Z ciemnych kart historii warszawskiego Kedywu - historia „Lasso”


Dotychczas starałem się prezentować tematy pokazujące jasną stronę działalności Kedywu Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Tym razem jednak chciałbym poruszyć temat trudny, tak z racji różnych niedomówień wynikających z niezgodności, jak i ze względu na przykry jego wydźwięk. Historia ta była już wcześniej zapowiadana w publikacji dotyczącej m.in. moralności w warszawskim Kedywie. Chodzi rzecz jasna o sprawę por. Jerzego Tabęckiego „Lasso”.

Słów kilka na początek

Dr Józef Roman Rybicki „Andrzej”, szef Kedywu OW AK od listopada 1943 r. Historię rozgrywki z „Lasso”wspominał po latach jako jedno z najcięższych zadań, z jakimi musiał poradzić sobie w konspiracji / Fot. T. Strzembosz, Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1978.

Porucznik Jerzy Mieczysław Tabęcki „Lasso”1, urodził się 14 grudnia 1916 roku w Ułanówce, powiat Winnica na Ukrainie jako syn zawodowego oficera oraz Niemki2. Sam był przedwojennym zawodowym oficerem marynarki. We wrześniu 1939 r. znajdował się w tzw. grupie pułkownika Ocetkiewicza.

Przed końcem roku 1942 dowodził oddziałem ds. likwidacji agentów gestapo i Abwehry. Wówczas jeszcze był do bezpośredniej dyspozycji płka Antoniego Chruściela „Montera”, komendanta Okręgu AK Warszawa. Wraz z utworzeniem Kedywu OW AK „Monter” przekazał jego oddział pod rozkazy mjra Jerzego Lewińskiego „Chuchro”, twórcy i pierwszego szefa warszawskiego Kedywu. Jednostka „Lasso” składała się mniej więcej z 20 ludzi. Od momentu przejścia do Kedywu OW „Lasso” i jego ludzie brali udział w paru akcjach, wśród których można wymienić chociażby:
- wysłanie bomb w pudełkach od cygar do pałacu Brühla, Blanka i do biura kierownika Abeitsmentu przy ul. Długiej 4 (4 marca 1943 r.);
- zamach na Hugo Dietza (13 kwietnia 1943 r.);
- akcja przy murze getta na Pawiej u zbiegu z Okopową3, kiedy to miała zostać wysadzona brama do getta (23 kwietnia 1943 r.);
- akcja odwetowa w Cafe Adria, kiedy to zginęło 3 oficerów gestapo (23 maja 1943 r.);
- likwidacja Benona Oldenburga, kierownika działu personalnego Zarządu Komisarycznego nad Nieruchomościami Żydowskimi, oraz ranienie Gustawa Fleminga, kierownika Zarządu, volksdeutscha (21 stycznia 1944 r.);
- likwidacja Wilhelma Lübberta, kierownika grupy „B” (przemysł metalowy) w warszawskim Arbeitsamcie (1 lutego 1944 r.);
- zamach na Witolda Nasierowskiego, sierżanta Kripo (21 marca 1944 r.)4.

Z dniem 1 czerwca 1943 r. został awansowany do stopnia porucznika5. Wedle wykazu płac z dnia 1 października 1943 r. za swoją działalność w podziemiu miał otrzymywać dokładnie 2300 zł, w tym 600 zł dodatku rodzinnego6. Jedynie trzy osoby dostawały większe sumy od niego - „Chuchro”, „Andrzej” i „Pniewski”. Dodatkowo miał ponoć bogatą rodzinę, a w miejscu gdzie pracował zarabiał około 700 zł7. Jednak nie wszystko miało wyglądać tak dobrze w jego „karierze” w konspiracji:

„Brał udział w szeregu akcji - a niektóre były malowniczo ładne, inna spatałaszone w niewiarygodny wprost sposób”8.

Jednak to nie te spatałaszone akcje wpłynęły na dalsze losy „Lasso” i paru osób z jego otoczenia. Pierwszą rysą na jego postaci była historia, w której główne role odegrali „Ryży” (NN)9, d-ca Oddziału Dywersji Bojowej „3„, czyli grupy ze Śródmieścia, oraz jego podkomendny, Cezary Szemley-Ketling ”Arpad”, „Janusz”.

Szybka ich likwidacja jest wskazana!

Porucznik piechoty „Ryży”, „Władek” dowódcą oddziału śródmiejskiego był już od roku 1942. Największą grupą, jaką „Ryży” miał do dyspozycji, dowodził C. Szemley-Ketling10, wcześniej związany z PLAN-em. Do Kedywu OW AK oddział dołączył dopiero w kwietniu 1943 r. Już od połowy tego miesiąca rozpoczął swoją bandycką działalność. Już wcześniej „Ryży” u komendanta Obwodu I AK Śródmieście dopominał się o pieniądze. Ponieważ tych nie było razem z „Arpadem” postanowili wykorzystać możliwości, jakie dawał im ich oddział.

Pierwszego napadu dokonali na nielegalną szulernię11 12 kwietnia 1943 r., kiedy to zabrali pieniądze i kosztowności przebywającym tam osobom12. Kilka dni później13 obrabowali niejakiego Wirskiego - naczelnika Urzędu Skarbowego przy ulicy Dobrej. Już 20 kwietnia kolejną ofiarą ich niechlubnej działalności padł Kazimierz Dąbrowski, którego okradli i zabili w jego mieszkaniu przy Lwowskiej 10. Dwa dni później zastrzelony został Jurkowski, kierownik baru Joker przy Pierackiego. W dniach 5 i 20 mają zabrali dwóm inkasentom Banku Emisyjnego odpowiednio 50 tys. i 149 tys. złotych. W czasie tej akcji jeden z okradzionych został zastrzelony. Już 30 maja na Bielanach zginął niejaki John Bruno. Mniej więcej w tym samym czasie życie stracił Hans Hill, a w parku Skaryszewskim rozbrojony i zabity został Niemiec, którego nazwiska nie udało się ustalić. Dokonano również napadu na prywatne mieszkanie przy Senatorskiej. Po niespełna miesiącu, bo 17 czerwca, zginął Henryk Hoch. W połowie lipca bandyci złupili nieznanego z nazwiska Żyda (sic!), który mieszkał przy placu Grzybowskim. W niedługim odstępie czasu (10 lipca) w swoim mieszkaniu przy ulicy Kwiatowej napadnięty i obrabowany został niejaki Cudziński. Na początku sierpnia 1943 r. na ulicy Nowogrodzkiej zamordowano byłego majora Wojska Polskiego - Redera. W dniu 6 sierpnia okradzione zostało małżeństwo Czarneckich. Łączna wartość tego co wówczas skradziono wyniosła blisko 90 tys. złotych. W dniu 22 sierpnia łupieżcy podjęli próbę napadu na mieszkanie Karola Szmidta przy ul. Wareckiej. Akcja jednak nie powiodła się. Dodatkowo w pierwszej połowie roku „Arpad” sprzedał do getta broń i amunicję należącą do AK. Wszystkie te działania „Ryży” i „Arpad” prowadzili samodzielnie. Niektóre akcje przeprowadzali razem, inne osobno. Za każdym razem uczestniczyli w nich ich ludzie, przekonani o tym, że wykonują wyroki AK lub działają z pożytkiem dla pracy konspiracyjnej.

Cała ta działalność być może nie zaprowadziłaby ich przed oblicze Wojskowego Sądu Specjalnego, gdyby nie to, że nie mogli oni dogadać się w sprawie podziału łupów, a w końcu zaczęli donosić jeden na drugiego. Jako pierwszy zrobił to „Arpad”, po tym jak 22 lipca został wezwany do raportu przez komendanta Obwodu I AK. Powiedział wówczas, że „Ryży” odsunął go od dalszej działalności oraz nakazał oddać broń. Miało być to spowodowane odmową wykonania ostatnich rozkazów. Wyjaśnienie do tego oskarżenia złożył „Ryży”. W dniu 7 sierpnia w swoim meldunku zaznaczył, że „Arpad” został zawieszony, ponieważ po pierwsze odmówił wykonania rozkazów, a po drugie, wykonywał różne akcje na własną rękę. Co ciekawe, w tym samym piśmie zwrócił się z prośbą do komendanta Obwodu I o jak najszybsze spotkanie, gdyż „Arpad” i jego ludzie chcą go zlikwidować! W dniu 16 sierpnia sprawa została przekazana do „Montera”. Powołano specjalną komisję, która miała zająć się jej zbadaniem. Na jej czele stanął mjr Mieczysław Sokołowski „Unikat” - komendant Obwodu IV AK Ochota. W dniu 27 września 1943 r. wspomniana komisja w swoim oświadczeniu potwierdziła bandycki charakter działań „Ryżego” i „Arpada”14, a jednocześnie uznała, że żołnierze, którzy brali udział w tych nielegalnych akcjach nie powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności, gdyż działali jedynie na rozkaz15. Tylko podkomendni „Arpada”, z racji udziału w dużej ilości akcji rabunkowych, zostali uznani za niezdolnych do dalszej pracy w konspiracji. W dniu 9 grudnia prokurator Stefan Robak „Grabiec” wniósł do WSS akt oskarżenia. Swoje pismo zakończył w następujący sposób:

„Wina obydwu oskarżonych: ‚Janusza’16 i ‚Ryżego’ nie budzi wątpliwości, w świetle zebranych w trakcie dochodzenia organizacyjnego tak przekonywujących dowodów, jak zeznania przełożonych i podkomendnych ‚Ryżego’ i ‚Janusza, oświadczenia jednego z pokrzywdzonych K.G. (zasłużonego dla naszej sprawy obywatela) i jak i z […]
Zresztą, sami ‚Ryży’ i ‚Janusz’ w wyjaśnieniach swych obciążają się wzajemnie dostatecznie.
Zarówno ‚Ryżego’, jak i ‚Janusza’ z całym naciskiem scharakteryzować należy, że są to już, niestety, zawodowi bandyci i mordercy.
Szybka ich likwidacja jest wskazana„17.

Wyrok WSS skazał obydwu na karę śmierci. Został zatwierdzony już 14 grudnia. Jednakże „Arpadowi” udało się ujść karze. Najpierw dwukrotnie uniknął likwidacji, a w początkach marca 1944 r. została ona wstrzymana18, gdyż ten znalazł się w szeregach Polskiej Armii Ludowej. Dopiero w połowie lipca ponownie zlecono wykonanie wyroku19. Czy rozkaz został wypełniony? Tego niestety nie wiem. Nie udało mi się trafić na żaden dokument, który by to potwierdzał. Można jednak poważnie wątpić, czy zdążono z jego wykonaniem. W końcu ostatnie dni lipca to przygotowania do Powstania. Mogło więc zwyczajnie nie starczyć czasu. Jeśli zaś chodzi o „Ryżego”, to jego dalsza historia jest już powiązana z samym „Lasso”.

Tutaj warto zadać pytanie czy „Ryży” i „Arpad” swoją bandycką działalność planowali już przed wstąpieniem do podziemia, czy też faktycznie chodziło początkowo tylko o zdobycie drobnych funduszy, a dopiero później - zachęceni pierwszymi sukcesami - postanowili to kontynuować w myśl powiedzenia apetyt rośnie w miarę jedzenia? Wskazywać by na to mogło to, że na pierwszy cel wybrali szulernię. Niestety teraz - w świetle posiadanych dokumentów - ciężko odpowiedzieć na to pytanie.

Wcześniej wspominałem o rysie na wizerunku „Lasso” - jaka powstała w wyniku omawianej wyżej sprawy. O co dokładnie chodziło? Otóż por. Tabęcki miał wystawić - „Ryżemu” i „Arpadowi” - obu inkasentów w maju 1943 r. Mówił o tym w swoim zeznaniu z dnia 26 sierpnia 1943 r. sam mjr Lewiński. Otóż oświadczył on, że sam zezwolił wcześniej na przeprowadzenie takiej akcji, jednak z kilkoma zastrzeżeniami. Przede wszystkim pieniądze z napadu powinny były należeć do Niemców, po drugie chciał, aby akcja przyniosła możliwie jak najmniejsze straty osobowe po obu stronach, a po trzecie uzyskana w ten sposób suma pieniędzy miały być komisyjnie przejęta przez „Chuchro”, „Lasso” i „Ryżego”, po czym przeznaczona na zakup broni, samochodów itp. Jak zaznaczył „Chuchro”, pełną odpowiedzialność za tę akcję miał wziąć na siebie. Odpowiednie osoby za zadanie wystawić miał - jak już wspomniałem - właśnie por. Tabęcki. Jednak pierwsza próba, wedle relacji jakie dotarły do mjra Lewińskiego, spełzła na niczym. Na początku czerwca ówczesny szef Kedywu OW AK nie mając pojęcia o realizacji planu zakazał podejmowania jakichkolwiek działań. Jak już wiemy, wykonano aż dwie takie akcje, obie w tajemnicy przed „Chuchro”. Z jego zeznania dowiadujemy się również, że „Lasso” i „Ryży” spotykali się prywatnie. Czego dotyczyły te spotkania, czy były to może kontakty czysto towarzyskie, czy też ściśle związane z ich działalnością, nie wiadomo. Warto jeszcze podkreślić, że „Chuchro” wiedział również o pomyśle akcji na szulernię przy Koszykowej. Jednak i w tym przypadku nie otrzymał informacji o jej przeprowadzeniu. Stwierdził także, że zarówno „Lasso” jak i „Ryży” nie mogą być winni napadów rabunkowych20, a za wszystko odpowiedzialny jest najprawdopodobniej „Arpad”.

Na zakończenie - co ciekawe - mjr Lewiński miał powiedzieć, że sam „Lasso” nie może w chwili obecnej być przesłuchanym, gdyż jest ciężko ranny w brzuch. I tutaj przechodzimy do dalszej części historii, czyli akcji na ul. Czackiego...

Rysa numer dwa

Celem akcji na Czackiego było zniszczenie wtórników kart rozpoznawczych znajdujących się w urzędzie ulokowanym w gmachu przy Czackiego 14. Pierwszą próbę wykonania tego zadania podjęto 13 sierpnia. Z niewiadomych przyczyn całość jednak została odwołana. Po raz drugi do realizacji zadania przystąpiono 26 sierpnia, czyli wtedy, kiedy przesłuchiwany był „Chuchro”.

Ponieważ wydarzenia do jakich doszło na Czackiego zasługują, aby opisać je w osobnym tekście, tutaj ograniczę się jedynie do zaznaczenia tych elementów, które są istotne dla historii „Lasso”. Zadaniem porucznika Tabęckiego było przyjechać na miejsce akcji samochodem od strony Nowego Światu i Świętokrzyskiej. W pojeździe oprócz „Lasso” miał być jeszcze jeden człowiek w mundurze niemieckim oraz... około 90 kg ładunków wybuchowych, zapakowanych w paczkach po 15 kg. Po sterroryzowaniu ochrony budynku pakunki te miały zostać zabrane z samochodu i przeniesione do wyznaczonego pokoju, w którym znajdowały się karty rozpoznawcze. Do wykonania zadania wyznaczono kilkunastu ludzi. Ubezpieczenie, trzech szoferów, kilka osób w kolejce do urzędu miejskiego... Ubezpieczeniem miał dowodzić por. rez. art. Jerzy Trószyński „Onufry”21. Razem ze Zbigniewem Artem „Romanem”22 stanęli na rogu ulicy Czackiego i Świętokrzyskiej, tak żeby mieć możliwie jak największy obszar pod obserwacją.

Zanim jednak uczestnicy operacji przystąpili do działania zdarzyło się coś, czego nikt nie oczekiwał. Do „Onufrego” i „Romana” podjechał samochód, z którego momentalnie otworzono ogień. Porucznik Trószyński i Z. Art padli martwi. Niemcy zaczęli strzelać w kierunku kolejki, która stała przed wejściem do gmachu urzędu miejskiego. Poszczególni żołnierze rozpoczęli odwrót. Wtedy na scenie pojawił się „Lasso” z samochodem. Jednak zamiast osłaniać ucieczkę kolegów wysiadł z pojazdu i razem ze swoim człowiekiem zwyczajnie zbiegł.

Akcja zakończyła się całkowitą katastrofą. Stracono co najmniej dwóch ludzi, samochód, broń, ładunki wybuchowe, a zadania nie udało się wypełnić. „Lasso” - co ciekawe - podczas akcji miał zostać postrzelony - o tym właśnie wspominał „Chuchro” w swoim zeznaniu. Porucznik Tabęcki przekonywał, że po pół godzinie wrócił w rejon wydarzeń i zaczął wymianę ognia z Niemcami. Kiedy po latach „Andrzej” pisał swoje wspomnienia zaznaczył, że nikt nie odnotował w tym czasie żadnych walk na tym obszarze, co pozwala sądzić, że „Lasso” zmyślał. Dodatkowo dr Rybicki otrzymał od Stanisława Sosabowskiego „Stasinka” pewną niezwykle ciekawą informację:

„I tu przychodzi ‚bomba oskarżająca’ od ‚Stasinka’. ‚Stasinek’ - medyk - miał znajomych lekarzy. Do jednego z tych lekarzy zgłosił się ranny ‚Lasso’. Lekarz opatrzył go, ale zauważył, że rany powstały prawie z przyłożenia rewolweru, że są ślady prochu wbitego wprost z naboju. Lekarz, nic nie mówiąc ‚Lasso’, powiadomił ‚Stasinka’, że uważa te rany jako powstałe z własnej ręki. Złożył nawet odpowiednie oświadczenie lekarskie. ‚Stasinek’ oburzony referował mi tę sprawę i wyciągnął słuszny wniosek, że to postrzelenie ma wyraźny charakter zacierania śladów zdrady”23.

Według lekarza strzał oddano z mniej więcej 50 cm, podczas gdy „Lasso” upierał się przy 6-7 metrach!

Cała sytuacja była bardzo dziwna. Tuż przed rozpoczęciem akcji na miejscu pojawili się Niemcy, którzy - dodatkowo - wiedzieli do kogo strzelać. Oczywiście zdarzały się przypadki, kiedy konspiratorzy za bardzo rzucali się w oczy, i nie raz, nie dwa, trzeba było zwijać akcję, gdyż dalsze jej kontynuowanie groziło poważną wpadką. Wystarczy wspomnieć historię likwidacji Borysa von Smysłowskiego z maja 1944 r., kiedy to podczas odwrotu zginął por. Zdzisław Zajdler „Żbik” oraz jeden z jego żołnierzy - „Kaczor” (NN). Jednak tutaj dodatkowo dochodzi ten motyw z wycofaniem się „Lasso”, a następnie kłamstwem i postrzeleniem siebie samego. Major Lewiński wyrzucał potem porucznikowi Tabęckiemu, że ten miał szansę zdobyć tego 26 sierpnia Virtuti Militari, a tak „skrewił”, jak napisał „Andrzej”. Szef Kedywu OW AK nie dopuszczał do siebie myśli, że jego podkomendny mógł go zdradzić. Jednak wskutek rozmów z „Andrzejem” doszedł do wniosku, że musi on być powoli odsuwany od pracy konspiracyjnej24. Jako pretekst miał posłużyć stan zdrowia „Lasso” oraz ryzyko jego dekonspiracji po akcji na Czackiego.

Major Lewiński aresztowany...

Z początkiem listopada 1943 r. na warszawski Kedyw spadł bolesny cios. Po 6 listopada podczas ulicznej łapanki został zatrzymany „Chuchro”25. Hitlerowcy nie wiedzieli kogo mają. Major Lewiński posługiwał się bowiem fałszywym nazwiskiem Jerzego Redy, a dodatkowo udało mu się, w ostatniej chwili, pozbyć wszystkich obciążających go materiałów.

Doktor Rybicki, który został nowym szefem Kedywu OW AK, wiedział że musi sam kontynuować sprawę „Lasso”. Wyraźnie nie dawała mu ona spokoju. Tymczasem do uwolnienia „Chuchro” zgłosił się... porucznik Tabęcki. Potrzebował na to 100 tys. zł. Tłumaczył, że ma kontakt z ludźmi, którzy będą w stanie załatwić z Niemcami wypuszczenie majora. A sprawa była z gatunku „na wczoraj”, bowiem nazwisko „Jerzego Redy” widniało już na plakatach, które okupanci rozwieszali po mieście, i było wiadome, że niedługo może on stracić życie w egzekucji. Pozostało zaufać „Lasso”, który otrzymał żądaną przez siebie kwotę. Żeby nie komplikować sytuacji odwołano nawet akcję na budy niemieckie, która była zaplanowana na drugą połowę listopada26. Po kilku dniach okazało się, że major został rozstrzelany. Porucznik Tabęcki zaręczał jednak, że udało mu się załatwić sprawę. Przez dobre kilka tygodni nic nie było wiadomo na temat losów „Jerzego Redy”. Krążyły różne wersje: a to, że jakiś gestapowiec zrzucił go z samochodu jadącego ze skazańcami na egzekucję, a to, że został gdzieś ukryty, a to, że podmieniono go w więzieniu na kogoś innego.

W międzyczasie „Lasso” domagał się od dra Rybickiego, aby ten dał mu w końcu jakąś robotę. Sam „Andrzej” starał się odsuwać J. Tabęckiego od jakiejkolwiek pracy w podziemiu. Wszystko zgodnie z ustaleniami, jakie przyjął jeszcze z majorem Lewińskim. Wiedział jednak, że „Lasso” ma dość szerokie kontakty z różnymi osobami z jego otoczenia, więc chcąc nie chcąc w końcu dał mu listę pięciu gestapowców, których polecił zlikwidować. Jak zaznaczył w swoich wspomnieniach, było to zadanie szalenie trudne:

„Wiedziałem, że akcja niemożliwa, że musi mieć dużo czasu na rozpracowanie. Ci gestapowcy i tak wiedzieli o swym przeznaczeniu, żadnej więc ‚zdrady’ nie obawiałem się. (Pilnowali się nieludzko, nie wychodzili prawie poza bariery Al. Szucha). Chciałem wygrać na czasie. „Lasso” tłumaczy mi, że akcje te wykona (wykaz gestapowców zabiera ze sobą i umieszcza w skrytce z bronią u siebie), ale teraz chwilowo prosi o jakąś akcję likwidacyjną na terenie Warszawy, bo chce koniecznie naprawić tę ostatnią akcję”27.

I rzeczywiście, otrzymał od „Andrzeja” polecenie wykonania kolejnej likwidacji. Jej celem miał być Polak - Marian Szwed, plutonowy Kripo, na którego już jakiś czas wcześniej wydano wyrok śmierci. Mniej więcej w tym samym czasie do „Andrzeja” zgłosił się sam „Monter”, który chciał jak najdokładniejszego raportu w sprawie „Chuchry”. Po rozmowie z drem Rybickim zażądał spotkania z „Lasso”. Zostało ono zorganizowane zgodnie z poleceniem płka Chruściela. Podczas rozmowy por. Tabęcki wyjaśnił, że sprawę mjra Lewińskiego załatwiał przez niejaką Kułakowską, mieszkającą na ul. Śniadeckich. Miała ona utrzymywać kontakty w gestapo. Zaręczał, że „Chuchro” w końcu odzyska wolność. Po zakończonym spotkaniu poprawiły się humory tak „Lasso” jak i „Montera”. Pierwszy cieszył się, że ma zaufanie władzy zwierzchniej, a ten drugi zaufał Tabęckiemu. Ich dobrego samopoczucia nie podzielał jednak „Andrzej”, który dodatkowo spotkał się z ppłk. Janem Mazurkiewiczem „Radosławem”, wówczas najprawdopodobniej już szefem Kedywu KG AK28. Ten oznajmił drowi Rybickiemu, że ma na „Lasso” jakieś zaległe sprawy z dawniejszych czasów. Co to było, nie wiadomo, gdyż „Andrzej” w swoich wspomnieniach nic więcej o tym nie napisał.

Porucznik Tabęcki po rozmowie z dowódcą Okręgu Warszawa AK zapewnił, że wykona wyrok na Szwedzie. Jednak tutaj historia znowu zaczęła się gmatwać, bowiem na scenę wkroczyli „Ryży”, Szwed i... Miller.

Historia nabiera tempa

To, co nastąpiło później stanowiło jeden z podstawowych punktów oskarżenia „Lasso”, które w końcu trafiło do WSS. Przygotowując się do likwidacji nowego celu porucznik Tabęcki skorzystał z pomocy wspomnianego już „Ryżego” - który należał do jego grupy - oraz niejakiego Leona Millera, sierżanta Kripo, który z racji swojej funkcji mógł obserwować Szweda29. Zadanie miał zamiar wykonać w jakiejś restauracji. Jednak nie zrobił tego. Dlaczego? Wersje są dwie. Według pierwszej, tej spisanej po latach przez „Andrzeja”, Szwed zaskoczył „Lasso” w restauracji i sam podjął rozmowę30. Według relacji samego por. Tabęckiego rozmowa była ustawiona już wcześniej dzięki Millerowi31. Tak czy inaczej M. Szwed podszedł do stolika zajmowanego przez „Lasso” i „Ryżego”, po czym położył przed nim swoje dwa rewolwery i powiedział, że zdaje sobie sprawę dlaczego się tutaj spotkali, lecz chce, aby najpierw wszyscy wysłuchali tego, co ma do powiedzenia32. Tak relacjonował całe wydarzenie „Andrzejowi” właśnie „Lasso”. Szwed miał okazać skruchę ze swojej dotychczasowej działalności, usprawiedliwiał się, że musiał to robić, gdyż nie miał wyjścia. Chciał teraz jednak poprawić się. Po wysłuchaniu tej opowieści dr Rybicki zażądał wyjaśnienia na piśmie. To samo tyczyło się „Ryżego”, który przecież miał wyrok śmierci za swoją bandycką działalność. Szef Kedywu OW AK wiedział, że potrzebuje w obecnej sytuacji dowodów na takie, a nie inne postępowanie „Lasso”. Otrzymał dwa dokumenty. Pierwszy z 27 marca od „Ryżego” z prośbą o ponowne rozpatrzenie jego sprawy. Jego autor wyjaśniał w nim, że tak naprawdę nie miał pojęcia o działalności „Arpada”. Zarówno skąd brał on pieniądze na utrzymanie ludzi, jak i jakie konkretne akcje wykonywał. Zwracał się z prośbą o anulowanie jego wyroku i umożliwienie mu powrotu do służby33. Swoją opinię umieścił na końcu również „Lasso”:

„Do Komendanta K.O.N. przy K.O.
Stwierdzam niniejszym, że Ryży pracuje u mnie jako podkomendny, wywiązuje się sumiennie ze swoich obowiązków, dzięki czemu ma silne moje zaufanie. W sprawie, która zaistniała uważam go za niewinnego i proszę o ponowne rozpatrzenie sprawy i skiero[wanie do] sądu celem anulowania wyroku jako takiego.
Lasso
MP […] III 44„34.

Drugi dokument dotyczył Szweda, lecz napisany był przez „Lasso”, który skupił się na opisaniu swoistej spowiedzi plutonowego Kripo, oraz wymienieniu kilku sytuacji, w których miał on działać na korzyść Polaków. Czy historie, które opisał faktycznie miały miejsce? Trudno to zweryfikować. Tak czy inaczej oba pisma trafiły na biurko „Montera”. Ten nie miał wątpliwości, co robić dalej. Nakazał natychmiastową likwidację tak „Ryżego” jak i Szweda, ale w ten sposób, aby „Lasso” nie dowiedział się o tym. Jednocześnie rozkazał „Andrzejowi”, aby ten poinformował por. Tabęckiego, że kolejne sytuacje tego typu, czyli dobieranie do swojego zespołu ludzi skazanych na śmierć, nie mogą mieć miejsca. Jednak, co podkreślił dr Rybicki w swoich wspomnieniach, sam „Lasso” dalej wydawał się być dla „Montera” niewinny niczego poważniejszego35.

Zgodnie z rozkazem „Andrzej” umówił się na spotkanie z „Lasso”. Ten nieoczekiwanie przyprowadził na nie... Szweda. Po ujawnieniu „Ryżemu” i Szwedowi, że mają być zlikwidowani, por. Tabęcki złamał kolejną zasadę, która obowiązywała w konspiracji. Przyprowadził na spotkanie z szefem osobę, o której tenże zwierzchnik nie wiedział i nie wyraził zgody na bezpośrednią konfrontację. „Zaproszony” na spotkanie pracownik Kripo zarzekał się przed „Andrzejem”, że chce zmazać swoje winy, pomóc w czymś. Zdając sobie sprawę z tego, że sytuacja jest trudna, dr Rybicki powiedział, że on nie może podjąć żadnej decyzji, a wszystko zależy od „Montera”, który już ma odpowiednie dokumenty, wobec czego jedyne co można zrobić, to czekać36.

Doktor Rybicki przypuszczał, że jeśli „Lasso” istotnie jest wtyczką gestapo, tak jak zakładał, to jedynym powodem, dla którego jeszcze nie przeprowadzono aresztowań, było to, że Niemcy zdawali sobie sprawę z tego, że nawet jeśli rozbiją tę grupę, to zaraz pojawi się druga i infiltrację trzeba będzie zaczynać od nowa. A tak mieli swoich ludzi w środku i mogli uprzedzać najróżniejsze działania konspiracji. Jednak ciągle brakowało dowodów na to, że „Lasso” i Szwed pełnią funkcję niemieckich konfidentów lub są na niemieckich usługach.

Szef Kedywu OW AK wiedział, że sprawa jest na tyle niebezpieczna, że musi poświęcić jej wiele uwagi:

„Od pewnego czasu dla bezpieczeństwa [innych] usunąłem się chwilowo od pracy. Wziąłem na siebie ‚Lasso’, by nie narażać całości [warszawskiego Kedywu] - tylko ze mną kontaktować się kazałem w sprawie ‚Lasso’, inne sprawy miał mój zastępca”37.

Można sobie tutaj - kompletnie na marginesie - zadać jeszcze pytanie: czy „Andrzej” pisząc o swoim zastępcy miał na myśl formalnie pełniącego tę rolę por. cc. Ludwika Witkowskiego „Kosę” (d-ca OD „B”), czy też swoją prawą rękę jeszcze od czasów TOW, czyli ppor. rez. art. Tadeusza Wiwatowskiego „Olszynę” (d-ca OD „A”)?

Tak czy inaczej „Lasso” stał się dla dra Rybickiego tematem numer jeden. W obawie o swoje własne bezpieczeństwo „Andrzej” zaczął chodzić z obstawą. Tymczasem dotarła do niego wiadomość, że „Lasso” został złapany przez Niemców!

Aresztowanie „Lasso”

Informacja o wpadce „Lasso” wywołała u „Andrzeja” najróżniejsze domysły. Niemcy zatrzymali por. Tabęckiego w nocy, w jego własnym mieszkaniu38. Co to mogło oznaczać? Pierwsze, co powinno przyjść do głowy to, że hitlerowcy wpadli na jego trop - chociażby po akcji na Czackiego - i w końcu postanowili złapać. Ale czy na pewno? Sam dr Rybicki podejrzewał w tym albo grę „Lasso”, który chciał odwrócić od siebie podejrzenia, albo przypadkowe aresztowanie przez kogoś, kto nie zdawał sobie sprawy z roli „Lasso”. O ile ten rzeczywiście miał jakieś układy z okupantem. Dalej nastąpiły wydarzenia co najmniej dziwne. Najpierw „Ryży” pojawił się na odprawie oddziału „Lasso”. Doktor Rybicki rozkazał zająć się bronią grupy, zabezpieczyć lokale, pozrywać kontakty. Wyznaczył nowego dowódcę39. Po odprawie rozmawiali z nim „Ryży” i Szwed! Obaj poruszeni całą sprawą, obiecali uwolnić „Lasso” tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. I faktycznie, po trzech dniach porucznik Tabęcki wyszedł na wolność. Rzecz absolutnie nie do uwierzenia, gdyż Niemcy - kiedy go aresztowali - znaleźli u niego broń, rozkazy od dowództwa oraz listę pięciu gestapowców, których miał zlikwidować, zgodnie z poleceniem, które otrzymał od „Andrzeja”. A tutaj po interwencji pracownika Kripo został uwolniony. Ile razy zdarzyło się, że aresztowany z bronią i dokumentami konspiracyjnymi był uwalniany? W dniu 24 grudnia 1943 r. zostali aresztowani Jerzy Kleczkowski „Jurek” i Edward Madej „Felek” (uczestnicy akcji „Góral”). Zatrzymano ich tylko dlatego, że byli na kolacji wigilijnej u znajomych pań, które miały w mieszkaniu paczki z Biuletynem Informacyjnym(zajmowały się jego kolportowaniem). Rodzinę, do której należało mieszkanie, rozstrzelano po przesłuchaniu (z którego Niemcy i tak niczego się nie dowiedzieli). Natomiast „Felek” i „Jurek”, na których Niemcy nie mieli najprawdopodobniej niczego innego, padli ofiarami niemieckiego odwetu za likwidację kilku gestapowców. Rozstrzelano ich 10 lutego 1944 r. przy ulicy Barskiej. I to wszystko za Biuletyn Informacyjny. A „Lasso” - mimo posiadania tak obciążających go dowodów - miał wyjść na wolność po interwencji pracownika Kripo? Można w to poważnie wątpić.

Ta historia wywołała spore zamieszanie wśród świadomych sytuacji. Bieg wydarzeń jednak przyspieszał coraz bardziej. Porucznik Tabęcki dał znać „Andrzejowi”, że musi się z nim zobaczyć. Szef warszawskiego KeDywu nie miał wyjścia. Wyznaczył spotkanie na dzień 3 kwietnia na rogu ulic Kruczej i Piusa. Zgodnie ze swoim nowym sposobem postępowania wziął ze sobą osłonę. Na rozkaz ppor. Wiwatowskiego40 stanowili ją Aleksander Kabański „Brzozowski” i Jan Dryla „Tońko”, obaj z grupy wolskiej Oddziału Dyspozycyjnego „A”41. Mieli zabrać ze sobą jeden pistolet i granaty. Oto jak w swoim raporcie wspominał tamto zadanie sam „Brzozowski”:

„Przy spotkaniu Pan Andrzej wymienił marszrutę, którędy będziemy szli i na czym polega nasza osłona, zwracając uwagę, że gdyby ktoś godził na niego lub przemocą gdzieś ciągnął, to napastników robić [zabić].
Przy kościele św. Barbary zauważyłem dwóch osobników, którzy śledzili każde poruszenie Pana Andrzeja, lecz po pewnym czasie znikli. Około godz. 13 pan Andrzej zwolnił nas, zaznaczając, abyśmy powtórnie przyszli na róg ul. Kruczej i Alej Jerozolimskich o godz. 18 dodając, że sytuacja może być bardzo groźna i jeśliby Go chcieli siłą wciągnąć do samochodu, to rzucić granat, nie licząc się z tym, że i Jego może rozerwać„42.

Na spotkanie „Lasso” przyjechał samochodem. Razem z nim „Ryży” i Szwed. Porucznik Tabęcki miał obandażowaną głowę, tłumaczył to dotkliwym pobiciem przez Niemców. Z miejsca zaczął opowiadać, że wyciągnął go Szwed, a uratowało go to, że podał się za członka NSZ, a nie AK... Tymczasem „Andrzej” zauważył, że teren obstawia kilku nieznanych mu ludzi. Porucznik Tabęcki wyjaśnił, że to jego ochrona, ponieważ boi się o życie. Co ciekawe, bardziej bał się zlikwidowania go przez AK, gdyż uważał, że AK zabija każdego, kto był u Niemców i wyszedł, choć miał broń przy sobie podczas zatrzymania - niż tego, że coś złego spotka go od Niemców. Jednocześnie dr Rybicki zwrócił uwagę na to, jak odnosi się on do Szweda. Odniósł wrażenie, jakby znali się już dłuższy czas. W trakcie dalszej rozmowy „Lasso” powiedział, że Szwed chce wstąpić do AK, ale przysięgę złoży jedynie na ręce „Andrzeja”, wobec czego chcą pojechać gdzieś za Warszawę, aby załatwić całą sprawę od razu.

„Ciągnie mnie przy tym wprost nachalnie do samochodu. Odpowiedziałem, że niech mnie nie ciągnie, bo obawiając się zasadzki gestapo przy widzeniu się z nim przyszedłem z obstawą i powiedziałem mu o wydanym rozkazie strzelania do nas jako całości. Podziałało natychmiast; ‚Lasso’ zły puścił mnie (...)”43.

Doktor Rybicki wyjaśnił, że nic więcej nie może zrobić, bo ciągle nie ma odpowiedzi od „Montera”, ale to na pewno sprawa kilku dni, więc pozostaje cierpliwie czekać. Zaproponował jednak, żeby za jakiś czas, kiedy już sprawa będzie wyjaśniona, spotkali się w jakimś lokalu i tam załatwili ewentualne przyjęcie do organizacji. Nie mając innego wyjścia „Lasso” przystał na propozycję, po czym obaj rozeszli się.

Kiedy „Andrzej” proponował spotkanie miał w zamiarze złapanie całej grupy, przesłuchanie jej i ostateczną likwidację. Potrzebował jeszcze zgody „Montera”, który wysłuchawszy tego, co „Andrzej” miał do powiedzenia, przestał mieć wątpliwości co do „Lasso”. Wydał rozkaz natychmiastowej likwidacji, bez wyroku sądu. Jako dowódca Okręgu Warszawa miał prawo podjąć taką decyzję44, przy czym później dana sprawa musiała być rozpatrzona przez sąd.

Ppłk/gen. Antoni Chruściel „Monter”, szef Okręgu Warszawa AK, dowódca Powstania Warszawskiego. To on wydał wyrok na por. Tabęckiego

Wobec tych faktów wyrok mógł być tylko jeden - natychmiastowa likwidacja - a najlepiej taka, w której za jednym zamachem zginęliby „Lasso”, Szwed i „Ryży”. Do wykonania tej akcji „Andrzej” wyznaczył dwie grupy, obie z Żoliborza. Pierwsza to ODB „17”, druga to grupa żoliborska OD „A”, ze „Stasinkiem” na czele. Na taką a nie inną decyzję płka Chruściela wpłynąć mogło kilka rzeczy. Przede wszystkim relacja z przebiegu ostatniej rozmowy „Andrzeja” z „Lasso”. Do tego dochodziła sprawa akcji na Czackiego, ujawnienie Szwedowi i „Ryżemu”, że ma na nich wyroki, utrzymywanie z nimi kontaktów, przyprowadzenie Szweda na spotkanie z drem Rybickim oraz cała masa kłamstw, którymi chciał poprawić swój wizerunek. Do tej ostatniej grupy zaliczało się m.in. twierdzenie, że był zastępcą „Chuchry”, sprawa uwolnienia „Chuchry” czy też stwierdzenie, że w więzieniu siedział z Kazimierzem Jakubowskim „Kazikiem”, podczas gdy z grypsu od „Kazika”, dr Rybicki wiedział, że tak nie było. Później „Lasso” stwierdził, że jednak siedział z żoną „Kazika”, a nie z nim samym. Co warto jeszcze podkreślić, po wyjściu z więzienia „Lasso” zamieszkał u swojej matki - reichsdeutscha - w mieszkaniu przy ulicy 6 Sierpnia. Gestapo ponoć doskonale znało ten adres. Mogło więc Tabęckiego aresztować w każdej chwili.

Liczy się szybkość

W dniu 14 kwietnia 1944 r. „Andrzej” razem z dowódcą ODB „17” - por. Mieczysławem Morawskim „Szatanem” - ustalili dokładny plan akcji, której termin wyznaczyli na 15 kwietnia. Całość miała odbyć się na Żoliborzu. Zadaniem grupy „Szatana” było opanowanie wybranej wcześniej willi, która należałaby do volksdeutscha. Doktor Rybicki razem z por. Morawskim obejrzeli taki budynek, po czym szef Kedywu OW AK zaakceptował go. Planowano, że dom zostanie zajęty, właścicieli - dwójkę starszych ludzi z córką - umieści się w jednym z pokojów. Porucznik Tabęcki razem ze swoimi kompanami miał trafić do innego, gdzie najpierw zamierzano przeprowadzić z nimi rozmowę, a później wykonać wyrok. Szczegóły poznał także „Stasinek”.

Z oddziału „Szatana”, oprócz niego samego, udział w zadaniu wziąć mieli: zastępca dowódcy Wiesław Rychłowski „Śmigielski”, Jerzy Paweł Gebert „Lot”, Kazimierz Jacyna „Kamiński”, Zbigniew Maciejski „Zieliński”, Jan Suchowiak „Azot”, Gustaw Budzyński „Szymura”, Bohdan Kunert „Schayer”, Ludwik Łaszcz „Prawdzic”, Zdzisław Sierpiński „Świda”, Jan Migdalski „Bogdan” i Jan Domaniewski „Wilk”. Ze „Stasinkiem” na pewno byli Antoni Wojciechowski „Antek”, który miał razem z nim wykonać wyrok, oraz Krzysztof Sobieszczański „Kolumb”, odpowiedzialny za ciężarówkę45.

Doktor Rybicki rankiem 15 kwietnia zawiadomił telefonicznie „Lasso” o spotkaniu, podając jedynie godzinę46 - 17. Przez łączniczkę zawiadomił „Szatana”, że ma przystąpić do przygotowań do akcji. Spotkał się również z S. Sosabowskim, któremu opisał cele, choć syn gen. Sosabowskiego por. Tabęckiego znał już. O godzinie 11 wszystko wydawało się iść jak najlepiej. Po załatwieniu kilku istotnych spraw dr Rybicki wrócił na miejsce akcji. Tam okazało się, że pojawiły się nieoczekiwane problemy. Oto jak opisał je sam por. Morawski w swoim raporcie z wykonania zadania:

„Wyznaczona akcja na dzień 15 IV według ustalonego planu miała zacząć się o godz. 11 opanowaniem willi (A.S.4). Następnie miało nastąpić ubezpieczenie i przygotowanie willi do akcji na godz. 17. Wyznaczyłem dwa patrole, z których jeden w składzie Śmigielski, Lot, Kamiński, Zieliński, Azot […] mieli opanować willę, drugi pod moim dowództwem, w składzie Szymura, Schayer, Prawdzic, Świda, Bogdan, Wilk, miał wejść po opanowaniu willi. Patrol Śmigielskiego ze względu na nieprzewidziane trudności nie mógł opanować willi. I musiał się wycofać na jedną z naszych melin. O godz. 12 ten sam patrol wyszedł opanować budynek konsulatu szwajcarskiego, lecz ze względu na różne trudności ten projekt został zaniechany, natomiast opanowano szkołę powszechną”47.

Wybór jakiego dokonał „Szatan” nie mógł zostać zaakceptowany przez „Andrzeja”, który dbał przede wszystkim o to, aby nie narażać ludności polskiej nawet na najmniejsze niebezpieczeństwa. Dodatkowo wchodził tutaj element ryzyka w postaci zaniepokojonych rodzin, które zaczęłyby przychodzić do szkoły, żeby sprawdzić co z ich bliskimi, pracującymi w placówce. A wypuścić nie można było nikogo. Szkołę należało zatem natychmiast opuścić i wymyślić - w trochę ponad godzinę - nowy plan. Ustalono, że wyrok zostanie wykonany na ulicy, w jakiejś bocznej przecznicy. Wybrano ulicę Sułkowskiego, odchodzącą od Dziennikarskiej. Zobaczmy, co o planie pisał por. Morawski:

„Ubezpieczenie wybranego miejsca poleciłem Szymurze, a sam z 3 ludźmi (Prawdzic, Świda, Bogdan), w tym dwa pm-y, stanowiliśmy grupę likwidacyjną. 2 minuty przed godz. 17 wszedłem z ludźmi do niewykończonego domku na ul. Sułkowskiego - stąd o godz. 17 miało nastąpić uderzenie. Według ustalonego planu, p. A. spotkał się ze skazanymi na pl. Wilsona (przyjechali samochodem), stąd miał przyjść na wybrane miejsce w następującym porządku: p. A. i Lasso jako pierwsi, a w odległości kilkunastu metrów pozostałych trzech. Zlikwidowaniem Lassa miał się zająć Staszek (grupa Tomaszewskiego48), wychodząc idącym naprzeciw. W momencie zetknięcia się Staszka z Lassem - ja z ludźmi miałem zlikwidować idących z tyłu„49.

W tym tekście są dwie zastanawiające informacje. Pierwsza, to czym przyjechał „Lasso” z towarzyszami. Tutaj mamy wiadomość o samochodzie, podczas gdy sam „Andrzej” - który spotkał się z nimi na placu Wilsona - po latach pisał, że przyjechali tramwajem50. I rzecz kolejna. Porucznik Morawski nie mógł wiedzieć, że za „Andrzejem” i „Lasso” będzie szło trzech innych mężczyzn. Według pierwotnych ustaleń z J. Tabęckim mieli być tylko Szwed i „Ryży”. Tym trzecim, którego pojawienie się zaskoczyło tak dra Rybickiego jak i por. Sosabowskiego, był Leon Miller. Jego przybycie „Lasso” tłumaczył tym, że „on też chce wstąpić do organizacji”. Wiedząc, że nie może mieć żadnego świadka finału tej rozgrywki „Andrzej” zgodził się, aby ten im towarzyszył. Tak więc pisząc ten raport „Szatan” lekko rozminął się z prawdą. A oto jak już po przyjściu „Andrzeja” na miejsce ze skazanymi potoczyły się wypadki - tym razem zapoznajmy się z opisem „Stasinka”:

„Około godz. 17 zobaczyliśmy dwie grupy ludzi schodzące w dół Dziennikarską. Rozpoznałem w pierwszej parze Andrzeja, miał kapelusz na głowie a w ręku trzymał gazetę. Po jego lewej stronie szedł Lasso, znałem go dobrze. Zaraz za nimi, bardzo blisko, za blisko jak mi się wydawało, szło trzech ludzi, byłem bardzo zdziwiony, bo spodziewałem się tylko dwu. […] Na wysokości murku po drugiej stronie ulicy, naszej lewej a ich prawej, nastąpiło spotkanie. Kątem lewego oka zauważyłem, że Szeliga przygotowuje się do akcji, ale nie bardzo wiedziałem, jak będzie mógł mi pomóc, bo trójka była tuż za Andrzejem i Lasso. Było ciepło, byłem tylko w koszuli, lekka wiatrówka była przerzucona przez moje prawe przedramię. Antek miał ręce z tyłu za sobą, to jego ulubiona pozycja. Na dwa metry przed Lassem strzepnąłem trochę wiatrówkę odsłaniając lufę pistoletu i strzeliłem wprost w okolice serca. Zwalił się na chodnik prawie mnie pod nogi. W tym samym czasie Andrzej z dużą przytomnością umysłu ustąpił w jego prawą stronę i [posunął się] naprzód w kierunku środka ulicy, umożliwiając Antkowi ogień. Antek wyciągnął rękę od tyłu i otworzył ogień. Dwu mężczyzn niższych padło: ‚Ryży’ i Miller. Wysoki brunet, Szwed, który ułamek sekundy temu szedł za Lassem i był naprzeciwko mnie - w chwili gdy Lasso walił się na ziemię, błyskawicznie zareagował, pochylił się, zgiął się we dwoje, wyciągnął dwa pistolety i otworzył ogień trochę na ślepo, bo biegł z powrotem w kierunku do rogu Dziennikarskiej”51.

Ostrzeliwując się Szwed uciekał coraz dalej, podczas gdy „Andrzej” krzyczał, żeby go zabili. Dr Rybicki i jego ludzie naraziliby się na poważne problemy, gdyby puścili go żywego. W końcu „Prawdzic” z dużym spokojem przyklęknął, przymierzył... po czym oddał do Szweda całą serię ze stena. Agent Kripo zwalił się na ziemię. Wedle relacji „Andrzeja” jeszcze żył, gdy podchodzili do niego. Mimo błagań o darowanie życia nie uniknął śmierci52.

Interesujący jest wątek początku strzelaniny. Według relacji „Stasinka” trójka „Lasso”, Miller i „Ryży” padła po strzałach jego i „Antka”. Według doktora Rybickiego „Lasso” i „Ryży” zostali położeni przez „Stasinka” i „Antka”, podczas gdy Miller zginął od serii z peemu ludzi por. Morawskiego. Natomiast sam „Szatan” w swoim raporcie zapisał, że „Stasinek” zabił „Lasso”, ale już pozostała trójka padła od kul jego ludzi. Trzech ludzi, trzy wersje. Wiadomo tylko na pewno, że „Lasso” został zabity przez por. Sosabowskiego, a Szwed przez L. Łaszcza „Prawdzica”.

Ciała trzeba było szybko włożyć na ciężarówkę, którą miał przyprowadzić „Kolumb”. Tymczasem „Andrzej” oddalił się jak najszybciej z miejsca zdarzenia. Swoje pierwsze kroki skierował na Zielną, gdzie spotkał się z ppłk. Mazurkiewiczem, któremu opowiedział całą historię. Ten - podobnie jak i później „Monter” - przyznał się, że obawiał się cały czas o życie dra Rybickiego. Następnie „Andrzej” udał się już do swojego mieszkania, gdzie - niespodziewanie dla niego - czekała jego żona, której spodziewał się dopiero kilka dni później. Z każdą chwilą zaczął sobie uświadamiać, z jak trudną sytuacją musiał sobie poradzić53.

Tabęcki i jego trzej towarzysze zostali pochowani na cmentarzu w lasach palmirskich niedaleko wsi Laski54. Było to miejsce wykorzystywane przez Kedyw warszawski do takich właśnie celów.

Następnego dnia „Andrzej” dowiedział się kilku niezwykle ciekawych rzeczy. Otóż okazało się, że bandaż na głowie „Lasso” był jedynie na pokaz, gdyż nie miał on żadnych śladów pobicia. Znaleziono przy nim również pozwolenie na broń i papiery baltendeutscha (sic!). Z kolei Henryk Witkowski w swoim opracowaniu historii Kedywu OW AK pisał55, że podczas aresztowania „Lasso” została znaleziona fotografia, na której znajdował się Tabęcki w otoczeniu Niemców, a na odwrocie ich dedykacje! Według raportu „RN”, pracownika Oddziału II KG AK, por. Tabęcki miał mieć papiery reichsdeutscha oraz wolny wstęp... na Szucha. Czy to oznacza, że był wtyczką gestapo? Być może, choć jednoznacznych dowodów na to nie ma. Tutaj warto jeszcze podkreślić, że z tego co pisał „Andrzej” na podstawie doniesień kontrwywiadu AK wynika, iż gestapo było bardzo niespokojne po zniknięciu Szweda i Millera. Być może więc por. Tabęcki służył Niemcom jedynie za „element” ich gry. W pewnym stopniu na korzyść „Lasso” przemawia wątek mjra Lewińskiego. Gdyby bowiem faktycznie por. Tabęcki współpracował z Niemcami, to czemu nie powiedział im, kogo złapali? Przecież taka „zdobycz” byłaby dla nich prawdziwym skarbem. Oczywiście można snuć teorie spiskowe, że Niemcy wystawili nazwisko Jerzego Redy na listę rozstrzelanych, a w rzeczywistości przesłuchiwali go, czy też wywieźli z Warszawy tak jak „Grota”. Są jednak dwa problemy w przypadku przyjęcia takiej wersji wydarzeń. Dlaczego nie ma nawet najmniejszej wzmianki o tym w źródłach? Wywiad Armii Krajowej powinien trafić na trop takiej sprawy. A tymczasem tutaj pustka. I rzecz kolejna, czyli brak następstw dla Kedywu OW AK w postaci aresztowań, nalotów na lokale itp. Jeszcze tylko raz zdarzyło się, że jedna z ważniejszych postaci warszawskiego Kierownictwa Dywersji dostała się w ręce gestapo. Mowa tu rzecz jasna o por. Józefie Czumie „Skrytym”, którego Niemcy złapali dopiero w lipcu 1944 r., przy czym tamtej historii w żaden sposób nie można łączyć z aresztowaniem „Chuchry”.

Tak czy inaczej widać, że ciężko znaleźć dowody na jednoznaczną, w pełni świadomą współpracę „Lasso” z Niemcami, co nie zmienia faktu, iż wyrok wydaje się w pełni uzasadniony. Za duże zagrożenie dla warszawskiego Kedywu stwarzał, chociażby ze względu na swoje powiązania ze Szwedem i Millerem, a także znajomości na szczeblach dowódczych Kedywu OW AK.

Epilog

Do wyjaśnienia pozostała już tylko sprawa mjra Lewińskiego i pieniędzy, jakie otrzymał „Lasso”. Udało się dotrzeć do małżeństwa Kułakowskich, które to zajmowało się pobieraniem pieniędzy za uwalnianie ludzi z rąk niemieckich. Po przeprowadzeniu wstępnego rozpoznania, potrzebnego do ustalenia planu działania, wyznaczono dzień akcji - 6 maja 1944 r. Grupa 7 żołnierzy podstępem dostała się do mieszkania. W środku oprócz małżeństwa Kułakowskich była ich gosposia - żyli ponoć bardzo wystawnie - oraz jakiś „klient”. Z czasem przybyło jeszcze parę osób, wszystkich przetrzymano do końca. Przesłuchanie oskarżonych prowadził sam ppłk Wincenty Jerzy Kwieciński „Proboszcz”, szef kontrwywiadu O.II KG AK. Kułakowska próbowała się tłumaczyć, mówiła że od „Lasso” dostała tylko 25 tys. zł. Resztę miał zatrzymać Tabęcki. Chciała przekupić żołnierzy. Jej mąż spokojnie odpowiadał na pytania. W końcu zapadł wyrok - kara śmierci. Jego zlikwidowano w łóżku, ona zginęła w kuchni. Z mieszkania nie zabrano niczego, pieniądze rozsypano na ciałach. Niemcy mieli ponoć doskonale zrozumieć, o co chodziło56.

Oddział „Lasso” otrzymał nowego dowódcę. Został nim pchor. Jan Potulicki „Rafał”. Grupa weszła w skład ODB „3”. W Powstaniu była znana jako „Rafałki”. Jeszcze jako ciekawostkę można podać, iż pseudonim porucznika Tabęckiego - „Cerber” - widnieje na wykazie płac Kedywu OW AK z połowy 1944 r. Czemu tam się znalazł, ciężko powiedzieć.

Całą tę historię z „Lasso” dr Rybicki uznał za jeden z najtrudniejszych okresów, jakie przeżywał w czasie pracy konspiracyjnej. A był przecież nieustannie narażony na podobne sytuacje.

Korekta: Agnieszka Iwaszek

Bibliografia:

  1. Dunin-Wąsowicz K., Na Żoliborzu: 1939-1945, Warszawa 1984;
  2. Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1943, oprac. Rybicka H., Warszawa 2006;
  3. Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1944, oprac. Rybicka H., Warszawa 2009;
  4. Obwodowe Oddziały Dywersji Bojowej Okręgu AK Warszawa. Dokumenty warszawskiego Kedywu z lat 1943-1945, oprac. Rybicka H., Warszawa 2010;
  5. Oddział Dyspozycyjny „A” warszawskiego Kedywu. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. Rybicka H., Warszawa 2007;
  6. Witkowski H., „Kedyw” Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943-1944, Warszawa 1984;
  7. Strzembosz T., Oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1979;
  8. Strzembosz T., Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944, Warszawa 1978;
  9. Rybicki J. R., Notatki szefa warszawskiego Kedywu, Warszawa 2003.
  1. Najprawdopodobniej pierwszą osobą, która podała w swojej książce nazwisko „Lasso” był Krzysztof Dunin-Wąsowicz w: Na Żoliborzu: 1939-1945, Warszawa 1984, s. 186. Henryk Witkowski w swojej monografii warszawskiego KeDywu podawał N.N., natomiast prof. Tomasz Strzembosz w pracy poświęconej oddziałom bojowym w Warszawie używał jedynie inicjałów J. T. W zbiorach dokumentów KeDywu OW AK nazwisko „Lasso” jest używane dopiero od roku 2009, czyli od momentu wydania tomu z dokumentami z roku 1944, w którym to znajdują się również materiały związane ze sprawą por. Tabęckiego, z oskarżeniem skierowanym do WSS po 15 kwietnia 1944 r. na czele. []
  2. Sam świetnie mówił po niemiecku. []
  3. Podczas tej akcji „Lasso” miał uratować życie mjr. Lewińskiemu. Wedle relacji „Andrzeja” fakt ten wpłynął później na sposób patrzenia przez „Chuchro” na por. Tabęckiego. Doktor Rybicki pisał nawet o słabości mjr. Lewińskiego do „Lasso”. []
  4. Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1943, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2006, s. 120. []
  5. Tamże, s. 155-156. []
  6. KeDyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1943, oprac. H. Rybicka, s. 152. []
  7. Obwodowe Oddziały Dywersji Bojowej Okręgu AK Warszawa. Dokumenty warszawskiego Kedywu z lat 1943-1945, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2010, s. 36 - relacja „Chuchry”. []
  8. J. R. Rybicki, Notatki szefa warszawskiego KeDywu, Warszawa 2003, s. 133. []
  9. Tylko raz trafiłem na podane nazwisko „Ryżego”: K. Dunin-Wąsowicz, Na Żoliborzu..., s. 186. Autor podał wówczas, iż „Ryży” nazywał się Hamura. Czy faktycznie tak było, nie potrafię stwierdzić. []
  10. Grupa ta weszła w skład DB „3„ najprawdopodobniej już po marcu 1943 r. Sam ”Arpad” dowodził nią już od lutego tego roku. []
  11. Znajdowała się ona przy ulicy Koszykowej. []
  12. Wszystkie wymienione bandyckie działania „Ryżego” i „Arpada” opisane zostały w akcie oskarżenia z dnia 9 grudnia 1943 r., por.: Obwodowe Oddziały..., oprac. H. Rybicka, s. 40-42. []
  13. Dokładny termin nie został ustalony. []
  14. Obwodowe Oddziały..., oprac. H. Rybicka, s. 38. []
  15. Tamże, s. 38. []
  16. Tego pseudonimu C. Szemley-Ketlinga używano w dokumentach dt. tej sprawy. []
  17. Tamże, s. 42. []
  18. Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1944, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2009, s. 188. []
  19. Tamże, s. 234. []
  20. Tutaj pojawia się wspominana już wcześniej słabość „Chuchry” do „Lasso”. []
  21. Jerzy Trószyński „Onufry”, „208” urodzony w 1907 roku. Od 1934 r. podporucznik rezerwy artylerii. Jako żołnierz 30. pułku artylerii lekkiej brał udział w walkach września 1939 r. W konspiracji od lutego 1940 r. Od początku związany z Tajną Organizacją Wojskową, najpierw na Mokotowie, później na Żoliborzu, gdzie był komendantem Podokręgu. Brał udział m.in. w akcji palenia zbiorników materiałów pędnych na Gniewkowskiej czy też w marszu do Palmir. Po śmierci 26 sierpnia jego ciało zostało zabrane przez Niemców do prosektorium na Oczki, a następnie zakopane przez okupanta we wspólnym grobie pod fałszywym nazwiskiem Henryka Montwiłła. Obecnie spoczywa na warszawskich Powązkach Wojskowych w kwaterze batalionu „Miotła”. []
  22. Zbigniew Art „Roman”, „208”, urodzony 16 października 1918 roku. W 1940 r. został złapany przez Niemców w łapance ulicznej i wywieziony do Oświęcimia. Po blisko półtora roku udało mu się stamtąd wydostać. W konspiracji od roku 1942. Znajdował się w patrolu Leona Zubrzyckiego „Lecha” z grupy żoliborskiej Grupy „Andrzeja”. Ponownie złapany przez Niemców w łapance na Pradze zdołał uciec z pociągu jadącego najprawdopodobniej na Majdanek. Podobnie jak w przypadku „Onufrego” jego ciało zostało zabrane przez nieprzyjaciela na Oczki i później pochowane we wspólnym grobie pod nazwiskiem Zbigniewa Krafta. Obecnie leży na Powązkach Wojskowych w Warszawie w kwaterze baonu „Miotła”. []
  23. J. R. Rybicki, Notatki..., s. 134. []
  24. Tamże. []
  25. Wedle relacji „Andrzeja” miał wówczas wchodzić do domu przy ulicy Noakowskiego, gdzie mieszkał. []
  26. W ostatecznym rozrachunku odbyła się ona dopiero w grudniu tego samego roku. []
  27. J. R. Rybicki, Notatki..., s. 136. []
  28. Wiadomo, że „Radosław” szefem Kedywu KG AK był od lutego 1944 r., niestety nie udało mi się ustalić, kiedy dokładnie doszło do ich spotkania. Miało ono jednak miejsce na pewno już w roku 1944. []
  29. Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1944, oprac. H. Rybicka, s. 195 - pismo „Lasso” w sprawie Szweda i Millera. []
  30. J. R. Rybicki, Notatki..., s. 137-138. []
  31. KeDyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1944, oprac. H. Rybicka, s. 196. []
  32. Tamże. []
  33. Obwodowe Oddziały..., oprac. H. Rybicka, s. 44-47. []
  34. Tamże, s. 47. []
  35. J. R. Rybicki, Notatki..., s. 138. []
  36. Tamże. []
  37. Tamże, s. 139. []
  38. Informację tę przekazała jego żona. []
  39. Były to czynności absolutnie normalne w sytuacji „wsypy”. []
  40. Oddział Dyspozycyjny „A” warszawskiego Kedywu. Dokumenty z lat 1943-1944, oprac. H. Rybicka, Warszawa 2007, s. 170 - relacja „Brzozowskiego” z przebiegu wydarzeń w dniu 3 kwietnia 1944 r. []
  41. W tym okresie ppor. Wiwatowski był już bezpośrednim dowódcą grupy wolskiej, przy czym cały czas dowodził całym OD „A”. []
  42. Oddział Dyspozycyjny „A”..., oprac. H. Rybicka, s. 170-171. []
  43. J. R. Rybicki, Notatki..., s. 141. []
  44. Tamże. []
  45. Krzysztof Sobieszczański był znany w oddziale jako świetny kierowca. Podczas Powstania Warszawskiego, kiedy ze względu na rany rąk nie mógł prowadzić ciężarówki jeździł nią wspólnie z Antonim Wojciechowskim, który z kolei... nie mógł chodzić! Pierwszy obsługiwał pedał gazu, drugi zajmował się kierownicą, por.: S. Likiernik, Diabelne szczęście czy palec boży?, Warszawa 1994, s. 114. []
  46. Tamże, s. 142. []
  47. Obwodowe Oddziały..., oprac. H. Rybicka, s. 89. []
  48. Jeden z pseudonimów por. Tadeusza Wiwatowskiego. []
  49. Obwodowe Oddziały..., oprac. H. Rybicka, s. 89. []
  50. J. R. Rybicki, Notatki..., s. 145. []
  51. Obwodowe Oddziały..., oprac. H. Rybicka, s. 94. Zacytowany fragment pochodzi z listu, jaki Stanisław Sosabowski wysłał do dra Rybickiego. Adresat otrzymał go dnia 28 sierpnia 1974 r. Data wysłania pozostaje nieznana. []
  52. J. R. Rybicki, Notatki..., s. 147. []
  53. Tamże, s. 148. []
  54. Obwodowe Oddziały..., oprac. H. Rybicka, s. 95. []
  55. H. Witkowski, „Kedyw” Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943-1944, Warszawa 1984, s. 114. []
  56. Cały ten fragment został oparty jedynie na: J. R. Rybicki, Notatki..., s. 149-152. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

3 komentarze

  1. Tom pisze:

    Cezary Ketling-Szemley ps. Arpad żył w 1957 roku. Wg Leszka Gondka („Polska karząca”. Paź, Warszawa 1988, przypis nr 9 na stronie 14) był adwokatem.

  2. Michał pisze:

    1)W relacji „Stasinka” wyżej czytamy: „Kątem lewego oka zauważyłem...”. To ciekawe, bo wszędzie piszą, że lewe oko stracił w dzieciństwie. Może nie była to 100% utrata wzroku.

    2) Biogram „Arpada” od pewnego czasu jest na 1944.pl

  3. Marcin Grabski pisze:

    Bardzo ciekawy artykuł.

Odpowiedz