„Wierność i stałość przez ogień wypróbowana”– refleksja o postawie nowożytnych mieszczan wobec wroga podczas oblężeń na przykładzie Torunia cz. 1


W historii każdego nowożytnego miasta jest wiele okresów wzrostu i dobrobytu, ale też niemal równie wiele prób i wyrzeczeń: klęsk elementarnych, epidemii, kryzysów i – najgorszych z tego wszystkiego – wojen. Nie ominęły one także Torunia, dużego i prężnie się rozwijającego miasta-twierdzy z długimi tradycjami ustrojowymi, które leżało na pograniczu różnych kultur, wyznań religijnych, systemów politycznych i gospodarczych. 

Toruń jako wyróżniające się miasto w Rzeczypospolitej XVII w.

Portret Gerarda Denhoffa, wojewody pomorskiego, obrońcy Torunia w 1629 r.

Toruń, założony przez Krzyżaków w XIII w., zachował jeszcze długo silny i dominujący element niemiecki, nawet mimo upływu stuleci od przejścia miasta we władanie polskich królów. Niemieccy kupcy, odmienni językowo i w pewien sposób kulturowo od otaczającego ich żywiołu polskiego, utrzymali swoją pozycję dzięki sile ekonomicznej wewnątrz miasta i dużej roli tego ośrodka w gospodarce regionu. Toruń był bowiem, jak przypomina Stefan Cackowski w monumentalnej syntezie Historia Torunia 1548–1660, trzecim pod względem wielkości miastem prowincji pruskiej po Gdańsku i Elblągu, zaś w całej Rzeczypospolitej niewiele było ośrodków większych lub nawet mu dorównujących. Nie tylko wielkość grodu Kopernika dawała mu poczucie siły. Toruń dzięki swemu zaangażowaniu w wojnach z Krzyżakami i innych konfliktach po stronie polskiej zachował lub utrzymał znaczne przywileje, które dawały mu dużą niezależność samorządową i ekonomiczną, a nawet sądowniczą. Tych przywilejów patrycjat nieraz musiał bronić nie tylko przed obcą agresją, ale też przed dążeniami dworu króla polskiego do centralizacji . Jednakże, mimo że godzące w autonomię Prus Królewskich statuty prymasa Karnkowskiego zostały w końcu wprowadzone w 1569 r., mieszkańcom wielkich miast udało się obronić większość swoich swobód. Warto zwrócić uwagę, że namiestnikiem Torunia w omawianych czasach zawsze był mieszkaniec tego grodu, wywodzący się z tutejszego patrycjatu. Świadczy to chyba najlepiej o sile ośrodka, który mimo że formalnie był miastem królewskim, zachował w ten sposób autonomię polityczną.

Bez wątpienia wpływało to także na identyfikację mieszkańców, którzy czuli się odmienną, małą, lecz znaczącą wspólnotą, poddanymi polskiego króla, ale narodowości toruńskiej, nie polskiej ani niemieckiej. Do odmienności względem otoczenia należy dołożyć jeszcze kwestie wyznaniowe, bowiem miasto było enklawą protestantyzmu na zdominowanej przez katolików ziemi chełmińskiej.

Różnice religijne to najważniejsze kwestie sporne między Koroną a miastem i być może najsłabszy punkt, jeśli chodzi o lojalność między katolicką przecież monarchią a, zwykle posiadającymi tę samą wiarę i podobny język co mieszkańcy miasta, szwedzkimi najeźdźcami. Jeszcze długo przed słynnymi wydarzeniami tumultu toruńskiego w 1724 r. bardzo częste były tu rozmaite konflikty między licznymi i ubogimi zwykle katolikami a kalwińsko-luterańskim patrycjatem, które musiał rozsądzić sam władca. W większości dotyczyło to kościołów i zakonów oraz problemów z obrzędami kultowymi. W tych kwestiach król, ze względu na jego własne wyznanie, prawie zawsze przyznawał rację słabszym katolikom. To postępowanie z pewnością wpływało na postawę elit Torunia wobec Polski, zwłaszcza w okresie szalejących na zachodzie wojen religijnych i coraz większego rozłamu między protestantami a katolikami. Najeźdźcy zawsze bowiem starali się przekonać mieszczan, że jest mniejszą zdradą poddanie się współwyznawcom na zasadzie lojalności wobec wiary, a nie wobec ziemskiego króla „papisty”.

Problemy XVII w. – zaangażowanie pośrednie miasta

Na początku wieku XVII Toruń przedstawiał się jako miasto bogate i spokojne. Rozbita i słaba Rzesza Niemiecka pogrążona w wojnach nie przedstawiała żadnego zagrożenia dla Rzeczypospolitej, Prusy Książęce były wtedy jeszcze lojalnym wasalem króla polskiego, zagrożenie tureckie wydawało się odległe, podobnie jak moskiewskie, a handel zbożem, z którego miasto czerpało korzyści, rozwijał się w bardzo szybkim tempie. Jedynie konflikt z protestancką Szwecją zdawał się stwarzać zagrożenie, ale wtedy Szwecja była uważana za kraj słaby i ubogi, niemający szans w walce z potężnym, jak się wydawało, państwem polsko-litewskim.

Niespodziewanie jednak ta wojna przybierała coraz większe rozmiary i obejmowała nowe tereny, zbliżając się nieubłaganie do bram miasta. Szwecja rosła w siłę, zaś Rzeczypospolita słabła, targana coraz liczniejszymi wojnami z jeszcze innymi przeciwnikami i niezgodą wewnętrzną. Wkrótce pożoga wojenna dotarła do prowincji pruskiej. Warto jednak zwrócić uwagę, że agresja na odległe nieraz tereny wpływała również na zdawałoby się bezpieczne i znajdujące się daleko od starć miejsca. Jedną z pierwszych komplikacji dla miasta, które następowały zwykle w przypadku wybuchu konfliktów, były straty finansowe, wywołane coraz wyższymi świadczeniami na rzecz obrony, ale też kurczeniem się handlu przez spadek popytu i zamykaniem dróg dla rynku zbytu. Podatki nigdy mieszczan nie omijały, a w przypadku wojen prawie zawsze je podnoszono, chociaż jak wskazał Radosław Sikora w pracy Wojskowość polska w dobie wojny polsko-szwedzkiej 1626–1629. Kryzys mocarstwa, podatki w Rzeczypospolitej nie były skutecznie ściągane nie tylko od szlachty, ale również mieszczaństwa, a nawet od chłopstwa. Według badań Sikory w porównaniu z innymi krajami świadczenia nie były aż tak wysokie, by uniemożliwiać egzystencję, ale każdy wzrost podatków wywoływał komplikacje finansowe. Sporadycznie dochodziło też do problemów z utrzymaniem garnizonu w mieście, dla którego nie było zwykle przygotowanych odpowiednich kwater. Sporadycznie, ponieważ miasto nie utrzymywało stałej obrony, poza przypadkami zagrożenia. Kolejnym problemem, znacznie poważniejszym, były związane z wojną, wynikające z przymusowych rekwizycji, a także przemarszów zaniedbanego i wycieńczonego długimi kampaniami wojska, głód oraz zarazy. Te klęski elementarne były jednak nieodłączną częścią toczących się konfliktów jeszcze w XX w. i dotykały nieraz, jak twierdzi w artykule Wojna daleka i bliska. Problem wpływu wojen pierwszej połowy XVII wieku na społeczeństwo Henadz Sahanowicz, bardzo odległych od działań zbrojnych miejsc.

Toruń był nękany przez epidemie w ciągu pierwszych sześciu dekad XVII w. aż pięcio- sześciokrotnie. Nic więc dziwnego, że starał się zminimalizować ryzyko strat poprzez wykorzystanie swojej pozycji wśród miast pruskich, wpływając różnymi sposobami na zmniejszenie świadczeń lub negocjując z dowódcami zmianę trasy przechodzących żołnierzy, aby omijali jego tereny. Miasto miało ku temu pewne możliwości, zwłaszcza kiedy odwiedzał je król, a tym bardziej, kiedy obradował tu w 1626 r. sejm. Nieraz stosowano mniej przyzwoite metody podobne współczesnym lobbystom, np. przekupując posłów, o czym wspomina Zbigniew Naworski we wspomnianej wyżej Historii Torunia… Warto zwrócić uwagę, że w tym przypadku miasto na pierwszym miejscu wydawało się stawiać nie dobro Rzeczypospolitej, ale swoje własne, co było raczej typowe pośród społeczeństw nieposiadających jeszcze świadomości narodowej. Mimo częściowych sukcesów, w większości przypadków Toruń nie miał dużego wpływu na przedstawicieli elit Królestwa Polskiego, ponieważ jego przedstawiciele nie mieli prawa zasiadać w gronie posłów, jako nieszlachetnie urodzeni.

Problemy XVII w. – oblężenia i starcia wokół miasta

Plan Torunia według Mateusza Meriana z 1641 roku.

Największą jednak próbą lojalności miasta nie były wcale straty finansowe czy niepowodzenia dyplomatyczne, a nawet zarazy i głód, ale bezpośrednie zagrożenie w obliczu wrogich wojsk. W omawianym okresie Toruń musiał przejść takie próby czterokrotnie: w 1629 r., kiedy się obronił przed agresją szwedzkiego feldmarszałka Hermana Wrangla, w 1655 r., kiedy poddał się bez walki Karolowi X Gustawowi podczas tzw. Potopu, w 1658 r., gdy został odbity przez siły króla polskiego Jana II Kazimierza i w 1703 r., jak został zdobyty ponownie przez Szwedów Karola XII, jednak wkrótce potem opuszczony przez nich i w dużej mierze zniszczony.

Specyficzne były etapy takiego oblężenia. Najczęściej jeszcze przed jego rozpoczęciem wysłano posłańców z żądaniami kapitulacji i nieraz to wystarczało. Żaden dowódca, znający siłę tej twierdzy, nie chciał tracić swych cennych sił na ciężkie i nieraz bezowocne szturmy, ale też nie mógł zostawić jej na swych tyłach. Tymczasem, jeśli nadarzała się okazja, aby można było zdobyć ją bez jednego wystrzału za pomocą negocjacji, nie należało jej zaprzepaścić. Było to zgodne ze zwyczajami wojennymi opisywanymi wcześniej przez Sun Tzu czy później przez Karla von Clausewitza. Choć tych sławnych dziś podręczników nie mogli wtedy znać szwedzcy czy polscy dowódcy, ich działania podczas oblężeń wskazują, że podejście takie było zbyt oczywiste na polach walki, by je pomijać.

Bardzo ciekawe są sposoby, jakimi starano się przekonać mieszczan do poddania. Odwoływano się w pierwszej kolejności do wspólnoty wyznania mieszczan i Szwedów, w opozycji do religii dominującej w Polsce. Było to o tyle specyficzne, że od czasów szwedzkiego monarchy Gustawa Adolfa, kreującego się na wybawcę i przywódcę luteranizmu, wielu protestantom jeszcze wiele lat później imponowały dokonania jego armii, której wypatrywano z nadzieją na „wybawienie” od rządów katolików. Dopiero w dalszej kolejności przypominano o wspólnocie języka i kultury, które były bardziej abstrakcyjne i mniej ważne dla ówczesnego społeczeństwa. Ze spraw, które dziś wydają się być bardziej praktyczne, starano się gwarantować w razie kapitulacji wszystkie dotychczasowe przywileje i za cenę uznania nowego suwerena, wytrzymania przejściowych trudności związanych z wojną oraz utrzymaniem wojsk obiecywano, że nowy zwierzchnik da więcej korzyści niż dotychczasowy. W razie odmowy uciekano się do groźby, że miasto zostanie zdobyte, zrównane z ziemią lub poniesie innego rodzaju straty, np. poprzez wysokie kontrybucje i wydanie na pastwę rozbestwionych żołnierzy.

Te argumenty w połączeniu z przeważającą siłą militarną mogły przekonać niejedną radę miejską, dlatego też w toku wojny o ujście Wisły w ciągu miesiąca wpadło w ręce Gustawa II Adolfa bardzo wiele portów i twierdz prawie bez walki. Podobnie było w trakcie słynnego Potopu. Rzadko kiedy jednak udawało się tak łatwo przekonać obleganych do nagłej zmiany stron, bowiem negocjacje i groźby, a czasem nawet przytłaczająca przewaga wroga nie zawsze stanowiły wystarczające argumenty. Wszyscy obrońcy bowiem wiedzieli, że koleje wojny są zmienne, a dotychczasowi zwycięzcy szybko mogą stać się przegranymi. Kiedy prawowity suweren zechce odbić daną twierdzę lub miejscowość, jakie będą skutki i przebieg tych działań dla mieszczan? Co stałoby się wtedy z miastem, które nie dotrzymało przysięgi? Pytania te były jak najbardziej uzasadnione, bowiem po kapitulacji wszystko zależało w dużej mierze od dobrej woli zdobywcy. Chociaż przypadki drastycznego złamania warunków zdarzały się niesłychanie rzadko, istniała przecież możliwość np. wymordowania załogi czy nawet cywili, szczególnie po zaciętym oporze. Z drugiej strony nawet udana obrona mogła przynieść nieodwracalne straty patrycjatowi i kupcom. Dość wymownym przykładem jest tu dwudniowa zaledwie próba zdobycia Torunia przez wojska feldmarszałka Hermana Wrangla, kiedy co prawda żaden wrogi żołnierz nie przekroczył murów miasta, ale spalono całe przedmieścia i składowane w nich towary, a straty finansowe miały wynieść nawet 5 milionów złotych. Roczne dochody całej Rzeczypospolitej wynosiły w tym czasie niewiele tylko więcej! Oczywiście mogła to być suma znacznie przesadzona, ale daje ona pewne wyobrażenie o szkodach poniesionych w walkach w ogóle.

Ostrzeliwanie Torunia w 1703 roku przez artylerię Karola XII.

O wiele gorzej wyglądały już długotrwałe oblężenia, np. podczas odzyskania miasta w 1658 r., zaś najgorszej sytuacji Toruń doświadczył po oblężeniu w roku 1703. Jarosław Poraziński wspomina w swoim artykule, że król szwedzki Karol XII rozkazał po zdobyciu zrabować wszelkie dobra w tej twierdzy i zniszczyć większość umocnień, a ratusz i kancelaria miasta zostały spalone. Jak dla porównania wyglądały straty w ludziach? Wbrew pozorom nie zawsze były one aż tak duże, jak się powszechnie wydaje. W czasie agresji Wrangla miało zginąć kilku, kilkunastu mieszczan i obrońców, ale nie liczono zmarłych i poległych mieszkańców przedmieść. Z drugiej strony w toku oblężenia w 1658 r. zmarła większa część załogi szwedzkiej, która wówczas broniła miasta, lecz najwięcej z nich z powodu chorób i głodu, które w końcowej fazie trwającego pół roku odbijania twierdzy rozpanoszyły się po mieście, ale wśród mieszczan również straty były relatywnie znikome. Inaczej było w trakcie ataku Karola XII, kiedy garnizon stracił 200 zabitych żołnierzy i miało zginąć od kilkuset do tysiąca mieszczan, ale oblężenie oraz blokada trwały prawie pół roku, do tego ostrzeliwano głównie budynki cywilne na całym obszarze miasta-twierdzy.

Dalsze postępowanie oblegających Toruń mogło być również niezwykle okrutne, ale to już zależało przede wszystkim od sytuacji i celów zdobywców. Po bezkrwawej kapitulacji w 1655 r. Szwedzi zachowywali się w mieście przyzwoicie, traktując radę miasta prawie jak równorzędnych partnerów, ponieważ w planach Karola X Gustawa najważniejsze było zabezpieczenie całych Prus jako trwałej zdobyczy, a to wymagało pewnej współpracy. Zupełnie inaczej wyglądało postępowanie najeźdźców w głębi Polski, którą bezlitośnie eksploatowano i rabowano w myśl zasady „wojna żywi się sama”. W 1658 r. podczas odbijania Torunia król Jan II Kazimierz, znając wyczerpanie swoich wojsk długotrwałymi walkami i chcąc skrócić starcia, udzielił amnestii miastu za poprzednie poddanie się Szwedom, ale cofnął część przywilejów i pozostawił silny garnizon. To bardzo kontrastuje z tym, co zrobił Karol XII po zdławieniu oporu i wcieleniu saskich obrońców miasta do swoich regimentów, kiedy Toruń został poddany surowym represjom, a jego fortyfikacje zrównano z ziemią. Celem było tu jednak przykładne ukaranie, aby inne ogniska oporu sterroryzować i by poddawały się bez walki, nie zaś bezmyślna destrukcja.

 

Ciąg dalszy nastąpi.

Redakcja merytoryczna: Grzegorz Antoszek
Korekta językowa: Aleksandra Czyż

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz