Żołnierze wyklęci – mit wiecznie żywy?


Obowiązująca dziś narracja każe pamiętać przede wszystkim o antykomunistycznym podziemiu, jako reakcji na całą złożoną sytuację zniszczonego wojną kraju, w którym następowała dodatkowo zmiana władzy. Tymczasem postawy społeczeństwa były różnorodne i rzadko kiedy oznaczały walkę z bronią.

Żołnierze partyzantki niepodległościowej i antykomunistycznej. Od lewej: Henryk Wybranowski „Tarzan”, Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, Mieczysław Małecki „Sokół” i Stanisław Pakuła ps. „Krzewina”, 1947

Polska czasów powojennych była przede wszystkim potrzaskanym społeczeństwem, dopiero odbudowującym relacje. Była także krajem zróżnicowanym i tak zróżnicowane były jej reakcje na niezwykle trudną sytuację. Życie polityczne w Polsce wymuszało przeróżne postawy – od oporu z bronią w ręku po entuzjastyczne włączenie się w akcje nowych władz. Tymczasem obraz przedstawiany w narracji obecnych władz jest czarno-biały – dobrzy „partyzanci„ i źli ”komuniści”; do tego drugiego grona wydaje się zaliczać wszystkich, którzy oczekując spokoju, poszli drogą wskazaną przez jedyną realną siłę państwowotwórczą w tamtym czasie, choć nie mieli z nią po drodze w kwestiach ideologicznych i światopoglądowych.

 

Straty, zgliszcza i masowe groby

Straty wojenne Polski są oszacowane tylko z grubsza. 6 milionów zabitych, setki tysięcy rozproszone po świecie, miliardy strat w majątku narodowym, dobrach kultury, infrastrukturze. Do tej tragicznej puli należy dołożyć też zniszczone zdrowie, rany, także te psychiczne, uniemożliwiające normalne funkcjonowanie.

Okres powojenny stał się więc przede wszystkim czasem powolnego odbudowywania zaufania i więzi społecznych. Ludzie zajmowali się powolną odbudową zniszczonego kraju i wracaniem do normalności po traumie wojny, chcieli stabilizacji. Rzeczywistość społeczna okresu powojennego to także ponowna nauka wyrażania własnych poglądów, także politycznych. Szybko okazało się zresztą, że „naród„ ma różne spojrzenie na wiele spraw i wcale nie są to one jednorodne. To w rzeczywistości wybuch różnych poglądów politycznych, a nie czarno-biała walka sił ”zjednoczonego” narodu z komunistami. W okresie powojennym, tym krótkim czasie względnej wolności wyrażania swoich opinii, okazało się, że Polacy to całkiem pluralistyczne społeczeństwo, które ma swoje pomysły na urządzenie kraju, i gdzie sprzeciw wobec władzy PPR i PPS objawił się na wiele bardzo różnych sposobów.

 

Orientacje

Gwoli przypomnienia wystarczy wskazać kilka opcji politycznych, które walczyły o rząd dusz Polaków tuż po II wojnie światowej. Oczywiście poniższe zestawienie jest li tylko przybliżeniem, gdyż nie sposób wymienić każdej z postaw czy ugrupowań. Dwie pierwsze frakcje walczyły przede wszystkim otwarcie na arenie politycznej, choć druga miała za sobą potęgę zbrojną, której nie wahała się używać. Pozostałe prowadziły straceńczą wojnę szarpaną, w oczekiwaniu kolejnej wojny światowej, która przyniesie wyzwolenie.

Wywodzące się z międzywojennych kręgów politycznych, liczne i dość szeroko popierane środowisko PSL z Mikołajczykiem, który został wicepremierem rządu, próbowało niejako normalizować system w ramach działań dyplomatycznych. Mikołajczyk podjął niebezpieczną grę w duchu real politik. Założył jednak błędnie, że ustalenia mocarstw – które w Jałcie podzieliły strefy wpływów – są wiążące i są polityczną rzeczywistością. Mikołajczykowcy dążyli do dogadania się na nierównych warunkach z jedynym rządem polskim, którzy miał uznanie międzynarodowe – Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej, stworzonym i kierowanym przez komunistów. Starali się o działania legalne w ramach systemu i tworzyli opozycję koncesjonowaną.

Komuniści wbrew pozorom cieszyli się jakimś poparciem – częściowo pod wpływem terroru, propagandy albo różnego rodzaju benefitów dla tych, którzy stali po ich stronie. Każdy nowy członek partii, każdy członek lokalnej władzy, oznaczał kolejną osobę, która zawdzięczała swoją pozycję, stabilizację i nierzadko awans społeczny nowej władzy. To czyniło ich wasalami potężnego seniora, który wymagał posłuszeństwa bez granic. Nawet jeśli więc poparcie było stosunkowo niewielkie, to jednak też najbardziej zauważalne przez eksponowane pozycje osób popierających tę opcję, i, co równie ważne, rosnące w czasie.

Pierwszą z grup, które chciały walczyć o obalenie nowego ustroju, była Wolność i Niezawisłość, wywodząca się z wojennej Delegatury Rządu na Kraj. WiN opierał się na resztkach Armii Krajowej i Państwa Podziemnego. Reprezentował więc ośrodek londyński, jedyny ośrodek z legitymizacją władzy wywodzącą się z legalnych władz II RP. Preferowano opór cywilny, jako jedyny realnie skuteczny w bieżącej sytuacji politycznej (w związku z rozwiązaniem AK w styczniu 1945 r. i wobec opanowania kraju przez Armię Czerwoną). Część sympatyków tej frakcji podjęła jednak później walkę zbrojną. Z punktu widzenia będących u władzy komunistów, działali już nielegalnie i musieli zostać zlikwidowani.

Likwidacji ulec miały także struktury Narodowych Sił Zbrojnych, które wybrały walkę zbrojną z władzą komunistyczną. Trzeba jednak pamiętać, że także w czasie wojny NSZ sprzeciwiał się legalnym władzom Polskiego Państwa Podziemnego i władzom na uchodźstwie.

Niezależnie od powyższych w kraju działały także różnego rodzaju grupy partyzanckie o różnej afiliacji, od uciekinierów z dawnych kresów wschodnich, po lokalnych partyzantów. Często sami byli sobie dowódcami i działali bez zaplecza politycznego. Trzeba też tu napisać, że część grup partyzanckich była, oględnie mówiąc, ciężarem dla lokalnych mieszkańców, a w sytuacjach skrajnych dopuszczały się one mordów i rabunków na bezbronnej ludności.

 

Ku normalnej, bezpiecznej codzienności pomimo „polityki”

Obok tego wszystkiego i w pewien sposób pomimo tego funkcjonowali także zwykli ludzie, którzy po prostu próbowali powoli odbudowywać swoje domy, życie, rodziny, relacje z otoczeniem i dla których cała „polityka” kończyła się na zapewnieniu przez najbliższe władze – wójta, sołtysa, burmistrza czy milicjanta – spokoju, bezpieczeństwa i warunków do rozwoju.

Dziś z kolei na okolicznościowych przemowach słyszy się, że to żołnierze podziemia antykomunistycznego (rozumiani jako tzw. wyklęci) „zachowali się jak trzeba„. Pójście z bronią w ręku do lasu w poszukiwaniu, koniec końców, śmierci jest więc afirmowaną postawą patriotyczną. Stawiam sobie w związku z tym pytanie – czy jest to jedyna słuszna postawa? Czy inni, którzy sprzeciwiali się ówczesnej władzy, mieli zły pomysł? Zupełnie na marginesie jest fakt, ale warto o nim przypomnieć, że nazwa ”żołnierze wyklęci” wprowadza więcej zamieszania, niż cokolwiek wyjaśnia – gdyż do jednego zbioru wrzuca bardzo różne środowiska – mieszając nader często bandytów z bohaterami.

Warto zauważyć, że każde ze środowisk niepodległościowych, okazało się nieskuteczne, gdyż każde z nich przegrało z narzuconą władzą komunistów. Trudno zatem mówić o tym, że któraś postawa była lepsza. Skoro zaś wszystkie były i tak nieskuteczne, zasadne jest pytanie o koszty społeczne każdej z tych postaw. Oczywiście takie analizy mogą realnie powstać post factum, choć i wtedy takie dyskusje się odbywały, stąd różnorodność opinii, wynikających z różnych kalkulacji.

Dziś zobaczyć, co sądzili Polacy żyjący w tamtych czasach i jak bardzo społeczeństwo polskie lat powojennych było zróżnicowane w swoich postawach można w zasadzie tylko w jeden sposób. Są to wyniki referendum z czerwca 1946 r. Komunistyczna władza z jednej strony chciała odwlec wybory, do których jeszcze nie była gotowa, z drugiej przetestować techniki fałszerstw. Pytania były trzy:

  1. Czy jesteś za zniesieniem Senatu?
  2. Czy chcesz utrwalenia w przyszłej Konstytucji ustroju gospodarczego, zaprowadzonego przez reformę rolną i unarodowienie podstawowych gałęzi gospodarki krajowej, z zachowaniem ustawowych uprawnień inicjatywy prywatnej?
  3. Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Państwa Polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?

Władza preferowała głosowanie 3 x TAK, cały kraj został zalany ujednoliconym propagandowym przekazem. Mikołajczyk i PSL (a także małe, ale opozycyjne Stronnictwo Pracy) proponowali głosowanie raz „nie” – w wypadku pytania o Senat – nie żeby pałał jakąś wielką miłością do Senatu, ale by zmierzyć faktyczne poparcie dla swojej formacji. WiN proponował głosowanie 2 x nie, a NSZ i środowiska narodowe aż 3 x nie.

Wyniki tego referendum, te podane oficjalnie, zostały oczywiście sfałszowane i to na wielu poziomach. Swoistą klęską formacji komunistycznej było to, że pomimo wielkiego propagandowego wzmożenia i tak wyniki trzeba było tak mocno fałszować. Wyniki oficjalne (tj. fałszywe) oraz realne, ustalone w latach 90-tych zamieszczam w poniższej tabeli:

Źródło: opracowanie na podstawie: Referendum 30 czerwca 1946 roku w Polsce, Czesław Osękowski, Warszawa 2000 r.

Oczywiście trudno wywnioskować na podstawie tego realne postawy dla poszczególnych ugrupowań, widać spore rozbicie polityczne i pewne poparcie dla środowisk skrajnych takich jak komuniści czy NSZ – choć środowiska narodowe na pewno cieszyły się większym poparciem niż komuniści. To w sumie zrozumiałe dla społeczeństwa zniszczonego kilkuletnią okupacją i wojną. Różne były także wyniki wyborów w różnych rejonach kraju, inaczej głosowali Mazurzy (nie zawsze określający się jako Niemcy czy Polacy), inaczej mieszkańcy Podkarpacia.

To tym ważniejsze, że dziś nader często to NSZ wskazuje się jako tych, którzy stanowią wzór do naśladowania. Cóż, mieszkańcy Polski roku 1946 r. mieli inne poglądy i jeśli już to i Mikołajczyk i WIN stanowił oparcie i nadzieję, a NSZ był tylko jedną z opcji. Widać jednak też, że reakcje te były bardzo różne. Po prostu – mamy do czynienia ze zróżnicowanym społeczeństwem, a nie ujednoliconym politycznie narodem. To zresztą bardzo ciekawe, że nawet w okresie powojennym, w obliczu zakończenia walki z niemieckim okupantem i rodzącym się oporem wobec władzy komunistów – postawy polskiego społeczeństwa cechowały się takim pluralizmem.

 

Afirmacja śmierci?

Pamięć o przeszłości powinna być dla narodu skarbcem różnych możliwości i chłodnej analizy wyjść najlepszych. W ten sposób społeczeństwa twórczo uczą się na własnej historii. Mówiąc brutalnie, bezcelowa śmierć nastolatków w lasach albo katowniach UB jest mało konstruktywnym wzorem, a śmierć nie jest jedynym wyjściem. Nawet bohaterstwo powinno mieć jakiś cel. Piszę o tym, bo mam wrażenie, że dziś mamy pamiętać tylko jedną z tych opcji, pójście do lasu z karabinem. Dlatego zresztą ustanowiono Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, a nie ma choćby dnia porozumień sierpniowych. To zrozumiałe, mit żołnierzy wyklętych jest łatwy, a pamięć o mozolnym budowaniu zgniłych kompromisów jest zdecydowanie mniej nośna.

Należy jednak pamiętać o wszystkich możliwych sposobach oporu wobec autorytarnej władzy: o Mikołajczyku, o WiN, o podziemiu antykomunistycznym i wreszcie o rządzie londyńskim, który wtedy ciągle działał. Ludzie żyjący w latach tuż po 1945 r. – jak widać wyżej – podejmowali przecież różne wybory.

 

Bibliografia

  1. Kersten K., Narodziny systemu władzy. Polska 1943–1948.
  2. Osękowski C., Referendum 30 czerwca 1946 roku w Polsce, Warszawa 2000 r.

 

Redakcja merytoryczna: Grzegorz Antoszek

Korekta: Klaudia Orłowska

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

4 komentarze

  1. Bilbo pisze:

    NSZ uznawały władze londyńskie. Przecież nawet wysłały swojego przedstawiciela do Londynu i posiadały kontakty z dowództwem 2. Korpusu Polskiego gen. Andersa. Natomiast w kraju, faktycznie, rywalizowały z AK i Delegaturą.
    Natomiast stwierdzenie, że postawa ludności w Polsce po wojnie była zróżnicowana, a postawa walki zbrojnej z komuną była realizowana przez mniejszość jest oczywistą oczywistością.

  2. Marcin pisze:

    1. To nieobecnej władzy zawdzieczamy pamiec o wykletych- to był raczej ruch oddolny który teraz przez Pis przywłaszczany i według mnie Wykleci wizerunkowo tylko na tym straca ze bede kojarzeni z tylko jedna władza.
    2 Żeby w Polsce przeprowadzono dekomunizacje to mitu wykletych by nie było. Tzn moze by był ale nie taki jak teraz.Tym ludziom odebrano nawet prawo godnego pogrzebu, nie rozumiem tego że tak trudno uszanować 1 dzień w roku możemy im to poświecić.
    3 Fakt że podziemie istniało w sposób zorganizowany 2-3 lata po wojnie świadczy chyba że ludzi byli do komunistów nastawini nieprzychylnie.
    4 Oczywistą oczywistościa jest to że walke z komunistami realizowała mniejszość, z niemcami było podbnie max 10 procent Polaków działała w podziemiu, reszta zachowywała sie typowo dla ludzkiego gatunku czyli chciala jakoś przeżyć. Mitem wiec raczej nazwał bym całą narracje III Rp w sprawie II wojny.
    5 Czy też miłośnicy historii macie takie wrażanie że ta przeklta wojna PIS - Po sprawia że badanie historii najnowszej staje sie okropnie meczące gdy trzeba coś wyjaśnić nie opowiadajac sie za jedną z tych przekltych parii.

    • DOKTOREK pisze:

      Gwoli ścisłości PiS nie przywłaszcza nic jeno przypomina i hołduje tradycje patriotyczne ale też zgadzam się iż gdyby była przeprowadzona dekomunizacja inaczej by dziś ten dzień 1- III WTGLĄDAŁ

    • Mario pisze:

      1. Zgadza się. To niedźwiedzia przysługa.
      2. Kłopot z tym, że moim zdaniem mitem jest „jednorodność” tzw. wyklętych. Rzeczywiste ofiary miesza się z kilkoma przykładami nie wartymi uczczenia (np. Bury), których broni się za wszelką cenę, zrównując z tymi najbardziej godnymi upamiętniania.
      3. Nieprzychylne nastawienie do komunizmu nie oznaczało akceptacji walki zbrojnej z nim. Podziemie było bardzo małe, oddziały niewielkie, akcji niedużo, silnie zinfiltrowane. Np. na Ukrainie (Zachodniej) przetrwało znacznie dłużej. Większośc nie lubiła komuny, ale nie chciała z nią walczyć czynnie, miała tego dość. Czekała na okazję i gdy się nadarzały (najbliższa w 1956) dawała temu wyraz.
      4. Po II wojnie większość miała dość przelewu krwi. Czynnie walczące oddziały podzienia antykomunistycznego były bardzo male, ale nie można tego porównywać z II wojną i oficjalnym Państwem Podziemnym. Sytuacja po 1945 była znacznie trudniejsza. O co chodzi z tą narrację III RP?
      5. Tak, wypowiadając się na temat dotyczący okresu od 1905 do 2004 (i później) od razu narażam się na łatkę pisdzielca lub lewaka. Przy czym o ile szeroko rozumiany antyPiS popełniał „grzech zaniechania”- nie ruszajmy pewnych tematów, przemilczmy, nie rozdrapujmy (Wołyń), nie drażnijmy tych, z którymi walczyliśmy, o tyle PiS próbuje stworzyć coś w rodzaju orwellowskiego ministerstwa propagandy w postaci oficjalnej wersji dziejów, której nie wolno kwestionować (grzech działania złą stronę). Najgorsze w tym jest to, że niektóre elementy tej oficjalnej wersji są zasadne, ale zostaną połączone z kultem Burego, Ognia i tezą o agenturalności większości przywódców historycznej Solidarności etc.
      Jednym słowem politycy - łapy precz od historii.

Odpowiedz