„Mała zagłada” - A. Janko - recenzja


Czy wspomnienia tragicznych wydarzeń wojny można przekazać w genach? Ile wspólnego mają zbrodnie dokonane na ludności w trakcie okupacji z tymi dwudziestowiecznymi z Ruandy, Kambodży czy byłej Jugosławii? Na te pytania odpowiada Anna Janko w swoim najnowszym reportażu „Mała zagłada”.

mała zagłada„Mała zagłada” Anny Janko opowiada historię wsi Sochy na Zamojszczyźnie, która 1 czerwca 1943 roku została spacyfikowana za pomaganie partyzantom. W ciągu zaledwie kilku godzin spalono budynki, wymordowano mieszkańców i zrównano wieś z ziemią. Pozostał raptem jeden dom, garstka ludzi oniemiałych z przerażenia i kilkoro dzieci, które ocalały przypadkiem. Pośród nich była dziewięcioletnia wówczas Terenia Ferenc – matka Anny Janko, która widziała, jak Niemcy brutalnie zabijają jej rodziców i innych mieszkańców wioski. Terenia Ferenc nie miała czasu na dzieciństwo, tak jak nie miała czasu na dorastanie. Jeszcze wczoraj miała szczęśliwą rodzinę, a następnego dnia rano ona i jej młodsze rodzeństwo zostali sierotami.

W pamięci dziewięcioletniej dziewczynki na zawsze pozostał obraz tamtych tragicznych wydarzeń, który prześladował ją zarówno w trakcie pobytu w sierocińcu, jak i później, kiedy była już dorosłą kobietą. To wspomnienie stało się nie tylko wojennym wstrząsem dla głównej bohaterki, lecz także powojenną traumą jej całego życia. Napady lęku i depresji, łzy i strach miały jej towarzyszyć nieustannie, czego świadkiem stała się jej córka – Anna Janko. „Mała zagłada” jest zatem nie tylko próbą dokonania rozliczenia z przeszłością i złożenia hołdu osobom pomordowanym w pogromach, jakim było na przykład tragiczne i zapomniane zajście we wsi Sochy, lecz także w zamyśle autorki owa publikacja miała stać się możliwością na przelanie na papier uczuć, jakie przez lata trawiły wewnętrznie jej matkę, a poprzez matkę także samą Annę Janko.

Trzeba przyznać, że autorka postawiła sobie niezwykle trudny i ambitny cel. Podjęta przez nią bowiem problematyka jest dość powszechna, ponieważ tragiczne opowieści z okresu wojny i okupacji bardzo często są odtwarzane przez światków tych zdarzeń. Nie jest to zatem sytuacja komfortowa dla pisarza, który chciałby, aby opowiedziana przez niego historia nie była „jedną z wielu„. W przypadku ”Małej zagłady” Anny Janko nie ma jednak takiego zagrożenia, bowiem ta pozycja jest współczesną rozprawą z traumą drugiego pokolenia, w której autorka bardzo sprawnie udowadnia, iż problem ludobójstwa nie przeszedł do historii wraz z zakończeniem II wojny światowej.

Relacje, w których poznajemy wojnę z pierwszej ręki, pozwalają w znacznym stopniu dotknąć i zrozumieć to, co spotkało tamtych ludzi. Bez wątpienia najtrudniejszą rzeczą dla autora jest przekazanie czytelnikowi takiego zapisu zbrodni, który oddawałby uczucia i doświadczenia ofiar. Jak pisze Anna Janko na kartach swojego reportażu: „Strach jest tak naprawdę nie do opisania. Mnie się kiedyś zdawało, że wszystko jest do opisania. Tylko trzeba się wcześniej dobrze zastanowić. Mocno się wczuć w tę przerażającą rzecz, którą się ma na myśli i zaciągnąć ją z powrotem w tamten czas, gdy się stawała (można też przypomnieć sobie inną, podobną historię) i się z nią utożsamić. Wtedy powinno dobrze pójść. Skoro na początku było Słowo, to powinno się znaleźć i potem. Ale niestety. W kwestii strachu to się nie udaje. Bo czy można ubrać w słowa pustkę, która wyje? Pustkę, która wyje biegnąc na oślep? Pustkę, która wyje i biegnie na oślep, nie ruszając się z miejsca? Jak płonący lód parzy i ziębi zarazem? Od czegoś takiego słowa odpadają jak papierowe strzałki. Właściwie zanim dolecą, to się już spalą. Nie ma słów”. Widać zatem wyraźnie, że opisanie okrucieństwa tragedii Soch było dla autorki największym wyzwaniem, z którym, trzeba przyznać, poradziła sobie znakomicie. Wpleciony w narrację dialog z matką sprawia, że jest to książka bardzo osobista, zarówno dla Tereni Ferenc, która przez lata bała się mówić o swoim bólu i fobiach, jak i dla autorki, bowiem Anna Janko traktuje omawianą pozycję jako drogę do autoterapii.

Na kartach książki czytamy także wyznanie: „Zabrałam ci twoją historię, mamo, twoją apokalipsę. Karmiłaś mnie nią, gdy byłam mała, szczyptą, po trochu, żeby mnie tak całkiem nie otruć. Ale się uzbierało. Mam ją we krwi. Dziesiątki lat zaciemniała mi obraz świata. Dziś może więcej jej we mnie niż w tobie. Całe życie powstrzymywałam się od życia bo czekałam na wojnę. Nie chcę już tak dłużej…„. Reportaż Anny Janko porusza zatem wspomniany wcześniej problem traumy drugiego pokolenia. Choć autorka zna wojnę z opowieści swojej matki, to sama zachowuje się tak, jakby była świadkiem tragedii wsi Sochy. W narracji wszechobecne są niepokój i walka o przetrwanie. Anna Janko utożsamia się ze swoimi bohaterami, bo przecież ”Mała zagłada” to nie tylko historia dramatu jej matki. To historia mieszkańców wsi na Zamojszczyźnie, którzy mają konkretne imiona i nazwiska. Celem tego obrazowego opisu było nadanie twarzy zapomnianym ofiarom i zmierzenie się z zapomnianym okrucieństwem, które je spotkało.

Warto przez chwilę zatrzymać się nad specyficzną konstrukcją książki. Poza wspomnianym dialogiem z matką mamy do czynienia z monologiem wewnętrznym autorki. Choć książka jest zapisem wspomnień dotyczących zagłady, nie można zarzucić Annie Janko nadmiernego patosu i celowego grania na emocjach odbiorcy. Język jest niezwykle oszczędny, a ze względu na ta to, iż autorka jest poetką, przepełniony stylistycznymi środkami wyrazu, takimi jak metafory, porównania, epitety czy oksymorony, przez co realizm opisywanych wydarzeń nieco może mieszać się z poetyckością opisu, a drastyczne dla czytelnika fragmenty mogą szokować dosadnością opisu i naturalizmem.

Kluczowe w konstrukcji tego reportażu są rozmowy matki i córki. Terenia Ferenc relacjonuje to, czego była świadkiem w dzieciństwie, Anna Janko z kolei nie tylko interpretuje opowieść matki, lecz także stara się ją wyjaśnić i wyciągnąć z niej wnioski. Autorka wyruszyła śladami historii Soch z 1 czerwca 1943 roku, dlatego wielokrotnie poprawia matkę czy stara się naprowadzić na interesujące ją wątki. W efekcie doprowadza to do wniosku, iż pacyfikacja wsi Sochy to konkretne osoby, które zamordowano i konkretne domy, które spalono. Poprzez dokładne odtworzenie wszelkich okoliczności tego zdarzenia, Anna Janko przywraca tym ludziom tożsamość.

W szerszym kontekście autorka zwraca uwagę na bardzo poważny aspekt wojny. Wieś Sochy jest przecież jedną z wielu wsi, która została zrównana z ziemią za pomoc partyzantom na terytorium okupowanej Polski, a gdyby nie „Mała zagłada” o owych tragicznych wydarzeniach wiedziałoby wyłącznie wąskie grono osób. W praktyce oznacza to zatem, że podobnych, zapomnianych tragedii było znacznie więcej, a w obliczu ich powszechności w trakcie II wojny światowej, podobnie jak ta z Soch, straciły własną tożsamość. Liczne ofiary tego typu zdarzeń, które nigdy nie doczekają się własnej mogiły, także pozostaną bezimienne. Anna Janko poprzez swój reportaż nie tylko nie pozwala na to, aby zapomnieć o tragedii Soch, ale zmusza swojego odbiorcę do gorzkich refleksji i brutalnej konfrontacji z rzeczywistością wojenną, chcąc w ten sposób uświadomić jak wiele ofiar z sobą niesie. Bo przecież bezimienni, jak do tej pory byli mieszkańcy Soch, są także zamordowani w obozach koncentracyjnych więźniowie, żołnierze, którzy zginęli na froncie, czy uczestnicy powstań. Anna Janko zbliża nas do spraw najbardziej intymnych i ważnych – my, pokolenie po wojnie, jesteśmy świadkami rozrachunku z przeszłością, dlatego powinniśmy zadbać o to, aby ofiarom oddano należną cześć, a ich tragedie zostały zapamiętane i utrwalone ku przestrodze kolejnych pokoleń. Dlatego musimy stawiać niewygodne pytania o przyczyny, formułować oskarżenia i szukać winnych – mówi Janko, a jako uzasadnienie tego stanowiska przedstawia problem wskazania osób odpowiedzialnych za zbrodnie II wojny światowej. Gdzie szukać winnych, skoro każdy wykonywał tylko polecenia? – pyta autorka.

„Mała zagłada„ Anny Janko, jak już wspomniano, porusza wiele istotnych kwestii. Autorka wpisuje się w dyskurs dotyczący traumy drugiego pokolenia, wskazuje na problem zabierania tożsamości ofiarom, ale najistotniejszy wniosek stanowiący sedno jej rozważań dotyczy refleksji nad samą wojną, bowiem, jak pisze Janko – „wojna nie umiera nigdy„. I nie chodzi w tych słowach bynajmniej o dziedziczenie po rodzicach traumy, czego przykładem jest jej własne doświadczenie. Anna Janko ukazała wojnę jako niszczące zjawisko wciąż obecne w naszym życiu, czym wywołała dyskusje w środowisku historycznym. Trudno jednak nie zgodzić się z pisarką, która wewnętrzne monologi i dyskusje z matką przeplata opisami rzezi nam współczesnych – w byłej Jugosławii, Ruandzie, Kambodży czy Korei Północnej i skutecznie udowadnia, że pomimo upływu lat ludobójstwo w dalszym ciągu jest obecne w naszym życiu. Zabijanie i niszczenie towarzyszą nam każdego dnia. Różnica widoczna jest jedynie w sposobach i środkach prowadzących do tego celu, które przybierają coraz bardziej okrutne i wyrafinowane formy. Chorobliwe ideologie, takie jak nazizm, faszyzm, komunizm, a współcześnie religijnie umotywowany terroryzm także nie przeszły do lamusa. Choć uległy drobnemu przekształceniu i przedefiniowaniu w dalszym ciągu stanowią niezastąpioną podporę ideologiczną reżimów, prowadzących do krwawych konfliktów. W swych rozważaniach Anna Janko nawiązuje do sławnych słów Kurta Tucholskyego z 1931 roku, który stwierdził, że żołnierze są mordercami: „Wojsko, każde wojsko, to kaci w drodze. Mają prawo, mają misję krwawą. Przeistoczeni, natchnieni, nie z tej ziemi. Współczesne czy niedawne masakry szokują nas, bo ta groza dyszy w nasze plecy, fizycznie wręcz czujemy, że mogłoby to i nam się przytrafić. Nie wierzymy już naiwnie, że wojna to rzecz zamknięta w historii, bo ludzie zmądrzeli. I takie atrakcje jak gwałcenie kobiet i rozbijanie dzieci o ścianę miałyby pójść do lamusa? (…) W dwudziestym pierwszym wieku także po masakrze wyrywa się złote zęby z ust zabitych, złoto to złoto, wędruje ono z rąk do rąk, tak jak podczas okupacji niemieckiej kilkadziesiąt lat temu”. Smutne i poruszające to słowa, ale niestety prawdziwe. Tego typu sformułowania co jakiś czas są wplatane przez autorkę w narrację dotyczącą tragedii wsi Sochy, ze szczególnym uwzględnieniem skali okrucieństwa i łatwości przenoszenia go na grunt nam współczesny. Anna Janko właściwie sygnalizuje, że zbrodnie przybierają obecnie różne postaci, przez co współczesne społeczeństwa trawi problem, który Hannah Arendt kiedyś trafnie nazwała  ”banalnością zła”.

Reasumując, reportaż Anny Janko „Mała zagłada„ zdecydowanie wyróżnia się na tle literatury wspomnieniowej czy pamiętnikarskiej z okresu II wojny światowej, a to dlatego, że autorka nie skupiła się tylko na relacji doświadczeń swej matki, ale poszerzyła je o własną, niezwykle cenną refleksję o tym, iż ”wojna nie umiera nigdy”, która dla potomności  staje się przestrogą.

Plus minus:
Na plus:
+ relacja z pierwszej ręki
+zwrócenie uwagi na problem banalności zła
+ wartościowe wnioski końcowe – wojna, jako niszczące zjawisko, które nie umiera nigdy
+ bogaty materiał ilustracyjny
+ ciekawa konstrukcja książki – monolog wewnętrzny autorki przeplatany jest z dialogiem z matką
+ poruszająca narracja
+ wartościowe refleksje nad tym, że „wojna nie umiera nigdy”
+bardzo dobre, poręczne wydanie
Na minus:
- brak

Tytuł: Mała zagłada
Autor: Anna Janko
Wydanie: 2015
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
ISBN: 978-83-08-05420-8
Stron: 261
Oprawa: twarda
Cena: 34,90
Ocena recenzenta: 10/10

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz