Świąteczne rozejmy i zakazane kamery – słów kilka o bożonarodzeniowym zawieszeniu broni na froncie zachodnim w 1914 r.


Pośród scen, które kojarzą nam się z Wielką Wojną, często stereotypowych i rzadko wyrastających z rzeczowej wiedzy, obraz rozejmów z czasu Bożego Narodzenia 1914 r. jawi się jako jedna z niewielu (lub jedyna) z jasnych chwil tego straszliwego konfliktu. Już u współczesnych wydarzenia te wywoływały zdumienie. Żołnierze porzucają swe okopy, by spotkać się na ziemi niczyjej. Śpiewają kolędy, wymieniają się smakołykami i grają w piłkę (mimo, że jeszcze kilka dni wcześniej zażarcie ze sobą walczyli i wzajemnie się zabijali), jakby rzeczywiście ten czas wspomnienia narodzin Zbawiciela odmienił ich serca i spełniły się słowa zawołania anielskiego „(…) a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania”(Łk 2,14).

Popkultura a rzeczywistość

Ten idylliczny i głęboko humanistyczny w gruncie rzeczy obraz, różny od zgrozy pierwszych miesięcy konfliktu, czy późniejszych zmagań wojny pozycyjnej, współcześnie umocniła kultura popularna. Począwszy od filmów „Oh! What a Lovely War„ Richarda Attenborough z 1969 r. i „Joyeux Noël„ Christiana Cariona z 2005 r., przez teledysk do piosenki Paula McCartneya ”Pipes of Peace”, skończywszy na ubiegłorocznej telewizyjnej reklamie sieci sklepów Sainsbury’s (skądinąd bardzo sprawnie zrealizowanej i poprawnej pod względem historycznym). Poprzedni rok, w którym obchodziliśmy setną rocznicę wydarzeń związanych z wybuchem I wojny światowej, zaowocował także wieloma upamiętniającymi akcjami, do których włączyła się nawet UEFA.

Jak wyglądało to w rzeczywistości? Często rozpoczynało się tak, jak wspominał szeregowy Frank Sumpter z Rifle Brigade:

„Słyszeliśmy jak Niemcy śpiewają »Cicha Noc, Święta Noc«, a potem wystawili napis »Wesołych Świąt«. Znowu zaczęli śpiewać i nasi chłopcy powiedzieli »Przyłączmy się«. Zaczęliśmy śpiewać, oni przerwali. My zamilkliśmy, oni podjęli pieśń. Niemcy machali do nas i krzyczeli »Wesołych Świąt Tommy!«. Jeden Niemiec zaryzykował i wyskoczył na przedpiersie okopu (…). Nikt nie strzelił, co było cudem, bo wcześniej nie można było nawet wystawić palca, żeby go nie odstrzelono” .

Często na parapetach niemieckich okopów pojawiały się oświetlone choinki, przy których stawali żołnierze. „Oczywiście nie mogliśmy tak po prostu zastrzelić ich z zimną krwią (…) choć jeden czy dwa strzały padły” – pisał w liście jeden z brytyjskich oficerów. Ta chwila przełamania strachu, obawy przed rekcją przeciwnej strony i własnych przełożonych nie trwała zazwyczaj długo. Po chwili na ziemi niczyjej – bywało, że pomiędzy niepogrzebanymi ciałami poległych – dochodziło do pierwszych spotkań. Bardzo często, o czym rzadko się wspomina, rozejmy dotyczyły właśnie pogrzebania zmarłych.

„(…) to był dziwaczny widok. Anglicy i Niemcy wymieszani i przyjacielscy – nasi chłopcy kopali trzy wielkie groby, a Niemcy znosili do nich ciała. To był straszliwy widok, ciała tych zamarzniętych biedaków leżące w przeróżnych pozach (…) .

Ze wspomnień wyłania się często poczucie absurdu i niezwykłości sytuacji. Wrogowie przestają nimi być (choć z tym było różnie, jeden z Brytyjczyków wspominał, że poświęcił sporo czasu by wypatrzeć wszystkie miejsca, z których mógł operować niemiecki snajper) , częstują się smakołykami, jedzą i piją razem, strzygą się, a nawet grają w piłkę. Zdumienie w Brytyjczykach wywoływał fakt, że wielu Niemców znało angielski, a nawet pracowało i mieszkało przed wojną w Wielkiej Brytanii. Pojawiały się pytania o znajome okolice, prośby o przekazanie wiadomości dziewczynie. Fraternizować miały się głównie oddziały z Saksonii i Bawarii. Co ciekawe, o ile istnieje pokrewieństwo językowe i kulturowe między Brytyjczykami i Niemcami, to zdarzały się również przypadki rozejmu pomiędzy wojskami kolonialnymi i Niemcami. Tak było na pozycjach pułku Garhwal Rifles. Oczywiście pewien wpływ na podkomendnych musieli mieć europejscy oficerowie, jednak np. Hindusi wobec Niemców zachowywali się podobnie, jak rodowici Anglicy . W mniejszym stopniu do czasowego zawieszenia broni skorzy byli Francuzi czy Belgowie, choć wpływ na wiedzę o liczbie zawieranych przez nich układów może mieć dość skuteczna ówczesna francuska cenzura. Wiemy jednak bez wątpienia, że takie rozejmy miały miejsce. Ciekawa sytuacja zaistniała np. w okolicach Dixmude, gdzie Belgowie i Niemcy spotkali się przy jednym z kanałów. Niemieccy oficerowie przekazali wówczas belgijskiemu kapelanowi naczynia liturgiczne znalezione w czasie walk .

Jak długo trwały te miejscowe zawieszenia broni i bratania się żołnierzy? 27 grudnia 1914 r. w wielu miejscach zakończyła je pogoda, gwałtowne ulewy zamieniły ziemię niczyją w grzęzawiska . Jeden z najdłuższych rozejmów miał trwać na pozycjach 1/6 batalionu pułku Gordon Highlanders, bo aż do 3 stycznia 1915 r., kiedy to Niemcy grzecznie poinformowali, że są zmuszeni podjąć na nowo walkę .

Należy jednak pamiętać, że ten obraz świątecznych rozejmów nie dotyczył całego frontu zachodniego. Dla wielu oddziałów to okres zażartych walk i ponoszonych ofiar. W wielu miejscach propozycje zawieszenia broni odrzucane były przez jedną lub drugą stronę. Jeden z niemieckich oficerów takimi słowy miał odpowiedzieć Brytyjczykom:
„Poprosiliście wczoraj o możliwość czasowego zawieszenia broni i przyjacielskich stosunków na czas Świąt. Taka propozycja w przeszłości została by przez nas przyjęta z przyjemnością, jednak teraz, kiedy znamy prawdziwy charakter Anglików, odrzucamy wszelką możliwość takich porozumień” .

Rządy walczących państw wobec świątecznych rozejmów

Co oczywiste, wszelkie propozycje bratania się i zawieszeń broni odrzucały dowództwa walczących stron. Zwłaszcza, że rządy wszystkich państw odrzuciły propozycję rozejmu wysuniętą przez papieża Benedykta XV. Dla wyższych oficerów, zarówno tych w sztabach, jak i w polu, było to złamanie dyscypliny i podkopywanie morale. 28 grudnia 1914 r. niemieckie naczelne dowództwo wydało kategoryczny zakaz fraternizacji, grożąc sankcjami karnymi jak za zdradę. Dzień później podobny zakaz wydali Brytyjczycy . Jak postępowali oficerowie w polu zobaczyć można na przykładzie mjr. Hendersona z wspomnianego pułku Garhwal Rifles:
„Mogłem rozróżnić niemieckich oficerów i rozmawiających z nimi kapitana Kenny i porucznika Welchmana… Przez chwilę przyglądałem się temu dziwnemu widokowi i pojąłem jak jest to niewłaściwe i niebezpieczne i postanowiłem to przerwać. Stanąłem na parapecie okopu i użyłem mojego gwizdka, krzyczałem i machałem żeby wszyscy wracali. Co było zadziwiające pierwsi zniknęli Niemcy. Pierzchali jak zające na dźwięk mojego gwizdka, zapewne spodziewając się jakiegoś podstępu lub mając nieczyste sumienia. Moi ludzie stali zdezorientowani przez sekundę czy dwie, niepewni skąd dochodzi gwizdanie i co ono oznacza”.Obaj wymienieni przez majora oficerowie za karę pozbawieni zostali przepustek, a w marcu 1915 r. już nie żyli. Polegli pod Neuve Chapelle .

Wieści o rozejmach bożonarodzeniowych rozchodziły się wśród żołnierzy, a poprzez listy docierały także do rodzin osób walczących na froncie. Co gorsza, informacje o rozejmach wraz z wykonanymi przez żołnierzy fotografiami, były publikowane w prasie. Szczególnie niepokoiło to władze Wielkiej Brytanii, które odpowiednio wcześniej, bo już 22 grudnia 1914 r. wydały zakaz kontaktów żołnierzy z dziennikarzami i wykonywania zdjęć z terenu walk . Furia dowództwa, kiedy nagłówki brytyjskich gazet zapełniły się doniesieniami o brataniu się żołnierzy i zdjęciami wspólnie pozujących uśmiechniętych Niemców i Brytyjczyków była więc olbrzymia. Konsekwencja mogła być tylko jedna, zakaz posiadania przez żołnierzy i oficerów aparatów fotograficznych. Pierwsza taka regulacja weszła w życie 16 marca 1915 r., a ostateczna Instrukcja 173 z 19 kwietnia stanowiła, iż:

„(…) zakazuje się wykonywania zdjęć i wysyłania rysunków i fotografii do prasy (…) nie dopuszcza się posiadania aparatów fotograficznych przez oficerów, podoficerów i żołnierzy służących w Armii Brytyjskiej w polu” .
Z przestrzeganiem tych przepisów bywało różnie. Znane są liczne przypadki sądów polowych nad amatorami fotografii (z raczej niskim wymiarem kar). Przez palce patrzono także na posiadanie kamer przez oficerów. Co jednak nie zmienia faktu, iż dla armii brytyjskiej mamy zdecydowanie mniej zdjęć z tego okresu niż dla armii niemieckiej. Również odmienna jest tematyka wykonanych fotografii.

Boże Narodzenie 1915 r. nie przyniosło masowego zjawiska rozejmów, zaś późniejsze lata już ich nie zanotowały. Święta 1914 r. są więc szczególne. Warto jednak pamiętać, że Boże Narodzenie tego pierwszego roku konfliktu było wyjątkowe także na ziemiach polskich. Wtedy to w okopach na przeciw siebie stali nasi rodacy. Życzenia i prezenty wymieniali oblegani i oblegający Przemyśl, a nad rowami strzeleckimi polskich legionistów w służbie Franciszka Józefa i rosyjskich strzelców syberyjskich pod Łowczówkiem w niebo niosły się słowa wspólnie śpiewanych kolęd.

Bibliografia:

  1. R.van Emden, Meeting the enemy. The Human Face of the Great War, London 2013.
  2. R.van Emden, Tommy’s War. The Western Front In Soldiers Words and Photographs, London 2014.
  3. M. Hastings, Catastrophe. Europe Goes to War 1914, London 2013.
  4. D. Saul, 1914: The Outbreak of War to the Christmas Truces, London 2014.
  5. D. Stone, The Kaisers Army. The German Army In World War One, London 2015.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz