Postobozowość w kinie. Recenzja „Syna Szawła” w reżyserii Laszlo Nemesa


27 stycznia, w rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu. Kilka dni wcześniej, 22 stycznia, odbyła się polska premiera Syna Szawła. Węgierski reżyser Laszlo Nemes w nowatorski sposób przedstawił nieznaną historię obozów koncentracyjnych.

SynSzawla_B1_lekkiMarzeniem wielu reżyserów pozostaje przykucie uwagi widza od pierwszej minuty czasu ekranowego. Nemesowi udało się to osiągnąć poprzez zachowanie a zarazem zburzenie klasycznej zasady ‘decorum’, czyli stosowności środków artystycznego wyrazu. Syn Szawła rozpoczyna się od długiego ujęcia bez zachowania głębi ostrości. Powoli z rozmazanego obrazu wyłania się postać, zbliża się do kamery i pozostaje na pierwszym planie przez zdecydowaną większość filmu. Bohater jest kadrowany w nieprzerwanym zbliżeniu, co samo w sobie pełni funkcję eksperymentu formalnego. Widz musi być skupiony na tyle, aby wydobyć informacje o otaczającym główną postać niewyraźnym świecie.

Obóz koncentracyjny był istną wieżą Babel. Wielość języków, które można usłyszeć powoduje chaos i dezinformację (nie zabrakło języka polskiego; w filmie wystąpiło zresztą trzech polskich aktorów - Jerzy Walczak, Marcin Czarnik, Kamil Dobrowolski). Sytuację tę można porównać do zagubienia się w obcym mieście, po którym jednak człowiek chce poruszać się samodzielnie. Dlatego daje się porwać opowiadanej historii. Wizualna strategia twórcy wciąga widza do wnętrza akcji.

Skoncentrowana na przeżyciach jednej osoby narracja Syna Szawła umożliwia odbiorcy poznanie ważnych elementów języka filmu; w tym sensie Nemes stworzył dzieło autotematyczne. Choć wszyscy bohaterowie są prowadzeni na rzeź, to Szaweł (kreacja Gezy Rohriga) rozsadza ekran. Obsadzenie w głównej roli niezawodowego aktora dowodzi nieprzeciętnej intuicji młodego reżysera. Rohrig – nota bene autor dwóch tomików poetyckich o Shoah – zagrał na miarę Lamberto Maggioraniego w Złodziejach rowerów (1948, reż. V. De Sica), czy Marii Falconetti w Męczeństwie Joanny d’Arc (1928, reż. C.T. Dreyer).

Kamera umieszczona na Steadicamie podąża za mężczyzną w każdy zakamarek obozu: komórki, krematoria, kotłownie. Film Nemesa można oglądać jak dokument podparty wieloletnimi studiami. Praca w Sonderkommando niszczyła ostatnie ludzkie odruchy, lecz pozwala jego członkom trwać w naiwnej nadziei na cudne ocalenie. Taką nadzieję mają również bohaterowie Syna Szawła. I choć strzał z niemieckiego pistoletu może ich dosięgnąć w każdej chwili, po cichu liczą na dalsze życie. Kiedy organizują zbrojne wystąpienie, film zbliża się do gatunku thrillera. Nic nie jest pewne. Nie wiadomo, co dzieje się naprawdę. Konrad Eberhardt powiadał, że film jest snem. To widocznie prawda. Finałową schizofrenię podkreślają zdjęcia Mátyása Erdély, zrealizowane na tradycyjnej taśmie 35mm. Wyzuty z uczuć bohater decyduje się na poszukiwanie resztek godności. Zaczyna dramatyczny wyścig z czasem. W pewnym momencie nieważna staje się odpowiedź na pytanie: czy Szaweł rzeczywiście odnalazł własnego syna? Istotę rzeczy stanowi determinacja człowieka, który podejmuje określone ryzyko, nie zważając na towarzyszące tym działaniom ekstremalne warunki.

Czy w kinie można opowiedzieć coś więcej na temat obozów zagłady? Po filmie Nemesa reżyserzy zainteresowani tym tematem mają przed sobą naprawdę trudne zadanie. W archiwach znajduje się jeszcze wiele zakurzonych dokumentów, listów, zapisanych wspomnień, a wyobraźnie artystów wypełniają oryginalne pomysły. Trzeba tylko umieć wykonać tę robotę.

W 1989 roku reżyser Leszek Wosiewicz zadebiutował głośnym filmem Kornblumenblau (obecnie niestety zapomnianym), w którym rzeczywistość obozowa została ukazana w skrajnie werystyczny sposób. Krytycy zastanawiali się wówczas: „Czy w roku 1989 warto jeszcze odświeżać temat oświęcimski”. „Próbuję odpowiedzieć na pytanie, jakie wnioski z tego, co przeżywa mój bohater, możemy wyciągnąć dla siebie” - ripostował reżyser. Minęło dwadzieścia kilka lat, a pytanie jest wciąż aktualne. Laszlo Nemes – podobnie jak wtedy Wosiewicz – na dobrą sprawę nie musi na nie sam odpowiadać. Przemawia za niego dzieło filmowe; ten tajemniczy, autonomiczny byt, który żyje swoim życiem, nie daje zasnąć widzom, nie umiera nigdy. Taśmę filmową można zrekonstruować, człowieka nie. Lecz ludzie z filmu są wieczni. Tak samo ofiary Holocaustu znalazły nieśmiertelne odbicie w Synie Szawła.

Plus minus:

Na plus:
+ angażująca widza forma;
+ nowe spojrzenie na historię obozów koncentracyjnych poprzez umiejętne połączenie faktografii z fikcją;
+ gra aktorska;
+ praca kamery;

Tytuł: Syn Szawła
Reżyseria: Laszlo Nemes
Dystrybucja: Gutek Film
Premiera: 22 stycznia 2016 (Polska); 15 maja 2015 (świat)
Ocena recenzenta: 9/10

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz