Od odrzucenia do akceptacji. Kobiety w sporcie do 1900 r. |
Karta Olimpijska, kodyfikacja fundamentalnych pryncypiów, zasad i praw Olimpizmu, już we wstępie zawiera uwagę, że terminy oddające w Karcie zarówno strukturę MKOL, jak i te odnoszące się bezpośrednio do ludzi sportu, choć są rodzaju męskiego, to powinny być rozumiane tak, jakby kryły się za nimi także osoby płci żeńskiej.
Istota problemu tkwi jednak w Zasadzie 2 Karty (Misja i rola MKOL),
której paragraf 7 jasno wyraża cel Olimpizmu: „wzmacniać i wspomagać promowanie kobiet w sporcie na wszystkich poziomach i we wszystkich strukturach w celu wprowadzenia w życie zasady równości kobiet i mężczyzn”.
Właściwe rozumienie tych słów nakazuje, aby problem „kobiet w sporcie” traktować szeroko nie ograniczając się jedynie do ich sportowej aktywności. Kobiety przecież coraz częściej pełnią określone funkcje w sporcie, który w XX w. stał się swego rodzaju narodową lub ponadnarodową strukturą organizacyjną. Skoro panie bywają nawet prezesami znanych klubów piłkarskich, to nie ulega wątpliwości, że ważne w sporcie reguły równości płci promują jednocześnie ideę równouprawnienia poza nim samym.
Ta ważna misja jest w pełni zrozumiana i akceptowana u progu XXI wieku,
ale historyka zmusza do refleksji nad doprawdy ciernistą drogą, jaką „kobiety
w sporcie” musiały przejść, aby ich pozycję i status legitymował dokument tej wagi, co Karta Olimpijska.
Udział kobiet, właściwie dziewcząt w wieku na ogół 12-13 lat, w agonach starogreckich mógł stanowić dla zauroczonego antykiem Pierra de Coubertina poważny argument za wprowadzeniem do programu już pierwszych Igrzysk Olimpijskich ery nowożytnej w 1896 r. zawodów z udziałem kobiet. Tak się jednak nie stało, a powody takiego stanu rzeczy tkwią w odległej przeszłości, historii trochę trudnej do zrozumienia ze współczesnej perspektywy entuzjastów piękna kobiecego sportu, którzy doskonale wiedzą, iż w igrzyskach w Londynie 2012 r. kobiety stanowiły niemal połowę startujących!
P. de Coubertin nie miał nic przeciw aktywności fizycznej kobiet. Akceptował stan i kondycję „sportu kobiecego” poza Olimpiami, bo do ok. połowy XIX w. społecznie aprobowany w Europie i USA miał on charakter raczej rekreacyjny niż sportowy. W relacji do wówczas często już wysoko specjalistycznego i profesjonalnego sportu mężczyzn aktywność ta nie zawsze oparta była na rywalizacji, rzadko miała charakter formalnego współzawodnictwa toczącego się wedle jasno określonych reguł, przypominała raczej gry i zabawy niż regularne zawody. Baron de Coubertin sceptycznie odnosił się do idei niwelowania wielorakich, głównie społecznych i politycznych różnic między kobietami a mężczyznami poprzez rywalizację sportową. Miast bicia rekordów przyszłe matki dbać raczej powinny o dobre wychowanie swych synów1.
Jego nieco arystokratyczna wstrzemięźliwość po części wynikała z obserwacji niektórych zjawisk zachodzących w profesjonalnej rywalizacji kobiet już od początku XVIII w. Na przykład niewieście walki pięściarskie i zapaśnicze organizowane w ówczesnych wielkich metropoliach miały niewiele wspólnego ze szlachetnym i czystym współzawodnictwem2. Często brały w nich udział kobiety o doprawdy złej reputacji, a w zadymionych lokalach rozrywkowych zbierała się gawiedź żądna wrażeń dalekich od estetyki nie tylko greckich agonów. P. de Coubertin nie ufał intencjom edytorów tychże zawodów,którzy w pogoni za sensacją i zyskiem deptali wszystkie ideały twórcy nowożytnego olimpizmu. Warto dodać, że Coubertinowska idée fixe w poszukiwaniu historycznych korzeni nie sięgała jedynie do starożytnej Grecji. Równie istotną rolę w jej kreowaniu odgrywało średniowiecze z jego rycerskim etosem i kanonem wartości właściwym jedynie dla świata mężczyzn. Epoka wieków średnich znała oczywiście przykłady wspaniałych kobiet wojowników (np. Joanna d’Arc, Eleonora Akwitańska, Elżbieta I), ale ich przewagi wojenne bynajmniej nie czyniły z nich sportsmenek3. Stanowiły co najwyżej przykład chwilowego odwrócenia przypisanych kobietom i mężczyznom tradycyjnych ról oraz powszechnie akceptowanych zadań. Zabawy i gry w średniowiecznych miastach Anglii, Niemiec i Italii (w nich rodziły się drużynowe gry w piłkę), ze względu na swój głównie plebejski i „demokratyczny” charakter (najpewniej brały w nich udział również kobiety) kłóciły się z wizją coubertinowskiego nieco elitarnego, dżentelmeńskiego sportu.
Opinie P. de Coubertina kontestował francuski książę Justinien de Clary, późniejszy prezydent Francuskiego Komitetu Olimpijskiego. Był on zwolennikiem popularnej na przełomie XIX i XX w. teorii Karola Darwina, wedle której w świecie natury szansę na przetrwanie mają tylko najsilniejsze jednostki. Wychodząc z takich przesłanek twierdził, że silne i zdrowe kobiety stworzą podstawy równie mocnej rasy, silnego społeczeństwa. Ten nadrzędny cel można zatem realizować nawet drogą współzawodnictwa kobiet i mężczyzn. W opiniach J. de Clary pobrzmiewała też starogrecka eugenika (gr. eugenes = dobrze urodzony). Jeśli silne kobiety i mocni młodzieńcy płodzić mieli zdrowe dzieci, to wzorem starożytnej Sparty warto pokusić o włączenie do sportowej rywalizacji kobiet.
W sporze P. de Coubertina z J. de Clary nie pojawiły się oczywiście wszystkie historycznej natury argumenty za lub przeciw udziałowi kobiet w sporcie. Dysputa ta była doprawdy wierzchołkiem góry lodowej, drobiną w masie uwarunkowań i zależności, które długo czekały na właściwe i dogłębne rozpoznanie. Współczesnym historykom, w czasach, kiedy problem nie budzi już nazbyt wielkich emocji, znacznie łatwiej oceniać prawdziwe powody sukcesu żeńskiego sportu, zrazu fenomenu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu z 1900 roku. Mimo wstrzemięźliwości Coubertina dwadzieścia dwie kobiety po raz pierwszy wzięły wówczas udział w rywalizacji olimpijskiej w tenisie ziemnym, golfie, żeglarstwie, krokiecie i jeździectwie (tylko w dwu lub trzech pierwszych współzawodniczyły wyłącznie we własnym gronie!)4.
Sport nie jest i nigdy nie był w pełni samodzielnym faktorem życia publicznego. Choć w jakiś sposób autonomiczny i niezależny od podziałów politycznych, narodowych, społecznych i religijnych, to jednak ciągle uwikłany bywa w związki z wieloma innymi dziedzinami życia (o sukcesach sportsmenek z d. ZSRR decydowała polityka partii komunistycznej, a w wielu krajach islamskich udział kobiet w sporcie jest ciągle znikomy). Ten rodzaj zależności był jeszcze bardziej silny zwłaszcza w XIX w.5, kiedy rodził się nowożytny, męski u początków sport i kiedy do olimpijskich wrót coraz śmielej dobijać się poczęły kobiety. O tym stuleciu, które ukształtowało współczesność najsilniej ze wszystkich wcześniejszych epok historycznych, powiedzieć można, że pełne było wielorakich sprzeczności. Ścierały się w nim różne postawy i zjawiska, które z jednej strony symbolizowały odchodzący świat szeroko rozumianego ancien régime (fr. stare rządy), zaś z drugiej wyznaczały wszelką nowoczesność, nowe prądy, rozwiązania, idee, nowe porządki.
W relacjach między kobietami i mężczyznami tej epoki długo jeszcze dominowała teoria dwóch separowanych sfer. Poważne sprawy dziejące się na forum publicznym uznawano za męski monopol, pozostawiając kobietom kwestie domu, rodziny i wychowania dzieci. Miało to ogromne znaczenie w definiowaniu wszelkich poprawności obyczajowych od stroju poczynając na sprawach zdrowia kończąc. Kiedy w 1829 r. Phokian Clias, szwajcarski teoretyk wychowania, opublikował pierwszą książkę o ćwiczeniach fizycznych dla kobiet „Kalisthenie” (tytuł pochodził od greckich słów oznaczających połączenie piękna i siły), skupił swą uwagę raczej na dystyngowanych ruchach i niewieściej gracji. Odradzał grę w piłkę, bo ta wymagała energicznych ruchów rękoma i pracy mięśni piersi.
Przy ówczesnym stanie wiedzy medycznej obawiano się złego wpływu nazbyt wielkiego wysiłku kobiet na rodzenie dzieci. Amerykańska edukatorka Cetherine Beecher, autorka dzieła „Kurs kalisthenii dla młodych kobiet” akceptowała zbawienność ruchu, ale z jego wyraźnym ograniczeniem do prac domowych.
Kilka lat potem w 1836 r. Donald Walkers w „Ćwiczeniach dla kobiet” przestrzegał je przed jazdą konną, która deformować miała ważne przy rozwiązaniu kości miednicy(sport kłóci się z rolą matki).
Zalecał natomiast grę na harfie oraz spokojne ćwiczenia hantlami. W 1874 Dr. Edward Clarke opublikował naukową rozprawę „Płeć w edukacji”, w której zniechęcał kobiety do fizycznego wysiłku zwłaszcza w okresie menstruacji.
Podobne naukowe spekulacje wzmacniały tradycyjny dogmat o fizycznej i intelektualnej ułomności kobiet. Opinie takie były jednocześnie przejawem dość histerycznego strachu przed maskulinizacją kobiet, wykreowaniem nowożytnej Amazonki, kobiety wolnej i niezależnej. Chrześcijański publicysta J.R. Headington jeszcze w 1878 r. twierdził nawet, że atletyka kobieca stanowi dziewięć kroków do moralnej ruiny i degrengolady płci pięknej6 i narusza „naturalny porządek świata”, w którym kobiety powinny jedynie wykazywać się właściwą postawa, pił enem ciała i wąsko pojmowanym zdrowiem.
Tradycyjne poglądy, podobne bezpiecznym obyczajowo opiniom Cliasa i Beecher poddawane były coraz częściej merytorycznej, choć zrazu powściągliwej krytyce. W 1847 r. Lydia M. Child w swojej książce dla młodych kobiet przekonywała, że chłopięce sporty, takie jak jazda na łyżwach i ćwiczenia hula-hoop warto uprawiać w ogrodzie lub w domu, ale nigdy w miejscu publicznym. Coraz śmielsze głosy krytyki wysublimowanej aktywności fizycznej kobiet stały się możliwe dzięki ruchowi emancypacyjnemu (łac. emancipatio - uwolnienie spod władzy w domyśle męskiej). Warto dodać, że nośne społecznie idee równouprawnienia płci głosiły nie tylko sufrażystki-emancypantki (łac. suffragium - głos wyborczy w tym wypadku dla kobiet), ale także rosnący w siłę - z natury broniący słabych i opresjonowanych - socjaliści. W takim kulturowym kontekście poczęły powstawać pierwsze kierowane wyłącznie dla kobiet periodyki. Inicjatorką jednego z nich była amerykańska sufrażystka Amelia Jenks Bloomer. Jej dwutygodnik „The Lily” ukazywał się w l. 1849-1853 i promował dostęp kobiet do edukacji, w której istotną rolę powinny odgrywać oparte na rywalizacji zawody sportowe.
Trzeba jednak przyznać, że zagorzałe feministki końca XIX i pocz. XX w. często traktowały sport kobiet jako niegodny ich wsparcia (w obliczu kryzysów politycznych i ekonomicznych sprawy te często uznawano za mało istotne). Ze stałą pomocą przychodziła natomiast rzetelna wiedza. W 1892 r. czasopismo Physical Education (publikacja YMCA Young Men’s Christian Association – Związek Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej) cały zeszyt poświęciło kobiecej edukacji fizycznej. Wnioski były jednoznaczne – kobiety potrzebują ćwiczeń, sił fizycznych i wytrzymałości. Tym samym kwestionowano popularne sądy o tym, że ich organizmy nie są zdolne do intensywnego wysiłku fizycznego.
Największą rolę w odsyłaniu do lamusa starych poglądów wychowawczych miał jednak rozwój nowoczesnych szkół prywatnych (w USA) i publicznych (głównie w Wielkiej Brytanii). W 1865 r. amerykański biznesmen Matthew Vassar otworzył Vassar Female College ze specjalnym systemem szkolenia fizycznego z klasami specjalizującymi się w jeździe konnej, pływaniu, żeglarstwie, jeździe na łyżwach oraz „innych fizycznych zdobyczach odpowiednich dla pań w celu nabycia siły cielesnej i wdzięku”. Już rok później w szkole powstały dwie pierwsze amatorskie kobiece drużyny baseballowe. Niedługo potem Szwedka Martina Bergman-Osterberg została Nadinspektorem Wychowania Fizycznego Dla Szkół Publicznych w Londynie. Do 1886 r. przeszkoliła ok. 1300 angielskich nauczycieli w metodach nauczania słynnej wówczas szwedzkiej gimnastyki. Nie ukrywała, że była to skuteczna droga przyspieszająca niewieście postępy kobiet w szeroko rozumianym wyścigu płci. Nie dziwni zatem, że w II połowie XIX w. poczęły powstawać kobiece kluby i stowarzyszenia sportowe (początkowo związane z koledżami i organizujące rozgrywki międzyszkolne) nawet w takich dyscyplinach jak hokej na lodzie.
Poglądy wychowawcze i te głoszone w szeroko rozumianej publicystyce często szły w parze z praktyką życia codziennego. A ta pokazywała rosnącą akceptację dla udziału kobiet zwłaszcza w tych dyscyplinach, w których ze względu na pewne tradycje łatwiej było o ich społeczną akceptację. Dotyczyło to zwłaszcza kobiet z wyższych grup społecznych, które bez uszczerbku dla swej czci i godności grywały w golfa i tenisa7. Golfem fascynowała sie już w połowie XVI w. Maria, królowa Szkocji (1542-87). Za jej panowania powstały słynne pola golfowe w St Andrews. Złośliwi opowiadali, że królowa nie przerwała gry nawet na wieść o zamordowaniu jej męża. Nie dziwi zatem, że elitarny St Andrews Golf Club w 1867 r. przyjął do swego grona także kobiety. Stosunkowo łatwiej było o akceptację kobiet uprawiających jeździectwo, bo była to umiejętność praktyczna (ważna zwłaszcza w angielskich koloniach zamorskich), której weryfikacji już w k. XVIII w. dokonywano często na torach wyścigowych nawet z udziałem kobiet dżokejek. Zawody kobiet w tenisie ziemnym dołączono do słynnego turnieju w Wimbledon już 1884 r. Trzy lata potem panie startować mogły w równie prestiżowych mistrzostwach na US Open. Relatywnie wcześnie akceptowano u kobiet umiejętność pływania, a decydowały o tym proste względy bezpieczeństwa.
Żadna z tych dyscyplin nie uczyniła jednak dla kobiecej emancypacji w sporcie tyle, co… jazda na rowerze. Mówi się nawet o rowerowej rewolucji dokonującej się w dwu ostatnich dekadach XIX w. Można powiedzieć, że odkąd w 1888 r. pojawił się bezpieczny rower z lekką ramą, sprawnymi hamulcami, pneumatycznymi oponami, dwoma równej wielkości kołami i napędem łańcuchowym, kobiety dostały w swoje ręce wehikuł, którym śmiało podążały w kierunku nie tylko sportowego równouprawnienia. Rower w naturalny sposób dawał poczucie wolności, samodzielności i samorealizacji. Można było dzięki niemu zwiedzać i uprawiać aktywną turystykę. Można było tworzyć kluby krajoznawcze i stowarzyszenia sportowe. Szacuje się, że w l. 90. XIX w. ponad milion Amerykanek posiadało i korzystało z dobrodziejstwa rowerów. Tzw. „Golden Age of the Bicycle„ bezpośrednio przyczynił się do rozwoju nowego zdrowego trybu życia. Coraz częściej jazda na rowerze dawała znakomite możliwości pokazania sił i zdolności fizycznych kobiet. Z roku na rok śrubowały rekordy jazdy na odległość i czas… Susan B. Anthony, amerykańska sufrażystka, słusznie stwierdziła, że ”rower uczynił więcej dla emancypacji kobiet niż cokolwiek innego na świecie”.
Słuszność jej opinii wynikała poniekąd z faktu, że jazda na rowerze ostatecznie wyzwoliła kobiety z kłopotliwego i krępującego ruchy gorsetu. Choć był to tylko efekt pośredni upowszechnienia tego sportu, to stał się aktem o głębokiej jednoznacznej symbolice. Długie kurtki rowerzystek zakładane na sięgające kolan szorty zrazu oburzały, ale dość szybko zostały uznane za normę. Udział kobiet w innych dyscyplinach sportu również przekładał się obowiązujące mody. Pięściarki występowały w długich T - shirtach, ale najważniejsze upowszechnienie mody na krótko przystrzyżone fryzury (aby zapobiec ciągnięciu za włosy). Gołym nogom przyzwoitości przydawały coraz popularniejsze rajstopy.
Dżokejkom kobieca moda zawdzięcza zwyczaj dzielenia spódnicy tak, aby umożliwiała jazdę konną okrakiem.
Około połowy XIX wspomniana A. Bloomer upowszechniła nowy styl ubierania się kobiet - luźne spodnie noszone pod spódnicą (zebrane w kostkach, jak damskich spodniach noszonych na Bliskim Wschodzie). Tzw. bloomersy okrzyknięto symbolem wyzwolenia kobiet. Popularne stały się nawet krótkie spódniczki, kamizelki, męskie kapelusze i mokasyny.
Golfistki i tenisistki nosiły dopasowane bluzki (zapinane wysoko pod szyją) i spódnice podobne do odzieży używanej też poza polem rywalizacji sportowej.
Wiek XIX przyniósł zatem wydarzenia i zjawiska, które przygotowały grunt nie tyle dla udziału kobiet w igrzyskach 1900 roku, co szerzej pojmowanej akceptacji sportu kobiet. Wiele batalii było jednak jeszcze przed sportsmenkami.
Ciągle rywalizowały przecież w znikomej liczbie dyscyplin. Pokutujące przekonanie o naturalnej słabości kobiet spowodowało stworzenie takich form rywalizacji, które uznawano za bardziej dla płci pięknej właściwe (np. siatkówka była miękką emanacją koszykówki a softball żeńską odmianą męskiego baseballu). Z tego powodu zawody kobiet cieszyły się mniejszym zainteresowaniem widzów i mediów. Znaczący wydaje się fakt, że w 1914 Amerykański Komitet Olimpijski wyraził sprzeciw wobec udziału kobiet w Olimpiach. Jakże inaczej wyglądały opinie malkontentów kwestionujących umiejętności i zdolności kobiet wykazane przez nie w zbliżającej się I wojnie światowej. Zastępując mężczyzn walczących na frontach całej Europy kobiety-robotnice ujawniły ogromny tkwiący w nich a lekceważony dotąd potencjał.
Dla równouprawnienia płci miało, także w sporcie, dużo ważniejsze znaczenie niż wszystkie inne wymienione wyżej czynniki…
- W ateńskich igrzyskach 1896 r. wykluczona z oficjalnego biegu maratońskiego Greczynka Stamata Revithi przebiegła jednak ten dystans dzień później finiszując poza stadionem olimpijskim, na który ją po prostu nie wpuszczono. Incydent ten P. de Coubertin skomentował w następujący sposób: „Nie jest przyzwoite to, że widzowie mogą być wystawiani na ryzyko oglądania ciała kobiety, które jest na ich oczach poddawane tak ciężkiej próbie. Poza tym, bez względu na to, jak wyćwiczona jest sportsmenka, jej organizm nie jest przygotowany do wytrzymywania pewnych obciążeń”. Dla dziennikarzy i części opinii publicznej dzielna kobieta stała się prawdziwą bohaterką. Symbolicznie nazwano ją Melpomeną, imieniem greckiej muzy tragedii… [↩]
- W l. 20 XVIII wieku Elizabeth Wilkinson z Clerkenwell rozbijała nosy swoim rywalkom gołymi pięściami na scenach zwanych amfiteatrami (sic!, odbywały się w nich także walki kogutów i byków) średnio za trzy gwineje za trwający niekiedy ponad godzinę pojedynek. Kobiety uderzały się trzymając w każdej dłoni drobną monetę, przegrywała zatem ta, która pierwsza wypuściła je z ręki. Krytycy tych pojedynków (związanych mocno z hazardem) z przekąsem twierdzili, że najlepszym treningiem przed walką była szklaneczka dżinu. Promotorem takich walk był … twórca reguł sportowego pięściarstwa James Figg. Tego typu pojedynki stanowić dziś mogą jedynie symbol ubóstwa i poniżenia kobiet żyjących w wielkich metropoliach nowożytnej Europy. Za jedną walkę bezrobotne krawcowe, praczki, służące i szwaczki były w stanie zarobić ekwiwalent rocznej pensji. [↩]
- W 1146 r. Eleonora Akwitańska, 24-letnia żona króla Francji Ludwika VII przyłączyła się do drugiej krucjaty. Choć nigdy nie wzięła bezpośredniego udziału w walce z muzułmanami, to szokowała męskim strojem i podobnym sposobem jazdy konnej – okrakiem na grzbiecie końskim. Ponoć takie lekceważenie przyzwoitości spowodowało, że papież zabronił kobietom udziału w kolejnej krucjacie. W 1406 r. Angielka Juliana Berners napisała jeden z pierwszych esejów na temat sportowego połowu ryb („Traktat o łowieniu na haczyk”). Fascynowała się polowaniami, zwłaszcza sokolnictwem. Nie oznaczało to, że tego rodzaju zajęcia stały się raptem niewieścią domeną i specjalizacją. [↩]
- Choć paryskie igrzyska są ważną cezurą w olimpijskich zmaganiach kobiet, to trzeba przyznać, że pojawienie się na nich kobiet nie było aktem do końca przemyślanym i poddanym pełnym kontroli ze strony organizatorów. Igrzyska stanowiły część większego wydarzenia, jakim była Wystawa Światowa. Nie było ceremonii otwarcia, ani zamknięcia zawodów, które trwały od 14 maja aż do 28 października! Organizatorów Wystawy Światowej nie absorbowała zbytnio kwestia praw kobiet, a ich obecność w Paryżu nie wydawała im się jakimś szczególnie ważkim problemem. Panowało pewne zamieszanie organizacyjne (nie wszyscy ze startujących wiedzieli nawet, że są olimpijczykami…) i do dziś trudno ustalić, która z kobiet zdobyła pierwsze olimpijskie złoto. Reprezentująca Szwajcarię Hélène de Pourtalès zwyciężyła w regatach żeglarskich startując w drużynie/załodze mieszanej, natomiast Charlotte Cooper w tenisowym singlu kobiet kilka tygodni później…Kobiety najpewniej brały też udział w zawodach balonowych. [↩]
- We wcześniejszych stuleciach kobiety na różne sposoby, także poprzez aktywność fizyczną sporadycznie udowadniały swoje cechy wolicjonalne, odwagę i sprawność fizyczną bliską tej idealizowanej, męskiej. Uczyły się zatem szermierki (w średniowieczu wyzywały nawet mężczyzn do pojedynków przed sądem dla przekonania dla swych racji), ścigały konno z mężczyznami, polowały, przepływały szerokie rzeki, wspinały się na wysokie szczyty górskie, grały w golfa i krokieta, chodziły polinie nad groźnymi wodospadami i wznosiły w górę w wypełnionych ciepłym powietrzem balonach. Ich wyczyny nie były jednak częścią regularnych zawodów, zawsze stanowiły raczej sensacyjne wydarzenie obyczajowe. Nie towarzyszyły im żadne żądania poprawy losu i kondycji kobiet, a więc nie budziły ostrych sprzeciwów. Akceptowano je tak, jak opowieści średniowiecznego podróżnika Marco Polo o egzotycznych, mongolskich zapaśniczkach i zachwyty wczesnonowożytnych odkrywców nad zręcznością równie „odległych” polinezyjskich pięściarek. [↩]
- Headington wyłożył swe racje na łamach American Christian Review i w pewnym skrócie jego „równia pochyła” wyglądała w następujący sposób: gra kobiet w krokieta doprowadziła do upowszechnienia się pikników, pikniki wywołały potrzebę tańca, tańce odsunęły kobiety od Kościoła, nieobecność w Kościele doprowadziła do niemoralnego postępowania, niemoralne postępowanie skutkowało wykluczeniem z Kościoła, dla którego trudno znaleźć jakiekolwiek wybaczenie! Wykluczenie z Kościoła skutkowało ubóstwem prowadzącym do wstydu i hańby, a te z kolei są znakiem totalnej ruiny. [↩]
- W wersji mniej arystokratycznej przykładem może być fryzyjskie ludowe święto Elfstedentocht (Wyścig dwunastu miast). W 1805 r. w tych łyżwiarskich zawodach wzięły udział kobiety ścigające się na zamarzniętych holenderskich kanałach, rzekach i jeziorach na trasie łączącej dokładnie 12 miast Zachodniej Fryzji (ok. 200km). [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.