Wywiad z dr. hab. Adamem Makowskim, Przewodniczącym Komitetu Organizacyjnego XIX Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich


Rozmowa z Przewodniczącym Komitetu Organizacyjnego XIX Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, dr hab. Adamem Makowskim.

pthGrzegorz Racinowski: Zaledwie trzy dni temu swoje obrad zakończył XIX PZHP. Jak, wciąż na gorąco, ocenia pan Zjazd?

Adam Makowski: W tej chwili można w zasadzie ocenić jedynie organizacyjną stronę Zjazdu, bo programowa będzie toczyła się jeszcze przez wiele miesięcy. Wczoraj otrzymałem zaproszenie do złożenia swojego tekstu, który wygłaszałem w czasie jednego z sympozjów. Myślę, że wielu przewodniczących obrad będzie takie ruchy wykonywało, wobec czego dopiero za kilka miesięcy będzie można ocenić jaki jest plon naukowy XIX PZHP. Przede wszystkim w postaci publikacji. Dopiero za jakiś czas będzie można powiedzieć też czy inspiracje jakie wynikały ze zjazdowych dyskusji przyczyniły się do tego, by podjąć inne wyzwania badawcze.

G.R: Skupmy się więc na aspekcie organizacyjnym.

A.M: Myślę, że jestem ostatnią osobą, która mogłaby wystawiać jakiekolwiek oceny. Mogę tylko przekazać głosy jakie do nas dochodziły. Były entuzjastyczne, ale mam świadomość, że z natury zwykle takie są. Bardziej krytyczne opinie wyrażane są w innych gremiach.

G.R: W myśl głosów, które do pana docierają Szczecin zdołał udźwignąć na swoich barkach 134-letnią historię PZHP?

A.M: Udźwignął na pewno, bo Zjazd się odbył, a ponadto obyło się bez kompromitacji. Ponadto wypełnił swoje naukowe i popularyzatorskie zadania. Przy tak dużej imprezie jaka jest PZHP udało się zrealizować też niemal wszystkie cele zasadnicze. Mam oczywiście świadomość, że pojawiło się wiele drobnych niedociągnięć, ale na pewno nie zaważyły na obrazie całego zjazdu. Na polu naukowym daliśmy możliwość dyskusji olbrzymiej liczbie osób. Spodziewaliśmy się mniej więcej sześciuset prelegentów. Ostatecznie ich liczba wynosiła grubo ponad pięćset, co też jest bardzo dobrym wynikiem. To już jest istotny walor naukowy.

G.R: Innym waszym celem było wyeksponowanie tematyki morza.

A.M: Staraliśmy się przedstawić ją nie tylko w kontekście gospodarczym, ale także staraliśmy się potraktować Bałtyk, jako pomost kulturowy, czy też cywilizacyjny. Myślę, że na chwilę obecną możemy powiedzieć dużo więcej o znaczeniu morza w dziejach naszego kraju. Osobiście cieszy mnie, że udało się zrealizować kilka wydarzeń polsko-niemieckich, które bardzo wyraźnie zaznaczyły się na przebiegu Zjazdu. Istotne znaczenie miało też spotkanie kierownictw Towarzystw Historycznych obu państw oraz sympozjum doktorantów ze Szczecina i Greiswaldu. Dlatego też podsumowując zjazd mógłbym pokusić się o użycie stwierdzenia, że zakończył się sukcesem.

G.R: Jako organizatorzy podjęliście duże ryzyko organizując Zjazd nie w jednym, a pięciu miastach Pomorza Zachodniego. Zorganizowanie konferencji na takim obszarze było tak trudnym zadaniem jak pan zakładał?

A.M: Było jeszcze trudniejsze niż się spodziewałem. Jednak to duża przyjemność, gdy organizując tak wielkie wydarzenie ma się partnerów, którzy są chętni do współpracy. Zjazd rozegrał się w pięciu miastach, czego wcześniej nie było. W samym Szczecinie odbył się w czternastu lokalizacjach, dzięki czemu nawet ludzie niezwiązani ze środowiskiem naukowym mogli wziąć udział w impreza towarzyszących zjazdowi. Udało się też zrealizować to co było moim celem, czyli zbudowanie lokalnej koalicji na rzecz wydarzenia o wymiarze większym, niż tylko naukowym. Ściśle współpracowały z nami władze miast, w których odbywały się obrady, a także władze wojewódzkie i instytucje kultury. To dobrze, że razem realizujemy cele wspólne. Dzięki temu otwarcie się na region było wielkim sukcesem. Muszę przyznać, że miałem trochę obaw, ale wszyscy z którymi rozmawiałem reagowali entuzjastycznie, podkreślając, że pomysł był bardzo dobry.

G.R: Opowiada pan o sukcesach, lecz w czasie uroczystego zakończenia Zjazdu uznał, że ma świadomość, iż popełniliście masę błędów. Co należy wymienić w tym względzie?

A.M: Nie traktowałbym moich słów w kategoriach celów zasadniczych, gdyż zrealizowaliśmy wszystkie założenia. Natomiast zawsze w przedsięwzięciu, w którym bierze udział kilka tysięcy osób niektóre rzeczy nie są dopracowane w wystarczający sposób. Największy niedosyt związany jest z tym, że można było jeszcze w większym stopniu wykorzystać obecność wielkich naszego świata historycznego, do wyeksponowania ich młodzieży, czy też ludności Szczecina.

G.R: Na przykład w jaki?

A.M: Bezpośredniego kontaktu. Miałem ten przywilej, że posiadałem kontakt z ogromną liczbą uczestników. Nie jest to jednak zarzut, bo przy takim skumulowaniu wydarzeń nie da się być wszędzie i zobaczyć wszystko. Co trzeba zaznaczyć, z ramach PZHP zorganizowaliśmy 54 konferencje naukowe i około stu wydarzeń towarzyszących.

G.R: Ograniczenia czasowe wydają się być jednak nieodłącznym problemem tego typu imprez.

A.M: Zgadza się. Wiele osób mówiło do mnie, że mają spory niedosyt, gdyż nie mogli być na wszystkich interesujących sympozjach. A jeżeli już uczestniczyli we wszystkim co ich ciekawiło od samego rana aż do wieczora, to po trzech dniach byli niezwykle zmęczeni.

G.R: Nie było możliwości rozszerzenia Zjazdu na więcej niż cztery dni?

A.M: To co przez ostatnie dziesięciolecia zostało wypracowane w tradycji Powszechnych Zjazdów Historyków Polskich, a mianowicie, że zaczynają się w środę i trwają do niedzieli, jest dobrym rozwiązaniem. Pamiętajmy, że dla osób biorących udział w Zjeździe było to nie tylko intelektualne, ale też fizyczne obciążenie.

G.R: Część osób, z którymi rozmawiałem narzekało jednak, że zbyt mało czasu przeznaczono na dyskusję, podczas gdy to o nią przede wszystkich chodzi.

A.M: Tutaj opinie muszę być bardzo różnorodne. Naszym zadaniem było stworzenie warunków do przeprowadzenia naukowej dyskusji i różne sympozja miały różny charakter. Żadne środowisko w Polsce nie jest tak silne, by móc przewodzić debatom we wszystkich obszarach badawczych. Stąd zasadą jest, że najsilniejsze środowiska w swojej specjalności organizują własne spotkania. Zarówno wszelki laury, jak i uwagi dotyczące przebiegu merytorycznego poszczególnych sympozjów powinny być kierowane do przewodniczących. Taką uwagę raczej traktuję więc jako postulat wynikający z żalu, że nie wszystko da się zorganizować w tak krótkim czasie, niż zarzut, że można zrobić coś inaczej. Nie było innej możliwości.

G.R: Z kwestii niezależnych od organizatorów wymienić można też fakt, że mimo zapowiedzi, na inauguracji zabrakło prezydenta Komorowskiego. Czym spowodowana była absencja głowy państwa?

A.M: Nie odpowiem na to pytanie, bo zakładam, że na szczytach władzy w państwie dzielą się różne rzeczy, które nie zawsze są ujawniane opinii publicznej. Możemy się tylko domyślać, że sytuacja wewnętrzna zaważyła na tym, że w ostatniej chwili taka decyzja została przez Prezydenta podjęta. Skąd to wiem? Dwa dni przed rozpoczęciem Zjazdu rozmawiałem z Biurem Ochrony Rządu na temat warunków przyjęcia Prezydenta. Na pewno nie była to absencja wynikająca z braku chęci Bronisława Komorowskiego.

G.R: Rozmawiając o Zjeździe nie można pominąć tematu nadania tytułu doktora honoris causa profesorowi Andrzejowi Tomczakowi. Rozumiem, że uhonorowanie akurat historyka w czasie PZHP nie było przypadkowe?

A.M: Oczywiście, że to nie był przypadek, bo PZHP to wielkie święto dla historyków. Warto pamiętać jednak, że to nie Powszechne Towarzystwo Historyczne, tylko Uniwersytet Szczeciński nadał prof. Tomczakowi tę godność. Profesor Tomczak to postać absolutnie niezwykła i trudno jest znaleźć określenia, które nie byłyby patetyczne, jednocześnie oddając aurę jaką pan profesor wokół siebie roztacza. Dlatego wykorzystaliśmy okoliczność, że PZHP odbywa się właśnie w Szczecinie, by uhonorować tą wyjątkową postać.

G.R: Przez całą rozmowę podkreśla pan wyjątkowość Zjazdu. Wiele osób zastanawia się jednak czy w obecnych czasach jest jeszcze sens organizowania tego typu uroczystości?

A.M: Na to pytanie lepiej niż moje opinie odpowiadają pewne realia Zjazdu. Uczestniczyło w nim około dwóch tysięcy młodzieży oraz spora grupa studentów i doktorantów. Jeżeli byłoby to wyłącznie kultywowanie tradycji, to zapewne tych ludzi by na Zjeździe nie było. Ponadto ponad połowa z 54 sympozjów były inicjatywą poszczególnych środowisk, które chciały się ze sobą spotkać i podyskutować. Tzw. spotkania wigilijne, odbywające się w przeddzień Uroczystej Inauguracji mają taką konstrukcję, że organizowane są przez środowiska. My, jako organizatorzy stwarzamy im tylko podstawy do tego by mieli gdzie się spotkać. Jasno pokazuje to, że Zjazd nie jest tylko tradycją, którą należy pielęgnować.

G.R: W dalszym ciągu jednak spełnia on swoją pierwotną funkcję, czy też służy jedynie promocji nauk humanistycznych?

A.M: Myślę, że nie stoimy przed problemem wyboru między tymi wariantami. W odróżnieniu od wielu osób, które negatywnie oceniają kondycję humanistyki, jestem przekonany, że zapotrzebowanie na historię u Polaków jest ogromne. Wystarczy spojrzeć na ilość dodatków historycznych do kluczowych tygodników w naszym kraju. Jeżeli historia byłaby w kryzysie, to pewnie nie gościlibyśmy tak wielkiej liczby młodzieży. Jedyne co można mówić to dzisiejszy pragmatyzm. Niezależnie od swoich historycznych zainteresowań, obecna młodzież poszykuje pomysłów na kariery zawodowe w nieco innych obszarach. Jestem jednak przekonany, że w tej przestrzeni publicznej zapotrzebowanie na historię jest duże.

G.R: Zatem dlaczego mamy obecnie do czynienia z kryzysem nauki historycznej?

A.M: Moim zdaniem to przekonanie wywodzi się przede wszystkim z organizacji nauki humanistycznej, a nie jej treści. Istotna jest oficjalna propaganda państwa. Mam tu na myśli przede wszystkim działania Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które przekonuje młodzież, że jedynym dobrym rozwiązaniem na przyszłość są jedynie nauki ścisłe. Skoro więc to jest jedyny, dobry pomysł, to jednocześnie młodzież uważa, że humanistyka jest na przeciwnym biegunie. Stąd mniejsze zainteresowanie choćby studiami historycznymi.

G.R: Z drugiej strony podczas Uroczystej Inauguracji stwierdził pan, że wolny dostęp zabija humanistykę.

A.M: Musiałbym wrócić do całej myśli. Nie zgodziłbym się jednak ze stwierdzeniem, że coś zabija humanistykę, bo nie da się jej zabić. Natomiast to co wpływa dzisiaj na rozwodnienie atrakcyjności nauki humanistycznej to fakt, że jesteśmy ofiarami własnego sukcesu. Jeżeli dzisiaj ponad 50% młodzieży idzie na studia, to automatycznie studia zaczęły pełnić inną funkcję, niż jeszcze kilkanaście lat temu. Trudno powiedzieć, że ktoś kto skończył studia zalicza się do elity intelektualnej państwa. W związku z tym dyskusja na uniwersytetach ma inny charakter. Nie jest to dyskusja wyłącznie elitarna, ale to tylko w tych kategoriach można mówić o zmianach funkcjonowania humanistyki. Upowszechnienie nie jest złe, byłoby to absurdem. Musimy jednak cały czas szukać metod na kształtowanie elit, czyli rozszerzenie funkcji uniwersytetów.

G.R: To jednak temat na zupełnie inną dyskusję. Chciałbym dowiedzieć się z czym pana zdaniem po latach kojarzyć będzie się szczeciński Zjazd polskim historykom?

A.M: Mam nadzieję, że będzie kojarzył się przez pryzmat kilku doświadczeń. Jednym z nich jest coś o czym rozmawialiśmy w momencie przystępowania do organizacji Zjazdu. Chcieliśmy, by oddziaływał na uczestników jak lekka bryza od morza i stanowił lekkie podanie bardzo poważnej nauki, dyskusji. Wydaje mi się, że ta świeżość i młodość, zarówno pod kątem formy, jak i treści były widoczne. Zaczęło się to wszystko od logo zjazdowego, które miało spełniać to zadanie i moim zdaniem „wywiązało się z obowiązku”. Ponadto zastosowaliśmy nowoczesne technologie w komunikacji z uczestnikami i wyciągnęliśmy rękę w kierunku młodzieży. Mam nadzieję, że wszystko to stworzy aurę przyjazności historii i dostępności do niej.

G.R: Jednym ze znaków rozpoznawalnych były tzw. „niebieskie ludziki”.

A.M: To nasze wielkie osiągnięcie i odkrycie. Stu czterdziestu wolontariuszy, o których mowa, współpracowało z nami w wielkim zakresie. Wyróżnić z tego grona należy stanowiący około pięćdziesięciu osób trzon. Stanowili go ludzie, którzy przez tydzień poprzedzający PZHP pracowali od rana do wieczora. Wykonali oni gigantyczną pracę i bez nich nie byłoby tego Zjazdu. A przynajmniej nie byłby imprezą o takim zakresie. Wiele osób podkreślało, że stwarzali poczucie bezpieczeństwa, będąc twarzą całej konferencji. Najwięcej słów uznania słyszałem właśnie w sprawie naszych stu czterdziestu „niebieskich ludzików”.

G.R: Skoro o liczbach mowa, jest pan w stanie określić ile osób przez cztery dni przewinęło się przez korytarze obiektów, na których odbywały się obrady?

A.M: Dokładnie tego nikt nie jest w stanie określić. Powód jest prozaiczny. W momencie, gdy zdecydowaliśmy się na otwarty charakter Zjazdu było oczywiste, że nie poznamy liczby uczestników. Myślę, że próba porównywania naszego Zjazdu do każdego innego pod kątem tej statystyki nie jest potrzebna. Cieszy jednak bardzo duże zainteresowanie.

G.R: Na koniec proszę powiedzieć jakich rad udzieli pan następnemu organizatorami – Lublinowi?

A.M: Pod względem merytorycznym nie trzeba udzielać rad Lublinowi. Tamtejsze środowisko naukowe jest na tyle silne, że nie będzie miało problemu z wypracowaniem programu. To co z naszego doświadczenia niezwykle cenne jest porozumienie z wieloma środowiskami, nie tylko w samym mieście. Sukcesem XIX PZHP jest to, że partnerowały mu m.in. Muzeum II Wojny Światowej, czy też Muzeum Historii Żydów Polskich. Zbudowanie takiej koalicji jest niezwykle cenne. Kolejnym doświadczeniem jest nawiązanie bardzo bliskiej współpracy z wolontariuszami i szybkie rozpoczęcie pracy z nimi. Ponadto nie należy próbować reżyserować kształtu naukowego, w taki sposób, by nie brać na siebie ciężaru prowadzenia sympozjów. Oczywiście nasi pracownicy uczestniczyli w przygotowaniach, ale to była ogromna siła, że zaprosiliśmy do współpracy wybitnych naukowców z Polski i zagranicy, powierzając im odpowiedzialność za poszczególne debaty. Dzięki temu uzyskały wyższy poziom merytoryczny.

Rozmawiał: Grzegorz Racinowski (Uniwersytet Szczeciński).

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz