Werner Heisenberg – dylematy uczonego w czasach totalitaryzmu


Wiek XX był okresem niespotykanego wcześniej w historii ludzkości naukowego i technologicznego postępu, który zrodził zarówno szanse, jaki zagrożenia. Jednym z nich była możliwość budowy broni jądrowej, zdolnej zniszczyć cywilizację. Za sprawą totalitaryzmów poprzedniego stulecia uczeni stanęli wobec nowych dylematów moralnych. Jednym z gigantów nauki, którego prace miały decydujące znaczenie dla rewolucji w fizyce, był Werner Heisenberg.

Werner Heisenberg, ok. 1927 r.

Uczony wobec tajemnicy

Ten urodzony w 1901 r. uczony w wieku zaledwie 24 lat opublikował artykuł pt. O kwantowo-teoretycznym przeformułowaniu związków kinematycznych i mechanicznych. Stał się on fundamentem nowej fizyki, która całkowicie odmieniła postrzeganie rzeczywistości.

Był to owoc niezwykłej wręcz wyobraźni Wernera Heisenbergai umiejętnego posługiwania się abstrakcyjnymi strukturami matematycznymi. Podstawowe tezy i myśl przewodnią tego artykułu sformułował podczas odpoczynku na wyspie Helgoland, gdzie leczył poważny atak kataru siennego. Nastąpił wówczas wręcz wybuch jego niesamowitych zdolności intelektualnych, sam później wielokrotnie opisywał uczucie, jakie mu wówczas towarzyszyło, jako „objawienie”. Odkrycia, które wówczas poczynił, i dalsza współpraca z innymi wybitnymi uczonymi tamtych czasów, takimi jak Niels Bohr, Max Born czy Pascual Jordan, zaowocowały stworzeniem mechaniki macierzowej. Jednym z jej najbardziej charakterystycznych elementów stała się słynna zasada nieoznaczoności, która do dzisiaj kojarzona jest z nazwiskiem Heisenberga. Zastosowanie macierzy, nowych struktur matematycznych dających wgląd do świata atomu, było wydarzeniem epokowym w dziejach nie tylko fizyki, ale w ogóle nauki. Przyznanie Nagrody Nobla Heisenbergowi i późniejsza chwała jako jednego z najwybitniejszych umysłów stulecia były tylko kwestią czasu. Tak też się stało – w 1932 r. Komitet Noblowski uhonorował fizyka najważniejszą nagrodą naukową.

Uczony wobec totalitaryzmu

Jednak wraz z nastaniem nowego, w 1933 r. coraz bardziej widoczne stawało się zagrożenie, które w przeciwieństwie do rewolucji naukowej położyło się cieniem na minionym stuleciu. Wówczas w Niemczech, ojczyźnie Heisenberga, doszła do władzy populistyczna partia NSDAP pod przywództwem Adolfa Hitlera. W swych demagogicznych wystąpieniach naziści odwoływali się do najniższych ludzkich instynktów i emocji, obiecując całkowite zredefiniowanie porządku politycznego i społecznego w Europie. Fala populizmu i antysemityzmu zaczęła rozlewać się po całym kraju. Narodowi socjaliści znajdowali poparcie wśród przywódców innych państw. III Rzesza, która w obłąkańczych wyobrażeniach Hitlera miała panować przez 1000 lat, znalazła sojuszników we Włoszech i Hiszpanii, a także w Japonii. Łącząc wzrastającą potęgę wojskową z siłami innych państw, Niemcy chciały rozpętać konflikt zbrojny, który miał okazać się wojną totalną o charakterze ludobójczym.

Wielu naukowców pochodzenia żydowskiego zostało wydalonych z Niemiec, byli to m.in. Albert Einstein, Fritz Haber, James Franck, Hans Bethe czy Emma Noether. Niemcy, kraj o ogromnym dorobku naukowym, z największą wówczas na świecie ilością noblistów, powoli zmierzały ku przepaści, pozbywając się kwiatu swej inteligencji i najwybitniejszych umysłów. Był to jednakowoż dopiero początek dramatu, który miał objąć swym zasięgiem niemal całą Europę i sporą część świata.

Naziści mieli naukę i naukowców w pogardzie. Triumfy święciły idee pseudonaukowe, będące dziwacznym mariażem germańskiej mitologii, frazesów o rasie panów i jej wyższości nad zdegenerowanymi Żydami i Słowianami. Eugenika i higiena rasowa dzieliły gatunek ludzki na czystych i zanieczyszczonych rasowo, wartych i niewartych życia, podludzi i nadludzi. Wobec tego wielu uczonych niemieckich, niemających żydowskich korzeni, musiało stanąć w obliczu dylematu – pozostać w Niemczech w trudnych czasach czy opuścić ojczyznę? Z jednej strony postanowienie o wyjeździe byłoby wyrazem jawnego sprzeciwu przeciw totalitarnej władzy, a także solidarności z ich kolegami pochodzenia żydowskiego. Pozostanie zaś sprawiłoby, że swym autorytetem skłonią do pozostania innych naukowców, bypo ustąpieniu nazistów można było odbudować naukową pozycję Niemiec jako kraju opierającego swój kapitał na nauce i technologii. Tak wówczas mogło się wydawać, bowiem ogrom zła, które cechowało nazizm, niektórym mógł po prostu nie mieścić się w głowie. Podtrzymywanie nadziei na przeminięcie systemu mogło zatem wydawać się rozsądnym wyjściem, tym bardziej że konieczne byłoby powtórne zorganizowanie systemu nauki i edukacji w Niemczech.

Mijały jednak kolejne lata, w czasie których naziści bezwzględnie umacniali swoją władzę, a wojna dla coraz większej liczby polityków i obserwatorów zdawała się nieunikniona. Sam Hitler zresztą nigdy w swych realnych działaniach nie ukrywał, że do niej dąży. Kolejni naukowcy, nawet ci, którzy nie mieli żydowskiego pochodzenia, jak choćby Erwin Schroedinger,opuszczali kraj. Wobec tego dylematu stanąć musiał także sam Heisenberg, tym bardziej że jego pozostanie w Niemczech mogło czynić różnicę. W 1938 r. badania Otto Hahna, Lise Meitner i Fritza Strassmanna wykazały, że jądro atomu uranu uległo rozszczepieniu na lżejsze pierwiastki. Wyzwolona została przy tym energia, która mogła posłużyć do zbudowania broni o niezwykłej mocy. Uczony taki jak Heisenberg stał się przydatny dla niemieckich władz. Mógł bowiem stanąć na czele programu budowy broni jądrowej, którą Niemcy prawdopodobnie użyliby w celach militarnych.

Sytuacja zatem stała się niebezpieczna z kilku różnych powodów. Po pierwsze, III Rzesza rosła w siłę wojskową, zaś jej przywódca ani myślał ustąpić i dążył do konfrontacji z całym cywilizowanym światem. Po drugie, był to kraj przodujący w naukowych badaniach nad atomem. Po trzecie, wybitni uczeni, którzy postanowili zostać w Niemczech, mogli być dla świata zagrożeniem, jeśli któryś z nich podjąłby czynną współpracę w celu stworzenia broni jądrowej.

Niels Bohr, Werner Heisenberg i Wolfgang Pauli, ok. 1935 r.

„Klub uranowy” i spotkanie z Bohrem

Heisenberg od 1939 r. wraz z fizykami takimi jak Kurt Diebner czy Paul Harteck brał udział w spotkaniach „Klubu uranowego”, gdzie dyskutowali nad technicznymi szczegółami budowy śmiercionośnej broni. Dwa lata później spotkał się w Kopenhadze z Nielsem Bohrem, kiedy to zwierzył mu się, że w Niemczech trwają prace nad skonstruowaniem broni. Spotkanie to zostało potem uznane za co najmniej dwuznaczne, interpretowano bowiem rozmowę naukowców jako próbę nakłonienia Bohra do uczestnictwa w programie budowy niemieckiej broni jądrowej. Na pewno można stwierdzić, że Heisenberg wyraźnie zasugerował Duńczykowi, iż Niemcy mają plan budowy takiej broni. W późniejszych latach swojego życia obaj fizycy niechętnie wracali do szczegółów tamtej dyskusji. Była i jest ona do dziś różnie interpretowana przez badaczy, takich jak Robert Jungk, czy ludzi sztuki np. Michaela Frayna. Ten pierwszy uważał Heisenberga za bohatera chcącego sabotować niemiecki program, a Michael Frayn wręcz przeciwnie. Jego sztuka teatralna Kopenhaga przedstawia fizyka jako jawnego kolaboranta.

Program atomowy z czasem odsuwano na coraz dalszy plan, a priorytetem armii niemieckiej stały się zbrojenia konwencjonalne. Przyczyniły się do tego bohaterskie działania norweskich komandosów, którzy zniszczyli fabrykę ciężkiej wody w Rjukan, po czym uniemożliwiono jej dostawę do Niemiec. Niemcom nie udało się stworzyć działającego reaktora, program budowy broni jądrowej został daleko w tyle za badaniami prowadzonymi w ramach Projektu Manhattan.

Jeśli mowa o nowych broniach, nacisk został położony głównie na program budowy broni rakietowej, któremu przewodził Werner von Braun. Przyczyniło się do tego stopniowe przeciążenie niemieckiej gospodarki, a także wyjazd wybitnych uczonych żydowskich, którzy posiadali na tyle dogłębną wiedzę teoretyczną o świecie atomu, że mogliby zbudować broń jądrową.

Konformista czy bohater?

Jak zatem można ocenić wojenne postępowanie Wernera Heisenberga? Był uczestnikiem rewolucji kwantowej, potem zaś doświadczył rewolucji nazistowskiej, dwóch wydarzeń, które na swój sposób naznaczyły XX w. Na pewno nie można o nim powiedzieć, że był nazistą, nigdy bowiem otwarcie nie poparł systemu hitlerowskiego, nie należał nawet do NSDAP. Popierał wysiłek wojenny swej ojczyzny, jednakże wyłącznie przeciwko Związkowi Radzieckiemu – nie opowiadał się natomiast za konfliktem z państwami Zachodniej Europy oraz Stanami Zjednoczonymi. Najtrudniej ocenić kwestię tego, w jaki sposób przyłożył się do rozwoju niemieckiego programu jądrowego. Na ile był przy tym wszystkim bierny, a na ile próbował zbudować broń masowej zagłady dla III Rzeszy, ale nie mógł tego uczynić ze względu na zbyt małe fundusze? Czy też wreszcie można stwierdzić, że swoim działaniem uniemożliwił budowę bomby, sabotując program atomowy?

Odpalenie rakiety V2 w ośrodku badawczym w Peenemünde. Zdjęcie wykonano 4 sekundy po starcie rakiety, w dniu 21 czerwca 1943 r.

Uczony na pewno próbował zbudować reaktor jądrowy, zaproponował nawet Speerowi, aby ten wyłożył 350 tysięcy marek na budowę urządzenia. Kwota była jednak wręcz śmiesznie mała, chociażby w porównaniu do żądań ogromnych zasobów pieniężnych i ludzkich na budowę broni rakietowej V1 oraz V2. Czy Heisenberg specjalnie poprosił ministra o tak mało pieniędzy, wiedząc, że nie uda się dzięki temu zbudować sprawnego reaktora? Nie ma na to żadnych dowodów, najprawdopodobniej sądził zatem, że taka kwota wystarczy. Urządzenia konstruowane przez innych uczonych niemieckich, takie jak maszyna uranowa G-1,działały sprawniej od tych, nad którymi pracował noblista.

Być może zatem celowo nie przykładał się do stworzenia reaktora, który mógłby działać lepiej i z którego dałoby się uzyskiwać większe ilości materiału rozszczepialnego? Przeczy temu jednak katastrofa, jaka miała 23 czerwca 1942 r. Heisenberg wraz z Robertem Dopelem pracowali nad maszyną uranową, która tamtego dnia eksplodowała, zaś dwaj uczeni w ostatniej chwili uciekli z pomieszczenia, chroniąc się przed wybuchem. Trudno przypuszczać wobec tego, że Heisenberg mógł sabotować program jądrowy, narażając na niebezpieczeństwo życie własne i swoich kolegów. Rozsądniejsze jest wyjaśnienie, że uczony miał po prostu zbyt małą wiedzę inżynieryjną i zwyczajnie nie mógł skonstruować sprawnie działającej maszyny pozyskującej rozszczepialne izotopy uranu.

Najprawdopodobniej Heisenberg był po prostu fizykiem, który chciał stworzyć broń jądrową, ale brakło mu do tego talentu konstruktora oraz zespołu odpowiednich ludzi. Pytanie brzmi: jaki miał w tym cel? Czy chciał, żeby bomby jądrowe zabijały niewinnych cywilów, zapewniając wygraną w wojnie, czy też miały one służyć jedynie odstraszaniu innych mocarstw przed nuklearnym atakiem na Niemcy? Budowa broni w tym drugim celu ocaliłaby ojczyznę uczonego przed groźbą destrukcji. Fakt, że w przypadku Heisenberga nie mamy do czynienia z nazistą, świadczy, iż bomba najpewniej służyłaby utrzymaniu równowagi sił. Musiał bowiem domyślać się, że na podobny pomysł wpadli alianci. Powinien był jednak mieć na uwadze szaleństwo przywódców III Rzeszy, którzy w przypadku wejścia w posiadanie broni jądrowej nie zawahaliby się jej użyć bez względu na konsekwencje dla siebie i swojego kraju. Zdanie Heisenberga nie miałoby wówczas żadnego znaczenia. Wydaje się zatem, że cechowała go pewna polityczna naiwność, która mogłaby skończyć się jeszcze bardziej tragicznie, gdyby Niemcy jednak uzyskały bombę atomową,.

Heisenberg po wojnie starał się dzięki własnemu autorytetowi odbudować pozycję i znaczenie niemieckiej nauki. Właśnie to zadanie wielokrotnie powtarzał jako powód, dla którego pozostał w ojczyźnie. Należy bowiem pamiętać, że podobna odbudowa miała miejsce także po I wojnie światowej i zakończyła się sukcesem, nauka w Niemczech była bowiem przodująca w świecie w czasie okresu międzywojennego. Widzimy zatem, że zarówno decyzja o uczestniczeniu w programie zbrojeń nuklearnych, jak i przebywanie w Niemczech w czasie wojny mogą być racjonalnie uzasadnione. Jest jednak kilka kwestii, które można Heisenbergowi zarzucić.

Brak otwartego sprzeciwu wobec tyranii

Nigdy otwarcie nie sprzeciwił się władzy nazistowskiej, jak to uczynili chociażby Max von Laue oraz Heinrich Wieland. Ten pierwszy prześladowania Einsteina przez nazistów porównał do losu, jaki swego czasu spotkał Galileusza. Wieland zaś, chemik organiczny i noblista z 1928 r., zapewniał pomoc uczonym i studentom żydowskiego pochodzenia oraz odmówił salutowania na cześć Hitlera w placówkach naukowych. Heisenberg nigdy nie zdobył się na takie działania, nie poczynił nawet symbolicznych gestów wsparcia.

Piąty Kongres Solvaya poświęcony fizyce, 1927 r. Werner Heisenberg, stoi trzeci od prawej w górnym rzędzie

Co więcej, Heisenberg po wojnie nigdy nie potępił zachowania Pascuala Jordana, z którym prowadził pionierskie badania nad mechaniką macierzową. Uczony ten był gorliwym nazistą, często porównującym mechanikę kwantową do narodowego socjalizmu. Prowadził także badania nad bronią jądrową, odgrywał w nich jednak mniejszą rolę niż Harteck czy Diebner. Po wojnie Heisenberg akceptował tłumaczenia Jordana, który twierdził, że jedyne co robił, to obrona fizyki kwantowej przed zajadłymi atakami innych uczonych, m.in. Philipa Lenarda i Johannesa Starka, którzy z kolei uważali ją za „żydowską„. Ci dwaj zresztą gardzili także samym Heisenbergiem, nazywając go ”białym Żydem”, oraz pisali mnóstwo pseudonaukowych artykułów dyskwalifikujących jego odkrycia.

W ostateczności ma się zatem do czynienia z człowiekiem, którego postępowanie w czasie wojny mogło wywoływać kontrowersje, nie było jednak tak haniebne jak czyny twórców „Deutsche Physik”. Heisenberg rzeczywiście organizował po wojnie odbudowę niemieckiej potęgi naukowej, widać zatem, że jego decyzja o pozostaniu w ojczyźnie miała sens. Brakuje jednak jego postaci pewnego, symbolicznego chociażby tylko, bohaterstwa wobec patologii i wynaturzeń nazizmu. Nie da się więc nazwać go ani konformistą, ani bohaterem. Kwestia jego zachowania i postępowania w czasie wojny jeszcze przez wiele dziesięcioleci będzie budziła kontrowersje. Należy mieć tylko nadzieję, że nigdy więcej uczeni nie będą musieli stawać wobec tak poważnych dylematów, z jakimi mieli do czynienia naukowcy w przededniu i w czasie II wojny światowej.

Bibliografia

  1. Bascomb N., Zimowa forteca, Warszawa 2017.
  2. Cornwel J. , Naukowcy Hitlera. Nauka, wojna i pakt z diabłem, Kraków 2012.
  3. Kumar M., Kwantowy świat. Einstein, Bohr i wielki spór o naturę rzeczywistości, Warszawa 2012.
  4. Walker M., Bomba atomowa Hitlera, Warszawa 2018.

Redakcja merytoryczna: Marcin Tunak
Korekta językowa: Aleksandra Czyż

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

2 komentarze

  1. Anonim pisze:

    Szkoda, że w artykule zabrakło informacji o nawiązaniu do kultury - Breaking Bad 😉

  2. Miron pisze:

    Zdanie „Powinien był jednak mieć na uwadze szaleństwo przywódców III Rzeszy, którzy w przypadku wejścia w posiadanie broni jądrowej nie zawahaliby się jej użyć bez względu na konsekwencje dla siebie i swojego kraju.”, to chyba jednak nadużycie. Broni chemicznej Hitler jednak nie użył, nawet jak rzesza już dogorywała, choć Niemcy mieli jej całe magazyny. A druga sprawa, to samo podejście do tych Heisenberga do tych badań. Po odtajnieniu szczegółów niemieckich badań pojawiło się wiele głosów fizyków, że przy rodzaju uranu, który Niemcy chcieli zastosować w reaktorze, kontrolowanie reakcji za pomocą ciężkiej wody było ślepym zaułkiem. Tego się nie dało w ten sposób zrobić, a Heisenberg był zbyt dobrym fizykiem, żeby się w tym szybko nie zorientować. Pchał więc dalej specjalnie projekt w tym kierunku albo z chęci opóźnienia prac nad bronią, albo z obawy o życie swoje i bliskich. Pozdrawiam.

Zostaw własny komentarz