Alianckie operacje desantowe na obszarze europejskiego teatru działań wojennych (fragment książki) |
Poniższy tekst stanowi fragment piątego rozdziału książki Macieja Franza pt. „Bohaterowie najdłuższych dni. Desanty morskiej II wojny światowej” (strony 232-238). Więcej informacji o samej książce znajdziecie w jej zapowiedzi oraz na stronie wydawcy (PWN).
Utrata inicjatywy operacyjnej przez państwa Osi była wynikiem nie tylko porażek na froncie wschodnim, ale także klęski w walkach w Afryce Północnej. Niemcy nie musieli się co prawda obawiać rychłej alianckiej inwazji na Europę kontynentalną, ale tracili możliwość uprzedzenia ich działań. Zmuszeni zostali do przyjęcia koncepcji defensywnej. Wskutek tego mogli tylko oczekiwać posunięć przeciwnika. Przygotowywali się do ewentualnej obrony swoich europejskich terytoriów od momentu ich przejęcia, szczególnie od chwili, gdy ostatecznie upadła koncepcja lądowania na Wyspach Brytyjskich. Rozbudowa fortyfikacji zwanych Wałem Atlantyckim była dla strony niemieckiej realną próbą zabezpieczenia się przed ewentualnymi operacjami przeciwnika, druga zaś strona nie miała pewności, czego może oczekiwać na francuskim wybrzeżu.
W latach 1939–1945 o wyborze ostatecznych rozwiązań nie zawsze decydowały koncepcje militarne. Bardzo często decyzje zapadały w gabinetach polityków. Można odnieść wrażenie, że z biegiem czasu, zwłaszcza po zakończeniu walk w 1942 r., polityka zyskiwała na znaczeniu przy podejmowaniu decyzji o kierunkach działań wojennych. Józef Stalin od początku swoich kontaktów z państwami koalicji antyhitlerowskiej oczekiwał dwóch rzeczy. Z jednej strony wydatnego wsparcia dla armii radzieckiej, która przyjęła na siebie główne uderzenie niemieckie w tej wojnie, z drugiej zaś możliwie jak najszybszego otwarcia drugiego frontu w Europie Zachodniej co pozwoliłoby na odciągnięcie z frontu wschodniego znacznej części niemieckich dywizji.
Pierwsze żądanie Stalina szybko zrealizowano, otwierając poprzez konwoje do Murmańska i Archangielska drogę dostaw sprzętu, zaopatrzenia, amunicji. Ten ogromny wysiłek podjęty przez kompleksy zbrojeniowe Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w decydujących momentach wojny na froncie wschodnim miał zasadnicze znaczenie dla odniesienia sukcesu przez armię radziecką. Decyzja o otwarciu drugiego frontu nie była jednak tak prosta. I to nie tylko ze względów politycznych, ale i militarnych. Alianci nie mieli w Wielkiej Brytanii odpowiednich sił i środków. A bez tego myślenie o jakiejkolwiek operacji desantowej na kontynent było szaleństwem. Ponadto Brytyjczycy żywili obawy, czy stworzony przez stronę niemiecką system fortyfikacyjny na wybrzeżu francuskim da się w ogóle sforsować z morza. W takiej sytuacji pojawiła się koncepcja lądowania niewielkimi siłami, głównie opartymi na oddziałach specjalnych, komandosów na wybranym fragmencie brzegu.
Jako miejsce lądowania wybrano miasteczko Dieppe. Brytyjski wywiad donosił, że nasycenie tego odcinka wybrzeża pozycjami niemieckiej artylerii nadbrzeżnej jest stosunkowo niewielkie. Równocześnie przyszły rejon lądowania znajdował się w zasięgu brytyjskiego lotnictwa, co dawało szansę na otwarcie nad desantem parasola powietrznego.
Desant miał się odbyć w Dieppe, portowym miasteczku z kamienistą plażą, co uznano za dość istotne, gdyż pozwalało sprawdzić, czy na takim brzegu można lądować i czy w toku lądowania da się szybko rozwinąć dostarczone na brzeg oddziały pancerne. Plan operacji, której nadano kryptonim „Rutter”, powstał w gabinetach brytyjskich planistów z Kwatery Głównej Operacji Połączonych pod dowództwem lorda Louisa Mountbattena, przy współpracy Dowództwa Południowo-Wschodniego gen. Bernarda Law Montgomery’ego. Już to, kto został zaangażowany w przygotowanie koncepcji, wskazuje, jak dużą wagę przykładano do przyszłego desantu. Brytyjczycy chcieli uzyskać maksymalnie dużo danych, a zarazem liczyli się z możliwością podjęcia regularnych walk z przeciwnikiem już po wysadzeniu desantu. Z tego względu, skoro już planowali wyprawę na drugą stronę kanału La Manche, chcieli użyć doborowych jednostek i realizować wiele elementów taktycznych, tak by lepiej poznać przeciwnika. W operacji miały więc wziąć udział dwie brygady z kanadyjskiej 2 Dywizji Piechoty, brytyjscy spadochroniarze, kanadyjski 14 batalion pancerny i inne drobne jednostki pomocnicze. Miały one przeprowadzić desant na obsadzone działami niemieckimi wzgórza w rejonie Berneval, na wschód od miasta, i Vasterival, usytuowane na zachód od Dieppe. Znajdowały się na nich zarówno baterie polowe, jak też stałe baterie artylerii nadbrzeżnej. Tworzyły one dobrze skoordynowany system obrony, wspierany przez niezłą stację radarową i bazę lotnictwa. Brytyjczycy uznali więc, że jeśli ryzykować operację, często nazywaną niezwykłym eksperymentem, to tylko na właśnie takim, trudnym terenie.
Jako wsparcie lądującym oddziałom zdecydowano się przydzielić dwieście samolotów myśliwskich i bombowych. Jednocześnie za przerzucenie oddziałów na drugą stronę kanału, a także udzielenie wsparcia miało odpowiadać ok. 200 okrętów wojennych. Co ciekawe, nie zdecydowano się użyć żadnej dużej jednostki, gdyż największymi okrętami uczestniczącymi w operacji miały być niszczyciele.
Nie znano dokładnie systemu obronnego wojsk niemieckich w rejonie Dieppe. Wywiad donosił, że istnieją tam dwie potężne baterie artylerii nadbrzeżnej i nieznana liczba baterii polowych, za to brakuje doświadczonych, regularnych jednostek piechoty i dużych zgrupowań pancernych. Obronę tego kierunku powierzono w tym czasie 302 Dywizji Piechoty ze składu 15 Armii. Dowodził nią gen. por. Konrad Haase. Była to jednostka pełnoetatowa, wypoczęta i dobrze uzbrojona. Mogła więc spokojnie samodzielnie stawić opór lądującym siłom.
Operację zaplanowano w klasyczny sposób. Sam desant miało poprzedzać bombardowaniem z morza i z powietrza, tak by ogłuszyć przeciwnika, zniszczyć część jego systemów obronnych, a także stworzyć warunki dla zejścia na plaże. Desant miał zdobyć miasto i port, zniszczyć urządzenia portowe, zbadać i zniszczyć umocnienia niemieckie wybudowane na wybrzeżu, a także zniszczyć wszelkie zdobyte baterie nabrzeżne i wraz z kilkoma jeńcami, których miano nadzieję pojmać, powrócić do Wielkiej Brytanii. Operację wyznaczono na początek lipca 1942 r. Niestety okazało się, że przy planowaniu takich operacji konieczne jest uwzględnianie także warunków atmosferycznych, a te na początku lipca 1942 r. były fatalne. W rezultacie operacja została odwołana. Trudno się temu dziwić, zważywszy, że nie miała ona wielkiego poparcia Winstona Churchilla, a ponadto wielu brytyjskich dowódców uważało ją za przedwczesną. Przeważyło jednak zdanie lorda Mountbattena, który uznał, że jej przeprowadzenie, nawet w nowym terminie, byłoby korzystne dla brytyjskich planów operacyjnych.
Ostatecznie zdołał przekonać najwyższe dowództwo do swojej koncepcji i uzyskał jego zgodę. 22 lipca 1942 r. zapadła decyzja o przeprowadzeniu rajdu na Dieppe w sierpniu tego samego roku. Liczono na to, że tym razem warunki pogodowe okażą się bardziej sprzyjające. W planie przygotowywanej operacji wprowadzono pewne zmiany. Uznano za właściwe zrezygnować z desantu spadochroniarzy, a zaplanowane dla nich zadania powierzyć oddziałom komandosów. Wznowiono przygotowania do operacji, jednocześnie zmieniając jej kryptonim na „Jubilee”. Przygotowania prowadzone były dość intensywnie.
Desant aliancki pod Dieppe miał być nie tylko operacją pozwalającą zebrać odpowiednią ilość danych o niemieckim systemie obronnym, ale także okazją do wykazania nierealności nacisków amerykańskich na przygotowanie inwazji w Europie. Działania polityczne podejmowane wokół tej operacji nie były jednoznaczne i wpływały na przygotowania do desantu. Możliwe, że niemiecka wiedza o planowanym lądowaniu pod Dieppe wynikała z tej dziwnej gry dyplomatycznej prowadzonej przez Brytyjczyków, Amerykanów, a także Sowietów, bardzo zainteresowanych w podjęciu działań przez aliantów na Zachodzie.
Operacja „Jubilee” zaplanowana została trochę bardziej pomysłowo niż wcześniejszy plan lądowania pod Dieppe. Zrezygnowano z długotrwałego przygotowania artyleryjskiego, uważając, że zaskoczenie ułatwi oddziałom wdarcie się na brzeg. Ponadto uznano, że do przeprowadzenia właściwego przygotowania artyleryjskiego konieczne byłyby większe okręty niż niszczyciele, zwłaszcza jeśli miałyby niszczyć stałe, betonowe umocnienia fortyfikacyjne. W tej sytuacji uznano, że lepiej będzie przetestować lądowanie wojsk na brzegu bez potężnego wsparcia z morza. Równocześnie zdecydowano się porzucić także pomysł uprzedniego bombardowania lotniczego pozycji niemieckich. Wątpiono, czy mogłoby to dać pożądane efekty, a jednocześnie obawiano się strat wśród ludności cywilnej. Oznaczało to, że całość operacji oparto w tym momencie na siłach lądowych. Dowodzenie nad nimi przekazano w ręce gen. Johna Hamiltona Robertsa, któremu podporządkowano siły morskie i lotnicze.Operacja miała być prowadzona na ograniczonym terenie, przy użyciu jednak dość specyficznych, specjalistycznych jednostek. Oddziały czołgów przeznaczone do lądowania przerzucono na wyspę Wight i tam zostały specjalnie przeszkolone tak, by załogi wozów umiały radzić sobie na nietypowym podłożu, jakim była kamienista plaża.
Właściwe lądowanie poprzedzić miały wcześniejsze drobne operacje desantowe na skrzydłach, które miały zneutralizować niemieckie baterie artylerii nadbrzeżnej, a tym samym stworzyć właściwe warunki dla desantu w Dieppe. Termin samego lądowania także i w tym przypadku był przekładany z powodu fatalnych warunków atmosferycznych, a równocześnie wzrastało niebezpieczeństwo wykrycia sił i środków przeznaczonych do operacji inwazyjnej przez niemieckie lotnictwo.
O świcie 19 sierpnia rozpoczęło się lądowanie. Wzięło w nim udział 4961 żołnierzy kanadyjskich, 1075 brytyjskich i 50 amerykańskich. Zgodnie z planem na wschód i zachód od Dieppe wylądowały jednostki, których celem było zniszczenie baterii niemieckich w Berneval i Varengeville i później atak na Dieppe ze skrzydeł. Założono, że lądowanie będzie odbywało się na Plaży Żółtej 1 w rejonie Petit Berneval i na Plaży Żółtej 2 niedaleko wsi Belleville. Równocześnie w rejonie Varengeville lądować miano na Plaży Pomarańczowej 1, u ujścia rzeki Saane zaś na Plaży Pomarańczowej 2. Miejsce lądowania kanadyjskiego Pułku Królewskiego w rejonie Puis oznaczono jako Plażę Niebieską, a w rejonie Pourville, po drugiej stronie Dieppe, jako Plażę Zieloną. Główne lądowanie w mieście miało się dokonać na odcinku oznaczonym jako Plaża Biała. Całość była bardzo ambitną i skomplikowaną operacją prowadzoną bez możliwości uzyskania jednolitego przyczółka. Bardziej przypominało to działania sił specjalnych niż klasyczną operację desantową.
Na lewym skrzydle planowanej operacji desantowej, w rejonie Varengeville wylądowali żołnierze z brytyjskiego No 4 Commando. Była to jednostka doskonale wyszkolona, choć niemająca dotąd większych doświadczeń bojowych. Pomimo tego bez większych problemów ok. 6.40 zdobyła, a później zniszczyła niemiecką baterię artylerii nadbrzeżnej, tracąc w walce jedynie jedenastu żołnierzy. O 7.30 rozpoczęła powrót do Anglii. Oznacza to, że nie podjęła próby przedarcia się w rejon Dieppe i to pomimo tego, że początkowo istniały takie plany. Zniszczenie przez nich niemieckiej baterii, choć cenne dla przebiegu lądowania innych oddziałów, miało jednak znaczenie tylko pomocnicze.
W rejonie miejscowości Pourville alianckie barki desantowe osiągnęły brzeg o 4.52. Początkowo lądowanie przebiegało bez większego przeciwdziałania ze strony przeciwnika. Wątpliwości budzi już to, że decydowano się lądować w miasteczku. Zanim żołnierze niemieccy zdołali zorganizować obronę South Saskatchewan Regiment był już na plaży. Lądowanie oddziałów odbywało się bez wsparcia z morza, a ponadto trudno było liczyć na poważniejsze wsparcie już na brzegu. Poza tym samo lądowanie nie okazało się nadmiernie precyzyjne, desant bowiem odbył się za daleko na zachód, w zupełnie innym miejscu niż przewidywano w planach. Wskutek tego żołnierze brytyjscy musieli przedostać się na drugą stronę rzeki Scie, co nie było zadaniem łatwym. Jedyny most szybko został obsadzony przez Niemców, którzy celnym ogniem zablokowali przeciwnika. Próba udzielenia pomocy znajdującym się w fatalnym miejscu oddziałom brytyjskim przez żołnierzy kanadyjskich zakończyła się niepowodzeniem. Niemcy szybko zyskali na tym kierunku przewagę, a oddziały alianckie, które tu się znalazły, nie mogły liczyć na wsparcie czołgów i nie były w stanie wykonać postawionych przed nimi zadań, a zwłaszcza dotrzeć do radaru zlokalizowanego w rejonie Pourville. Zdołały jedynie przeciąć kable elektryczne zasilające tę niemiecką bazę. Nie dawało to jednak nadziei na jej stałe wyłączenie z walki, a poza tym sama sytuacja na przyczółku, w dodatku rozbitym i podzielonym na fragmenty, nie była najlepsza.
Jeszcze gorzej wyglądały sprawy na prawym skrzydle lądujących oddziałów. Flotylla inwazyjna mająca dostarczyć żołnierzy na brzeg, w rejonie Berneval, gdzie lądować miało 420 komandosów, 42 rangersów 1 batalionu armii amerykańskiej, 6 komandosów francuskich z Międzyalianckiego Commando oraz 4 żołnierzy specjalnej jednostki rozpoznania i łączności Kwatery Głównej, natknęła się na niemiecki konwój. Wskutek tego doszło na wodach kanału La Manche do bitwy morskiej, całkowicie nieprzewidzianej przez Brytyjczyków. Był to efekt ich nonszalancji, gdyż mieli absolutną przewagę na morzu i mogli zneutralizować wszelkie ruchy niemieckiej floty w rejonie przyszłego lądowania. Dążenie do zachowania na siłę tajemnicy, której skądinąd już nie było, spowodowało, że na morze nie wyszły żadne większe zespoły osłonowe; nie dopuściłyby one w rejon przemieszczania się zespołów inwazyjnych jakichkolwiek okrętów przeciwnika. Był to błąd katastrofalny w skutkach, gdyż osłona zespołów inwazyjnych oparta została jedynie na niszczycielach, a te nie były w stanie zapewnić w starciu z przeciwnikiem odpowiedniej pomocy.
W bitwie morskiej poniesione zostały poważne straty. Tylko 7 z 23 okrętów desantowych dotarło w rejon lądowania. W tej sytuacji wykonanie powierzonych temu skrzydłu wojsk alianckich zadań stało się niemożliwe. Na dodatek niemieckie załogi umocnień fortecznych zaalarmowane zostały walkami na morzu i były przygotowane na pojawienie się sił alianckich. W momencie gdy znalazły się one w polu ostrzału sił niemieckich, te natychmiast otworzyły ogień. Spowodowało to tylko dalsze straty wśród żołnierzy alianckich. Jeden z ocalałych okrętów desantowych z osiemnastoma komandosami na pokładzie zdołał dobić do brzegu po drugiej stronie miejscowości Berneval, tuż koło znajdującej się tam niemieckiej baterii dział kal. 150 mm. Komandosi nie mieli odpowiedniego sprzętu, by ją zniszczyć lub choćby podjąć próbę jej zdobycia. Rozpoczęli tylko jej ostrzał, starając się skutecznie przeszkadzać załodze niemieckiej w prowadzeniu ognia. Działania Oddziału Szturmowego nr 3 można uznać jednak za całkowitą klęskę.
W tym czasie oddziały Royal Highland Regiment of Canada wylądowały na plażach w rejonie Puys. Tutaj także nie udało się osiągnąć planowanego zaskoczenia. Oddziały niemieckie były przygotowani na pojawienie się desantu. Wynikało to z braku koordynacji całej operacji desantowej. W wyniku popełnionych błędów, w tym niewyszkolenia odpowiednich służb w obrębie marynarki wojennej, kilka jednostek desantowych przypłynęło w rejon lądowania za wcześnie. To spowodowało, że oddziały alianckie lądowały na raty, pozwalając stronie niemieckiej na ich skuteczne odpieranie i wybijanie ogniem broni maszynowej. Ogień z niemieckich pozycji był tak silny, że nie dało się nawet ewakuować oddziałów alianckich. Ich los rozstrzygnął się na plaży. Większość żołnierzy zginęła bądź dostała się do niewoli. Tylko nieliczni zdołali się przebić i zejść z plaży. Ich los miał się jednak dopełnić w następnych godzinach tego koszmarnego dnia pod Dieppe.
Na wskazanych powyżej kierunkach lądowania żołnierze nie mogli liczyć na wsparcie z powietrza, a ewentualne wsparcie z morza też było niewielkie. Dowodziło to całkowitego nieprzygotowania aliantów w połowie 1942 r. do prowadzenia zaczepnych operacji desantowych na obszarze europejskiego teatru działań wojennych.
Trzon wojsk brytyjskich miał lądować dokładnie w samym Dieppe. Tu ostrzał pozycji niemieckich przez alianckie niszczyciele przygotował lądowanie. O 5.15 nad francuskie wybrzeże nadleciało pięć dywizjonów Hurricane’ów, które zbombardowały umocnione punkty oporu. Nie doprowadziło to do przygniecenia przeciwnika, przez co lądujące oddziały napotkały duży opór wojsk niemieckich. Na plaży w Dieppe wylądowali żołnierze z oddziałów Canadian Essex Scottish Regiment i Royal Hamilton Light Infantry. To właśnie tu także lądować miały czołgi z 14 batalionu czołgów. Mimo ognia broni maszynowej, artylerii i moździerzy niemieckich, kosztem wielkich strat własnych, udało się żołnierzom alianckim wedrzeć w głąb Dieppe. Nie udało się im jednak osiągnąć zaplanowanych celów. Niemiecka obrona okazała się dobrze przygotowana i odporna na pojawienie się przeciwnika. Dodatkowo czołgi kanadyjskie dotarły na brzeg z opóźnieniem. Bardzo szybko wyszło na jaw, że kamienista plaża okazała się pułapką dla czołgów ciężkich typu Churchill. Z pierwszej fali czołgów tylko trzy dotarły do nadmorskiego bulwaru, pozostałe zakopały się na plaży i stały celem dla ognia niemieckiego. Co prawda prowadziły one ogień w stronę pozycji niemieckich póki mogły, ale realnie nie mogły wspierać postępów wojsk alianckich.
Sytuacja na brzegu była daleka od oczekiwanej. Nie tylko czołgi zostały rozbite, ale także oddziały piechoty przygniótł ogień przeciwnika. Walki na brzegu prowadzone były w dramatycznych warunkach, a przewaga wojsk niemieckich była ogromna. W tej sytuacji gen. Roberts nakazał lądowanie żołnierzom Fusiliers Mont-Royal, którzy pełnili rolę odwodu bojowego dla sił desantowych. O 7.00 znaleźli się na brzegu i natychmiast weszli do walki. Niestety także oni ponieśli ogromne straty, a ogień niemiecki nadal prowadzony był bardzo sprawnie. Szybko zorientowano się, że utrzymanie nawet tych pozycji, które udało się uzyskać w pierwszych chwilach desantu, nie będzie łatwe. Uznano, że kontynuowanie tej operacji doprowadzi do dalszych strat, zwłaszcza że – jak słusznie przewidywano – strona niemiecka do walki zacznie już niedługo wprowadzać kolejne swoje oddziały, co mogło grozić zepchnięciem niewielkich sił alianckich ponownie do morza. W tej sytuacji o 11.00 dowództwo brytyjskie nakazało odwrót. O ile ewakuacja części żołnierzy piechoty okazała się możliwa, o tyle wszystkie czołgi musiały zostać na brzegu, a z ich załóg udało się ponownie zaokrętować tylko pojedyncze osoby.
Nad brzeg skierowane zostały samoloty alianckie, które postawiły zasłonę dymną, a okręty zaczęły zbierać żołnierzy z brzegu. Starano się zabrać wszystkich, ale przewaga wojsk niemieckich była zbyt duża, co musiało powodować nie tylko dalsze straty, ale z czasem także utratę kontroli nad plażą w Dieppe, na którą Niemcy prowadzili kontrnatarcie. W rezultacie o 12.20 plaże znalazły się w rękach przeciwnika. Na brzegu zostało 3367 ludzi, w tym 2752 żołnierzy kanadyjskich, odciętych od sił własnych. Nie mieli oni żadnej szansy dotrzeć do własnych okrętów. Zostali otoczeni i po walce zmuszeni do kapitulacji.
Ogółem podczas desantu pod Dieppe zginęło bądź dostało się do niewoli 3363 żołnierzy kanadyjskich, 247 brytyjskich, 550 marynarzy, głównie z okrętów desantowych; pojawiły się także straty na okrętach wsparcia. Uszkodzenia odniósł choćby polski niszczyciel eskortowy ORP „Ślązak”, który uczestniczył w operacji od początku do ostatnich chwil, gdy odbierano z brzegu ewakuowanych żołnierzy. Straty alianckie w sprzęcie bojowym zamykały się w 33 utraconych czołgach typu Churchill i 106 samolotach zniszczonych nad rejonem walk. Utracono także jeden z niszczycieli znajdujących się wśród okrętów osłony, a także 33 okręty i barki desantowe. Po stronie niemieckiej poległo bądź odniosło rany 600 żołnierzy.
Operacja lądowania pod Dieppe była bardzo dziwnym przykładem prowadzenia działań ofensywnych. Od początku zakładano, że będzie to rekonesans na wrogi brzeg. Nie planowano utrzymania przyczółka, ani tym bardziej wyprowadzenia z niego ofensywy. Użyte siły zamierzano ograniczyć do jednostek specjalistycznych, aczkolwiek w odniesieniu do batalionu pancernego trudno uznać, by był on szczególnie predestynowany do działań desantowych. Wsparcie z morza miało dość ograniczony charakter, a lotnicze pomimo dużej ilości użytych sił nie zdołało wywalczyć panowania w powietrzu i właściwie wesprzeć sił na lądzie. Premier Churchill, który osobiście akceptował przeprowadzenie tej operacji, tak ją później oceniał: „Wyprawa na Dieppe powinna być traktowana jako sprawdzian sił”.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.