„Kaktusy z Zielonej ulicy” – W. Zawada – recenzja


Druga wojna światowa była szokiem i traumą nie tylko dla dorosłych. Bardzo silnie odcisnęła swoje piętno również na dzieciach. Ten dziecięcy punkt widzenia przedstawia Wiktor Zawada w pierwszej części trylogii o losach dzieci w czasie okupacji pt. Kaktusy z Zielonej ulicy.

913166-pdw_book_coverKaktusy… to książka bardzo mi bliska, obecna w moim życiu od kiedy poszedłem do podstawówki. Dostałem ją na urodziny od znajomych, jako pierwszy z serii książkowych prezentów. Ale Kaktusy… są mi bliskie również dlatego, że znam wszystkie miejsca, w których dzieje się akcja – znam park miejski w Zamościu, znam ulicę Zieloną, sam mieszkam niedaleko, znam lotnisko na Mokrem, wiem, gdzie był obóz przejściowy na ul. Okrzei, chodziłem do tej samej szkoły, co chłopcy. Podchodzę więc do całej trylogii bardzo emocjonalnie i ucieszyłem się kiedy ją wznowiono.

Jak już napisałem, akcja książki Wiktora Zawady dzieje się w Zamościu w czasach okupacji niemieckiej. Zaczyna się w ostatnich dniach sierpnia 1939 r., a kończy zimą 1939/1940. Głównymi bohaterami są młodzi lokatorzy domu na ulicy Zielonej w Zamościu – Dzidek, Bysiek, Milka i Jędrek – typowe dzieciaki grające w piłkę, z tęsknotą patrzące na mundury polskiej kawalerii, bawiące się w Indian i unikające nauki matematyki. Poza nimi występują ich rodzice, przyjaciele i sąsiedzi – w tym fenomenalna Polcia Kapelusik, pomoc kuchenna – a po wybuchu wojny są też Niemcy – jako zasłużenie czarny bohater zbiorowy – oraz Czarni (Niemcy besarabscy przesiedlani do Polski) i volksdeutsche.

Dziecięce życie w książce jest zabawą. Początkowo jest radosna, a nadchodząca wojna, której echa słychać w rozmowach, nie wydaje się być tragedią, a pasmem nieuchronnych zwycięstw, zgodnie z przedwojenną polską propagandą. W trakcie kampanii wrześniowej jedynym zmartwieniem chłopców jest to, jak zaciągnąć się do wojska, oraz to, kiedy nadejdą wieści o zdobyciu Berlina. Niestety Niemcy ani myśleli słuchać życzeń polskich dzieci. Pierwsze dni okupacji były ciężkie, a widok rozbrajanych polskich żołnierzy idących szeregami do niewoli przygnębiał szczególnie. Bolała strata bliskich. Zabawa stała się, jak w przyrodzie, nauką walki o przeżycie, wielokrotnie okupioną bólem.

Dzieci bardzo szybko nauczyły się żyć w nowym świecie, w którym za zbyt odważny żart można było zostać złapanym lub zastrzelonym, w którym są równi i równiejsi, w którym nie ma polskiej szkoły. Proces tej nauki jest bardzo interesujący, tym bardziej że pozbawiony naukowego podejścia i analizy – Czytelnik sam musi odnaleźć wskazówki. Pojawia się także rozliczenie z Wrześniem – z niedostatkami Wojska Polskiego, ze zbrodniami Niemców, ale podane są też przykłady humanitarnego podejścia, z nadziejami na wyzwolenie przez aliantów.

Symbolem nierówności i okupacji znajdującym się najbliżej bohaterów jest niemiecki urzędnik przysłany do Zamościa z Prus Wschodnich, Herr Pacurek. Jest on sublokatorem w mieszkaniu Dzidka i naczelnym wrogiem mieszkańców domu przy ul. Zielonej. Książka kończy się właśnie w momencie, kiedy wysiłki mające na celu uprzykrzenie mu życia i skłonienie do wyprowadzki odnoszą skutek.

Wiktor Zawada zastosował język lekki, ale niestroniący od powagi. Pełno jest zabawnych dziecięcych powiedzonek, opisy są plastyczne, lecz nie przesadzone. Wyrażają wszystko z dziecięcą prostotą. Warto jednak nadmienić, że nie jest to książka naiwna.

Nowe wydanie jest wspaniałe. Twarda oprawa z płóciennym grzbietem i tasiemką introligatorską oraz małym zdjęciem wklejonym w okładkę jest naprawdę elegancka. Litery na nieco żółtych, przyjemnych dla oka kartkach są dość duże i wyraźne, co ułatwi małemu Czytelnikowi samodzielną lekturę. Albo, jeśli jeszcze takie rzeczy są praktykowane, czytanie dziecku do poduszki przez rodzica. Bardzo dobrym krokiem ze strony wydawnictwa było zachowanie oryginalnych ilustracji Ludwika Paczyńskiego, które pojawiły się w pierwszym wydaniu z 1967 r.

Czytając ponownie, po bez mała 18 latach, Kaktusy…, miałem łzy w oczach, nie kryję. To książka dobra i mądra. To cenny przyczynek do zainteresowania małolata historią albo do wyjaśnienia mu, czym jest wojna, kiedy to trudne pytanie w końcu się pojawi. Będzie też dobrym prezentem, a pokonanie niemal 400 stron będzie powodem do dumy dla młodego Czytelnika.

 

 

Plus/minus:

Na plus:

+ ciekawe ukazanie wojny z perspektywy dziecka

+ dobry język i mądrość pozwolą zainteresować dziecko historią

Na minus:

- brak

 

Tytuł: Kaktusy z Zielonej ulicy

Autor: Wiktor Zawada

Wydawca: Zysk i S-ka

Rok wydania: 2015

ISBN: 978-83-7785-755-7

Liczba stron: 397

Okładka: twarda

Cena: 45 zł

Ocena recenzenta: 10/10

 

Korekta: Edyta Chrzanowska

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

4 komentarze

  1. AR pisze:

    Dodałbym jeszcze raczej do minusów, że być może ze względu na datę pierwszego wydania, książka ma proradziecki kontekst. Opisy dotyczące Sowietów w Zamościu przez krótką chwile ich pobytu tam we wrześniu 1939r są zdecydowanie pozytywne. Pominięty milczeniem jest też temat prosowieckich „czerwonych milicji” które były w regionie wtedy aktywne we wrześniu 1939.

  2. Mirek pisze:

    Do przedmówców, czepiacie się promila. Książka jest dedykowana dla młodego czytelnika, to nie opracowanie historyczne. Polecam gorąco wszystkie trzy części i to nie tylko młodym czytelnikom.

    • wizytowka pisze:

      Też tak uważam. Trylogia Kaktusów jest wspaniała i w zdecydowanej mierze oddaje klimat i realia czasów. Jeśli coś jest pominięte lub autor ma coś w swoim życiorysie, to nie jest powód by pomijać tak wspaniałe dzieło. Cieszę się na wznowienie książki, na audiobook. Jest to nie tylko wizytówka Zamościa, ale też świadectwo historii Polski. Ta książka powinna zostać wpisana w kanon lektur szkolnych dla młodzieży i być traktowana jako dziedzictwo narodowe. Co z tego, że Harry Potter wciąga czytelnika, jeśli autorka nie jest Polką, a poruszane tematy są błahe. Tu, w Kaktusach mamy do czynienia z dziełem napisanym pięknym językiem, książka wciąga, uczy historii, uczy postaw - nic lepszego nie mogło się przytrafić literaturze dla młodzieży - i nie tylko. Dzieci Zamojszczyzny mają szansę przetrwać w pamięciach Polaków - tak jak dba się o pamięć o Orlętach Lwowskich.

Zostaw własny komentarz