Żydowski design Heleny Czernek - wywiad


Współczesna sztuka związana z kulturą żydowską przybiera niesamowite formy, a przez to udowadnia, że jest dynamiczna i żywotna. Jedna z oryginalnych artystek opowiedziała nam o swoim pięknym rzemiośle. Jak sama mówi: „żydowskie projektowanie” jest próbą połączenia moich dwóch największych pasji: projektowania i judaizmu. Z Heleną Czernek rozmawia Krzysztof Bielawski.

- Obserwując przedmioty sprzedawane w sklepach na krakowskim Kazimierzu czy podczas różnych festiwali kultury żydowskiej, można dojść do wniosku, że w Polsce w tzw. sztuce żydowskiej dominuje kicz. Twoja twórczość jest jednak krańcowo odmienna, ambitna i nowatorska. Opowiedz proszę o Twojej pracy i projektach, czym się zajmujesz.

- Nazywam to żydowskim designem. Samo określenie jest dosyć zagadkowe, ponieważ nie ma właściwej definicji. Dla mnie jest to możliwość przedstawienia w sposób materialny tego, co jest często niematerialne, czyli wszystkiego, co związane jest z tradycją, kulturą, historią czy religią żydowską. Dlaczego to robię? Jestem projektantką: skończyłam wydział wzornictwa na ASP w Warszawie, studiowałam na Bezalel w Jerozolimie, potem zajmowałam się również hebraistyką. „Żydowski design„ jest próbą połączenia tych moich dwóch największych pasji: projektowania i judaizmu. Staram się, żeby moje projekty nie były po prostu ładne. Odwołuję się do hidur micwy, która wskazuje, że przedmioty rytualne powinny być piękne. Mi to jednak nie wystarcza – zawsze szukam jakiegoś dodatkowego, ukrytego znaczenia. Chcę, żeby każdy z przedmiotów miał w sobie „coś„ głębszego, wieloznacznego, żeby wywoływał pewną refleksję. Staram się też, żeby były to przedmioty użytkowe i nowoczesne. To istotne, że przedmioty, które robię, nie przypominają takich typowych judaików. Staram się, żeby było w nich widać ten design i żeby w nowoczesny sposób opowiadały o tradycji. Projekt, od którego się wszystko zaczęło, to Menokija – lampa oliwna – połączenie świecznika szabatowego, menory i chanukiji, stąd też jego nazwa. To, że zajęłam się tym tematem, wynikło z własnych potrzeb. Po prostu – nie mieliśmy w domu żadnej porządnej chanukiji, więc postanowiłam ją zrobić sama. Nowatorstwo Menokiji polega na tym, że jest uniwersalna. Jest bardzo dużo świeczników chanukowych, szabatowych czy menor, ale ja zrobiłam trzy w jednym, dzięki czemu można tego przedmiotu używać przez cały rok, a nie tylko przez kilka dni w trakcie Chanuki. Kolejny projekt to mezuza dla niewidomych, którą własnoręcznie odlewam z betonu. Tutaj dotyk, towarzyszący każdej mezuzie, nabiera dodatkowego, bardzo symbolicznego znaczenia. Ponieważ słowo Szadaj napisane jest alfabetem Braille’a, osoba niewidoma ma możliwość dodatkowego kontaktu z Bogiem i przykazaniami zawartymi w tej mezuzie. Słowo Szadaj jest też akronimem od słów „Szomer dlatot Israel”, czyli ”Strzegący wrót Izraela”.

- A inne projekty?

-Jakiś czas temu razem z Klarą Jankiewicz i Robertem Pludrą projektowaliśmy gadżety dla Wirtualnego Sztetla. Wtedy to powstał projekt drewnianego znaczka „Ferajna Sztetla„, który był rozdawany z okazji drugich urodzin Wirtualnego Sztetla. Hasło ”Ferajna Sztetla” stworzyliśmy przywołując słownictwo z jidysz, które przeniknęło do języka polskiego. A skoro jesteśmy przy znaczkach, to muszę wspomnieć o żonkilu na obchody 70. rocznicy Powstania w Getcie Warszawskim.

- To chyba Twój najbardziej znany projekt?

- Z kategorii „żydowskiej” – tak. Inny, może nawet bardziej znany, to pasy klawiatury na Rok Chopinowski w Warszawie, które zaprojektowałam razem z Klarą Jankiewicz. Zostały one namalowane na ulicy E. Plater i w kilku innych krajach – na Węgrzech, Słowacji, w Rumunii i Mołdawii. To był chyba największy sukces, bo o Żonkilach wiedzą głównie ludzie związani z tematyką żydowską. Żonkile odwołują się do gestu Marka Edelmana, który co roku, w rocznicę wybuchu Powstania w Getcie, otrzymywał od anonimowego nadawcy bukiet żonkili i następnie składał go pod Pomnikiem Bohaterów Getta. Papierowe żonkile każdy mógł sobie przyczepić – były kontynuacją gestu Edelmana, wyrazem pamięci. Myślę, że akcja bardzo dobrze się przyjęła, a na pewno znacznie przerosła moje oczekiwania.

– Ile tysięcy osób nosiło je w tym roku?

– Nie wiem, ale przygotowano 50 000 znaczków. Żonkile rozdawano też za granicą, między innymi w Berlinie, Izraelu i Kaliningradzie. Akcja ma być kontynuowana w nadchodzących latach, więc żonkili będzie produkowanych znacznie więcej. Na podstawie papierowego żonkila zaprojektowałam również oficjalne logo obchodów 70. rocznicy Powstania w Getcie Warszawskim. Poczta Polska wydała serię znaczków z tym logo w formie albumu kolekcjonerskiego. Dla mnie, jako projektantki, ta publikacja stanowi ogromne wyróżnienie. Znaczki wydano w nakładzie 300 tysięcy egzemplarzy.

- A inne przedmioty? Na przykład małe drewniane mezuzy?

- Na tych mezuzach znajduje się litera szin, która jednocześnie stanowi element menory. To pokazuje sposób, w jaki staram się myśleć o przedmiotach – jedna rzecz może spełniać wiele funkcji I łączyć wiele znaczeń. Kolejny projekt, który to pokazuje, to mezuza dla JCC Warszawa, którą podczas wielkiego otwarcia przymocował rabin Michael Schudrich. Wykonana z barwionego na granatowo betonu pokazuje JCC na mapie Warszawy i jego lokalizację w stosunku do przepływającej przez Warszawę Wisły. Linia Wisły przypomina też pęknięcie, przerwę w żydowskiej historii miasta.

- Startowałaś również w konkursie na mezuzę dla Muzeum Historii Żydów Polskich.

- Tak. Projekt tej mezuzy wiąże się ściśle z budynkiem Muzeum. Wykonana z miedzi, w formie prostopadłościanu, nawiązuje do zewnętrznej elewacji budynku. Na środku znajdują się trzy odciski palców, które stanowią uabstrakcyjnioną literę szin. Te wgłębione ślady kontrastują z bryłą prostopadłościanu, tak jak wnętrze samego budynku Muzeum. Powierzchnia mezuzy jest pokryta patyną i przeciwstawiona gładkiej, lśniącej powierzchni tych wgłębień. Poza nawiązaniem do budynku, ma to dodatkowe znaczenie, ponieważ zazwyczaj kiedy ktoś widzi, że inni dotykali jakiegoś miejsca, to sam powtarza ten gest. Te trzy lśniące ślady palców wręcz stymulują do dotknięcia tej mezuzy i wypełnienia micwy. Patyna symbolizuje upływ czasu i starość, ale te trzy ślady, których dotykamy, są czyste i lśniące, wręcz żywe. Uczestnicząc w tym wszystkim, nie pozwalamy przeszłości i historii odejść w niepamięć. Taką funkcję ma spełniać też Muzeum. Wejście do budynku ma się kojarzyć z rozstępującym Morzem Czerwonym, a każdy kto wchodzi do Muzeum dotyka tej mezuzy. To jest moment, w którym Muzeum się przed nim otwiera.

- Gdzie można nabyć Twoje produkty?

- Są sprzedawane między innymi w sklepie w Muzeum Historii Żydów Polskich oraz w Żydowskim Centrum Informacji we Wrocławiu. Obecnie nawiązuję współpracę z kilkoma innymi sklepami. Oprócz tego realizuję indywidualne zamówienia.

Pobieranie odcisku śladu po mezuzie (foto: Helena Czernek)

- Teraz pracujesz nad wystawą, która będzie opowiadała o śladach po mezuzach…

- Robię ten projekt z Aleksandrem Prugarem, jednym z najlepszych fotografów dokumentalnych w Polsce, który przez kilka lat pracował jako fotoreporter Gazety Wyborczej, a obecnie zajmuje się realizowaniem filmów dokumentalnych. Projekt o śladach po mezuzach powstał z połączenia jego doświadczeń i wyjątkowego spojrzenia na świat z moim sposobem myślenia o przedmiocie. Parę miesięcy temu podczas pobytu w Krakowie zwrócił moją uwagę ślad po mezuzie na ulicy Mostowej. Opowiedziałam o moich refleksjach Aleksandrowi. Zaczęliśmy zastanawiać się, co można zrobić dla upamiętnienia śladów po mezuzach, które jeszcze zachowały się na futrynach niektórych żydowskich domów. Jest ich coraz mniej. Zazwyczaj nie są objęte żadną ochroną, znikają podczas remontów i rozbiórek, są niszczone z powodu braku świadomości dzisiejszych mieszkańców. Celem naszego działania jest wypełnienie pustki po nieistniejących już mezuzach. Projekt polega na tym, że zdejmujemy odciski śladów po mezuzach. Używamy do tego masy dentystycznej, która idealnie odwzorowuje kształt i fakturę. Następnie techniką „na wosk tracony„ odlewamy zebrane odciski z brązu. W ten sposób tworzymy nowe mezuzy. Odlewy te w sposób metaforyczny nadają ciągłość tradycji i historii. Łączą nas z przeszłością i dawnymi mieszkańcami. Lokalizacje dobieraliśmy ze względu na znaczenie w żydowskiej historii Polski. Wybraliśmy siedem: Będzin, Leżajsk, Górę Kalwarię, Warszawę, Kraków, Tarnów i Zgierz. Zgierz reprezentuje niejako Łódź. Szukaliśmy w Łodzi jakiegokolwiek śladu po mezuzie, ale nie znaleźliśmy. ”Najbliższym” miejscem jest Zgierz, do którego trafiliśmy dzięki pomocy pana Huberta Rogozińskiego. Zgierz wydał nam się niezwykle interesujący i obiecujący. Dotarły do nas informacje, że na framudze drewnianego domu w centrum miasta znajduje się kompletna mezuza – wraz ze zwojem. Ponieważ budynek jest zagrożony rozbiórką, chcieliśmy wydobyć zwój i go ocalić. Dokumentacja filmowa tego wydarzenia miała stanowić pozytywne zakończenie projektu, pokazać, że nie wszystko zabrała wojna, ludzka niewiedza, a czasem niszczenie z premedytacją. Niestety, to miejsce okazało się puste. Tę pustą mezuzę również odlaliśmy z brązu. Wkładając do niej zwój w pewien symboliczny sposób uzupełniamy ten brak. Ten projekt doprowadził mnie – projektantkę i Aleksandra – dokumentalistę do nowego dla nas obszaru – do rzeźby, bo w gruncie rzeczy te odlewy są rzeźbami. Było dla nas przejmujące widzieć, jak rozgrzany do czerwoności brąz wlewany jest do form, jak idea przeradza się w gotowy przedmiot.

- Rozumiem, że odlewy posłużą jako element wystawy?

- Wystawa będzie składała się z kilku elementów: przy każdej mezuzie będzie przedstawiona historia miejsca, z którego pochodzi odlew. Staramy się dotrzeć do informacji o dawnych mieszkańcach tych miejsc, spróbujemy zidentyfikować ich z imienia i nazwiska. Kolejnym elementem wystawy będą plansze informujące, w jaki sposób zbieraliśmy odciski i jak zostały wykonane w odlewni. Ostatnim punktem, uzupełnieniem do mezuzy ze Zgierza, będzie wspomniany film dokumentujący otwieranie śladu po mezuzie I naszą bezsilność wobec historii. Wystawa ma być próbą zachowania pamięci i przywrócenia do życia tego, czego już nie ma.

- Czy już wiesz w którym miejscu ta wystawa będzie pokazywana?

- Chcielibyśmy pokazać ją w Muzeum Historii Żydów Polskich, następnie w Izraelu i Stanach Zjednoczonych.

- Jak reagowali mieszkańcy na pobieranie odcisków z tych śladów?

- W zasadzie nie było problemów. Na wszelki wypadek staraliśmy się być niezauważeni. Najciekawsza historia wydarzyła się właśnie w Zgierzu. Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej, której jest właścicielem budynku, po przedstawieniu naszego planu otworzenia mezuzy, udostępniło nam narzędzia. Dyrektor wysłał swoją pracownicę, która towarzyszyła nam przy otwieraniu mezuzy i pobieraniu śladu. Widać było, że to wydarzenie bardzo ją wzruszyło. W Krakowie przy ul. Szerokiej nie udało nam się pozostać niezauważonymi. Ciągle zatrzymywały się przy nas izraelskie wycieczki i z wielkim niepokojem pytały, dlaczego zaklejamy tę „dziurę” po mezuzie. Tłumaczyliśmy im założenia projektu i chociaż nadal trochę nieufnie, zostawiali nas. W innym miejscu również w Krakowie na klatce schodowej robiliśmy odcisk, który ostatecznie nie znalazł się w projekcie. Z sąsiednich drzwi obklejonych naklejkami Wisły Kraków wyłonił się chłopak zdenerwowany naszą obecnością. Na początku chciał nas poszczuć psem, ale wytłumaczyliśmy mu, po co tu jesteśmy. Wtedy wyszła jego matka i zaczęła nam opowiadać historię domu i pokazywać kolejne ślady. Nota bene ich pies wabił się Sara.

- Zmieńmy teraz temat i pomówmy o Moishe House, w którym mieszkasz. Opowiedz proszę o tej organizacji.

- Moishe House jest międzynarodową organizacją, która umożliwia wspólne mieszkanie osobom żydowskiego pochodzenia i tworzenie czegoś w rodzaju centrum kultury. Na świecie jest 58 domów tego typu, w Polsce tylko jeden. Mieszka nas tu czworo. Moishe House zapewnia nam wsparcie, my z kolei 5-6 razy w miesiącu organizujemy różne wydarzenia o tematyce żydowskiej i nie tylko dla nas i wszystkich zainteresowanych. Oczywiście jest wiele innych możliwości, z których można korzystać w Warszawie czy innych miastach, ale święta gminne organizowane są na dużą skalę i odbywają się zazwyczaj w hotelach, w których nie ma tej domowej atmosfery. Dla osób w moim wieku, które często nie wychowywały się w żydowskich domach, Moishe House stanowi namiastkę żydowskiego domu. Wydaje mi się, że to właśnie odróżnia Moishe House od innych instytucji.

Organizujemy wydarzenia z różnych kategorii m.in. żydowskie święta i tradycja, żydowska nauka. Nie mamy narzuconego programu; ważna jest tylko ilość tych wydarzeń, a to, co wymyślimy, zależy już od nas. Dużo zależy też od tego, z czym przyjdą do nas ludzie, jesteśmy otwarci na wszelkie pomysły. Staramy się, żeby program był różnorodny. Celebrujemy szabaty i święta – w tym roku na Seder Pesach przybyło do nas aż 40 osób! Z okazji rocznicy wybuchu Powstania w Getcie zrobiliśmy rowerowy objazd wzdłuż granic getta, zatrzymując się w najważniejszych miejscach i słuchając o nich opowieści. Szczególnie ważne dla nas jest pomaganie innym. Kilkakrotnie zbieraliśmy ubrania i koce dla bezdomnych, które roznosiliśmy potrzebującym. Co parę miesięcy odbywa się u nas wymienialnia książek czy ubrań. Miewamy pokazy zdjęć oraz filmów połączone z dyskusją, debaty i wykłady; gościliśmy między innymi Pawła Smoleńskiego, Jana Grabowskiego, bywał u nas rabin Tyson Herberger i opowiadał o szechicie, a z okazji Purim przeprowadził wykład o znaczeniu alkoholu w religii żydowskiej; wszystko było tłumaczone za pomocą fragmentów Tory. Współpracujemy też z innymi organizacjami – uczestniczyliśmy w sprzątaniu cmentarza żydowskiego; regularnie pomagamy też Centrum Wolontariatu przy Gminie Wyznaniowej Żydowskiej, na przykład przy roznoszeniu osobom starszym paczek na Pesach.

- Zatem Moishe pomaga młodym ludziom w starcie życiowym: oferuje im mieszkanie, jednocześnie zobowiązując do działalności kulturalno-społecznej.

- Tak, ale trzeba pamiętać, że Moishe jest przede wszystkim dla ludzi, którzy uczestniczą w tych wydarzeniach. Cała organizacja nie powstała dla tych kilku osób, które mieszkają razem, lecz po to, żeby budować wokół całą społeczność. Jesteśmy tu, żeby pomagać, uczyć się od siebie i dzielić swoimi doświadczeniami. W Moishe może mieszkać praktycznie każdy, kto czuje, że ma na to siłę oraz mieści się w odpowiednim przedziale wiekowym (21–32 lata).

- Dlaczego w Polsce jest tylko jeden Moishe House?

- Niestety, wiąże się to z niewielką liczbą osób pochodzenia żydowskiego. Był pomysł, żeby stworzyć kolejny dom w Krakowie, ale organizacja stwierdziła, że jest za mało osób, które chciałby w takich wydarzenia uczestniczyć. Tak jak wspomniałam, najistotniejsi są ludzie, którzy przychodzą do Moishe, a nie sami mieszkańcy. Ponad połowa wszystkich domów znajduje się w Stanach Zjednoczonych. W Izraelu też jest Moishe House, choć może się to wydać zaskakujące. Cała idea Moishe House powstała w 2006 roku dzięki Davidowi Cygielmanowi. Zauważył on, że wielu jego znajomych mających żydowskie pochodzenie nic nie robi, by poszerzyć swoją wiedzę o judaizmie. Pomyślał wtedy o wspólnym organizowaniu szabatów. Tak się to wszystko zaczęło. Teraz Moishe House jest największą na świecie organizacją skierowaną do osób w tym wieku.

- Dziękuję za rozmowę.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz