„Afganistan. Dotknąłem wojny” - P. Langenfeld - recenzja |
Po atakach terrorystycznych na Stany Zjednoczone, przeprowadzonych przez bojowników Al-Kaidy w 2001 roku, władze USA podjęły decyzję o rozpoczęciu wojny z terroryzmem. Celem US Army stał się Afganistan – ówczesna siedziba przywódcy terrorystycznej Al-Kaidy oraz jej głównych bojowników – Talibów.Piotr Langenfeld jest dziennikarzem i publicystą. Dwukrotnie przebywał w Afganistanie jako korespondent wojenny. Książka jest reportażem i relacją z obu pobytów Autora na terenie ogarniętego wojną państwa.
Wojenne trudy, wojenne doświadczenia
Publikacja została podzielona na dwie główne części – dwa pobyty Langenfelda w Afganistanie. Po raz pierwszy wyjechał tam wiosną 2009 roku. Część wiosenna składa się z 11 rozdziałów. Autor omawia w nich podróż do Afganistanu, bazy wojsk koalicji, w których zdarzyło mu się przebywać, przedstawia żołnierskie życie w tychże. Bardzo chętnie brał udział w patrolach i misjach budowy posterunków na terenach zagrożonych atakami rebeliantów, które także są dokładnie opisane. Nie brakuje w książce charakterystyk żołnierzy, z którymi dane mu było współpracować podczas swoich wyjazdów. Z wieloma z nich się zaprzyjaźnił podczas rozmów i wspólnych patroli, co spowodowało, że jeszcze chętniej opowiadali mu o sobie i o swojej pracy. Podkreślam, że jeszcze chętniej, ponieważ z zasady żołnierze w Afganistanie, przynajmniej amerykańscy, współpracują z dziennikarzami. Ma to na celu pokazanie wojny w mediach, przybliżenie życia żołnierzy działających w bazach, patrolujących okoliczne tereny i w końcu walczących na pierwszej linii.
Część druga to kolejny - tym razem letni wyjazd do Afganistanu. Dziennikarz chciał przyjrzeć się wyborom prezydenckim w republice. Przekonał się jednak, że na wojnie nic nie można zaplanować. Przez kilka dni nie mógł się wydostać z bazy wojskowej i w związku z tym wybory poznał tylko z tego co dało się usłyszeć wśród żołnierzy i w mediach. Zamiast obserwacji głosowania miał jednakże sposobność udania się na kolejny patrol, który również został świetnie opisany.
Nie brakuje w książce także relacji z samych podróży po Afganistanie. Autor pisze o wielodniowych oczekiwaniach na transport i trudach przelotów czy przejazdów. Opisuje mijane i patrolowane miejscowości oraz ludzi je zamieszkujących. Zajmuje się także stosunkiem mieszkańców kraju do wojsk amerykańskich i w ogóle koalicji.
W Posłowiu znalazła się geneza opisywanej wojny, bardzo ciekawie ukazana, a także krótkie przedstawienie tego jak wygląda dzisiejszy Afganistan. Stosunki panujące wśród ludności, życie Afgańczyków „obok” kolejnej wojny, ich pogląd na toczący się konflikt i na strony biorące w nim udział. Jest to interesujące spojrzenie, nie pokazywane zbyt często – jeżeli w ogóle – w mediach.
W publikacji zamieszczono ogromną ilość zdjęć. Przedstawiają one żołnierzy na patrolach, jak i w trakcie walki, wozy bojowe, miejsca w których starcia się odbywały, miejscowości odwiedzane podczas patroli, ludzi, z którymi przyszło się żołnierzom spotkać i rozmawiać w trakcie odbywania służby. Na fotografiach zobaczymy także bazy wojskowe, oraz samoloty szturmowe A-10 podczas nalotu na pozycje rebeliantów.
Przedstawiono także 3 mapy prezentujące Afganistan oraz prowincje, z zaznaczonymi ważniejszymi miastami i drogami, w których Autor przebywał. Wszystkie użyte w książce zdjęcia są autorstwa Langenfelda.
Wojna od kuchni
Jak już wspomniałem Autor opisuje w książce swoje doświadczenia, przeżycia z pobytów w ogarniętym wojną kraju. Podstawowym źródłem do powstania recenzowanej pozycji są spostrzeżenia Autora oraz rozmowy, jakie prowadził z żołnierzami, z którymi przyszło mu przebywać. W głównej jednak mierze książka oparta jest na własnych odczuciach Autora. Należy więc przyjąć, szczególnie powinni to zrobić ludzie, którzy wojnę znają tylko z krótkich informacji podawanych wiadomościach, lub jeszcze krótszych z Internetu, że tak właśnie wygląda ta wojna. Jest to opis z samego jej środka, nie zniekształcony przez politykę i agencje prasowe, przynajmniej tej wersji trzyma się Langenfeld.
Przystępny język
Praca została napisana bardzo przystępnym językiem. Jej budowa sprawia, że bardzo szybko, a przede wszystkim łatwo i przyjemnie się ją czyta. Ogromnym plusem są zdjęcia. W zasadzie prawie każdy wątek podjęty w książce jest udokumentowany fotograficznie. Autor stosuje skróty amerykańskich nazw, które zostały na początku publikacji wyjaśnione, więc nie stanowią one problemu podczas czytania. Nawet jeżeli nie jesteśmy w stanie dokładnie przytoczyć rozwinięcia skrótu, to wiemy, co Autor miał na myśli wykorzystując dany skrót. Jeżeli chodzi o nazwy broni, pocisków, pojazdów i samolotów, Langenfeld stosuje oficjalne nazewnictwo naprzemiennie z żołnierskim żargonem, co sprawia, że czytelnik jeszcze głębiej wsiąka w opisywaną rzeczywistość.
Można było inaczej
Nie ustrzeżono się jednak od błędów, lub może spraw, które nieco utrudniają lekturę. Zacząć należy od wstępu. Uważam, że wydawca książki chyba trochę przesadził, zamieszczając ten sam fragment jednego z rozdziałów we wstępie i na okładce. Biorąc pod uwagę, że nie da się podczas lektury książki pominąć tego fragmentu, de facto czyta się go aż trzy razy. Czy jest on tak wartościowy, że musimy się go uczyć na pamięć? Czy może wystarczy poprzestać tylko na nim, bo reszta jest mało istotna? Następną sprawą jest brak spisu treści. Rozdziały, o których mowa wyżej, nie są może oznaczone jako rozdziały, po prostu są to tytuły kolejnych wątków, ale skoro już są, można by je w spisie ująć. Nie obyło się również bez literówek. Tych kilka błędów nie przeszkadza jednak zbytnio, chociaż nie umkną czytelnikowi. Zdarzyło się także coś, co wygląda na przeredagowane zdanie, przy jednoczesnym pozostawieniu fragmentu wcześniejszej wersji. Powoduje to małe zamieszanie. I na koniec najważniejsza sprawa, która w trakcie lektury nie dawała mi spokoju. Książka jest klejona, więc maksymalne jej otwieranie grozi szybkim zniszczeniem. Dlaczego więc od zewnętrznego brzegu strony margines ma aż 3,5 cm, gdy ten od wewnętrznej tylko 1,5 cm? W końcu doszedłem do wniosku, że pewnie chodzi o specyficzny krój czcionki numeracji stron. Ale czy naprawdę numeracja stron jest aż tak ważna? Czy warto dla niej ryzykować jej zniszczenie już przy pierwszym czytaniu?
Ciekawe wspomnienia
A sama książka została naprawdę porządnie i ładnie wydana. Jest co prawda miękka oprawa i klejony grzbiet, ale szata graficzna prezentuje się świetnie. Po spojrzeniu na okładkę, można się domyślić, że treść będzie emocjonująca i tak rzeczywiście jest. Książkę wydano na papierze kredowym, co sprawia, że jest nieco ciężka w porównaniu do swoich rozmiarów, ale na pewno wygląda bardzo dobrze. Zaś zdjęcia na takim papierze, do tego takiej jakości, prezentują się genialnie.
Praca Langenfelda to coś na kształt wspomnień, pamiętnika. Podejrzewam, że podobną książkę mógłby stworzyć każdy lepiej piszący dziennikarz – korespondent wojenny. Jednak ta jest dziełem polskiego dziennikarza, dlatego może łatwiej przez polskiego czytelnika będzie przyswojona.
Sądzę, że jest to interesująca lektura, warta polecenia. Nie trzeba wiele czasu na jej przeczytanie, a wiadomości są naprawdę ciekawe i atrakcyjnie przedstawione. Jest to przede wszystkim relacja człowieka będącego w samym środku opisywanych wydarzeń, co jest gwarantem najlepszych informacji.
Plus minus:
Na plus:
+ informacje z pierwszej ręki
+ bardzo przyjemny język
+ ciekawy sposób przedstawienia wydarzeń
+ duża ilość dobrej jakości fotografii
Na minus:
- zbyt duży margines od zewnątrz strony, powodujący szybsze niszczenie książki
- wstęp
Tytuł: Afganistan. Dotknąłem wojny
Autor: Piotr Langenfeld
Wydawca: ENDER Sławomir Brudny
Data wydania: 2011
Oprawa: miękki
ISBN: 978-83-930066-7-0
Liczba stron: 235
Cena: ok. 30 zł
Ocena recenzenta: 8/10
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.