Maria Antonina - pierwsza celebrytka Francji |
Marii Antoninie przyszło żyć w naprawdę dziwnych czasach…Od momentu jej śmierci minęło ponad dwieście lat. Zgilotynowana, jako ofiara rewolucji, była też ofiarą pomówień trwających niemal całe życie. Plotki, towarzyszące jej od zawsze, zebrały plon, gdy dumnie jak na królową przystało wchodziła na szafot. Nawet ta chwila obrosła legendą, bowiem podczas tych ostatnich kroków miała przez przypadek nadepnąć katowi na stopę i szybko przeprosić słowami: „Przepraszam, monsieur, zrobiłam to niechcący”. Do tej pory historycy spierają się, czy było to prawdą. Takie anegdoty składają się na obraz, który przez lata utkwił w głowach francuzów i także następnych pokoleń.
Ludzie listy piszą…
Teraz jedyną wiedzę na temat, tego, jaką osobą była, co lubiła, jak się zachowywała, jak reagowała w określonych sytuacjach, możemy czerpać z listów. Listów, w których korespondowała z bliskimi. Korespondencja miedzy Antoniną a matką i Antoniną a hrabią von Fersenem była jedynymi listami, jakie rzeczywiście wyszły spod ręki królowej.
W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku ukazała się masa sfałszowanej korespondencji, ukazujących swoją treścią kolejne romanse, podboje i skandale z udziałem Antoniny. W paryskich antykwariatach zalegały listy podpisane własnoręcznie jej imieniem. Jednak powszechnie Maria Antonina słynęła z niechęci do korespondowania, a podpisywała się na swojej korespondencji jeszcze rzadziej, niż pisała ją własnoręcznie. Zatem większość listów była sfałszowana. Falsyfikaty niemal genialnie podrobionym autografem stały się przedmiotem handlu, jednak nie były traktowane jako realne świadectwo, bardziej jako smakowita ciekawostka. Kolejna ciekawostka.
Relacje „naocznych świadków”
Nie najlepiej ma się sprawa z „relacjami naocznych świadków„. Po rewolucyjnej burzy i historycznych wydarzeniach następnych lat, gdy zainteresowanie Marią Antoniną i prawdziwością jej historii zaczęło kiełkować, rozpoczął się okres „pamiętników„. Pamiętniki wydają (oczywiście inkasując spore sumy pieniędzy) wszyscy: fryzjer, pierwsza i druga guwernantka jej dzieci, więzienny, krawcowa… Ich szczegółowe relacje różnią się oczywiście. Ci sami pachołkowie i doradcy więzienni, którzy za czasów rewolucji byli zagorzałymi rewolucjonistami, zapewniają stokrotnie za panowania Ludwika XVIII, jak głęboko szanowali i jak serdecznie, choć skrycie, kochali tą „dobrotliwą, szlachetna, czystą i cnotliwa królową”. Gdyby choć cząstka tych wiernych z roku 1810 okazała się również oddana Marii Antoninie w roku 1792, nie znalazłaby się ani w więzieniu Concergerie, ani nie wstąpiłaby na szafot1.
Sprostać wymaganiom
Patrzenie na Marię Antoninie przez pryzmat historii, jakie o niej krążyły, oraz stereotypowego myślenia jest co najmniej krzywdzące. Współczesnym trudno sobie wyobrazić, jak długą drogę przeszła ta córka potężnej władczyni Marii Teresy, od kiedy w wieku 14 lat wyjechała z rodzinnej Austrii. Młodziutka, teoretycznie przygotowywana do roli jaką miała pełnić, lecz w praktyce dziewczyna nieświadoma tego, co ją czeka. Zjawiła się w obcym państwie, w obcym miejscu, wychodząc dodatkowo za chorobliwie nieśmiałego i równie nieświadomego co ona chłopca. Od tej pory cały czas musi spełniać nadzieje pokładane w niej. Sprostać wymaganiom. Poprzeczkę postawioną miała bardzo wysoko, a okoliczności niczego jej nie ułatwiły. Mąż był apatyczny, nieskłonny nawet do czułych gestów, a co dopiero do spłodzenia potomka. W opinii publicznej wina leżała po stronie żony, bowiem nie umiała zadbać odpowiednio o potencję męża i rozbudzić w nim namiętności. Sprawą żyło niemal pól Europy, a strofujące listy od matki, z którą młoda królowa miała oparta na szacunku, ale i toksyczną relację, niemal nigdy się nie kończą. Gdy dochodzi do szczęśliwego skonsumowania związku (długo po nocy poślubnej), po siedmiu latach oziębłości na świat przychodzi nie następca tronu, nie młody delfin, lecz córka. Czyli nie to, czego się spodziewano i nie to, na co tak czekało pół Europy. Żal i pretensje kumulują się na jednej postaci – Marii Antoninie. Po dziesięciu latach przebywania na dworze najwspanialszego królestwa w Europie, Antonina powiła syna. Królowa urodziła w sumie czwórkę dzieci, dwie córki i dwóch synów, z których tylko dwójka ją przeżyła.
Życie w złotej klatce
W Wersalu Maria Antonina traktowana była jak obiekt muzealny. W listach wspominała, że czuła się, jakby uczestniczyła w przedstawieniu, którego scenariusz napisała etykieta. Każdy jej krok był bacznie obserwowany, towarzyszyła jej wciąż masa służących, urzędników, a nawet ciekawskich Francuzów, np. sprzedawczyń ryb, mających wolny wstęp do Wersalu. Od momentu porannego otwarcia oczu i rozsunięciu kotar królewskiego łoża, do momentu powtórzenia tej czynności wieczorem znajdowała się pod czujnym okiem pokojowych, służących, lokai, dworzan. Wersal był wtedy państwem w państwie. Wylęgarnią spisków i plotek.
Młoda Maria Antonina odreagowywała tę atmosferę na balach, rautach i w minikasynach, które sama kazała zakładać w Wersalu. Młoda delfina, a potem królowa uwielbiała bawić się do białego rana wraz z grupą skwapliwie to wykorzystujących przyjaciół, grać w karty (i przerywać ogromne sumy, których sama nie potrafiła sobie uświadomić, ponieważ nie znała wartości pieniądza), uczestniczyć w przedstawieniach, koncertach. Kochała modę, fryzury, ale była tez mecenasem sztuki, kwintesencją rokoka…
Żyła pomiędzy Wersalem a kolejnymi małymi pałacykami, gdzie wiodła życie mniej podporządkowane etykiecie, gdyż nic bardziej nigdy jej nie doskwierało jak brak wolności. Niestety, kiedy w życiu prywatnym Marii Antoniny zapanował spokój (związany z pojawieniem się na świecie potomków), przerywany tylko zmartwieniami dotyczącymi nad zdrowiem dzieci, nad monarchią zawisły czarne chmury. Królowa, cudzoziemka, „ta Austriaczka” (jak pogardliwie nazywali ją Francuzi), otoczona niedostępnym dla innych przepychem, błyszcząca urodą i bogactwem – lawina ruszyła.
Pierwsza ofiara mediów
Maria Antonina była pierwszą ofiarą mediów. Dziś spotykamy się z tym przy okazji plotek o gwiazdach, ataków na portalach internetowych czy w brukowcach. Antonina była krytykowana równie zajadle, jak dziś celebryci, jednak z tą różnica, że wtedy królowa nie miała szansy się bronić. Nie mogła wydać oficjalnego oświadczenia przez rzecznika prasowego. Nie mogła weryfikować wymyślanych historii na swój temat. A oskarżana była niemal o wszystko: pijaństwo, knucie przeciwko Francji, wyprowadzanie pieniędzy z kasy państwowej, ukrywanie mąki, nienawiść wobec Francuzów i wszelkie inne zbrodnie. O jej rzekomym rozpasaniu seksualnym krążyły legendy, które swoje ujście miały w rozsyłanych po Paryżu broszurkach i wierszach. Kreowane w nich historie wiązały Marię Antoninę z każdym mężczyzną, który przekroczył próg Wersalu. Nie oszczędzano nawet królewskich kucharzy, stangretów i stajennych. Bo potencjalną ofiarą niewyżytej monarchini mógł być każdy. Przypisywano jej związki lesbijskie z najbliższymi przyjaciółkami, a także – w celu ostatecznego ciosu i obrzydzenia jej wizerunku w oczach Francuzów – oskarżano ją o kazirodztwo. Po latach uwodnione zostało, że z najbliższa przyjaciółką łączył ją związek głęboko uczuciowy, ale nigdy nie przybierający formy fizycznego. Ponadto jeśli królowa miała kochanka, to mógł być nim tylko jej najbardziej oddany przyjaciel i ktoś, kto próbował ją do ostatnich dni uratować – Alex Fersen. Oliwy do ognia dodała afera naszyjnikowa i rozrzutność dworu wersalskiego.
W ciągu dwudziestu lat od przyjazdu, kiedy ulice były przystrojone na jej część, a z fontann niemal wypływało wino zamiast wody, do ponurego jesiennego dnia, kiedy w klimacie nienawistnych krzyków, a potem przenikliwej ciszy straciła życie, atmosfera wokół niej zawsze była gorąca.
„Wkład” w tak zmienne nastroje wokół królowej bynajmniej nie był jej zasługą, a jeśli tak, to nieświadomą. Stworzyła swój własny, zamknięty świat, do którego wstęp mieli tylko nieliczni. Cała reszta musiała sobie zatem wyobrazić, jak w tym świecie jest. To wyobrażenie zaprowadziło ją wprost pod gilotynę. Była ofiarą rzeczywistości, w której funkcjonowała. Kobieta podziwiana, naśladowana, trendsetterka, lecz tak odległa i tak bardzo niedostępną. Była pierwszą ofiarą własnego wizerunku. Dziś pomimo przepaści cywilizacyjnej, postępu, samochodów, telefonów, internetu, plotkarskich portali, możemy powiedzieć o niej, że w swoich czasach była prawdziwa gwiazdą. Pamięć o tragicznej królowej jest nadal żywa. Co jakiś czas na jej grobie w katedrze Saint Denis ktoś zapala znicze i zostawia karteczkę z napisem „Przepraszamy, Mario Antonino”2.
Bibliografia:
- Zweig Stefan, Maria Antonina, Warszawa 2005.
- Fraser Antonina, Maria Antonina: podróż przez życie, Warszawa 2006.
- S. Zweig, Maria Antonina, Warszawa 2005, s 364. [↩]
- Informacje ze strony http://polki.pl/zycie_gwiazd_znaniilubiani_artykul,10002276.html?print=1 [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Dziś media też zabijają ale cywilnie.
Ciekawa postać historyczna i bardzo interesujący artykuł. Dzięki wielkie.
Pytam wyłącznie o obraz malowany przez Polaka. Tuż po zdobyciu Tulerii (sorry) . Jest tam piękna i ma duszę.
Ale, ale....Wielka Rewolucja Francuska...pewnie w odpowiednim wieku i królowa by się podpisała. czy ktoś jest świadomy, że wtedy traciliśmy suwereność Polski