stopniu możliwość indywidualnego kształtowania swojego toku studiowania – to wszystko sprzyjało osobom, które chciały studiować historię.

A jak było z egzaminem z historii starożytnej? Dzisiaj jest tak, że studenci pierwszego roku słysząc „starożytna”, łapią się za głowy. Czy wtedy też tak reagowano?

Historia starożytna to legendarny egzamin, który powoduje, że po pierwszym roku często zostaje niewiele więcej niż połowa studentów. Pod wieloma względami kilkanaście lat temu był to egzamin nawet trudniejszy niż dzisiaj. Wtedy można go było zdawać tylko u kadry profesorskiej, a jej część powodowała drżenie nóg u wielu studentów pierwszego roku. Drugim takim specyficznym egzaminem była łacina, która również siała duże spustoszenie wśród studentów. Egzamin właściwy z historii starożytnej poprzedzał tzw. egzamin połówkowy: wtedy zdawało się go albo z historii Starożytnego Wschodu u ówczesnego doktora Marka Stępnia, albo z Biblii u profesor Świderkówny. Nie był on prosty, ale jeżeli ktoś nie zaliczył egzaminu połówkowego, to miał duży problem, żeby zdać w pierwszym terminie egzamin całościowy ze starożytnej. Ja zdawałem ten egzamin u profesora Lengauera i muszę przyznać, iż poszedł on bardzo dobrze, gdyż dobry z plusem to nie była zła ocena, ale wtedy wręcz wymarzona!

A pozostałe egzaminy?

- Z egzaminów epokowych mam bardzo miłe wspomnienia, przede z egzaminu z historii średniowiecza u profesora Modzelewskiego i egzaminu z historii nowożytnej u profesora Maciszewskiego, ale również z pozostałych. Na pewno gorsze wspomnienia mam z różnych egzaminów związanych ze specjalizacjami, szczególnie ze specjalizacją pedagogiczną. Ale generalnie poza pierwszym rokiem, kiedy było sporo stresu, bardzo dużo pracy, to pozostałe lata studiów wspomina się bardzo przyjemnie.

A jak Pan wspomina objazdy, które podobnie jak starożytna, urosły do miana legendy.

- Generalnie w czasach, gdy studiowałem, objazdów nie było zbyt wiele. Tylko niewielka część roku jeździła na objazd naukowy w takiej formie, w jakiej dzisiaj zalicza ten przedmiot na II roku każdy student. Większość studentów najpierw brała udział w zajęciach z architektury (w formie zajęć stacjonarnych) w Instytucie Historycznym, a później zdawała kolokwium (w formie „zajęć terenowych”) na warszawskim Starym Mieście. Ja zdawałem ten egzamin u profesor (wtedy doktor) G. Szelągowskiej, podobnie jak duża część II roku, w kościele św. Marcina na ulicy Piwnej. Wspominam to oczywiście bardzo miło, ale akurat legendarne objazdy jako studenta mnie ominęły.

Oczywiście później kilkakrotnie brałem w nich udział jako kadra naukowa. Obecnie objazdy nie obrastają już w tak wielkie legendy jak za dawnych czasów i przebiegają dużo spokojniej. Głównie jest to spowodowane tym, iż są integralną częścią studiów i kończą się zarówno na pierwszym, jak i na drugim roku kolokwium, a studenci głównie zajmują się w ich czasie nauką, a nie zabawą.

Dzisiaj jest Pan rozpoznawalną postacią w świecie nauki. Jaki wpływ miały na to studia w IH UW?

- Niewątpliwie decydujący. Na pewno studia stanowiły odpowiednią podstawę do późniejszej pracy naukowej, najpierw jako doktorant, a teraz jako adiunkt w IHUW. W ich trakcie spotkałem wielu wspaniałych profesorów, którzy ukierunkowali moje zainteresowania i bardzo pomogli na odpowiednich etapach. Na pewno taką osobą był, nieżyjący już niestety prof. Jarema Maciszewski, na którego seminariach – poświęconych historii wojskowości i historii kultury staropolskiej – zaczynałem studiować historię nowożytną. Wielkim wsparciem był dla mnie zawsze prof. Mirosław Nagielski, promotor najpierw mojej pracy magisterskiej, a następnie doktorskiej. Kolejną osobą, którą bardzo miło wspominam z okresu moich studiów, jest profesor Jacek Banaszkiewicz. Przez pewien czas zastanawiałem się nawet, czy nie pisać u niego pracy magisterskiej, ale już wtedy pasja do historii nowożytnej okazała się silniejsza. Lista osób, którym dużo zawdzięczam, jest zresztą bardzo długa.

A czy studia i praca w IH UW otwierają drogę do stypendiów zagranicznych?

Na pewno możliwość pracy w IHUW, który pod każdym względem jest najlepszym instytutem historycznym w Polsce, bardzo ułatwia zarówno uzyskanie wielu dobrych stypendiów zagranicznych, jak i daje możliwość nawiązania szerokich kontaktów naukowych zagranicą. Informacja, iż dana osoba jest pracownikiem IHUW często otwiera wiele drzwi, co niezwykle pomaga na różnych etapach kariery naukowej.

A co Pan planuje wydać w najbliższym czasie? Może doczekamy się klienteli Paców?

- Oczywiście praca taka jest w planach, ale nie jestem w stanie sprecyzować, kiedy do niej przystąpię. Obecnie w ramach zespołu badawczego nad staropolską sztuka wojenną, skupionego wokół profesora Mirosława Nagielskiego, przygotowujemy kilka ciekawych edycji źródłowych, przede wszystkim edycję diariusza kancelaryjnego hetmana polnego litewskiego Janusza Radziwiłła. Pracujemy też nad wydaniem słownika biograficznego oficerów armii I Rzeczypospolitej. Oczywiście kariera naukowa jest związana przede wszystkim z pracami nad kolejnymi książkami, które mają umożliwić awans w hierarchii naukowej. W związku z tym coraz bardziej rozwijam badania nad pracą habilitacyjną, która będzie poświęcona funkcjonowaniu stronnictw magnackich na Litwie w drugiej połowie XVII wieku, głównie za rządów Michała Korybuta Wiśniowieckiego i Jana III Sobieskiego. Pracuję też obecnie nad wydaniem pracy zbiorowej o stosunkach Rzeczypospolitej z Państwem Moskiewskim w XVI-XVII wieku.

Czyli wniosek jest taki, że warto studiować historię?

Historię warto studiować przede wszystkim wtedy, gdy się jest jej pasjonatem. Historycy to taki gatunek ludzki, który kieruje się w życiu głównie pasją i motywacjami trochę głębszymi, niż czysto materialne. W polskich warunkach nie jest łatwo po zakończeniu studiów rozpoczynać pracę naukową, z wielu powodów, chociażby ze względu na bardzo ograniczoną liczbę etatów naukowych na Uniwersytetach i w innych instytucjach, w których prowadzi się badania naukowe. Studia w IHUW dają jednak bardzo dobre przygotowanie, żeby spełniać się w życiu w wielu innych zawodach i na wielu innych polach.


* dr Konrad Bobiatyński - student w Instytucie Historii UW w latach 1996-2001. Od października 2006 r.  ze stopniem doktora. Autor m.in. Michał Kazimierz Pac – wojewoda wileński, hetman wielki litewski. Działalność polityczno-wojskowa, Warszawa 2008 i Od Smoleńska do Wilna. Wojna Rzeczypospolitej z Moskwą 1654-1655, Zabrze 2004 .

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz