Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej 2008, czyli początek ery hiszpańskiej oraz polski debiut na Euro


Euro rozgrywane na boiskach Austrii i Szwajcarii potwierdziło starą piłkarską mantrę stanowiącą, że w sporcie wszystko jest możliwe. Potwierdzili to także gospodarze, notując historyczny blamaż, jak i zespoły, na które nikt wcześniej nie stawiał, a mimo to potrafiły wznieść się na wyżyny piłkarskich możliwości. W końcu był to turniej, od którego zaczęła się „hiszpańska era” w światowym futbolu, a tacy piłkarze jak Puyol, Xavi, czy Iniesta, rozpoczęli swój marsz do panteonu największych gwiazd w historii piłki nożnej.

pobranePo pamiętnym turnieju w Portugalii kolejne Mistrzostwa Europy w piłce nożnej zostały zorganizowane przez Austrię i Szwajcarię. Gościły je stadiony w Wiedniu, Klagenfurcie, Salzburgu, Innsbrucku, Bazylei, Bernie, Genewie i Zurychu. Formuła rozgrywek się nie zmieniła: w imprezie ponownie wzięło udział szesnaście drużyn, które podobnie jak przed czteroma laty podzielono na cztery grupy. Wśród nieobecnych znalazły się m.in. Anglia, Dania i Belgia. Nie zabrakło za to medalistów niemieckiego Mundialu, jakże udanego dla ekip ze Starego Kontynentu. Jednak niespodziewanie z końcowego triumfu mieli się cieszyć zawodnicy z innego kraju, który choć niemal zawsze należał do czołówki, bardzo długo nie miał powodów do świętowania. Był to początek niesamowitych sukcesów zespołu, który zdobył bardzo ważne miejsce w historii światowej piłki nożnej.

Zawody rozegrane na boiskach Austrii i Szwajcarii były wyjątkowymi dla Polaków. Po raz pierwszy na Euro zakwalifikowała się bowiem nasza reprezentacja, która pod wodzą doświadczonego trenera Leo Beenhakkera pokonała w eliminacjach między innymi naszpikowaną gwiazdami Portugalię. Kadra Polski, w wyniku losowania ponownie trafiła do grupy z Niemcami, z którymi przyszło jej się zmierzyć już w pierwszym meczu grupowym. Mimo optymistycznego podejścia, do sensacji nie doszło i Polacy po raz kolejny nie byli w stanie pokonać jakże znienawidzonego przez siebie rywala. Tymczasem drużyna Joachima Loewa pokazała wówczas, że przyjechała po kolejny medal wielkiej imprezy.

W owej grupie znalazły się jeszcze Chorwacja oraz gospodarz-debiutant Austria. Przed turniejem większość ekspertów wskazywała, że łatwo przewidzieć, kto awansuje do ćwierćfinałów. Ich prognozy sprawdziły się. W bezpośrednim meczu Polska i Austria podzieliły się punktami, po słynnym rzucie karnym odgwizdanym przez sędziego Webba tuż przed ostatnim gwizdkiem, a w meczach z Niemcami i Chorwacją nie były w stanie strzelić nawet jednej bramki.

Nie lepiej poszło drugiemu gospodarzowi. Szwajcaria, bo o niej mowa, zmierzyła się z Czechami, Turcją oraz Portugalią. W meczu otwarcia pechowo przegrała z tymi pierwszymi, a w następnych meczach nie potrafiła się otrząsnąć. Po raz pierwszy w historii rozgrywek gospodarz (w tym przypadku nawet obaj) nie znalazł się w fazie pucharowej. Portugalia dość łatwo zapewniła sobie z kolei pierwsze miejsce, natomiast o to drugie premiowane awansem niesamowity pojedynek stoczyły Czechy z Turcją. Podopieczni Fatiha Terima zwyciężyli 3:2, choć przegrywali już 0:2. Dla Czechów był to koniec pewnej epoki. Odszedł trener Bruckner, a wraz z nim wielu członków znakomitej generacji piłkarzy. Tym razem to Turcja potrafiła odwracać losy spotkania.

Grupą śmierci była bez wątpienia grupa C. Znalazły się w niej wszak mistrz świata Włochy, wicemistrz świata Francja, potężna Holandia oraz nieprzyjemna dla każdego Rumunia. Fenomenalnie spisali się Holendrzy wygrywając zdecydowanie wszystkie mecze i strzelając przy tym aż dziewięć goli. Skazywani na pożarcie piłkarze z Bałkanów zabrali punkty obu finalistom mundialu i walka o awans trwała do samego końca. W rozgrywanych jednocześnie ostatnich meczach fazy grupowej padły wyniki 2:0. Niesamowici „Oranjes” pozbawili złudzeń Rumunów, zaś „Squadra Azzurra” po golach Pirlo i de Rossiego znów zasmuciła swoich wielkich rywali z Francji. Ci z jednym punktem i bilansem bramkowym 1:6 nie mogli wówczas marzyć o ciepłym przywitaniu przez własnych kibiców.

W ostatniej grupie D zagrały Grecja, Szwecja, Rosja i Hiszpania. Co ciekawe, w ich meczach nie padł ani jeden remis. Zdecydowanie najgorsi okazali się obrońcy tytułu, którzy nie zdobyli nawet jednego punktu. Jedyną bramkę dla nich strzelił Charisteas w meczu bez znaczenia, przeciwko Hiszpanii. Hiszpanie bowiem wygrali wszystkie poprzednie spotkania prezentując się niezwykle efektownie już od pierwszego pojedynku z Rosją. Ta ostatnia zresztą również nie odpadła w grupie, ponieważ w decydującym meczu ograła Szwecję. Skandynawowie prezentowali się przeciętnie i jedynym wartym zapamiętania momentem z tego Euro był piękny gol Ibrahimovicia z meczu z Grekami. Natomiast Rosjanie po raz pierwszy od dawna zaszli tak daleko, a jak miało się okazać - stać ich było na jeszcze więcej.

Hiddink znów czaruje

Wśród meczów ćwierćfinałowych właśnie starcie Rosjan z Holendrami zakończyło się największą niespodzianką. Trener Hiddink znalazł sposób na swoich rodaków i po raz kolejny doprowadził prowadzoną przez siebie drużynę znacznie dalej, niż się po niej spodziewano. Ozdobą spotkania była bramka Dmitrija Torbinskiego z 113 minuty. Holenderscy kibice oczywiście zastanawiali się, czy nie warto było całkowicie odpuścić ostatniego meczu grupowego z Rumunami i nie potrafili wytłumaczyć jak ich zespół po rozbiciu Włoch oraz Francji mógł odpaść z drużyną pozbawioną wielkich gwiazd. W ten sposób, tak samo jak na Euro 2004 w strefie medalowej znalazł się zespół, na który nikt nie stawiał.

Nie był to jednak koniec niespodzianek. Turcja, po meczu z Czechami trafiła na faworyzowaną i idącą przez turniej jak burza Chorwację. Kiedy to Ivan Klasnić w 119. minucie zdobył gola, trener Slaven Bilić już zaczął świętować. Jednak niedługo potem Semir Senturk spowodował, że musiał poważnie zastanowić się nad tym, co działo się na murawie. Po pudłach Modricia, Rakiticia i Petricia w serii rzutach karnych pewnie długo się zastanawiał nad przyczyną porażki swojej kadry. Turcy po sześciu latach po raz kolejny znaleźli się w półfinale wielkiej imprezy i udowodnili, że w futbolu może się wydarzyć wszystko.

W najciekawszy sposób zaprezentowała się jednak inna para. W kolejnym ćwierćfinale zagrały ze sobą zespoły, które już walczyły o brązowy medal na wcześniejszych mistrzostwach świata. Niemcy pewnie wyeliminowały Portugalię, mimo że wynik 3:2 na to nie wskazuje. Dwa wcześniejsze turnieje Euro nie były dla nich udane, tym razem jednak nie powtórzyli tych samych błędów. Trener Loew wiedział już wówczas, że minimalny cel zostały osiągnięty.

Mecz Włochów z Hiszpanii był znacznie gorszym widowiskiem od poprzednich meczów tej fazy. Przez 120 minut praktycznie nic się nie wydarzyło. Szczególnie zawodnicy Roberto Donadoniego nie przejawiali najmniejszej chęci do strzelenia gola. W rzutach karnych pomylili się de Rossi i di Natale, przez co reprezentacja, o której mówiło się, że grała pięknie jak nigdy, a przegrywała jak zawsze, tym razem zameldowała się w półfinale.

Nowa era światowego futbolu

Półfinał Niemcy-Turcja był prawdziwym spektaklem, w którym oba zespoły potwierdziły, że potrafią grać do końca. Niemcy zagrali przeciętnie, Turcy prowadzili, jednak Philipp Lahm w decydującym momencie naprawił swoje wcześniejsze błędy i turecka przygoda z imprezą zakończyła się tuż na ostatniej prostej. W tym meczu różnica między rywalami była jednak minimalna. Gdyby strzału Kazima Kazima nie zatrzymała poprzeczka, a Turcy w pewnym momencie zagrali bardziej zachowawczo, mogli powtórzyć wyczyn Grecji.

Drugim finalistą została Hiszpania. Rosjanie trzymali się dzielnie do 50 minuty, w której Xavi otworzył wynik spotkania. Później Davidowie Guiza oraz Silva tylko poprawili wynik i zespół Aragonesa mógł się przygotowywać na wielki finał. Trzeba podkreślić, że pod względem taktycznym był to fantastyczny występ. Rosyjscy kibice nie mogli mieć pretensji do swoich reprezentantów, wygrał wtedy zespół po prostu znacznie lepszy.

Wielki finał odbył się na stadionie Ernsta Happela w Wiedniu i obejrzało go 51 429 widzów. Jeżeli ktokolwiek liczył na otwarty futbol i dużą ilość bramek, zawiódł się. W ciągu 90 minut rywalizacji padł w nim wszak tylko jeden gol. W 33. minucie Fernando Torres wykorzystał błąd Lahma i godzinę później Hiszpanie podnieśli puchar Henriego Delaunaya po raz drugi w historii. Na tych mistrzostwach, poza meczem z Włochami wygrali wszystkie starcia w podstawowym czasie gry, za każdym razem będąc lepszym od przeciwnika. Stracili ledwie trzy bramki (wszystkie w meczach grupowych), Xavi został wybrany najlepszym zawodnikiem, zaś Villa dzięki czterem trafieniom zdobył tytuł króla strzelców turnieju. Gra oparta na długim utrzymywaniu się przy piłce i podaniach po ziemi okazała się niezwykle efektywna. W ten sposób rozpoczęła się „era hiszpańska” w światowym futbolu.

Cykl "Tydzień z Euro" powstaje przy współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non

Cykl „Tydzień z Euro” powstaje przy współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non

Bibliografia:

  1. Gawkowski R., Historia piłki nożnej, Warszawa 2012.
  2. Godek A., Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, Wrocław 2012.
  3. http://www.historicalkits.co.uk/international/tournaments/euro_2008/euro-2008-index.html.
  4. http://fotbal.idnes.cz/euro-2008.aspx.
  5. http://sportowefakty.wp.pl/euro-2008/20682/podsumowanie-pilkarskich-mistrzostw-europy-2008.

Korekta: Diana Walawender

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz