„Czarownica równie dobrze mogła być młoda i zamężna, nie musiała należeć do społecznego marginesu i biedoty” [wywiad]


Historia dawnych procesów o czary jasno pokazuje, że czarownica równie dobrze mogła być młoda i zamężna, nie musiała też należeć do społecznego marginesu i biedoty mówi dr hab. Paweł Rutkowski, który bada historię magii i czarownictwa. W rozmowie opowiada także o tym kim byli familariusze, jak wyglądały proces oraz czy o czary oskarżano także mężczyzn.

Wojtek Duch: Zajmuje się Pan zawodowo kulturą krajów anglosaskich, w tym zagadnieniami czarów. Jaka była zatem typowa angielska czarownica i czy jej wyobrażenie było odmienne od wyobrażenia polskiego?

Czarownice

Czarownice

dr hab. Paweł Rutkowski: Typową, a raczej stereo-typową czarownicę wyobrażano sobie podobnie i w Anglii, i w Polsce, i właściwie w każdym innym europejskim kraju. Zgodnie z rozpowszechnioną opinią czarownica była szpetną i zdeformowaną staruchą, złą i wredną, w każdej chwili gotową bez skrupułów użyć znanych sobie czarów, by wyrządzić komuś krzywdę lub narazić go na straty materialne. Ten stereotyp pojawił się już w starożytności - wystarczy wspomnieć dwie wiedźmy jak z koszmaru: Erictho opisaną przez Lukana czy Canidię Horacego - i właściwie wszystkie kultury europejskie czerpiące z antycznego dziedzictwa dobrze go sobie przyswoiły. Naturalnie pojawiały się pewne modyfikacje ogólnego schematu: przykładowo dodatkowym atrybutem wyróżniającym angielską czarownicę począwszy od XVI wieku stał się towarzyszący jej demon przybierający postać kota lub jakiegoś innego drobnego zwierzęcia.

Warto zaznaczyć, iż w czasach polowań na czarownice wiele ofiar rzeczywiście odpowiadało istniejącemu stereotypowi. Wytłumaczyć można to tym, że funkcjonujący w zbiorowej wyobraźni obraz czarownicy dostarczał ludziom gotowego wzorca, po który sięgano, gdy trzeba było znaleźć źródło działających w ich otoczeniu złych czarów. Nie znaczy to jednak, że wyszukiwano i sądzono jedynie złośliwe staruszki! Historia dawnych procesów o czary jasno pokazuje, że czarownica równie dobrze mogła być młoda i zamężna, nie musiała też należeć do społecznego marginesu i biedoty. Rzeczywistość procesowa nie wpłynęła, jak wiadomo, na zmianę wyobrażeń o dawnych czarownicach, które przecież, co warto zauważyć, utrzymują się po dziś dzień.

Czy podatność na wiarę w czary i nadprzyrodzone moce była zależna od stanu społecznego?

Powiedziałbym, że nie bardzo. W średniowieczu i w okresie wczesnonowożytnym wizja świata, w jej ogólnych zarysach, była wspólna dla wszystkich, bez względu na urodzenie i wykształcenie. Obok rzeczywistości materialnej istniała też przecież rzeczywistość niewidzialna dla oczu, a te dwa porządki, doczesny i nadprzyrodzony, mieszały się i wzajemnie przenikały. To, że świat był areną zmagań niewidzialnych sił boskich i demonicznych było oczywistością, której praktycznie nikt podawał w wątpliwość. W możliwość uprawiania magii i czarów - oraz w istnienie tych, którzy chcieli i umieli to robić - wierzyły wszystkie stany: wieśniacy, mieszczanie, szlachta, jak również książęta i królowie.
Podział kulturowy pojawił się później, pod koniec wieku XVII, kiedy pod wpływem zmian cywilizacyjnych i postępów racjonalizmu, elitom nie wypadało już wierzyć, przynajmniej oficjalnie, w zabobony „ciemnego”, nieuczonego ludu.

Najwięcej procesów o czary było na terenie cesarstwa niemieckiego. Skąd tak duża skala tego zjawiska właśnie na tym terenie?

Proces o czary

Proces o czary

To prawda, że na terenach wchodzących w skład Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego doszło do wyjątkowo wielu procesów o czary. Szacuje się, że na tym obszarze wykonano ok. 20,000 egzekucji rzekomych czarownic - dla porównania, w Anglii było ich tylko 500 - co stanowi przynajmniej połowę wszystkich europejskich ofiar polowań na czarownice. Myśląc o przyczynach tego wyjątkowego stanu rzeczy, należy pamiętać, że do polowań na czarownice w historii zazwyczaj dochodziło w warunkach kryzysowych, gdy wzrastało ogólne poczucie zagrożenia. Tymczasem wczesnonowożytna historia Cesarstwa to jeden wielki kryzys spowodowany gwałtownym konfliktem religijnym między katolikami i protestantami, wojnami (wojny chłopskie i Wojna Trzydziestoletnia) czy też kryzysem ekonomicznym z okresowymi klęskami głodu. Na to wszystko nakładała się jeszcze polityczna i legislacyjna defragmentacja i decentralizacja - Cesarstwo było w praktyce luźną federacją kilkuset państewek - która uniemożliwiała skuteczną kontrolę nad wybuchami panicznego lęku przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem ze strony czarownic.

Zapewne z ludzkiej niewiedzy lub chęci konfabulacji nie trudno można było zostać posądzonym o czary. Może znane są Panu, jakieś absurdalne powody, dla których kogoś uznano za czarownicę?

Rzeczywiście, w warunkach histerii i strachu przed szkodliwą magią, który uruchamiał mechanizm polowania na czarownice stosunkowo łatwo można było zostać posądzonym o czary. Wystarczyło, że po jakimś niespodziewanym nieszczęściu - nagłej chorobie w rodzinie, padnięciu zwierząt gospodarskich, itp. - osoba poszkodowana przypomniała sobie, że przecież kilka dni wcześniej pokłóciła się z sąsiadką, która odeszła w gniewie przeklinając lub mrucząc coś pod nosem. Jeśli jeszcze rzeczona sąsiadka od lat wzbudzała we wsi podejrzenia lub miała w rodzinie jakąś inną osobę uprzednio oskarżoną o czary, stanowiło to poważną przesłankę do wniesienia do sądu formalnego aktu oskarżenia przeciwko niej.

Ze współczesnego punktu widzenia wszystkie powody, jakie podawano, oskarżając kogoś o bycie czarownicą wydają się absurdalne. No bo jak inaczej mamy traktować historie o tym, jak oskarżona uczestniczyła w sabacie czarownic, w czasie którego składała hołd Szatanowi lub nawet uprawiała z nim seks? Albo też opowieści o jej przemianie w kota lub zająca, które to magiczne przebranie ułatwiało jej szkodzenie bliźnim? Jednakże to, co dla nas jest jedynie irracjonalnym nonsensem, dla ludzi żyjących wtedy wcale nie musiało być niczym nieprawdopodobnym, gdyż wpisywało się w powszechnie przyjęty system wierzeń o czarownicach i ich działaniach.

Czy procesy dawały w ogóle szansę na oczyszczenie się z zarzutów, czy zawsze ich wynikiem była egzekucja oskarżonego?

Wieszanie czarownic w Anglii, 1655 r.

Wieszanie czarownic w Anglii, 1655 r.

Wbrew popularnemu przeświadczeniu sam fakt oskarżenia nie musiał automatycznie prowadzić do uznania czyjejś winy i skazania na śmierć. Proces czarownicy pod względem proceduralnym nie różnił się od innych postępowań sądowych i sędziowie, jeśli uznali, że przedstawione im dowody winy są niewystarczające, mogli uniewinnić osobę oskarżoną o czary. Jak pokazują dawne akta sądowe, liczba osób uwolnionych od zarzutów mogła stanowić nawet połowę osób oskarżonych.

Jakich metod używano do dowodzenia, iż ktoś zajmuje się mocami nieczystymi?

Takich metod było multum. Chyba najsłynniejszą z nich było sprawdzanie, czy osoba podejrzana o czary ma na swoim ciele „znak diabła” (stigma diabolicum). Miało to być znamię, jakim diabeł naznaczał człowieka, który podpisywał z nim pakt. Znak ten miał posiadać tę niezwykłą właściwość, że był całkowicie niewrażliwy na ból i bezkrwisty, co pozwalało go odszukać poprzez systematyczne nakłuwanie skóry specjalną igłą. W warunkach angielskich poszukiwano raczej „znaku czarownicy”, czyli specjalnego sutka, którego miały używać demony czarownic, by karmić się ich krwią. Ten zwyczaj demonicznych sług wykorzystywano zresztą w inny sposób: zakładając, że muszą one przychodzić do swej pani w miarę regularnie na karmienie, poddawano podejrzaną wielogodzinnej obserwacji, by sprawdzić, czy w tym czasie nie pojawi się przy niej jakieś podejrzane stworzenie. Popularnym sposobem była też próba wody polegająca na tym, że podejrzaną osobę związywano i wrzucano do rzeki lub jeziora. Zanurzenie oznaczało niewinność, zaś unoszenie się na powierzchni jak korek miało świadczyć o niezaprzeczalnej winie (woda jako żywioł czysty miała odrzucać wszystko co moralnie nieczyste). Czasami kazano wyrecytować oskarżonej Ojcze nasz, czego jako czarownica nie była w stanie płynnie wykonać lub porównywano jej wagę z ciężarem kościelnej Biblii. Niekiedy konsultowano się z miejscową wróżką, która świadczyła usługi również w zakresie wykrywania, za pomocą magicznych metod, sprawców złych czarów. Wielość i różnorodność metod identyfikacji czarownic - formalnych i nieformalnych, tradycyjnych i nowatorskich - pokazuje, jak wielką wagę przywiązywano do zagadnienia, jak najskuteczniej zdemaskować czarownicę i uniemożliwić jej dalszą szkodliwą działalność.

Nasuwa mi się myśl, że ciągle mówimy o czarownicach, zatem o kobietach. Mężczyźni nie byli sądzeni za czary?

Ależ byli! W angielskich procesach mniej więcej 20% oskarżonych było płci męskiej. W innych rejonach Europy ten odsetek bywał jeszcze wyższy: we Francji, na przykład, mężczyźni stanowili mniej więcej połowę skazanych, a w krajach skandynawskich, gdzie istniała silna tradycja magii uprawianej przez mężczyzn, byli oni nawet w większości. Niemniej jednak, uzus językowy każący nam mówić o polowaniach na czarownice, a nie czarowników, poprawnie odzwierciedla historyczną rzeczywistość: ogólne statystyki dla całej Europy pokazują bowiem, że to przede wszystkim kobiety padały ofiarą oskarżeń o czary. Dodajmy, że tę nadreprezentację słabej płci, zauważoną i podkreślaną w ówczesnych źródłach, tłumaczono rzekomo naturalną podatnością kobiet na wpływy, zwłaszcza te złe, przy czym koronnego argumentu dostarczał biblijny przekaz o pramatce Ewie, która przecież tak szybko dała się skusić namowom węża. Czarownice były więc nieodrodnymi córkami Ewy, gdy tak jak ona ulegały Szatanowi i pokusie uprawiania czarów. Nie zmieniało to oczywiście faktu, że mężczyznę też można było skusić do złego, jak niegdyś Adama ...

W swojej książce Kot czarownicy. Demon osobisty w Anglii wczesnonowożytnej pisze Pan o familiariuszach, czyli upraszczając zwierzętach, które były podporządkowane woli czarownicy. To cecha charakterystyczna wyłącznie anglosaskiej czarownicy? Jest obca polskiej kulturze?

familariusz

Czarownica i jej familiariusze

Ściśle rzecz biorąc, angielskie familiariusze nie były zwierzętami, lecz demonami przybierającymi postać zwierząt. Ten motyw był rzeczywiście cechą charakterystyczną czarownictwa angielskiego, wręcz jego wyróżnikiem. Co prawda, zwierzęce demony służące czarownicom spotykamy również w wierzeniach baskijskich, duńskich i lapońskich (również, bliżej naszego podwórka, w Prusach Książęcych), ale w Anglii odgrywały nieporównywalnie większą rolę. W polskiej kulturze demonologicznej, o ile mi wiadomo, nie było dokładnego odpowiednika familiariusza. Na pierwszy rzut oka, najbliżej do angielskiego kolegi jest chyba „chowańcowi”, leniwemu wiejskiemu diabłu „chowanemu” przez czarownicę w domu i przez nią utrzymywanemu, ale różnice między tymi dwoma motywami kulturowymi są jednak zbyt duże, by móc je utożsamić.

Zostając w tematyce familiariuszy, w jaki sposób pozyskiwać je miały czarownice i do jakich celów wykorzystywały?

Angielska czarownica mogła zdobyć swojego familiariusza na kilka sposobów. Można go było dostać lub kupić, za pieniądze lub w ramach handlu wymiennego, od innej czarownicy. Ponieważ czarownictwo często było „profesją” dziedziczną, razem z umiejętnościami czarowania, otrzymywało się również familiariusza należącego uprzednio do matki lub babki, która przekazywała go dalej zazwyczaj na łożu śmierci. Można też było, odprawiając magiczny obrzęd, poprosić samego Szatana, by zechciał obdarować czarownicę demonicznym sługą. Niekiedy familiariusz zjawiał się sam, z własnej woli, by zaoferować swoje usługi.

Czarownice i jej familiariusze

Czarownice i jej familiariusze, ilustracja z „The Discovery of Witches ” M. Hopkinsa, 1647 r.

Zadaniem familiariusza było posłusznie wypełniać wolę swojej czarownicy, która wyręczała się nim przy uprawianiu czarów. Zamiast rzucać klątwy lub zaklęcia jego pani wołała go nakazując mu zniszczyć zbiory na polu sąsiada, sprowadzić chorobę na jego dom lub wybić żywy inwentarz. W zamian za dobrze wykonane zadanie demon otrzymywał pożywienie: mleko, piwo, chleb, mięso lub też, jak już wspominałem, krew wysysaną bezpośrednio z żył swojej właścicielki.

Od połowy XVII w. stopniowo kończy się okres polowań na czarownice i publicznych egzekucji za czary. Jednak, ciekawostką jest, iż czary przestały być przestępstwem w Wielkiej Brytanii dopiero w 1951 roku...

Na przełomie XVIII wieku polowania na czarownice zdecydowanie wytraciły swój impet. Ostatni przypadek skazania kogoś na śmierć za uprawianie czarów w Anglii miał miejsce w roku 1712. Wyrok ten jednak nigdy nie został wykonany, a skazaną, kobietę o imieniu Jane Wenham, ułaskawiono. Pokazuje to, iż w tym czasie sądy z coraz większą niechęcią zajmowały się takimi sprawami, a wśród elit coraz wyraźniej wyrażano przekonanie, iż wiara w czary jest jedynie zasługującym na potępienie przesądem. Przełomowym był rok 1736, kiedy to angielski parlament uchylił wszystkie wcześniejsze prawa skierowane przeciwko czarownicom. Choć uprawianie czarów i magii, uznane w końcu za czyn niemożliwy, przestało być przestępstwem, to ustawa z roku 1736 nadal przewidywała kary dla oszustów, którzy „udawali”, że potrafią czarować. Prawo z roku 1951, o którym Pan wspomniał, nie usuwało czarownictwa z listy przestępstw - to się stało jeszcze w wieku XVIII - lecz jedynie znosiło sankcje karne dla fałszywych czarownic i magów, którzy oszukiwali łatwowiernych ludzi swoimi rzekomymi magicznymi umiejętnościami. Nawiasem mówiąc, dzięki tej zmianie prawa Gerald Gardner mógł bez obaw opublikować książkę Witchcraft Today. Był to początek dzisiejszego ruchu neopogańskiego Wicca, którego członkowie nazywają siebie spadkobiercami historycznych czarownic. Ale to już zupełnie inna historia...


*dr hab. Paweł Rutkowski - adiunkt w Zakładzie Kultury Krajów Anglosaskich Uniwersytetun Warszawskiego. Autor licznych prac związanych z historią magii i czarownictwa

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

1 komentarz

  1. Tyminski pisze:

    Ciekawi mnie w jaki sposób je uniewinniano, jakie były dowody.

Zostaw własny komentarz