Prawdziwa historia Wilka z Wall Street


To był temat na film! Jordan Belfort (ur. 1962), pomimo niesędziwego jeszcze wieku, mógłby obdzielić swoim życiorysem kilka ludzkich istnień. Długo by można wyliczać słowa-klucze charakteryzujące tę postać: pieniądze, giełda, kokaina, dziwki, alkohol...

Jordan Belfort w 2010 / fot. Ralph Zuranski, CC-BY-SA 3.0

Znów coś ważnego dzieje się za sprawą kina. Następny kawałek współczesnego świata został opisany. Po sukcesie filmu Social Network (2010), w reżyserii Davida Finchera, odsłaniającego kulisy powstania najpopularniejszego portalu społecznościowego, wielu użytkowników usunęło swoje facebookowe konta. Poznanie niezwykłej historii Jordana Belforta, którą przedstawia najnowsze dzieło Martina Scorsese Wilk z Wall Street, jest obowiązkowym aktem świadomości współczesnego człowieka myślącego. Czy Jordan Belfort był (jest?) diabłem? Czy jego skrucha post factum jest przejawem nawrócenia, czy wyrazem strachu przed wyższą karą? Poznajcie prawdziwą historię Wilka z Wall Street. Choć czy w tym wypadku można mówić o prawdzie? Ale od początku.

W drodze na szczyt

Koleje losu Jordana Belforta przypominają poniekąd drogę od pucybuta do milionera. Przywodzą na myśl bajeczne przesłanie, jakie każdy z nas usłyszy w swoim życiu wielokrotnie, że wszystko może się zdarzyć. Poznanie prawdziwej historii słynnego maklera nie jest zadaniem łatwym. Zainteresowani mają do dyspozycji dwie książki napisane przez samego Belforta: Wilk z Wall Street i Polowanie na Wilka z Wall Street. To właśnie pierwszą z nich przeniósł na ekran Martin Scorsese. Najbliższy współpracownik głównego bohatera Danny Porush (w filmie nazywa się Donnie Azoff) po obejrzeniu najnowszego obrazu twórcy Chłopców z ferajny powiedział, że książka jest dalekim krewnym prawdy, a film jest dalekim krewnym książki. Z odróżnieniem prawdy i zmyślenia w tym przypadku raczej sobie nie poradzimy. Całą prawdę zna tylko Belfort i ludzie z jego dawnego otoczenia. Nam, zainteresowanym, pozostaje kierowanie się zdrowym rozsądkiem w rekonstrukcji szaleństw Wilka z Wall Street.

Stratton Oakmont

Stratton Oakmont Inc.

Jordan Belfort jako młodzieniec urodzony w żydowskiej rodzinie nie miał ułatwionego wejście w życie dorosłe. Jego krew płynęła jednak w handlowych żyłach. Rodzice byli księgowymi, a on sam po ukończeniu studiów biologicznych trudnił się sprzedażą mięsa. Interes szedł nad podziw dobrze. Dlaczego miałby nie iść, skoro sam główny bohater twierdzi, że był już bardzo bystrym dzieckiem, a później znakomitym sprzedawcą. Zważywszy na jego dalsze losy, trudno nie dać wiary powyższym słowom. Belfort z pewnością mógłby zastąpić subiekta Mraczewskiego w sklepie Wokulskiego, który z oszałamiającą skutecznością kokietował damy pokroju Izabeli Łęckiej. Chęć zarobienia astronomicznych kwot wiązała się z pewnymi zmianami. Dobrym posunięciem było znalezienie pracy w domu maklerskim. Zanim ten szczwany lis otworzył własną placówkę, zdobywał doświadczenie w kilku firmach trudniących się handlem papierami wartościowymi.

W 1989 roku przy pomocy m.in. Danny’ego Porusha i Kennetha Greene’a otworzył biuro w dawnym salonie samochodowym. Greene’a poznał w domu maklerskim Investors Center. Porusha natomiast nie spotkał po raz pierwszy w restauracji (taka wersja jest w filmie). Najpierw w nowojorskim autobusie przez przypadek poznał żonę swojego przyszłego wspólnika. Jeździli tą samą trasą. Belfort zwykł ustępować miejsca Nancy Porush, czym wielce ją ujmował. Nota bene Nancy była kuzynką Danny’ego. Niebawem kobieta poznała ze sobą obu dżentelmenów, a panowie szybko się polubili. Porush w błyskawicznym tempie zrobił uprawnienia maklerskie. Początkowo ich biuro działało na licencji Stratton Securities. Po niespełna pół roku, dzięki prowizjom, mogli wykupić wszystkie udziały w Strattonie. Od tej pory „pracowali„ pod szyldem Stratton Oakmont. Nazwa nie była efektem losowania z kapelusza. Założyciele uważali, że brzmi bardzo prestiżowo. To, co działo się potem można określić mianem ciemnej strony współczesnego kapitalizmu. Naiwność i chciwość ludzka nie znają granic. Sposób Belforta na zgromadzenie fortuny jest tego dobitnym dowodem. Stratton Oakmont zdobywali zaufanie potencjalnych inwestorów ofertą sprzedaży akcji bardzo znanych firm. Trzeba pamiętać, że ”młode wilki” z Wall Street łowiły wyłącznie grube ryby. Zachęceni możliwością zdobycia udziałów w tak znanych markach jak np. Kodak popełniali następnie kardynalne błędy, zakupiwszy bardzo ryzykowne akcje. Największym komplementem dla firmy były wizytacje przedstawicieli struktur mafijnych, których interesowała metoda, jaką opracował Belfort i spółka. W myśl naczelnej zasady handlowej szefa Stratton Oakmont, pracownicy (a było ich w szczytowym okresie ponad 1000) mogli zakończyć rozmowę telefoniczną z klientem tylko wtedy, gdy ten zdecyduje się na zakup akcji lub umrze. W życiu Belforta nie zabrakło więc czarnego humoru, o czym jeszcze powiemy.

Zaznaczam, że w rzeczywistości nie miały miejsca znacznie kontrowersyjniejsze i wyszukane motywacje do właściwego pełnienia obowiązków, tj. obecność szympansa w budynku biura, czy rzut karłem na odległość. A właśnie taką ekstremalną wizję proponuje Martin Scorsese. Niemniej Danny Porush przyznał, że czasem wynajmowano osoby bardzo niskiego wzrostu na imprezy. Przypomina to trochę huczne orgie urządzane przez Freddy’ego Mercury, na którego hulankach i swawolach karły roznosiły kokainę na tacach. Odbiorca dzieła filmowego może być zdziwiony płomiennymi przemówieniami głównego bohatera. Ekranowy Wilk (kreacja Leonardo DiCaprio) chwyta za mikrofon w godzinach pracy i nawołuje do skuteczniejszej pracy. Tak też się zdarzało w prawdziwym Stratton Oakmont, chociaż mówca skupiał się głównie na wychwalaniu własnej osoby.

Fantazja Belforta nie znała granic. Zaoferował swojej pracownicy 10, 000 $ w zamian za publiczne ogolenie głowy. Widocznie oferta zabrzmiała kusząco, gdyż kobieta o bujnych blond włosach z chęcią się ich pozbyła za obiecaną gotówkę. Tej sceny nie zabrakło również w filmie. Jakby powiedział Michael Buffer: „przygotujcie się na wielkie grzmoty”.

Pełna kieszeń

Interes kręcił się w najlepsze, co nie oznacza, że nasz bohater nie miał czasu na życie prywatne. Na przekór dzisiejszej żądzy pieniądza i notorycznemu braku czasu Jordan Belfort potrafił korzystać z uroków życia jak mało kto. Albowiem wydawanie pieniędzy jest sztuką. I właśnie w tej dziedzinie specjalistą był makler z Wall Street, który grosza nie skąpił. Nie były to jednak zabawy przyjemne i pożyteczne. Te słowa pozostaną już chyba na zawsze wdzięczną nazwą tygodnika publikowanego niegdyś w klasycystycznej Warszawie. Kochał wydawać miliony zwłaszcza na narkotyki, alkohol, prostytutki i najdroższe środki lokomocji. Po mieście poruszał się Ferrari Testarossa, do dyspozycji miał dwa helikoptery i jacht „Nadine”, nazwany tak na cześć małżonki (filmowa Naomi). Jacht skonstruowano w 1961 roku dla samej ikony stylu Coco Chanel. Zatonięcie pięknej łodzi jest jedną z najbardziej widowiskowych scen kinowego Wilka.... Wypadek na morzu miał miejsce w rzeczywistości. Naćpany Jordan rozkazał wypłynąć kapitanowi mimo zbliżającego się sztormu. W dziele Scorsese eksploduje przybywający na pomoc helikopter, co akurat rozmija się z prawdą.

Jordan Belfort nie owija w bawełnę. W „cudownych latach” jego wzorami byli bohaterowie filmów Wall Street (1987, reż. Oliver Stone) oraz Pretty Woman (1990, reż. Gary Marshall), czyli Gordon Gekko (Michael Douglas) i Edward Lewis (Richard Gere). Naśladowanie tych bohaterów jest równoznaczne z chęcią posiadania wszystkiego, co najlepsze. Najwyższy stopień bogactwa pozwalał Belfortowi na zakup wspomnianego Ferrari tylko dlatego, że zobaczył Dona Johnsona w takim samym modelu auta w jednym z odcinków kultowego serialu Miami Vice. Pora na dygresję. W latach 90-tych XX wieku kiedy toczyła się wojna pomiędzy gangiem pruszkowskim a nieporęcko-ząbkowskim (mylnie nazywanym przez media wołomińskim), pruszkowski boss Pershing zakupił wyrzutnię rakiet w celu zabicia Wariata – wodza konkurencyjnej grupy. Gdyby ktoś narzekał na pozbawioną finezji i polotu Polskę, niech wie, że w kraju nad Wisłą żyli pomysłowi ludzie, którzy – tak jak Belfort – wierzyli, że wszystko jest możliwe. Mam teraz na myśli Henryka Niewiadomskiego ps. Dziad (brat Wariata, czyli Wiesława Niewiadomskiego). Ongiś Dziad chciał zakupić samochód dostawczy – czeską Tatrę. Tak oto relacjonuje w swojej książce Świat według Dziada historię przetargu, na którym nabył auto.

„(...) Szybko dogadaliśmy się co do sumy i pan kierownik zapewnił mnie, że tatra będzie moja. Dopiero w czasie przetargu miałem poznać, na czym polegał jego prosty plan. Otóż tego dnia, kiedy kasjerka przyjmowała wpłaty wadium, jakiś magazynier pilnował porządku i każdemu oferentowi kazał wpłacać po 9000 zł. Tak też wszyscy zrobili. Ode mnie jednak kasjerka dwa dni wcześniej przyjęła 9800 zł. Przetarg oczywiście prowadził mój znajomy kierownik. Kiedy na wstępie oświadczył, że mimo dużego zainteresowania na tatrę jest tylko jeden klient, na Sali podniósł się wielki szum. Kierownik wyjaśnił jednak spokojnie, że przystępujący mieli obowiązek złożyć wadium w wysokości dziesięciu procent ceny wywoławczej. Tak było napisane w ogłoszeniu, publikowanym w prasie. A dziesięć procent to jest ni mniej ni więcej tylko 9800 zł i nie chce być inaczej. Nikt, kto tego nie dopełnił, nie ma prawa głosu. (...) Jeszcze trochę i szoferaki wzięliby się do bicia. Wtedy kierownik ustąpił. Potulnie wyznaczył dwadzieścia minut na dopłacenie brakującej sumy i zaprosił chętnych do kasy. Kasa okazała się zamknięta. Była tam tylko kartka z informacją, że kasjerka wyszła na pogrzeb. Do dzisiaj nie wiem, czy rzeczywiście był tam jakiś pogrzeb, czy nie. Całkiem możliwe, że kasjerka piła sobie kawę na zapleczu, ale jeśli ktoś naprawdę umarł, to świeć Panie nad jego duszą.”1

Epilog: w poczuciu końca

Quaalude, po które chętnie sięgali bohaterowie Wilka z Wall Street

Quaalude, po które chętnie sięgali bohaterowie Wilka z Wall Street

Każdą sztukę czeka kres; także sztukę wydawania pieniędzy. Richard Gere jako Edward Lewis nie zasypiał w Pretty Woman na stosie kokainy wystaczająco dużym, aby godnie zastępował poduszkę. Parafrazując tytuł filmu Alfreda Hitchcocka Człowiek, który wiedział za dużo, można powiedzieć, że Jordan Belfort był człowiekiem, który wiedział za dużo o zarabianiu pieniędzy. W jego przypadku talent ten wiązał się z konsekwencją postępującej degrengolady. Uprawianie seksu z żoną na stercie dolarów, lądowanie helikopterem z zamkniętym okiem (oglądanie rozdwojonego świata obojgiem oczu było zbyt skomplikowane dla totalnie naćpanego ojca i męża). Belfort regularnie zapewniał podobne atrakcje sobie i bliskim. Nikogo nie powinno to dziwić. Tego typu zachowania mogą charakteryzować człowieka zażywającego mieszankę wybuchową z dwudziestu dwóch różnych narkotyków i leków, zażywanych w ciągu jednego dnia. Trzeba jednak pamiętać, że Belfort był świadom zagrożenia. Tylko odpowiednie dawkowanie przyjmowanych substancji uchroniło go przed śmiercią od „złotego strzału„. Jego ulubionym narkotykiem był Quaaludes. W dziele Scorsese główny bohater zażywa go bardzo często. Specyfik ten pojawił się na rynku amerykańskim w połowie 1970 roku. Recepturę oparto o środki uspokajające, dlatego przez pewien czas kupno ”lekarstwa” nie sprawiało kłopot, aż po rok 1984 kiedy to rząd wycofał Quaaludes z oficjalnej sprzedaży. Stało się tak zresztą w wielu krajach z powodu potężnej mocy produktu. Popularne Ludy były gwarantem najlepszej imprezy oraz niesamowitych, choć niekonkretnych, wspomnień. Za największy atut stosowania Quaaludes uznaje się niespotykane zdolności do łatwego nawiązywania kontaktów z płcią przeciwną.

Gdy myślę o osiągnieciach ludzi w sferze używek, w kontekście Wilka z Wall Street przychodzi mi do głowy wokalista The Doors Jim Morrison, który w apogeum własnych możliwości (w trakcie prac nad płytą L.A. Woman) w jeden dzień wypił 36 piw. Dodam, że zazwyczaj wypijał około dwudziestu. Szczęśliwy stan wiecznego upojenia nie mógł trwać wiecznie. Pewnego wieczoru Belfort zepchnął swoją żonę ze schodów. Jazda po pijanemu z 3-letnią córką u boku doprowadziła Nadine do podjęcia ostatecznych decyzji. Skierowała swojego męża na odwyk i wystąpiła o rozwód. Wydarzenia te miały miejsce w 1998 roku. Był to czas, kiedy dla bohatera zabiły piekielne dzwony. Sześcioletnie śledztwo prowadzone przez agenta FBI Gregory’ego Colemana (filmowy Patrick Denham) skończyło się sukcesem służb federalnych i aresztowaniem podejrzanego. Belfortowi udowodniono oszustwa finansowe, w tym pranie brudnych pienędzy. Wilkowi groziło trzydzieści lat więzienia. Jedyną deską ratunku było pójście na układ, zaproponowany przez FBI. W zamian za zeznania przeciwko innym oszustom z Wall Street skazano go na znacznie mniejszy czteroletni wyrok, z którego odsiedział dwadzieścia dwa miesiące. „Pod celą” poznał Tommy’ego Chonga, z którym do dzisiaj utrzymuje przyjacielskie kontakty. Chong pod wpływem niesamowitych opowieści Belforta namówił go na spisanie wspomnień. W takich okolicznościach powstała pierwsza książka jego autorstwa Wilk z Wall Street.

Prawdopodobnie diabeł

W ciągu pięciu lat Belfort spłacił czternaście milionów dolarów z ponad stu, które jest winien oszukanym klientom. Przyjaźni się z byłą żoną. Oboje mieszkają w niedalekiej odległości od siebie, co pomaga w wspólnym wychowywaniu dzieci. Z dawnego życia zostało mu ponoć tylko kilka drobiazgów: złoty zegarek, obraz jachtu „Nadine” oraz porcelanowa figurka Napoelona i Józefiny. Ta ostatnia rzecz jest swoistą pamiątką małżeństwa, ponieważ podobiznę słynnej francuskiej pary podarowała mu niegdyś żona. Jordan pracuje obecnie jako mówca motywacyjny. Uczy innych jak nie tylko jak tworzyć bogactwo, ale też jak wykorzystywać go dla wspólnego dobra. Belfort zapisał się w annałach historii przełomu XX i XXI stulecia. Wprawdzie nie przeczytamy o nim w szkolnym podręczniku, lecz jego losy są częścią rzeczywistości, w której żyjemy. Jeden z najpopularniejszych utworów The Rolling Stones Sympathy for the devil (pol. tytuł Współczucie dla diabła) wielokrotnie kowerowano. Inspiracją do powstania tekstu piosenki była powieść Michaiła Bułhakowa Mistrz i Małgorzata. Hit Stonesów w wykonaniu Guns N’ Roses towarzyszy napisom końcowym filmu Wywiad z wampirem. Jordan Belfort, kiedy udziela wywiadu, jest nowoczesnym wampirem – być może nawróconym z krwiożerczej drogi. Sam powtarza często, że gardzi sobą z przeszłości i w istocie wzbudza współczucie. Czy jest nadal wybitnym manipulatorem, czy też nie, pozostanie kwestią nieodgadnioną. Historia Wilka z Wall Street to opowieść o diable naszych czasów. Dlatego warto ją poznać, zanim diabeł stanie na naszej drodze.

  1. Henryk Niewiadomski, Świat według Dziada, Warszawa 2002, s. 17-18. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

15 komentarzy

  1. Piotr pisze:

    Artykuł mógłby być całkiem ciekawy ale mam wrażenie że został dość mocno pocięty, pewnie żeby zmieścić się w limicie znaków czy co? W każdym razie miejscami treść robi się strasznie pokręcona i bełkotliwa.

  2. Sylwia Szyc pisze:

    Tekst ma sporo dygresji autora, co mi się podoba. Lecz byle nie za często:)

  3. Ela pisze:

    Artykuł byłby znacznie lepszy, gdyby nie pojawiały się w nim zupełnie bezsensowe dygresje, az dziw, że tej o dojeniu krow brakło:/

  4. Paweł Jaskulski pisze:

    Następny artykuł będzie nie tylko z dygresjami o dojeniu krów, ale także o hodowli kur w XVIII-wiecznej wsi angielskiej (z dygresjami do dygresji o sposobach znoszenia jaj w zależności od pory dnia i nocy oraz grubości skorupkek) A tak serio, następny artykuł będzie o trochę zapomnianej sztuce pisania z dygresjami -- z „Beniowskim” na czele. Ukłony

  5. Piotrek pisze:

    Szanowny Autorze, a wie pan, zdradzę Panu w wielkim sekrecie że niejaki Baron Munchausen, jak wpadł do gigantycznego bagna, które nie miało początku ani końca, najpierw wyciągnął się z niego za uszy własne, wyobraża sobie to Pan, a potem wyciągnął z plecaka który zawsze nosił taką małą armatkę ustawił nieco z boku i jak ona wystrzeliła to miał tyle przytomności umysłu że wskoczył na kulę i siedząc na niej owoż bagno pokonał?...
    Ja lubię dygresję i ad remy, ale groch z kapistą w formie bigosu to jedynie przy ognisku i to ze trzy razy odgrzewany...
    Czym innym jest XIX wiek i to co nazywa się rewolucją przemysłową - ludzie wtedy wytwarzali w koszmarnych warunkach realne rzeczy i realne ubiory, i realne... ci co bankrutowali ponosili koszty bankructw by następnie znów się wzbogacić. Byli tacy co nawet na gorączkach złota tracili i zyskiwali fortuny.
    Czym innym jest natomiast gra fikcyjnymi instrumentami (bo jak nazwać coś co można nazwać ubezpieczeniem od prawdopodobieństwa zdarzenia tego, że wygram kumulację w totolotka powyżej 20 mln złotych,kiedy kupie kupon idąc do fryzjera w czwartkowy etc., przy założeniu że jeśli kumulacja sięga 20 mln, to jej realną wartość szacujemy na ok 10....? Ja - pijanymi zwidami.
    Czym innym jest także mafia i jej ustawiane przetargi - tu znów chodzi by wygrać realne pieniądze na w miarę realnych rzeczach. To trzy różne sprawy mające ze sobą naprawdę mało cech wspólnych.
    I na koniec - jak my lubimy życie prywatne znanych i bogatych, bo gotówkę w postaci milionów to mamy jak kupimy monopoly lub sobie wydrukujemy, alkohol - to zasadniczo czysta lub jej odmiana, a na zakupach kupujemy buty takie normalne jak ma i 30 tys innych i to tylko w naszym województwie, nawet te kłótnie o pieniądze są takie prozaiczne bo brakuje dwóch stów na wyjazd na kilka dni nad jezioro położone 100 km od naszego miasta... O 10 letnim Golfie od Hansa z Lubeki nie wspominam... Poza tym i jego bijali i mnie i jego mieli w nosie i mnie. Dla każdego coś miłego...
    Komornika ma - i ściga go o tyle milionów zielonych, a mnie o marne półtora tysiąca. Jestem lepszy. Wreszcie!

    • allinall pisze:

      Tak głupi jesteś gościu że nie powinieneś wogóle się wypowiadać pod tego typu opowieściami . Betfort jesteśmy z TOBA !!! BOINC !! górą..

    • Lula pisze:

      zupełnie nie na temat, pokręciło się coś, tak? no po co to tak klepać bez ładu i składu?

  6. ANNA pisze:

    Bardzo ciekawy artykuł. Z przyjemnością go przeczytałam po obejrzeniu filmu.

  7. Natalia pisze:

    Ja również sięgnęłam po ten artykuł zaraz po obejrzeniu filmu. Podoba mi się zestawienie fikcji i rzeczywistości. Cieszę się, że zostałam uświadomiona. Artykuł wyczerpujący, na temat i myślę, że osobiste dygresje jak najbardziej wskazane.

  8. jacek pisze:

    ciekawy artykuł tylko po c*** xytujesz tego prymitywa Dziazda , zwykłą łajze i łobuza

    pozdro

  9. Andrzej pisze:

    Rzadko zdarza się, abym dołączył komentarz po przeczytaniu artykułu. Brawo dla autora, między innymi za dygresje a z drugiej strony za lekkie pióro oraz oczekiwane w tych czasach - wyjaśnienia. Wielu czytelników, na pewno potrzebuje prostego wyrazu, ale proponuje aby autor rozwinął formę i zaczął tworzyć dłuższe artykuły, bo naprawdę ma talent!!! A odnośnie samej postaci bohatera, niebywałe, że takie historie dzieją się w rzeczywistości. Podejrzewam, że my takze mamy kilka osobistosci, z naszego krajowego podwórka, które moga inspirowac scenariusz na filmy i książki

  10. Czytelnik pisze:

    Dzięki temu filmowi podobno spłacił już długi i teraz robi np. szkolenia i znowu żyje na świetnym poziomie.

    • Lula pisze:

      no właśnie ponoć jeszcze nie, urzędowo to nie jest już kontrolowane i nie wiadomo, kiedy zostanie spłacona reszta. no i co... gwiazduje po tokszołach i Newsach, występuje (coś 30 tys dolków za 1 występ), no głodem nie przymiera 🙂 jak się umie to się umie 🙂 podnieść się też potrafił, również z dragów i alku, jest moim idolem... jaki to trzeba mieć mózg, żeby do tego stopnia dać czadu przy takim ćpaniu i piciu... strach pomyśleć, co by odwalił na trzeźwo ;-)))

      • Marko pisze:

        To smutne, że oszust, który doprowadził do bankructwa tak wiele rodzin jest czyimkolwiek idolem... Belford zaczynał od popularnych w Stanach Zjednoczonych oszust finansowych, zwanych „boiler roomami”, w skrócie polegają one na nakłanianiu (używając różnych technik manipulacyjnych - takich, jak opisane tutaj: http://przestepczosc-gospodarcza.pl/andrzej-dobrzyniecki-cartier/boiler-room-czyli-pieniadze-z-kotlowni/) klientów do zakupu bezwartościowych akcji po zawyżonej cenie. Setki amerykanów straciło przez ten proceder oszczędności całego życia..
        Może umiał się bawić po dopalaczach, szkoda tylko że kosztem innych.

  11. Anonim pisze:

    miałam wrażenie ze oglądam film ‚złap mnie jeśli potrafisz’ też z Leonardo, fabuła podobna

Odpowiedz