Przemyślenia o XX OZHS-ie w Katowicach


W dniach od 11 do 14 kwietnia br. miał miejsce XX Ogólnopolski Zjazd Historyków Studentów. Jest to największa konferencja organizowana przez i dla studentów oraz doktorantów. Gospodarzem spotkań były Katowice, które tegoroczny zjazd (jak przystało na okrągły jubileusz) zorganizowały z wielką pompą.

Otwarcie Zjazdu nastąpiło w historycznym gmachu Sejmu Śląskiego / fot. Wojtek Duch

Prawie 350 prelegentów z kraju i zagranicy, 35 ośrodków akademickich, 4 dni zjazdu, nowe znajomości, czas dyskusji, zabaw i... ładna pogoda przez prawie cały czas trwania obrad – tak przynajmniej w zarysie wyglądało moje spotkanie III stopnia z Katowicami. Miastem, które stereotypowo kojarzy się wielu jedynie z górnictwem. Ale jak udowodnili organizatorzy XX OZHS-u miasto to może przybrać także inne oblicze. Całkiem przyjemne i wyłamujące się ze stereotypów – i jeśli jednym z ich założeń było zmienić nasze myślenie o Śląsku i samym mieście, udało im się to w zupełności. Ale od początku...

Przyjazd i pierwsze wrażenia

Do Katowic dotarłem około godziny pierwszej po południu po kilku godzinach wesołej podróży, która swój początek miała w mieście Kopernika. Ku ogólnemu zdziwieniu wiosna zawitała na Śląsk nieco szybciej. Wraz z grupą, z którą przybyłem, zostaliśmy szybko odnalezieni przez nasze opiekunki (które serdecznie pozdrawiam, jeśli czytają ten tekst) na gwarnym dworcu głównym. Po kilkunastominutowym marszu, rozglądając się z zaciekawieniem po mieście, znalazłem się na terenie Uniwersytetu Śląskiego. Od samego ranka w budynku Wydziału Nauk Społecznych trwała już rejestracja wszystkich uczestników zjazdu. Każdy z nich w ramach tegoż otrzymywał komplet materiałów konferencyjnych, na które składały się m.in: program całego OZHS-u, notatnik, płócienna torba czy identyfikator. Należy przy tym zaznaczyć, że mimo cały czas napływających uczestników, moim zdaniem rejestracja przebiegała sprawnie i bez większych kolejek. Ważnym podkreślenia jest fakt, że opiekuni grup byli dobrze przygotowani i natychmiast odpowiadali na wszystkie pytania dotyczące tego co, gdzie i kiedy. Zaledwie kilkaset metrów dalej znajdowały się hotele, w których mieli być kwaterowani uczestniczy. Bliskość między obiektami, w których miały miejsce sekcje i gdzie spaliśmy była niewątpliwie dużym, o ile nie największym atutem organizatorów. Każdy kto przechadzał się po terenie UŚ mógł na własne oczy przekonać się, że architektura tutaj była zróżnicowana – od typowych budynków rodem z epoki socrealizmu po dzisiejszy, wręcz awangardowy wygląd.

Inauguracja

Po wypełnieniu wszystkich wymogów związanych z hotelową rejestracją, zakwaterowaniem i innymi sprawami przyszedł czas by udać się na inaugurację, która miała miejsce w zabytkowym gmachu Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. W kilkuosobowej grupie udałem się na miejsce wskazywane nam przez mapę załączona do planu zjazdu– przy okazji zyskując dalszą możliwość zapoznania się z architekturą Katowic. Zarówno od wysokich nowoczesnych budynków po niskie, stare kamienice, przechadzając się to raz za razem wąskimi czy szerszymi ulicami miasta. Wreszcie oczom moim ukazał się cel naszej podróży. Jakież było moje miłe zaskoczenie, gdy po przejściu przez drzwi do sali Sejmu Śląskiego, gdzie miała odbyć się uroczyste otwarcie, prowadził czerwony dywan. Mała rzecz, a cieszy... Na sali zająłem jedno z miejsc w górnej części, stąd też miałem doskonały widok na całe pomieszczenie sejmu Trzeba przyznać, że sam w sobie robi wrażenie. Część oficjalna rozpoczęła się z lekkim opóźnieniem, jak zawsze od powitania wszystkich zaproszonych gości, wśród braw, szeregu przemówień, wykładu inauguracyjnego i pieśni wykonywanych przez chór akademicki. Na zakończenie inauguracji odbył się bankiet, na którym wszyscy mogli spróbować, co nieco i pokrzepić swoje serca oraz żołądki. Jeśli ktoś miał jeszcze siły i ochotę mógł skorzystać z zorganizowanego przez organizatorów zwiedzenia gmachu budynku, w którym rozpoczęto zjazd.

Obrady, dyskusje i uciekający czas

Mnogość sekcji, które zaproponowali nam organizatorzy z pewnością zawróciła w głowie niejednemu pasjonatowi historii. Począwszy od historii starożytnej po najnowszą, panele o historii regionalnej czy pomniejsze dotykające zagadnień życia codziennego – z pewnością wielu uczestników zastanawiało się, gdzie udać się poza swoją sekcją. Sam w ciągu dwóch dni spędziłem wiele czasu na sekcji historii wojskowości, ale nie omieszkałem zajrzeć na tę poświęconą historii Śląska, nie wspominając już o tej, w której sam uczestniczyłem. Każda sala była przygotowana dobrze, zarówno pod względem dostępności do sprzętu audiowizualnego jak i ilości miejsc przeznaczonych dla referentów i wolnych słuchaczy. Obrady w zależności od liczby referentów rozpoczynały się około dziewiątej rano, zamykane zaś były mniej więcej w godzinach popołudniowych między piętnastą, a szesnastą lub wcześniej. Spotkałem się z różnymi głosami, jeśli chodzi o samo rozplanowanie i czas obrad. Jednym taki układ zaproponowany przez organizatorów odpowiadał, inni zaś widzieli by to nieco inaczej, nawet rozszerzając obrady o dodatkowy dzień. Są to jednak kwestie, z którymi organizatorzy kolejnych zjazdów mają do czynienia wielokrotnie i za każdym razem problem ten jest poruszany na sejmiku kończącym zjazd. Sam przebywając na wybranych sekcjach, uczestnicząc w dyskusjach miałem okazję przekonać się jak wygląda to wszystko od strony praktycznej. Teoretycznie każdy z referentów miał dwadzieścia minut na wygłoszenie swojego referatu, praktyka wykazała jednak, że czas ten był nieco przedłużany. Nie byłoby w tym nic złego, jednak widziałem przypadki kiedy referent miał przedłużony czas nawet do trzydziestu minut, co w mojej opinii było nie fair w stosunku do innych uczestników. Oczywiście były i takie sekcje, na których moderatorzy trzymali dyscyplinę czasową, co jest godne pochwały. Stąd też nasuwa się wniosek, że wiele zależało od prowadzącego moderację. Dyskusje toczone w trakcie obrad przedstawiały różną wartość. Niektóre bardzo wartościowe, naprawdę merytoryczne, których słuchało się z przyjemnością. Inne zaś nieco mniej, czasami wręcz odbiegające od tematu. Cóż, taki jest urok nauk humanistycznych, że czasami lubimy abstrahować... Na pewno zaś każdy kto uczestniczył jako prelegent w OZHS-ie zyskał sporo doświadczenia zarówno w przedstawianiu i bronieniu swoich tez, co jest niewątpliwym plusem organizowania tego rodzaju spotkań. Wszakże humanista musi być wygadany.

Studenci z UMCS i UWr na wspólnym zdjęciu po ogłoszeniu wyników głosowania na organizatora kolejnego OZHS-u / fot. Wojtek Duch

Czas wolny i długie wieczory

Bez wątpienia OZHS-y to jedna z tych okoliczności kiedy w jednym miejscu mogą spotkać się młodzi ludzie z całej Polski i zagranicy. A kiedy spotyka się prawie 350 studentów i doktorantów to zdecydowanie musi być wesoło! I tak też w istocie rzeczy było. Organizatorzy postawili „na baczność” całe Katowice, by jak najlepiej przyjąć wesołą brać studencką. Ci, którzy uczestniczyli, myślę że nie mogli narzekać na brak rozrywki i imprez towarzyszących całemu przedsięwzięciu. Imprezy plenerowe, które przyciągały wielu prelegentów, rekonstrukcje historyczne, zabawa w kopalni czy innych klubach w samym Katowicach, wycieczki po regionie – jednym zdaniem poznawanie uroków życia. Sama możliwość poznania Katowic od strony niezwiązanej z czystą turystyką była dobrym doświadczeniem. Z czystym sumieniem mogę teraz napisać, że Katowiczanie są naprawdę przesympatycznymi ludźmi. Wszystko to naprawdę miło wspominam. I cała ta otoczka kiedy poznaje się tyle innych młodych osób, o różnych poglądach na życie, stylu bycia – wzajemne poznawanie się, długie nocne dyskusje przy kuflu dobrego piwa (tudzież czegoś mocniejszego), śpiewy i tańce. Tak, proszę państwa to wspólne przebywanie z tyloma różnymi osobowościami się jest naprawdę ciekawym doświadczeniem. Dlatego warto spotykać się i organizować takie zjazdy, wszakże gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus...

Wspomnienie

W czasie obrad sejmiku, w wyniku tajnego głosowania organizatorem przyszłorocznego zjazdu został ośrodek akademicki z Lublina. Po tym, co zaobserwowałem podczas pobytu w Katowicach, przyznam się, że studenci z UŚ postawili przed swoimi kolegami z UMCS wysoką poprzeczkę. Na pewno nie unikną oni porównań ze zjazdem, który całkiem niedawno przeszedł do historii spotkań studencko - doktoranckich. I z całą pewnością zapisał się na trwałe w pamięci wszystkich jego uczestników, a na pewno w mojej. W końcu podążając za słowami Dostojewskiego: Nic nie jest tak szlachetne, mocne, zbawienne i przydatne jak dobre wspomnienie...

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz