„Zawód pirat. Opowieść o morskich rozbójnikach od epoki brązu do ery atomu” - M. Perzyński – recenzja |
Nakładem gdańskiej oficyny wydawniczej Finna ukazała się książka autorstwa Marka Perzyńskiego, która oscyluje wokół tematyki marynistycznej. Tym razem praca publicysty z Gdańska dotyczy problematyki dziejów jednego z najstarszych zawodów świata – piractwa. Opasła książka, bo licząca 635 stron wraz z bibliografią, indeksami oraz spisem treści, traktuje całościowo problematykę piractwa, korsarstwa, kaperstwa, a także żeglugi po morzach i oceanach. Cezury chronologiczne ustalono od głębokiej starożytności po czasy nam współczesne (erę atomu).
Na samym początku Autor próbuje ustalić genezę piractwa morskiego sięgając po dzieje cywilizacji basenu Morza Śródziemnego (Egipt, Kartagina, Grecja, Rzym). Przy tej okazji zobligowany był omówić podstawowe problemy związane z żeglugą epoki starożytnej, ponieważ morscy rozbójnicy wykorzystywali, a często też modyfikowali na własne potrzeby, ulepszając tym sposobem ówczesną technikę poruszania się na wodzie. Ten proceder utrzymywał się i utrzymuje do dnia dzisiejszego, i jest swoistym znakiem rozpoznawczym świata pirackiego oraz mechanizmów z nim związanych. Wraz z genezą piractwa, Autor wspomina też o działalności rabusiów „lądowych”, którzy czyhali na swe ofiary w trudno dostępnych miejscach, często jedynych do przebycia szlakach komunikacyjno-handlowy. Nie wdaje się jednak w rozwinięcie tego rodzaju piractwa, ponieważ publikacja ma dotyczyć morskich poczynań… fachowców. W rozdziałach dotyczących piractwa antycznego, M. Perzyński stara się streścić największe osiągnięcia w walce z piratami zarówno Greków, jak i przede wszystkim Rzymian, którzy przez cały okres cesarski sprawowali faktyczną władzę na Morzu Śródziemnym, czyli jak to się przyjęło w nomenklaturze rzymskiej, Mare Nostrum.
Uwzględniając chronologiczne ujęcie, książka traktuje o piractwie uprawianym przez skandynawskich żeglarzy. Jesteśmy już w okresie wczesnego średniowiecza i w tzw. erze wikińskiej, gdzie niepodzielnie na wodach i oceanach ówczesnego świata wiedli prym Normanowie. Ich potęga opierała się na zastosowaniu nowatorskich technik żeglugi, ale też na wyjątkowej bitności, która pomogła im kontrolować większą część Europy nie tylko na ponad dwa i pół stulecia. Po wikingach M. Perzyński przechodzi do omówienia kwestii piractwa słowiańskiego (wcześniej nawiązuje też do tematyki rozbójnictwa morskiego u Germanów), a także, będąc już w okresie pełnego i późnego średniowiecza, rozbójnictwa morskiego w północnej Europie, uwzględniając basen Morza Bałtyckiego i Północnego. Rozdział ten zdominowany został przez tematykę Hanzy i atakujących ją kaprów – piratów posiadających cichą zgodę monarchów na prowadzenie swojej złowieszczej działalności. Przy tej okazji Autor nie zapomina o ziemiach polskich, w tym przede wszystkim o Gdańsku, skąd wywodziło się wielu kaprów – piratów grasujących na Morzu Bałtyckim i Północnym.
Odrębnie należy traktować rozdziały traktujące o piractwie świata arabskiego. Cezury chronologiczne ustalono na wczesne średniowiecze i okres nowożytny. Kiedy świat islamski rósł w siłę opanowując kolejne ziemie na Bliskim Wschodzie, w północnej Afryce i południowo-zachodniej Europie, starał się także wieść prym na Morzu Śródziemnym. Wdawał się zatem w konflikty z licznymi królestwami europejskimi, w tym też z Cesarstwem Bizantyjskim i kształtującymi się odrębnymi ośrodkami władzy opartej w głównej mierze na handlu, czy republikami miast włoskich (Wenecja, Genua). Nie małą rolę, można by jednak rzec kolosalną, mieli w tamtym czasie piraci. Stali się oni korsarzami, ponieważ rozbójniczy proceder wiedli w imieniu licznych szejków i emirów muzułmańskich regionów.
Kolejne rozdziały zarezerwowane zostały na tematykę piractwa i korsarstwa, wraz z kaperstwem i bukanierstwem okresu nowożytnego. W tej też części niniejszej książki zapoznać się możemy z piractwem, które jest kwintesencją tegoż procederu. W tym też okresie rozwinął się swoisty mit, wzorzec prawdziwego korsarza i pirata, którym posługujemy się do dnia dzisiejszego. Pirat okresu nowożytnego pojawił się w filmach i na kartach licznych powieści. Autor w poszczególnych podrozdziałach omawia sprawę piractwa w Nowym Świecie, walki o wpływy na Atlantyku i Pacyfiku, kontynencie amerykańskim, przyległych do niego licznych wyspach, lądzie afrykańskim oraz wyspach na Oceanie Spokojnym kolejno hiszpańskich, portugalskich, angielskich, holenderskich i francuskich flot. Niejednokrotnie zmuszony był sięgać do historii politycznej tych państw. Wszystko to za sprawą piratów, którzy wykorzystywani byli nader często przez ówczesne głowy królewskie, poszerzając swą profesją obszar władztwa swych pryncypałów, a także wzbogacając w niebotycznych wręcz sumach skarbce tychże i siebie samych.
M. Perzyński nie zapomina o pirackim procederze w wydaniu dalekoazjatyckim. Swą narracją sięga na terytoria Morza Żółtego, Morza Chińskiego, wybrzeża indonezyjskiego, hinduskiego oraz Pacyfiku. Tradycyjnie też omawia sprawę floty od strony technicznej. Zwraca uwagę na niuanse, które różniły się w sposobie żeglowania europejskiego. Podobnie jak we wcześniejszych rozdziałach, sięga do historii politycznej regionów azjatyckich.
Rozdział przy końcu książki M. Perzyńskiego traktuje o zmierzchu piractwa, mimo iż następne dwa rozdziały, kończące książkę, są nawiązaniem do współczesnego pojęcia piractwa, rozbójnictwa ery atomu. W rozdziale tym poruszono sprawę upadku piractwa i korsarstwa w takim pojęciu, jakim traktowano je przynajmniej do początków XIX w. Mniej więcej w pierwszej połowie tegoż stulecia piractwo skutecznie zwalczano. Powoływano odpowiednie służby morskie, których celem była kontrola obszaru, jak np. US Navy, która opiekowała się statkami kupieckimi i szlakami handlowymi zmierzającymi do USA z akwenów europejskich i afrykańskich. Niewątpliwie do osłabienia piractwa morskiego przyczynił się rozwój techniki transportu. Kontynenty poczęły być przecinane licznymi liniami kolejowymi, a w ciągu XX w. to transport lotniczy miał większe znaczenie niż morski, zwłaszcza w połączeniu międzykontynentalnym.
Wspomniane dwa ostatnie rozdziały o współczesnych piratach tzw. ery atomu zwracają uwagę głównie na problemy, jakie nosi ze sobą piractwo w dobie cyfryzacji, a zarazem stabilizacji militarnej prawie wszystkich zakątków globu. Z małymi wyjątkami władze państw starają się skutecznie zwalczać piractwo, ale proceder ten jest w dalszym ciągu zauważalny oraz niebezpieczny (dzisiaj grozę wzbudzają piraci u wybrzeży Somalii) i nosi ze sobą żniwo potężnych strat finansowych i materialnych, a także zagłady istnień ludzkich. Dzisiejsze piractwo porównać można do terroryzmu. M. Perzyński po zreferowaniu w ujęciu chronologicznym i terytorialnym współczesnego piractwa, podejmuje się też wyjaśnienia fenomenu tego zawodu. Dochodzi do wniosku, że wraz z rozwojem technologicznym, rozwijają swą działalność piraci. Intrygujące jest to, że odkąd pojawili się pierwsi rozbójnicy morscy ich pogoń za nowinkami technicznymi trwała zawsze.
Na wstępie trzeba jeszcze raz wspomnieć, iż Autor podjął się kolosalnego zadania, gdyż omawia problematykę, która swoje korzenie ma w głębokiej starożytności. Obierając taki oto model swej opowieści, zmuszony był do gruntownych studiów z każdej epoki historycznej. Wszystko zaś w kontekście zawodu pirackiego. Zrozumiałym zatem jest, że wszystko oscylować musi wokół tego zagadnienia, ale w toku całej narracji ma się wrażenie… przesytu. Być może te słowa nie jedną osobę wprawią w zdziwienie, ale czytając książkę ma się nieodparte poczucie, iż cały świat oparty był li tylko na piractwie. Na początku M. Perzyński podejmując się genezy morskiego rozbójnictwa, lub raczej ogólnego rozbójnictwa (również lądowego), co prawda podaje informacje o pierwszych zbójcach, ale nie udała się sztuka wyłuskania swoistego rdzenia tegoż procederu. Naturalnie w trakcie lektury łatwo można się domyślić, jakie były przesłanki pierwszych piratów, ale Autor o tym nie wspomina. Szkoda, bo dobrze by było przeczytać zdanie w tej materii osoby piszącej i mocno osadzonej merytorycznie w zagadnieniu.
M. Perzyński jako wieloletni publicysta legitymizuje się stylem dosyć lekkim, a czytając tekst ma się wrażenie szybko przemijającej treści. Naturalnie, Autor biorąc na warsztat tak obszerną tematykę, zmuszony był dokonać poważnej kwerendy bibliotecznej, zresztą widać w spisie bibliograficznym. Jednakowoż nie tylko opracowania naukowe i popularnonaukowe można znaleźć w rzeczonym spisie. Są tam też i źródła pisane. Często też w toku narracji wyłapać możemy fragmenty źródeł cytowanych wprost przez Autora, co dodatkowo uwiarygodnia jego pogląd na omawiane kwestie. Jest jednak zasadniczy problem. M. Perzyński nie stosuje przypisów. To jednak dałoby się usprawiedliwić, np. tym że z przypisami praca byłaby z pewnością o wiele bardziej liczniejsza w strony. Większym problemem jest powoływanie się na źródła historyczne, ale nie informowanie czytelnika jakie to źródło i czyjego autorstwa. Ot Autor podaje cytat ze źródła i według Niego to wystarcza by ugruntować, wzmocnić swój pogląd na dany temat. Niestety, to stanowczo nie wystarcza, ponieważ czytelnik ma prawo wiedzieć kto jest autorem cytowanego tekstu, skąd pochodzi i z jakich czasów. Zatem metodologia zaproponowana przez M. Perzyńskiego kuleje. Czyżby był to wynik Jego przyzwyczajeń na gruncie dziennikarskim? Całkiem prawdopodobne.
W okresie rzymskim M. Perzyński wyczerpująco przedstawia dzieje piractwa, ale już w późnym okresie cesarstwa ani słowem nie wypowiada się o wojnach gockich z III w. n.e., gdzie dochodziło do licznych ataków na miasta greckie nad Morzem Czarnym, a w IV i V w. n.e. również na Morzu Egejskim, gdzie w trakcie gockiej inwazji ofiarą padły miasta Peloponezu i dzisiejszej zachodniej Turcji. Dodać należy, że germańscy najeźdźcy dokonali tych śmiałych napadów używając do tego dostępnych w tamtym czasie okrętów. Dopiero w szczątkowych zdaniach Autor wypowiada się na temat piratów wandalskich z V w. n.e., którzy po opanowaniu Afryki Północnej niepokoili Rzymian. Informacje te są wstępne w rozdziale o piractwie arabskim. Przechodząc zaś do okresu wikińskiego, M. Perzyński nawiązuje do pamiętnej inwazji Skandynawów pod klasztor w Lindisfarne w 793 r. Pewnie żeby tekst nabrał kolorytu napisał, iż wikingowie ci mieli hełmy ozdobione rogami (s. 43). Może to i efektownie by wyglądało, ale nie miało racji bytu. Wikingowie nie mieli rogatych hełmów, to wymysł dziewiętnastowiecznych artystów dziś już od dawna obalony. W innym miejscy Autor wypowiada się na temat runów (s. 48). Napisał, że dzisiaj całkiem niesłusznie przypisuje się im magiczną moc. Prawda to, ale jeśli weźmiemy pod uwagę rożnego rodzaju szarlatanów, którzy istotnie w zupełnie sztuczny sposób sakralizują ten alfabet. W czasach wikingów alfabet ten choć był formą komunikacji i wyrażania myśli, istotnie miał znaczenie magiczne ba! używano ich do celów magicznych. Nie jest też prawdą, że ok. VIII w. Goci wraz z Swinami wędrowali na Ruś Kijowską, Bizancjum i aż do Kalifatu Bagdadzkiego1, wszak ludu tego już od prawie 300 lat nie było. Zwraca też uwagę tłumaczenie pojęcia „micel here„ – u M. Perzyńskiego jest ”wielu tutaj”2, a powinno być po prostu „wielka armia”. Jomsborg nie był osadą słowiańską, jak twierdzi Autor3, był zaś ufortyfikowanym portem założonym przez Duńczyków w X w. Podejmując się tematyki piratów Europy Północnej, M. Perzyński napisał: „Na morzach północnej Europy we wczesnym średniowieczu grasowali nie tylko wikingowie, ale też Germanie, Frankowie, Sasi i Słowianie”4. To znaczy, że Frankowie i Sasi nie byli Germanami?
Oprócz wpadek merytorycznych, nie obyło się też bez lapsusów redaktorskich, korektorskich i edytorskich. Opisując konstrukcję tarczy padło sformułowanie „Metalowy guz na środku osłaniał dłoń trzymającego”5. A nie lepiej było napisać, że chodziło o umbo? O Ruryku napisano, że był „warecki”6, a powinno być „wareski”. Niejednokrotnie zwracał uwagę styl Autora, jak choćby na s. 60, 116, 159 i inne. Dochodziło też do wpadek literowych, gdzie niekiedy zdanie traciło sens7. Ale już na pewno nieprzyjazne w odbiorze okazywało się permanentne powtarzanie informacji niekiedy na tej samej stronie i sąsiadujących. Szczególnie irytujące było to w przypadku koligacjach Leifa Ericssona syna Eryka Rudego powtórzonego aż trzykrotnie8. Analogicznie rzecz się miała z informacjami o dowódcy floty Genui9 o tym jak to rozpoczął swoją służbę jako oficer wyjątkowo późno bo w wieku 46 lat. W innym miejscu Autor omawiał problematykę związaną z korsarzami arabskimi. Szczególnie przy Rudobrodym (Barbarossie, Hadżradin, Chadżr-ad-Din) było to widoczne. M. Perzyński wyjątkowo wziął sobie do serca chęć pomocy czytelnikowi, ponieważ jak sam napisał10, było to konieczne, gdyż imiona korsarzy arabskich funkcjonowały w różnych odmianach, często też z dodatkiem funkcji jaką pełnili w flocie. Bardzo to uczynne, ale czy to aby nie przesada? W podrozdziale „Półksiężyc nad Islandią”11 omówiono spektakularne wydarzenie z berberyjskimi piratami w roli głównej, którzy w 1627 r. dotarli aż do wybrzeży „Lodowej Ziemi” i złupili jedną z portowych osad. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w tym samym miejscu M. Perzyński omawia rajdy berberyjskich rabusiów na wybrzeża Irlandii, Anglii, Hiszpanii, Italii i Malty. Podtytuł źle sformułowany. Przyglądając się tym wpadkom, nie pozostaje nic innego, jak mieć pretensje do osób odpowiedzialnych za redakcję, edycję tekstu oraz korektę. Szkoda, że tak przygotowany tekst poszedł do druku.
I jeszcze jedna sprawa, która nie powinna umknąć uwadze w recenzji - indeksy. W sumie w książce jest ich dwa rodzaje. Pierwszy dotyczy statków, które wymienione zostały w publikacji. Dołączono dodatkowo do każdego z haseł krótki opis. Drugi to klasyczny indeks osób, podobnie jak pierwszy, ze zwięzłym opisem. Niestety, ale obydwa są bezużyteczne. Podane do nich strony są zupełnie błędne i posługując się nimi, niczego nie uda nam się znaleźć w treści książki. Najprawdopodobniej indeksy stworzono przed oficjalnym złożeniem pracy. To fatalna pomyłka rzutująca poważnie na odbiór książki.
Praca ma też rzecz jasna mocne strony. Jej atutem jest przede wszystkim znakomita i arcyciekawa tematyka. M. Perzyński naprawdę postarał się wyłuszczyć temat i wyłożyć go w iście monumentalnej formie. Podkreślić jeszcze raz trzeba, że cezury chronologiczne to starożytność – czasy nam współczesne, a więc całe dzieje ludzkości, jego oswojenie się z podróżą drogą morską. Bardzo też ciekawie wyglądają opisy techniczne poszczególnych jednostek występujących w flotach pirackich. Autor nie zapomniał też o opisie taktyki walki na morzu, a także skupia swoją uwagę na uzbrojeniu pirackim. Nie omija też szerokim łukiem wielu ciekawostek związanych z korsarstwem. W jego opracowaniu spotkać można dziesiątki ważnych i mniej ważnych piratów, person rodem z piekła oraz geniuszy nawigacji, strategii na morzu oraz organizacji procederu pirackiego. Zadziwiają barwne opisy bitewne, informacje o łupach, jakie wpadły w ręce korsarzy, a co najważniejsze, życia dnia codziennego na pokładzie szkunerów i innych mniejszych i największych jednostek pływających. Książkę wzbogaca wkładka z barwnymi i czarno-białymi ilustracjami. Szkoda tylko, że znalazło się ich tak mało. Brakuje też jakiejś treściwej mapy lub mapek obrazującej opisywane wydarzenia pod względem kartograficznym. Zabrakło też rycin statków, by w sposób klarowny unaocznić czytelnikowi niuanse, jakie panowały wśród poszczególnych jednostek wykorzystywanych przez piratów. Indeksy były by bardzo dobre, gdyby jeszcze spełniały swą rolę należycie. Okładka choć ciekawa, jest miękka, papier średniej jakości, ale czcionka czytelna. Układ klarowny.
Książka Marka Perzyńskiego na pewno znajdzie czytelników, którzy będą czerpali satysfakcję z jej lektury. Sądzić trzeba, że nie będą zawiedzeni stylem, a jednocześnie specyficzną atmosferą jaka panuje wokół tytułów marynistycznych, a taką właśnie serwuje Autor niniejszej pozycji. Jej mocną stroną jest temat, zwłaszcza, że omówiony on został całościowo. Słabą zaś niedociągnięcia natury technicznej oraz merytorycznej niektórych fragmentów.
Plus minus:
Na plus:
+ tematyka
+ cały szereg ciekawostek marynistycznych
+ opisy techniczne jednostek morskich
+ militaria
+ klarowny układ
+ wkładka z ilustracjami
Na minus:
- błędy merytoryczne
- błędy natury edytorskiej, korektorskiej i redaktorskiej
- bezużyteczne indeksy
- powoływanie się na źródła bez podania autora tychże
- brak przypisów
- brak mapek
- brak ilustracji jednostek morskich
- wydanie
Tytuł: Zawód pirat. Opowieść o morskich rozbójnikach od epoki brązu do ery atomu
Autor: Marek Perzyński
Wydawnictwo: Finna
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-62913-70-1
Liczba stron: 635
Oprawa: miękka
Cena: 49-45 zł
Ocena recenzenta: 5.5/10
- s. 49 [↩]
- s. 58 [↩]
- s. 66 [↩]
- s. 71 [↩]
- s. 55 [↩]
- s. 65 [↩]
- zob. np. s. 34 [↩]
- s. 63 [↩]
- s. 110-111 [↩]
- s. 122 [↩]
- s. 130-133 [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.