O studiach historycznych słów parę - wywiad z Michałem Wójcikiem


Zapraszamy do lektury kolejnego, trzeciego już wywiadu z serii „Historyk - zawodowy bezrobotny?”. Dzisiaj prezentujemy odpowiedzi, jakich udzielił nam Redaktor Naczelny magazynów „Focus” i „Focus Historia” - Pan Michał Wójcik.

Focus Historia

Jedna z okładek „Focus Historia”

Sebastian Pawlina: Dlaczego zdecydował się Pan na historię? Tradycja rodzinna, efekt jakichś szczególnych zainteresowań, wybór chwili, a może uznał Pan, że ten kierunek otwiera różne ciekawe perspektywy na przyszłość?

Michał Wójcik: W PRL-u nie było perspektyw na przyszłość. W ogóle w takich kategoriach się nie myślało. Było szaro, beznadziejnie i do d... Interesowałem się historią od kiedy pamiętam. Swoje zrobili tu dziadkowie, jeden z nich żołnierz generała Andersa, drugi konserwator zabytków. Godzinami opowiadali nam wnukom (mam nieco starszego brata) swoje przygody i pamiętam, że słuchaliśmy tego jak zaczarowani. Mieli niezwykły dar porywania wymagających słuchaczy jakimi są dzieci. Poza tym pamiętam niezwykle eleganckiego wuja, historyka Mateusza Siuchnińskiego, autora popularnej Ilustrowanej Kroniki Polaków, który emocjonalnie relacjonował podczas niedzielnych obiadów swoje przygody z prl-owską cenzurą. Także ta historia była cały czas obecna. A że od małego czytałem tyle samo czasu, co grałem w piłkę czy tenisa - polubiliśmy się z historią - taką mam nadzieję - z wzajemnością.

Podczas październikowego zjazdu absolwentów Instytutu Historycznego UW sporo osób podkreślało, że tym, co szczególnie zapamiętali w lat swoich studiów, była niesamowita atmosfera wynikająca m.in. z faktu obecności na studiach wielu wspaniałych osób, tak wśród wykładowców jak i studentów. Jak to było w czasach, kiedy Pan studiował?

Niesamowita atmosfera była za oknem. To była końcówka PRL-u i to trochę przeszkadzało w studiowaniu nie tylko historii. Historię - można powiedzieć - robiło się na ulicach. Także ja jakoś specjalnie atmosfery akademickiego skupienia nie pamiętam. Pamiętam poszczególne zajęcia, rewelacyjne wykłady ale równie rewelacyjne były dla mnie manifestacje, zadymy i happeningi pomarańczowej alternatywy.

Czy objazdy naukowe, tak dzisiaj lubiane przez studentów, w Pana czasach również wywoływały takie pozytywne emocje?

- Oglądanie w terenie zabytków to mój konik do dziś. Ale w tamtych czasach, proszę zrozumieć, gdy człowiek jest młody barokowe ryzality czy finezyjne stiuki interesują go w stopniu umiarkowanym. Objazdy to była po prostu dobra zabawa.

Obecnie wśród studentów pierwszego roku historii na Uniwersytecie Warszawskim jednym z największych zmartwień jest egzamin z historii starożytnej. Po instytucie krążą najróżniejsze legendy, dotyczące tego właśnie egzaminu. Jedne zabawne, inne straszne. Kiedy Pan studiował było podobnie, czy też jednak to dopiero ostatnio egzamin ten zyskał taką sławę?

- Hm... za moich czasów, a zdawałem egzamin z historii starożytnej w 1989 r., warunkiem studiowania dalej było zdanie tego egzaminu w ogóle. Nie można go było oblać. A zatem egzamin był z wiedzy ale i z nerwów. Miałem spore szczęście. Napisałem wysoko ocenioną pracę roczną. Wpis do indexu i podpis osoby, która mi to oceniała zrobiły chyba wrażenie na profesorze Bravo. Dłuższą chwilę rozmawialiśmy o tym jak mi się to w ogóle udało i co takiego napisałem. To ewidentnie skruszyło lody i ocenę z egzaminu miałem dobrą. Aczkolwiek z ręką na sercu muszę wyznać, że orłem z dziejów Grecji czy Rzymu nigdy nie byłem.

A inne egzaminy, zajęcia, wykłady? Czy wspomina Pan jakieś w sposób szczególny?

- Oczywiście dziś pamiętam tylko sytuacje anegdotyczne. Absurdalne. Aż wstyd mi o tym myśleć a co dopiero podzielić się z czytelnikami. Pamiętam na przykład tantalowe męki na zajęciach o 8 rano w poniedziałek. To chyba był wykład z historii ruchu ludowego. 1,5 godziny słuchania o meandrach chłopskiej polityki w XIX wieku. To był challenge. Nie wiem jak jest teraz ale wtedy nie każdy wykładowca był mistrzem w dzieleniu się ze studentami owocami swojej pasji. Czasami odnosiło się wrażenie, że studenci są niektórym profesorom do niczego nie potrzebni i tylko przeszkadzają im w prowadzeniu własnych badań. To się słyszało w nudnawych wykładach czy drętwych zajęciach. Ale były i zajęcia mistrzowskie: prof. Wipszyckiej, Samsonowicza czy prof. Kuli.

Dzisiaj jest Pan znanym i cenionym dziennikarzem. Ale czy nie ciągnęło Pana nigdy, choćby przez chwilę, żeby po studiach wybrać karierę naukową?

- Dziękuję za miłe słowa na wyrost. Ciągnąć to może i ciągnęło, ale ciągnęło mnie również życie. Na studiach zacząłem pracować jako dziennikarz i moja ukochana mediewistyka musiała iść w kąt. Może trochę potem żałowałem, ale z drugiej strony pisać nauczyłem się dopiero „w pracy” a nie na studiach. To chyba główny błąd naszej Alma Mater: studenci nie są uczeni przelewania myśli na papier, nie są kształceni w prowadzeniu takiej analizy źródeł aby można było napisać z tego zgrabny esej czy opracowanie. To piekielnie trudne zadanie, ale nauka pisania (a pisze się jak już się pomyśli) - to powinno być jedno z głównych zadań uniwersyteckiej kadry. Oczywiście nie wiem jak jest teraz. Może progi Instytutu przekraczają dziś sami przyszli laureaci Pulitzerów.

Skoro już poruszyliśmy ten wątek obecnej Pana profesji... Czasem jak patrzę na losy absolwentów historii widzę, że całkiem pokaźna ich liczba wybrała właśnie karierę dziennikarską, w której radzą sobie zazwyczaj nie najgorzej. Z czego to może wynikać? Czy studia historyczne przygotowują do tej pracy w jakiś szczególny sposób?

- No właśnie: przygotowują i nie przygotowują. Za czasów moich początków a były to równocześnie początki nowej Polski dziennikarzami stawali się ludzie zafascynowani czasami w jakich przyszło im żyć. Poza tym dziennikarstwo to była misja, a praca - frontem. Głównym wrogiem był bełkot i nowomowa poprzedniej epoki. Czy historycy byli jakoś lepiej przygotowani do tej pracy? Nie, chyba nie. W Radiu Zet, w którym pracowałem, w ogóle nie było dziennikarzy po dziennikarstwie. Byli poloniści, teatrolodzy, prawnicy. Chyba historyków było wtedy więcej w polityce.

Dzisiaj, po latach, mając możliwość ponownego wyboru kierunku studiów zdecydowałby się Pan na historię, czy może jednak skusił się na inny kierunek?

- Pewnie studiowałbym coś interdyscyplinarnego. Historia plus historia sztuki, psychologia, kulturoznawstwo. No i jednak, gdybym mógł cofnąć czas - studiowałbym dłużej.


* Michał Wójcik - absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, dziennikarz. W swojej karierze związany m.in. z Radiem Zet, „Przekrojem”, „Mówią Wieki”, „Gazetą Wyborczą” czy takze z TVN. Od kwietnia 2006 r. jest redaktorem naczelnym magazynu „Focus”, a od marca 2007 również „Focus Historia”.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz