Historia Świętego Mikołaja w popkulturze |
Legendarna postać rozdająca prezenty 6 grudnia, nie zawsze kojarzona była z ubranym na czerwono wesołym starcem z długą brodą i dużym brzuchem. Jest to jedynie wytwór doskonałej pracy speców od reklamy, dzięki którym wizerunek ten przyjął się na prawie całym świecie. Jego archetyp, nie dość że ubierał się inaczej i pochodził z ciepłych, a nie zimnych krajów, to na dodatek nie poruszał się za pomocą zaprzęgniętych w renifery latających sań....a już na pewno nie za pomocą ciężarówki z logiem Coca-Coli.
Ślady Historyczne
Pierwotny Święty Mikołaj to postać związana z Chrześcijaństwem. W Kościele rzymskokatolickim znaleźć możemy aż siedmiu św. Mikołajów. Kościół prawosławny posiada jeszcze ósmego św. Mikołaja, jakim jest ostatni car Rosji – Mikołaj II Romanow. Jednak prawdziwym archetypem postaci jest pierwszy Mikołaj, który żył najwcześniej, bo na przełomie III i IV wieku naszej ery. Mikołaj z Miry – bo o nim tu mowa – urodził się w 270 roku w Patarze, natomiast większą część życia uwieńczonego śmiercią w późnej starości, spędził w Mirze (oba te miasta położone w Azji Mniejszej dziś należą administracyjnie do Turcji).
Będąc biskupem Miry, odziedziczył w spadku po zmarłych bogatych rodzicach ogromny majątek. Mieszkańcy Miry nie należeli do bogaczy. Żyło tam pełno biednych ludzi, a przypadki śmierci z powodu głodu nie były rzadkością. Bogaty biskup zasłynął w mieście swoją hojnością. Dzielił się swoim majątkiem z biednymi, których wielokrotnie obdarowywał pieniędzmi i żywnością. Przynosił też dzieciom zabawki. O jego działalności i życiu krąży wiele fascynujących legend. W pewnej bardzo ubogiej rodzinie ojciec pragnął wydać swoje córki za mąż, jednak nie miał dla nich posagu. Rozważał możliwość wysłania ich na ulice celem zarobienia na niego. Dowiedziawszy się o tym biskup Mikołaj pewnej nocy zakradł się do ich domu przez komin i zostawił im worek pieniędzy, dzięki czemu plan wysłania na ulicę córek został odwołany1. Według innej legendy, nie pozostawał on dłużny ludziom prezentującym inne – nie do końca dobre – poglądy na wiarę i życie. Uczestnicząc w I Soborze Nicejskim, wdał się w dyskusję z Ariuszem – libijskim teologiem, twórcą swojej własnej doktryny zwanej arianizmem. Biskup Mikołaj w pewnym momencie nie wytrzymał i spoliczkował swojego rozmówcę, dając mu dobitnie znak, że nie zgadza się kompletnie z jego teoriami.
Jego życie owiane jest jeszcze wieloma innymi legendami. Podobno udało mu się kiedyś uratować grupę żeglarzy przed katastrofą morską oraz wskrzesić trzech młodzieńców zabitych za nie uregulowanie rachunku za noc w gospodzie. Ostatecznie zmarł 6 grudnia, mając ponad 80 lat, a po śmierci jego zwłoki zaczęły wydzielać leczniczą mirrę (tę samą mirrę, jaką ofiarowali Jezusowi po narodzinach trzej królowie). Początkowo pochowany został w Mirze, jednak gdy pod koniec XI wieku Arabowie najechali na Turcję, jego relikwia została przeniesiona do Włoch, gdzie ostatecznie spoczęła w specjalnie zbudowanej na tę okoliczność świątyni. W świątyni tej relikwia spoczywa cały czas i jest ona co roku odwiedzana przez rzesze turystów.
Święty Mikołaj z Miry jest nie tylko patronem dzieci, żeglarzy, ludzi biednych, oraz panien bez posagu2. Uznaje się go również za patrona Rosji, Berlina, Bydgoszczy, Chrzanowa oraz …. kancelistów parafialnych i wytwórców guzików. Jego wspomnienie w kościele katolickim przypada na 6 grudnia, a z pośród wszystkich kościołów pod jego wezwaniem na całym świecie, największym i najbardziej znanym jest Bazylika św. Mikołaja w Amsterdamie (którego też jest patronem).
Pradawne ludowe legendy
Niech ostatnie zdanie z poprzedniego rozdziału będzie wykładnikiem do tej części. W połowie XIII wieku pojawił się w Europie zwyczaj obdarowywania się prezentami w dniu 6 grudnia. Prezenty wręczano przeważnie dzieciom, tłumacząc, że jest to dar od św. Mikołaja. W niektórych państwach Europy zwyczaj ten wmieszał się w lokalne legendy, przez co postać dająca prezenty w różnych miejscach nazywała się inaczej. I tak oto prezenty w Rosji przynosił Dziadek Mróz, we Włoszech Dobra Czarodziejka, a w Skandynawii prezenty dawały Gnomy. Krajem, gdzie najgłębiej zakorzeniła się tradycja św. Mikołaja, była Holandia. To tam właśnie wizerunek postaci miał najwięcej wspólnego z archetypem. Stary człowiek, ubrany w szaty biskupa przemierzał co roku na ośle cały świat, obdarowując prezentami wszystkie grzeczne dzieci. Nie było jeszcze wówczas mody na przebierających się za niego aktorów.
Gdy pod koniec XV stulecia oficjalnie odkryto Amerykę, przedstawiciele różnych europejskich państw ruszyli na jej ziemie w celu ich zajęcia. Francuzi, Anglicy czy też Hiszpanie, oprócz wojsk służących do rozprawienia się z Indianami, przywozili również na te ziemie swoje narodowe tradycje i zwyczaje. Tak też postąpili Holendrzy, którzy w XVI wieku zajęli wyspę Manhattan, na której założyli pierwsze miasto, Nowy Amsterdam. Pomimo iż w 1664 roku wyspę w wyniku walk zdobyli Anglicy i na cześć przywódcy wojsk angielskich, księcia Yorku – Jakuba II Stuarta, zmienili nazwę miasta na Nowy York, to jednak nadal tereny te zamieszkiwały rzesze Holendrów, a wraz z nimi ich dawne tradycje i zwyczaje. Tak oto święty Mikołaj trafił do Ameryki pod nazwą Sinter Klaas. Z biegiem czasu Sinter Klaas wyparł inne wizerunki kultywowane przez przedstawicieli innych krajów kolonizujących Amerykę, takich jak np. Father Christmas, którego kultywowali Anglicy3.
Zanim przejdziemy do następnej części artykułu, pragnę przytoczyć tutaj jeszcze jedną ważną rzecz. Otóż z czasem kultywowaniu tradycji św. Mikołaja zaczęła towarzyszyć pewna desakralizacja jego wizerunku. Poza datą jego święta, jak i samą nazwą (święty) jego wizerunek stawał się coraz bardziej świecki i coraz mniej nawiązujący do wizerunku jego pradawnego archetypu. Miało to bezpośrednio związek z rosnącym poparciem dla luteranizmu, czyli doktryny chrześcijańskiej odrzucającej kult jakichkolwiek świętych4. Na pytanie, dlaczego przy całym odejściu od kultu świętych, nie zerwano ze „świętym dającym prezenty” odpowiedzcie sobie już Państwo sami.
Amerykański sen
Gdy tradycja dawania prezentów przez bohatera tego artykułu wrosła na dobre w tradycję Amerykanów, Mikołaj był już na „ostatniej prostej” do osiągnięcia obecnego wizerunku. W 1823 roku Clement C. Moore – dziennikarz i profesor studiów biblijnych z Nowego Yorku opublikował na łamach lokalnej pracy swój wiersz pt. Wizyta Świętego Mikołaja. Ukazał on w tym wierszu Mikołaja jako postać bardzo wesołą, pogodną i energiczną. Po raz pierwszy do wizerunku dołączone zostały sanie zaprzężone w 8 reniferów, którymi święty przybył do jakiegoś domu, aby wślizgnąć się do środka przez komin i obdarować mieszkańców prezentami. W wierszu tym wyczytać możemy:
Brodę zaś długą miał w kolorze białym
Dym z fajki, którą ściskał wargami otaczał
Jak aureola miał szeroką głowę
Gdy śmiał się, krągły brzuch, którym się otaczał
Trząsł się niczym galaretka owocowa
Był tłuściutki, pyzate policzki nadymał
Ujrzawszy go nie mogłem od śmiechu się powstrzymać
On zaś przymrużył oko, skinął głową i ręką
Uspokoił mnie bym się niczego nie lękał5.
Moore wyznaczył również nowy ważny trend w wizerunku. Wizyta świętego w wierszu nie odbywała się w nocy z 5 na 6 grudnia, ale w wigilię świąt Bożego Narodzenia.
Nawiązując do wiersza Moore’a, nowojorskie czasopismo „Harper’s” w latach 1869-1880 zaczęło publikować rysunki znanego amerykańskiego rysownika Thomasa Nasta. Rysunki te przedstawiały Mikołaja w różnych sytuacjach. I choć wyglądał on jak opisano w wierszu, to jednak zmieniono jego miejsce zamieszkania. Zamiast tajemniczej jaskini na terenie USA, Mikołaj Nasta mieszkał w domu na biegunie północnym.
Ostateczny wizerunek, czyli ten jaki znamy dobrze dziś, wykreowany został przez nikogo innego jak producentów wspomnianej na początku z uśmiechem Coca-Coli. Całym sprawcą zamieszania był amerykański specjalista od kampanii reklamowej Haddon Sundblom. W swoim pomyśle na zimową kampanię reklamową Coca-Coli, inspirował się wierszem Moore’a, jak i rysunkami Nasta. Pomimo iż sam był otyły i niewielkiego wzrostu (nie miał jednak brody), to jednak jego pierwszym modelem do zdjęć i filmów reklamowych był jego przyjaciel Lou Prentiss – emerytowany oficer armii amerykańskiej. Reklamy często przedstawiały Mikołaja bawiącego się przyniesionymi prezentami bądź zaglądającego do lodówki domowników w celu wypicia Coca-Coli. Wymyślono imiona dla reniferów zaprzęgniętych do sań i ustalono, że będzie ich siedem.
Nowoczesny wizerunek świętego Mikołaja szybko przypadł do gustu odbiorcom napoju. Zaczęto go również wykorzystywać w różnoraki sposób. Właściciele sklepów na czas przedświąteczny przebierali swoich pracowników za Mikołaja, a przebrani za niego aktorzy odwiedzali domy dziecka, szkoły i szpitale w celu rozdawania prezentów. Gdy zmarł pierwszy aktor grający Mikołaja, czyli oficer Lou Prentiss, jego miejsce zajął pomysłodawca wizerunku – Haddon Sundblom i grał on go nieprzerwanie do swojej śmierci w 1979 roku. Coca-Cola do tej pory korzysta stale z wizerunku Mikołaja za pośrednictwem innych przebranych aktorów. Wizerunek ten znany jest również na całym świecie, gdzie co roku wykorzystywany jest w różnoraki sposób w okresie przedświątecznym. Mamy z tym wizerunkiem do czynienia także i w tym roku.
- M. Mazurczak, Święty Mikołaj – kim jest, skąd pochodzi i dlaczego jest taki dobry, Warszawa 1995, s. 20. [↩]
- J. Szczypka, Prośba do świętego Mikołaja. Kalendarz Polski, Warszawa 1979, s. 15. [↩]
- M. Mazurczak. Op. Cit., s. 29. [↩]
- Jean-Louis Hue, Sekrety Świętego Mikołaja, Wrocław 1991, s. 30. [↩]
- M. Mazurczak, Op. Cit., s. 31. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
LOL x100! Coca-cola stworzyła Mikołaja...
@Gorol: Nieuważnie czytałeś, wykorzystała już istniejący i ugruntowany wizerunek.
Najlepsze podsumowanie życiorysu owego Mikołaja z Mirry to słowo „legenda”, bo opisów żywota i wiary w to co robił na kilku innych by starczyło. W wiekach średnich w takie „detale” nikt się nie bawił. Święty był i już, przykład dał to dwa więc cieszmy się to trzy hurey...
Potem przyszły sklepy i Mikołaj zaraz po 1 listopada...
Tak jak napisał Piotrek - istnieją spekulacje, że takowy człowiek w rzeczywistości nie istniał. Zresztą, nie tylko co do tego świętego są takie spekulacje. Mimo to, bardzo ciekawa jest droga, jaką przebył ów „wizerunek” od czasów starożytnych, do dzisiejszych. Bardzo ciekawy artykuł Panie Filipie 🙂
Ciekawa historia 🙂 Mam gdzieś w domu książkę tą książkę Mazurczak, do której jest odnośnik w artykule. Jeszcze jej nie czytałem ‚ale chyba się skuszę 🙂
Nie mogli by ci swieccy nazwać swojego „świętego” jakimś innym imieniem np.Harry?
Przecież ten świecki „święty” już ma swoje imię. Został nim nazwany wiele lat temu. Osobnik ubrany w czerwoną kapotę, mieszkający na dalekiej północy i przybywający saniami zaprzężonymi w renifery - to Dziadek Mróz.
Codzienna warszawska gazeta „Express Wieczorny” pod koniec 1956 roku zamieściła „Szopkę noworoczną”, w której był także wierszyk o Dziadku Mrozie. Z tego wierszyka zapamiętałem jedną zwrotkę:
»Rozwoził workami,
Rozdawał na gwiazdkę
„Krótki kurs” i „Soso” -
Taką opowiastkę...«
Kto z was wie, o jakie książki chodziło?
Mam nadzeję że jest to prawda? 🙂