„Wołyń. Bez litości” – P. Tymiński – recenzja


Rzeź wołyńska to makabryczna historia, o której nie za bardzo uczyli mnie w szkołach. Może dlatego, że Leonid Breżniew urodził się na Ukrainie? Po latach całkowicie zniknęły spalone polskie wioski, zarosły drogi prowadzące do nich i poprzewracały się spróchniałe krzyże na mogiłach masowych ukraińskich mordów. Ślady tej okropnej zbrodni miały prawdopodobnie zniknąć głęboko zakopane w ziemi, a wierzch dołu na lata miał zostać przykryty pudrowatą paplaniną o dobrosąsiedzkich stosunkach polsko-ukraińskich.

Dziś teoretycznie bez skrępowania można mówić i pisać o zbrodniach UPA. Tylko czasami pojawiają się głosy sprzeciwu, podnoszące dobre stosunki z Ukrainą ponad prawdę historyczną. Masowo ukazują się książki naukowe i popularne, produkowane są filmy fabularne i dokumentalne, a w radiu możemy usłyszeć audycje ze wspomnieniami ocalałych. Jedną z takich wielkich produkcji jest bez wątpienia film Wołyń w reż. W. Smarzowskiego, który mówi o zbrodni na kresach. Ale Piotr Tymiński w swojej książce Wołyń – bez litości porusza właśnie to, czego bardzo mi zabrakło w obrazie Smarzowskiego – zagadnienie polskiej samoobrony organizowanej z oddziałów AK i ochotniczego, spontanicznego zaciągu, które miały bronić polskiej ludności przed siepaczami z UPA i ukraińskim motłochem uzbrojonym w widły i siekiery.

Piotr Tymiński to – jak podano na okładce książki – urodzony w 1969 r. polski historyk, specjalista w dziedzinie mniejszości narodowych w Polsce. A prywatnie ojciec dwóch dorosłych synów. W swojej powieści o zbrodni na Wołyniu niezwykle interesująco poprowadził wojenną drogę głównego bohatera. Stanisław na własnej skórze doświadcza makabry wojny i ukraińskich zbrodni. Cudem ocalały z rzezi, utraciwszy najbliższych, nie załamuje się, ale idzie walczyć. Nie czeka biernie i bezmyślnie, jak bohaterowie Smarzowskiego, na łaskę czy niełaskę ukraińskich sąsiadów. Wstępuje do AK, chwyta za broń, walczy, broni bezbronnych. I nie jest to żaden krwawy akt zemsty, choć Stanisław cały czas wspomina najbliższych i ma przed oczami swoją żonę. Takie działanie wydaje się naturalnym aktem obronnym Polaków na Wołyniu i rzeczywistą reakcją na ukraińskie mordy. Płoną kolejne wsie na Wołyniu, giną kolejni ludzie bestialsko zamordowani przez Ukraińców, w ciągłych walkach kurczy się pododdział naszego bohatera. Stanisław Mrozowski i jego niesamowite przeżycia opisane w książce pozwolą na moment przenieść się w dzikie wołyńskie lasy, nieprzebyte bagna i polskie kresowe wsie. Widać ogromną siłę bohatera powieści, ale czuć również głęboko tłumione cierpienie. Tylko działanie, tylko walka pozwalają mu zapomnieć o osobistej tragedii.

Polscy cywile uciekają z kolejnych płonących wiosek. Znajdują schronienie w większych skupiskach pod skrzydłami uzbrojonych polskich partyzantów, w dużych miastach czy na zachodnich ziemiach przedwojennej II RP. Niektórzy nawet wybierają poniewierkę i przymusową pracę w niemieckiej III Rzeszy, niż kolejne dni i noce w niepewności oraz oczekiwaniu krwawych mordów. Paradoksalnie nawet niemieccy żołdacy i żandarmi są gwarantem bezpieczeństwa dla polskich cywilów. Wydaje się, że wszyscy wokół zaniepokojeni są ukraińskimi wystąpieniami, paleniem polskich wsi i barbarzyńskimi zbrodniami. Polscy cywile znajdują pomoc i oparcie u żołnierzy węgierskich (sojuszników III Rzeszy), u Niemców, u sowieckich partyzantów, nawet u niektórych sprawiedliwych Ukraińców. Łuny palonych wsi straszą nocami, zawęża się obszar opanowany przez AK i samoobronę. Ukraińcy są już tuż-tuż, słychać zgrzyt żelaza o żelazo i ich budzący grozę potworny wrzask: „smert Lachom!”…

Recenzowana publikacja wydawnictwa Novae Res z Gdyni została oprawiona w miękką okładkę ze skrzydełkami, a kartki zostały sklejone. Pomimo tego wolumin wygląda na solidny i trwały. Książka jest niewielka i poręczna, zmieści się do niewielkiego plecaka czy torebki i śmiało można ją zabrać w dłuższą podróż pociągiem lub autobusem. W pracy nie zauważyłem także błędów, przez co wysoko oceniam pracę redakcji i korekty. Jedynym małym minusem jest brak ilustracji. Interesujące rysunki lub grafiki z pewnością znakomicie wkomponowałyby się w niezwykłą opisaną historię.

Powieść P. Tymińskiego to znakomita lektura, która wciąga do reszty. Z prawdziwą przyjemnością chłonąłem kolejne strony, czekając, co będzie dalej, jak potoczą się kolejne losy bohatera. Autor znakomicie wczuł się w swoją opowieść i rolę narratora. Częstokroć zaskakuje czytelnika niespodziewanym zwrotem akcji, zmieniając bieg oczywistych wydaje się zdarzeń i wątków. To jedynie potęguje zaciekawienie u czytelnika, który nie może się doczekać dalszej części książki. A zakończenie, jakie przygotował autor, z pewnością zaskoczy niejednego.

Polecam.

 

Plus minus:

Na plus:

+ powieść o rzezi wołyńskiej popularyzująca to historyczne wydarzenie

+ interesująca wojenna droga głównego bohatera

+ uwypuklenie wątku polskiej samoobrony na Wołyniu

+ zaskakujące zakończenie

+ dobry styl i lekkie pióro autora

Na minus:

- brak ilustracji w książce (rysunków bądź grafik)

                                                  

Tytuł: Wołyń. Bez litości

Autor: Piotr Tymiński

Wydawca: Novae Res

Rok wydania: 2017

ISBN: 978-83-8083-480-4

Liczba stron: 486

Okładka: miękka ze skrzydełkami

Cena: 39 zł

Ocena recenzenta: 7,5/10

 

Redakcja merytoryczna: Zuzanna Świrzyńska

Korekta: Edyta Chrzanowska

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz