Samuraje i Japonia epoki Meiji


Był rok 1885. W centrum Tokio, w eleganckim pawilonie o nazwie Rokumeikan, odbywał się bal z okazji kolejnych urodzin cesarza Meiji, a gości podejmował ówczesny minister spraw zagranicznych Kaoru Inoue. Zgodnie z szykiem europejskich salonów panowie palili hawańskie cygara i grali w wista. W bufecie stały półmiski z truflami i pasztetami, a oprawę muzyczną zapewniała niemiecka orkiestra przygrywając mazurki, polki i walce. Relację z imprezy zawdzięczamy Pierrowi Loti, francuskiemu pisarzowi, który bawił akurat w Japonii, a swoim wrażeniom dał potem wyraz w książce „Madame Chrysantheme”. Opis balu jest zjadliwy: mężczyźni przyodziani we fraki poruszali się jak „wytresowane małpy, a kobiety stojące pod ścianą w swoich falbankach i koafiurach wyglądały „jak by to powiedzieć...niezwykle. Zdaniem Lotiego tańczono dość poprawnie („ci moi Japończycy w paryskich strojach), ale „czuje się, że te ruchy zostały w nich wtłoczone, że zachowują się jak automaty bez własnej inicjatywy. Jeśli przypadkowo stracą rytm, to muszą na chwile przystanąć, a potem zaczynają od nowa.

Pierre Loti

Pierre Loti

Tańcząca w centrum stolicy japońska elita to w większości dawni samurajowie, którzy przychodzili na świat w czasie, gdy Japonia wciąż, od ponad dwóch wieków, tkwiła w izolacji. Nawet jeśli dorastając mieli oni jakieś pojęcie o zachodniej cywilizacji, to perspektywa, że sami zaczną ją wkrótce pospiesznie chłonąć, wtedy musiała wydawać się absurdalna. Relacja francuskiego pisarza, choć kpiarska i protekcjonalna, jest tego otwarcia na świat świadectwem.

Lotiemu coś istotnego jednak umknęło. Z jego opisu wynika, że Japończycy na siłę próbują upodobnić się do białego człowieka, że wstydzą się własnej kultury. Takie postawy były też z pewnością obecne – mówiło się nawet o zastąpieniu języka japońskiego angielskim, o potrzebie zawierania małżeństw z białą rasą. To jednak nie ten nurt dominował w japońskim establishmencie. Samuraje we frakach ostrożnie stąpający w rytm europejskich melodii wyglądali zapewne groteskowo, jakby wyjęci z balu przebierańców, jednak maskarada ta miała swój głębszy, dyktowany narodowym interesem, sens. Japonia nie była w tym czasie krajem w pełni suwerennym. Zachodnie mocarstwa sprawowały kontrolę w tzw. portach traktatowych, wyłączonych z japońskiej jurysdykcji. Eksterytorialność obcych na swoim terytorium była dla Japończyków upokorzeniem. Postępować musieli jednak niezwykle ostrożnie, gdyż groźba podzielenia losu innych narodów Azji, wtedy już skolonizowanych, była bowiem całkiem realna. Chodziło więc o to by możliwie w krótkim czasie pokazać Zachodowi, że Japonia ma już nowoczesne państwo i gospodarkę, a społeczeństwo wyszło z feudalizmu, słowem, że Japonia zasługuje na równe traktowanie. Huczne bale na zachodnią modłę wpisują się w tę strategię, której zwieńczeniem miało być przywrócenie krajowi całkowitej suwerenności.

Szukać mądrości na świecie

O dystansie materialnym i wojskowym wobec Zachodu Japończycy pierwszy raz przekonali się na własne oczy w lipcu 1853 roku, gdy komandor Matthew Perry podpłynął do wybrzeża Japonii na czele flotylli czterech „czarnych okrętów” i wymógł na Szogunie otwarcie kraju po 250 latach izolacji. Konflikt zbrojny z dużo lepiej uzbrojonym przeciwnikiem zakończyłby się szybko dla Japończyków klęską, a zatem konieczność przejęcia zachodniej technologii nie podlegała dyskusji. Spór toczył się jednak o ustrój państwa i o to, jak daleko pozwolić obcej cywilizacji na penetrację japońskiej kultury. Zetknięcie dwóch tak odmiennych światów musiało być jednak dla Japonii wydarzeniem elektryzującym, skoro później historyk tego okresu Daikichi Irokawa napisał: „Wpływ europejskiej i amerykańskiej cywilizacji na Japonię w okresie 1860-70 był traumatyczny, oznaczał zerwanie z zastanym porządkiem na skalę, którą trudno odnaleźć w historii międzykulturowych relacji.

W 1871 roku pięćdziesięciu członków japońskiego rządu wyruszyło w podróż dookoła świata, by, jak pisze znawca Japonii Ian Buruma; „zrobić zakupy, czy używając nieco bardziej eleganckiego sloganu tamtych czasów: „szukać mądrości na świecie. Japończycy chcieli podpatrzeć skąd wzięła się potęga Zachodu i jak przeszczepić ją na japoński grunt. Ludzie tacy jak Hirobumi Ito, czy Toshimichi Okubo, którzy potem stać będą na czele reform pełniąc przez kolejne dekady rolę oligarchów, w ciągu niespełna dwóch lat odwiedzili dwanaście państw. Podróżując dostrzegli szybko, że Zachód nie jest monolitem: są tam kraje mniej cywilizowane, jak carska Rosja, ale również, że te najbogatsze znacznie się między sobą różnią – wachlarz wyboru był więc szeroki.

Samurajom spodobała się Ameryka, jej rosnąca potęga oraz znakomite szkolnictwo, ale już anglosaska demokracja wydała się większości zbyt wulgarna i grożąca chaosem w państwie. Twardszy, autorytarny model wilhelmińskich Prus wyglądał dużo lepiej. Kunitake Kume, oficjalny pisarz wyprawy, na koniec rekomendował Japonii: politykę przemysłową Anglii, pruską konstytucję, amerykańską edukację i francuskie prawodawstwo. Najważniejszą lekcją z wyprawy było zaś, że nowoczesne państwo musi być zwarte i mieć silną armią. „Nawet jeśli dyplomacja zachodnich krajów robi na zewnątrz przyjazne wrażenie, to tak naprawdę panuje tam wzajemna podejrzliwość”, a małe kraje jak Belgia czy Szwajcaria „budują zasieki i nawet na chwilę nie mogą pozwolić sobie na poluzowanie zapięcia przy swoich hełmach”, pisał Kume.

Zachód podejmował Japończyków z zaciekawieniem i na ogół życzliwie, choć też nie bez sceptycyzmu. Przestrzegano ich, że budowa wielu europejskich i amerykańskich instytucji trwała długo, czasem setki lat. Wątpliwości te okazać się miały jednak bezpodstawne. W krótkim czasie uda się Japonii zbudować nowoczesne państwo, tyle że nie będzie ono demokratyczne. Stanie się też ona regionalną potęgą wojskową i przemysłową.

W pierwszym okresie po wyjściu z izolacji wielu, zwłaszcza młodych, Japończyków wyjeżdżało kształcić się do Europy i USA. Ruch był jednak dwustronny – do Japonii przyjeżdżali inżynierowie, naukowcy. To Niemcy pomogą napisać konstytucję państwa Meiji i to Niemiec dokonał harmonizacji melodii do starego utworu poetyckiego, który do dziś jest japońskim hymnem. Pojawili się misjonarze, głównie protestanccy z USA, którzy obok kościołów otwierali szpitale, uniwersytety, a także szkoły gdzie uczono angielskiego. Znajomość tego języka w Japonii będzie wtedy lepsza niż w następnym pokoleniu.

Reszta Azji zaś kojarzyć się teraz będzie Japończykom z zacofaniem. Jej ślady starano się wymazywać. Dochodziło nawet do burzenia buddyjskich świątyń, a po wygranej przez Japonię wojnie z Chinami w 1895 roku, na malowidłach z tego okresu, japońscy żołnierze w eleganckich mundurach są często wyżsi i mają bielszą cerę niż ubrani w łachmany ich chińscy wrogowie. W tym samym czasie do niedawna tępione chrześcijaństwo stanie się modnym, zwłaszcza wśród elit, „nowoczesnym” wyznaniem.

Samotność w nowym świecie

Cesarz Mutsuhito w młodości

Cesarz Mutsuhito w młodości

Jednak mimo tych wszystkich wysiłków Zachód nie bardzo kwapił się uznać Japonię za równorzędnego partnera. Porty traktatowe utrzymywały się przez wiele lat. Po wojnie z Chinami i późniejszym dużo bardziej spektakularnym zwycięstwie nad Rosją, gdy przychodziło do paktowania i reparacji wojennych, Japończycy czuli się lekceważeni przez zachodnie mocarstwa tylko dlatego, że nie należą do białej rasy. Trudno się zatem dziwić, że w Japonii, teraz już z rozbudzoną opinią publiczną, nastroje odbiły w drugą stronę. Nacjonalizm i resentyment zaczęły brać górę nad entuzjazmem wobec Zachodu, również w relacjach osobistych. Wielu Japończyków z początku zafascynowanych Ameryką czy Europą, wstydzących się wręcz swojego kraju, po dłuższym pobycie na Zachodzie wracać będzie do Japonii odmienionych, lokując swoje sympatie po stronie skrajnej prawicy. Rzeczywistość Zachodu okazywała się inna od wyobrażeń: czasem chodziło o rasizm, czasem była to po prostu samotność wynikająca z kulturowej obcości. Wtedy noszony wcześniej z dumą garnitur zaczął nagle uwierać, brakowało miękkiego kimona, zaś prosty shamisen trafiał do serca bardziej niż utwory Beethovena czy Mozarta. Kanzo Uchimura, pisarz i działacz społeczny, był jedną z takich osób. Od wczesnych lat idealizował Zachód, marzył o wyjeździe do Ameryki, przyjął nawet chrześcijaństwo. Gdy jednak się już tam znalazł, przeżył rozczarowanie. Zastanawiał się dlaczego Amerykanie, w końcu chrześcijanie, ryglują drzwi bojąc się kradzieży. Irytował go brak manier u tubylców i to, że brano go za Chińczyka. Fascynacja Ameryką szybko mu przeszła, ale religii się nie wyrzekł. Po powrocie do Japonii dalej studiował biblię, pozostając głęboko wierzącym chrześcijaninem i to w czasie, gdy oficjalnym wyznaniem Japonii było tzw. państwowe shinto, a dzieci w szkole uczyły się o boskości cesarza. Uchimura do końca chciał być japońskim patriotą i chrześcijaninem. Na swoim grobie wyryć kazał dwie literki „J”, jedną dla Jezusa, drugą dla Japonii.

Poczucie wyobcowania dotykało także Japończyków, którzy nigdy nie opuścili kraju. Zwłaszcza tych z pogranicza epok, rozdartych między starą Japonią, której już nie ma, a nową, w której nie mogą się odnaleźć. Tacy są właśnie bohaterowie powieści Natsume Soseki, największego pisarza tego okresu. Sam Soseki też studiował kilka lat w Anglii, ale inaczej niż biurokraci czy wojskowi na rządowych stypendiach, miał niewiele pieniędzy, co tylko potęgowało samotność. Po powrocie do kraju starał się iść drogą środka. „Szkoda byłoby utracić własną osobowość i kulturę własnego kraju przez zbytnią adorację Zachodu. Pisarze powinni imitować techniki literackie tylko po to, by rozwinąć właściwości, które są nasze, japońskie”. Z drugiej strony mówił jasno, że nie podoba mu się rosnący nacjonalizm, polityzacja kultury i edukacji: „Czy chodzimy do toalety albo myjemy twarz również dla naszego kraju?”.

Powrót konserwatyzmu

Soseki nawiązuje do zmiany, która zaszła w polityce Japonii około 1880 roku. Po okresie otwarcia i intelektualnego fermentu nastąpił zwrot. Władza przywracać zaczęła tradycję, choć unowocześnioną, wybierając z niej te elementy, które służyć miały budowie silnego państwa i krzewieniu nacjonalizmu. Cesarz, będący na poły bogiem na poły ziemskim przywódcą, stał teraz na czele religii mającej być spoiwem całego narodu. Trudno przesądzać dziś, czy losy Japonii mogły potoczyć się wtedy inaczej, zwłaszcza w zdominowanym przez imperialną rywalizację otoczeniu międzynarodowym. Być może, jak pisze historyk Jansen, „Ekscesy w forsowaniu zachodniej mody musiały spotkać się z reakcją narodowej afirmacji ”. Pamiętać jednak trzeba, że ludzie, którzy stali się liderami nowej Japonii, tacy jak Hirobumi Ito czy Aritomo Yamagata, mimo wielkich zdolności i otwartego umysłu, wyrastali jednak z samurajskiej tradycji. Ich podejrzliwy stosunek do demokracji był więc zrozumiały. Dla oligarchów państwa Meji kanclerz Otto von Bismarck zawsze był politycznie bliższy, niż wybierany w demokratycznych wyborach amerykański prezydent. I mimo okresowych czystek z azjatyckich, a zwłaszcza chińskich naleciałości, trzon nowego japońskiego porządku, który wyłonił się u progu XX wieku był silnie zakorzeniony w konfucjanizmie. Nastąpił też powrót buddyzmu, a od lat 80-tych XIX wieku gazety z uznaniem publikowały nazwiska ludzi, którzy porzucili chrześcijaństwo.

Obok konstytucji uchwalonej w 1890 roku, ideologię państwa Meji doprecyzowały kolejne oficjalne dokumenty. „Główne Zasady Edukacji” z 1879 roku odwołały się do konfucjanizmu, który miał być najlepszy do kształtowania moralności, czyniąc przy okazji uwagę, że „ostatnio ludzie poszli za daleko w przyjmowaniu obcej cywilizacji, w której liczy się tylko gromadzenie faktów i technika, pomijając zasady dobrych manier.” W 1890 roku ukazał się „Reskrypt Cesarski o Edukacji” pieczętujący powrót japońskiego esencjonalizmu. Cesarz informował wtedy ministra edukacji, że „Japończyków można łatwo sprowadzić na złą drogę mieszając im w głowach obcymi doktrynami, dlatego ważne jest by zdefiniować dla nich moralne fundamenty narodu”. Ostatnim dokumentem, wydanym w 1898 roku, był „Kod Cywilny”, który samurajski system rodzinny, oparty na paternalizmie, rozciągnął na całe społeczeństwo. Konserwatywny zwrot spotkał się z akceptacją większości społeczeństwa. Przyszło to tym łatwiej, że na przełomie wieków japońskie władze mogły pochwalić się wymiernymi sukcesami: udało się wreszcie wypchnąć obcych z portów traktatowych, a zwycięstwa nad Chinami i Rosją dały początek budowie własnego imperium kolonialnego.

Historycy piszą często, że lata 80-te XIX wieku stanowią cezurę w nowożytnych dziejach Japonii: entuzjazm z jakim chłonięto zachodnią kulturę został zdławiony przez konserwatywną politykę rządów Meji, a na podobne rozbudzenie społeczeństwa i poczucie otwarcia na świat przyjdzie poczekać aż 1945 roku. Jednak zmiana kursu pod koniec XIX wieku, nie oznaczała prostego cofnięcia wskazówek zegara historii. Państwo Meji, choć osadzone w prastarej mitologii, było tworem nowoczesnym, złożonym z elementów zapożyczonych z zagranicy. Japończycy nie porzucą też już nigdy atrybutów zachodniej kultury: będą nosić garnitury, jeść mięso i czytać Spencera, Szekspira a nawet Marksa. Atrybuty te zostaną jednak podporządkowane konserwatywnej doktrynie państwa i poglądom jego oligarchów, którzy uważali, że tak jest dla Japonii najlepiej.

*

Japońska elita na balu w 1885 roku mogła wzbudzać uśmiech, prywatnie jednak nosiła się ona całkiem inaczej. Zachowało się zdjęcie z późniejszych lat ery Meiji, na którym dwaj mężowie stanu Okuma Shigenobu i Ito Hirobumi relaksują się w letniej rezydencji niedaleko Tokio. Wzrok przykuwa od razu ich strój: na głowach obaj mają meloniki, ale ubrani są w kimona. Okuma nosi skórzane półbuty, Ito zaś geta -drewniane chodaki od tradycyjnego japońskiego stroju. Francuski pisarz znowu pewnie nie powstrzymałby się od kąśliwego komentarza, jednak zdjęcie to czytać można dwojako: jako wykorzenienie i kulturowy miszmasz ery Meiji, albo jako świadome włączenie obcych elementów do rodzimej tradycji, bez oglądania się na dyktat płynący z zewnątrz.

Więcej o historii Japonii przeczytasz klikając na poniższą grafikę:

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

7 komentarzy

  1. Awangarda pisze:

    Panie Bernardyn czekam na Pana kolejne art.

  2. Karyna pisze:

    Zabawny tekst w pozytywnym znaczeniu. Japonia do dziś w dużej mierze czerpie i kopiuje wzorce z USA i Europy.

  3. arnold pisze:

    Co ma wspólnego artykuł z lemingami? jakaś mało subtelna aluzja do po ?autor trochę napisał ale się nie popisał jakoś specjalnie...

  4. Karolina pisze:

    Pomyśleć, że kiedyś Japonia była zacofanym, zamkniętym krajem. Teraz elita wśród najpotężniejszych państw na świecie. Mają ogromny potencjał techniczny i intelektualny. Do tego nawet militarnie są potęgom, bo w ciągu roku mogliby ze spokojem zrobić kilka bomb atomowych. Do tego ich kultura jest tak niepowtarzalna i oryginalna, że aż pozazdrościć, chociaż trzeba przyznać, że są szaleni.

  5. piotr pisze:

    .. Japończyków, którzy nigdy nie opóścili kraju.

    Kogoś ortografia opuściła..

  6. Dziękujemy za czujność. Pomyłka edytorska została już poprawiona.

  7. Barbara pisze:

    Civil Code to nie Kod Cywilny a najzwyczajniej w świecie kodeks.....

Zostaw własny komentarz