Hakatyści, komuniści i kolejarze – najgłośniejsza katastrofa kolejowa II RP


Niedługo mijać będzie 90 lat od katastrofy kolejowej pod Starogardem. Niektórzy widzieli w tym „długie ręce Moskwy” inni niemieckich rewizjonistów, jeszcze inni zdesperowanych polskich kolejarzy. Mimo lat katastrofa pociągu Braukard nadal jest spowita mgłą tajemnicy.

Miejsce katastrofy / fot. Zbiory Archiwum Państwowego w Bydgoszczy

Linia kolejowa Insterburg (dzisiaj Czerniachowsk w Obwodzie Kaliningradzkim)– Berlin miała ponad osiemset kilometrów długości i stanowiła pas transmisyjny pomiędzy Prusami Wschodnimi a Niemcami, który został rozdzielony polskim korytarzem. Czyniło to drogę żelazną obiektem o bardzo dużym znaczeniu strategicznym.

Był ciepły wiosenny wieczór 30 kwietnia 1925 r. Pasażerowie pociągu relacji Insterburg – Berlin uśpieni miarowym stukotem kół wyczekiwali końca ośmiuset kilometrowej podróży. Dochodziła godzina 23.40, w oddali majaczały kontury pobliskiego miasta Starogardu, gdy pasażerowie poczuli nagłe szarpnięcie, pociąg przechylił się w prawą stronę i w ułamku chwili spadł z wysokiego, ośmiometrowego nasypu kolejowego. Skutki wykolejenia się składu były opłakane. Pociąg Braukard składał się z dziewięciu wagonów, z czego jedna trzecia nie nadawała się do użytku. Spośród pasażerów 25 osób zmarło na miejscu, 18 odniosło ciężkie obrażenia ciała. Poszkodowani zostali odwiezieni do szpitali w Starogardzie oraz Tczewie.

Śledztwo

Na miejscu pojawili się od razu naczelnik starogardzkiej kolei, starosta oraz funkcjonariusze policji politycznej. Obszar katastrofy zabezpieczał 65. starogardzki pułk piechoty. Przywieziony z Gdańska pies tropiący początkowo podjął ślad, ale w efekcie zbyt dużej ilości różnych śladów nie był w stanie podążać tropem. W pobliskim gęstym młodniku odnaleziono lewarek, płaskie klucze kolejowe do śrub oraz elementy łączące szyny tzw. łasze. Znaleziony lewarek zaprowadził śledczych do pobliskiego majątku Kokoszki, który oddalony był o 3 kilometry od miejsca zdarzenia. Policja przesłuchała większość pracowników majątku, począwszy od fornali po zarządcę Kurta Obermullera. Ich konstatacje były podobne, wszyscy zgodnie twierdzili, iż lewarek mógł ukraść tylko ktoś znający okolicę, pracownik majątku, ewentualnie starogardzianin. Znalezione na miejscu poszlaki oraz zeznania doprowadziły śledztwo do martwego punktu. Podejrzanymi były trzy różne środowiska.

Hipoteza pierwsza – Hakatyści

Pierwsza hipoteza opierała się na antypolskich nastrojach część Niemców. Nie trudno zrozumieć, iż części Niemców zamiekszujących Pomorze Nadwiślańskie nie odpowiadały warunki pokoju wersalskiego. Koncepcja opierała się na zeznaniach Stanisława Zdanowskiego, który zeznał, iż podczas wizyty u drużnika Karola Manziga widział w kuchni lewar, który pośpiesznie schowała żona Manziga, zasłaniając go ciałem. Sam dróżnik zaś, mimo obywatelstwa polskiego, nadal trzymał w domu sztandar cesarski i odlew popiersia Wilhelma. Drugim filarem tej koncepcji jest właściciel Kokoszek, niejaki Wurtz, który twierdził, że w połowie kwietnia wyjechał do Niemiec na dwa tygodnie, ale w swoim paszporcie nie miał wybitnej niezbędnej wizy.

Hipoteza druga – długie ręce Moskwy

Druga hipoteza wiąże się z działaniem radzieckiego wywiadu, którego cel byłby jasny – dalsza eskalacja konfliktu polsko-niemieckiego. To tylko domniemanie, ale oparte na pewnych faktach. Faktem jest, iż w okresie 1 maja – 15 maja obserwowano wzmożoną działalność dywersyjną komunistów. Bolesława Muchlińska prowadząca dom leśniczego opowiadała, iż wokół Leśniczówki Kochanki kręcili się trzej mężczyźni, średniego wzrostu.

Hipoteza trzecia – kolejarze

Koncepcja ta osadza się wokół chęci osobistej zemsty za zwolnienie z pracy oraz narzędzi znalezionych w zagajniku użytych do zamachu. W toku śledztwa ustalono, iż techniczną przyczyną wykolejenia się pociągu było odśrubowanie złącza szyn, co skutkowało przesunięciem się toru jazdy o siedem centymetrów i w konsekwencji wykolejeniem. Jakość i sprawność wykonania sabotażu m.in. fakt naoliwienia śrub i założenia nań muterek. Odcinek Swarożyn - Starogard był w dniu katastrofy patrolowany przez dróżników dwukrotnie. Nadzorca torów ze Starogardu Jan Pawlicki w zeznaniach wykluczył sabotaż swoich podwładnych, zaznaczył też, że od początku służby (sześć miesięcy) nie zauważył niczego dziwnego wokół torów.

Zakończenie, ale nie koniec

W efekcie pracy operacyjnej status podejrzanego został nadany Władysławowi Reszke, który pełnił rolę dróżnika na trasie Swarożyn- Starogard. Drugim podejrzanym został Józef Suchomski – jeden z trzech mężczyzn, którzy odwiedzili Leśniczówkę Kochanki. W toku szeroko zakrojonej akcji, oficerowie odnaleźli wiele poszlak, niestety zebrany materiał dowodowy nie wystarczył, aby skazać kogokolwiek. Wątek polityczny przewijał się w całym toku sprawy. Policja nie podjęła dalszych kroków celem wyjaśnienia ewentualnego sabotażu polskich kolejarzy, a nawet trzymała je w tajemnicy. Podyktowane było to faktem, iż niemiecka opinia publiczna może wykorzystać do celów politycznych antyniemiecką działalność Polaków.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

2 komentarze

  1. zecer pisze:

    Nie Braukard a brankard. To rodzaj wagonu a nie nazwa pociągu.

  2. Karol pisze:

    Mieszkam bardzo blisko miejsca tej katastrofy, jednak nigdy wcześniej nie zetknąłem się na stronach www z tak dokładnym opisem tej tragedii niewinnych ludzi jadących tym pociągiem.
    Uważam że powinien stanąć w tym miejscu obelisk lub tablica pamiątkowa upamiętniająca katastrofę.

Zostaw własny komentarz