Wielka Armada i morska bitwa o Anglię. Hiszpańska inwazja na Wyspy Brytyjskie |
Nie tylko pogoda była czynnikiem, który spowodował nieudaną inwazję Wielkiej Armady na Anglię. Nie mniejsze znaczenie miała istna kumulacja wybitnych dowódców w służbie Jej Królewskiej Mości oraz konstrukcja angielskiej floty, która uniemożliwiła Hiszpanom zastosowanie ich ulubionej morskiej taktyki - abordażu. Ostatecznie pokonana Wielka Armada musiała wracać do domu niebezpieczną drogą wiodącą na północ od Wysp Brytyjskich.
Wielkie odkrycia geograficzne
Odkrycie przez Hiszpanów nowych lądów wydawało się zbawieniem, ale w rzeczywistości po latach stało się przekleństwem. Napływ drogocennych kruszców z Ameryki całkowicie zachwiał jej gospodarką. Produkty importowane z kolonii były znacznie tańsze, przez co produkcja w Hiszpanii spadała. Tracili na tym lokalni wytwórcy. Dodatkowo hiszpańscy władcy wydawali pozyskane pieniądze lekką ręką na zbytki i wojny. Kosztowny okazał się także transport towarów z Ameryki, bowiem należało nie tylko opłacić flotę transportową, ale także okręty wojenne i ich załogi, które strzegły drogocenne ładunki. Wiele statków tonęło na skutek katastrof naturalnych, inne zdobywali korsarze, w czym wyspecjalizowali się Anglicy, patrząc przy tym bardzo zazdrosnym okiem na łatwe zdobycze Hiszpanów.
Problem Niderlandów
Rządzący w Hiszpanii Filip II Habsburg był ultrakatolicki, w protestantyzmie widział nie tylko odstępstwo od wiary, ale także zagrożenie polityczne. Sprawowanie władzy w imperium, nad którym nigdy nie zachodziło słońce było dużym wyzwaniem dla króla. Właściwie niemożliwe było osobiste rządzenie nad tak rozległymi obszarami. Toteż faktyczne rządy nad Niderlandami, będącymi jedną ze swoich najbogatszych prowincji, scedował przyrodniej siostrze Małgorzacie Parmeńskiej, która objęła tam namiestnictwo. Siostra podzielała poglądy brata, wzbudzała tym samym sprzeciw protestanckiej ludności Niderlandów. Jej centralistyczne i katolickie zarządzenia ograniczały handel i godziły w wolność religijną. Szybko sformowała się protestancka opozycja, której przywódcą został Wilhelm I Orański. W 1566 r. jej przedstawiciele udali się do Małgorzaty prosząc uniżnie o zaprzestanie godzenia w ich wolność. Ze względu na poddańczą formę prośby, zostali pogardliwie nazwani „gezami”, tj. „żebrakami”.
Już rok później Filip II wysłał do Niderlandów karną ekspedycję pod wodzą Fernanda, księcia Alby1. Ten, w sposób bardzo krwawy, przystąpił do działania. Jego ofiarą padło kilka tysięcy Niderlandczyków. Walki przybrały charakter partyzancki, w szczególności toczone były na morzu, co bezpośrednio godziło w hiszpańskie interesy. Wilhelm I admirałem floty ustanowił Adriaena de Berga. Otrzymał zadanie atakowania wyłącznie okrętów hiszpańskich, pozostawiając w spokoju transporty innych państw. Wprowadzono następujący podział łupów: 1/3 dla załogi, 1/3 na utrzymanie floty i 1/3 dla Wilhelma I. Należy uznać go za atrakcyjny, co z pewnością mobilizowało załogę do aktywnego działania. Gezowie w 1569 r. dysponowali 18 okrętami, a rok później mieli ich aż 84. Szybko zaczęli odnosić pierwsze sukcesy. Najpierw przejęli dwa konwoje bałtyckie, a następnie zdobyli transport wypłaty dla oddziałów zaciężnych, stacjonujących w Niderlandach, w zawrotnej kwocie 500 tys. koron. Sprzyjała im taże Elżbieta I, pozwalając stacjonować w porcie w Dover. Jednak ambasador Hiszpanii wymógł na niej wycofanie poparcia. Gezowie opuścili Dover, zdobywając Briel, który stał się ich nową bazą.
Koszty wojny rosły. Hiszpanie, mający utrudnione działaniami gezów akcje morskie, wprowadzili ekstraordynaryjny podatek na ludność w Niderlandach, ale to tylko wzmogło powstańcze nastroje. Wilhelm I wykorzystał je, ogłaszając się „opiekunem całych Niderlandów”. By zapobiec secesji, książę Alba przystąpił do energicznych działań. Jednak w bitwach na zatoce Zuider Zee (1573 r.) oraz pod Reimerswaal (1574) przegrał z powstańcami. Główną przyczyną hiszpańskich porażek było fatalne dowodzenie, gdyż militarnie górowali nad gezami.
W 1580 r. południowe Niderlandy zawiązały unię w Arras, natomiast północne w Utrechcie. Te drugie postanowiły dalej walczyć z Hiszpanią. Ostatecznie 24 czerwca 1581 r. ogłosiły utworzenie Republiki Zjednoczonych Prowincji, co równało się z ogłoszeniem niepodległości. Na pierwszego namiestnika wybrano Wilhelma I. Po tym jeszcze mocniej został zaakcentowany podział na Zjednoczone Prowincje i Niderlandy Hiszpańskie. Wojna trwała dalej.
Angielskie korsarstwo
W czasie, gdy Hiszpania zajęta była walkami w Niderlandach, swoją kampanię godzącą w jej interesy, prowadziła Elżbieta I. Anglia była krajem nieporównywalnie biedniejszym od Hiszpanii, nie posiadała wówczas żadnych kolonii. Ogromne zyski czerpała główne z korsarstwa, niejednokrotnie to właśnie łupy wojenne zapełniały pusty skarbiec w Londynie.
Nastroje antyhiszpańskie narastały w Anglii po kolejnych morskich incydentach. W 1568 r. na wodach Zatoki Meksykańskiej angielska wyprawa handlowa została zaatakowana przez Hiszpanów, odnosząc duże straty. Hiszpania zamieszana była także w spisek przeciwko Elżbiecie I. To wszystko spowodowało, że królowa Anglii dała swoje ciche przyzwolenie na prowadzenie ataków na hiszpańską flotę handlową.
Symbolem pirackiej polityki Anglii stał się słynny Francis Drake. Z morzem był związany od dziecka, a sławę i uznanie królowej przyniosła mu wypraw dookoła świata, z której przywiózł ogromne skarby. Był drugim kapitanem, po Ferdynandzie Magellanie, który odbył taką podróż.
Podczas rejsu przejął ładunek 26 ton srebra, znajdującego się w ładowniach galeonu „Nuestra Senora de la Concepcion”. Zysk przekroczył prawie 50 razy koszt tej wyprawy (1577-1580). W zamian za te zasługi Elżbieta I nadała mu szlachectwo. Jednakże oficjalnie Elżbieta I odpierała hiszpańskie zarzuty twierdząc, że korsarskie wyprawy są bezprawną samowolą jej poddanych.
Casus belli
Rozmiar hiszpańskiego imperium uniemożliwiał sprawowanie kontroli i zabezpieczenie wszelkich szlaków handlowych. Kłopot korsarstwa coraz bardziej irytował Filipa II, który postanowił ugodzić przeciwnika w samo serce. Rozpoczął przygotowania do inwazji na Anglię. Słusznie uznał, że zdobywając Londyn, ułatwi sobie sytuację na Oceanie Atlantyckim.
W 1585 r. król Hiszpanii pod pozorem handlu, ściągnął do portów Półwyspu Iberyjskiego wiele statków ze zbożem, które następnie zarekwirował, ogłaszając zakaz handlu z heretycką Anglią. Elżbieta I zareagowała jawnym poparciem dla niderlandzkich powstańców.
Wysłała także flotę pod dowództwem Drake’a, który złupił Vigo, Wyspy Zielonego Przylądka, Hispaniolę2 i kolumbijską Kartagenę. Podczas wyprawy zdobył kolejne kosztowności, a także wiele armat, które wkrótce wykorzystano na angielskich okrętach. Taka akcja wyzwoliła hiszpańską reakcję, która polegała na wysłaniu do Ameryki silnej floty, osłabiając tym samym swoje siły w Europie. Jednocześnie inne angielskie okręty złupiły faktorie rybackie w Nowej Fundlandii, co z kolei miało utrudnić Hiszpanii zbieranie zapasów na wojnę. O ile Anglia dysponowała mniejszymi siłami, to wykorzystywała je w sposób optymalny, zadając spore straty Hiszpanom.
Bezpośrednim powodem wypowiedzenia wojny stało się ścięcie 8 lutego 1587 r. katoliczki Marii Stuart, na które została skazana za spiskowanie przeciwko Elżbiecie I. Filip II prezentował się jako obrońca katolicyzmu w Europie, wobec tego ścięcie Marii uczynił przyczynkiem do rozpoczęcia otwartej wojny z Anglią.
Przygotowania do hiszpańskiej inwazji na Anglię
Filip II nie tylko panował w Hiszpanii, ale także w Portugalii i w jej koloniach. Rządy u sąsiada objął w 1580 r., gdy umarł bezpotomnie Henryk I Kardynał. Filip II zgłosił swoje pretensje i przy pomocy armii bardzo szybko zajął Portugalię. Francja próbowała się wmieszać w sprawy hiszpańsko-portugalskie, ale w bitwie pod Terceirą jej flota została pokonana. To wystarczyło, by zapobiec francuskiej interwencji podczas inwazji na Anglię. Elżbieta I mogła liczyć wyłącznie na pomoc gezów. Nikt inny nie pospieszyłby jej z pomocą.
Oczywiście zajęcie Anglii rozwiązywałoby wiele hiszpańskich problemów. Przede wszystkim uspokoiłoby handel z Ameryką, odpychając korsarskie zagrożenie. Ponadto z Wysp Brytyjskich do Niderlandów jest niedaleko, co znacznie ułatwiłoby zgniecenie rebelii gezów. Filip II liczył, że po pokonaniu angielskiej floty jego wojsko, przy pomocy katolików, obali Elżbietę I.
Do realizacji swoich celów Filip II, namówiony przez Alvaro de Bazan, markiza Santa Cruz, zdecydował się na wystawienie olbrzymiej floty. Plany przewidywały zebranie nawet 195 okrętów, mających zabrać na pokład 95 tys. ludzi, w tym 60 tys. żołnierzy. Po pokonaniu wroga na morzu, wojska miały wylądować u ujścia Tamizy, by następnie pomaszerować na Londyn. Planowana liczebność okrętów i wojska była mocno przesadzona, aczkolwiek sam plan desantu był dobry. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że doświadczona piechota hiszpańska poradziłaby sobie z wojskami angielskimi, które były niedoświadczone i w dużej mierze składały się z lokalnej milicji.
Natomiast Aleksander Farnese, książę Parmy3, miał inny pomysł. Chciał, przez kanał La Manche, w sposób błyskawiczny, na barkach, przerzucić hiszpańskie siły na drugi brzeg. Flota wojenna miała tylko odwrócić uwagę Anglików.
Ostatecznie zdecydowano, że Armada miała zaatakować Irlandię i tam wysadzić 30-tysięczną armię. Gdy Anglicy ruszyliby na pomoc, książę Parmy miał dokonać desantu na Anglię. Wymagało to jednak zebrania ogromnej floty, co wiązało się z wieloma przygotowaniami i czasem. Należało zbudować okręty, zwerbować i wyszkolić załogę, a także zebrać ogromne zaopatrzenie. Filip II ustanowił na ten cel specjalny podatek.
Anglicy nie zamierzali próżnować i w kwietniu 1587 r. flota pod dowództwem Drake’a i Thomasa Fennera wpłynęła do portu w Kadyksie, niszcząc hiszpańską flotę, a także budowane i remontowane statki w łącznej liczbie 604. Następnie zaatakowali Sagres, przejmując galeon „San Felipie” wraz z jego cennym ładunkiem. Ten zuchwały wypad o rok opóźnił hiszpańską inwazję, a jednocześnie przysporzył Elżbiecie I kolejnych funduszy.
Spowodował także zmianę hiszpańskich planów. Porzucili oni pomysł inwazji na Irlandię. Zdecydowali, że flota ich ma dotrzeć do kanału La Manche, by tam zabezpieczyć transport wojsk księcia Parmy do Anglii. Desant miał nastąpić w okolicach Margate. Zatem Hiszpanie zamierzali utrzymać pozycje między Dunkierką, a Calais, by nieatakowane barki księcia Parmy dotarły do angielskiej ziemi.
Wielka Armada
Zły los nadal nie opuszczał Hiszpanów, bowiem w 1588 r. umiera markiz Santa Cruz, a wcześniej odszedł także jego następca. Admirałem floty inwazyjnej został Alonso Pereza de Guzmana el Bueno, książę Medina-Sidonia. Był to dobry generał, który jednak nie znosił morskich podróży. Nie chciał przyjąć tego urzędu, o czym powiadomił hiszpańskiego króla. Ten jednak był nieugięty i nie zmienił swojej decyzji.
Ostatecznie Wielka Armada liczyła 130 okrętów (w tym 22 galeony5) i statków zaopatrzeniowych podzielonych na 7 eskadr zgodnie z miejscem pochodzenia:
- Eskadra portugalska - dowódca książę Medina-Sidonia, okręt flagowy „San Martin”,
- Eskadra biskajska - dowódca Juan Martinez de Recalde, okręt flagowy „San Juan de Portugal”,
- Eskadra kastylijska - dowódca Diego Flores de Valdez, okręt flagowy „San Cristobal”,
- Eskadra andaluzyjska - dowódca Pedro de Valdez, okręt flagowy „Nuestra Senora del Rosario”,
- Eskadra z Gipuzkoi - dowódca Miguel de Oquendo, okręt flagowy „Santa Ana”,
- Eskadra lewantyńska - dowódca Martin de Bertendona, okręt flagowy „La Regazona”,
- Eskadra holków (statki z zapasami i zaopatrzeniowce) - dowódca Juan Gomez de Medina, okręt flagowy „El Gran Grifon”.
Powyższe uzupełniała eskadra galeasów6 z okrętem flagowym „San Lorenzo”.
Na okrętach służyło ok. 8 tys. marynarzy , ok. 2 tys. wioślarzy i ok. 19 tys. żołnierzy. Jednostki wchodzące w skład eskadr został ściągnięte ze wszystkich europejskich posiadłości Filipa II. Dodatkowo uzupełniały je statki państw sprzymierzonych.
Wielka Armada, zwana także Niezwyciężoną Armadą, była imponująca, ale także niezwykle kosztowna. Filip II zorganizował zaopatrzenie tylko na trzy miesiące walk, co było znacznym cięciem w stosunku do zakładanych planów. Mimo to, nie będzie przesadą, uznanie jej organizacji za wówczas największą w dziejach operację morską.
Tak sformowana flota miała przepłynąć przez kanał La Manche i zacumować we Flandrii, gdzie na okręty i barki miała wejść 25-tysięczna armia księcia Farnese. Po czym całość sił inwazyjnych udałaby się do Margate, leżącego 100 km na wschód od Londynu.
Jednak Wielka Armada składała się w większości z okrętów oceanicznych, tj. bardzo wolnych i mało zwrotnych. Pod tym względem wyraźnie ustępowała jednostkom angielskim. Dodatkowo hiszpańskie działa były skuteczne jedynie w walce na bliski dystans.
Ponadto Hiszpanie nadal uważali, że najważniejszy jest abordaż i w taki sposób chcieli rozstrzygać bitwy. Dlatego na ich okrętach było dwa razy więcej żołnierzy niż marynarzy. Z kolei Anglicy, widząc swoją słabość, przygotowali działa, które siłą ognia miały uniemożliwić Hiszpanom podpłynięcie pod ich okręty, by zapobiec walce bezpośredniej.
Zjednoczenie Anglii
Anglicy, dostrzegając zagrożenie, zjednoczyli się. Podobnie jak w roku 1940 r. tak w 1588 r. wszyscy stanęli przy królowej, zrobili to nawet prześladowani katolicy.
Flota wystawiona przez Elżbietę I nie była tak imponująca jak Wielka Armada, niemniej Anglikom udało się wystawić aż 197 jednostek, wśród nich było 21 galeonów. Załogę stanowiło ok. 15 tys. marynarzy i tylko ok. 1,5 tys. żołnierzy. Tylko 20% okrętów należało do floty królewskiej, pozostałe stanowiły statki kupieckie wynajęte na potrzeby wojny. Wiele z nich miało znaczącą liczbę dział, stanowiąc istotną siłę militarną.
Jednak nie w ilości, a w konstrukcji Anglicy górowali nad Hiszpanami. Ich okręty miały mniejsze zanurzenie, a przez to były zwrotniejsze. Przy czym ilość dział nie odbiegała od tych zgromadzonych na większych jednostkach. Dodatkowo angielskie armaty charakteryzował mniejszy odrzut, co przekładało się na większą szybkostrzelność. Miały także większy zasięg niż armaty okrętów Armady. Anglicy, wykorzystując swoje atuty, przez całą kampanię głównie ostrzeliwali Hiszpanów, nie dopuszczając ich do abordażu.
Dowódcą angielskiej floty został Charles Howard, który system dowodzenia oparł na ścisłej współpracy z innymi kapitanami, rozmawiając z nimi na naradach wojennych. Doskonała koordynacja Anglików zaprocentowała podczas starć z Wielką Armadą. Okrętem flagowym Howarda został „Ark Royal”. Innymi admirałami we flocie Jej Królewskiej Mości byli:
- Henry Seymour - okręt flagowy „Rainbow”,
- Francis Drake - okręt flagowy „Revenge”,
- John Hawkins - okręt flagowy „Victory”,
- Martin Frobisher - okręt flagowy „Triumph”.
Początek inwazji
Anglicy wzdłuż swojego wybrzeża wystawili posterunki mające informować o ruchach Wielkiej Armady. Nie wiedzieli czy Hiszpanie planują uderzenie na Anglię, czy też wylądują w Irlandii. Dlatego podzielili swoją flotę na dwie części. Jedna stacjonowała w Plymouth, druga udała się w kierunku Flandrii, by wraz z niderlandzkimi powstańcami uniemożliwić połączenie lub przerzucenie hiszpańskich sił.
Niezwyciężona Armada wyruszyła z Lizbony 9 maja 1588 r. Pech i wtedy nie opuścił Hiszpanów. Ich flotę zastał sztorm, odrzucając okręty, powodując, że po dwóch miesiącach żeglugi ledwo osiągnęły wysokość La Coruny. Część z nich została uszkodzona. Toteż książę Medina- Sidonia zaproponował przerwanie całej akcji i odłożenie jej o rok. Na propozycję nie przystał Filip II. Uzupełniono jedynie zapasy i dokonano potrzebnych napraw.
Część hiszpańskich galeonów została zepchnięta na wyspy Scilly, które znajdują się na południowo-zachodnim krańcu Wysp Brytyjskich. Anglicy zarządzili alarm i ruszyli na spotkanie flot, sądząc, iż Hiszpanie atakują. Jednak po wpłynięciu do Zatoki Biskajskiej nie trafili na jednostki wroga. Królowa, która słynęła ze sknerstwa, zarządziła demobilizację części floty, myśląc, że hiszpańskie niebezpieczeństwo jest przesadzone. Howard potrafiąc trafić do królowej, napisał list, w którym podał, że jego flotę stanowią najzdolniejsi marynarze jakich kiedykolwiek widziała Anglia. Ludzie Ci, jak pisał, byli gotowi ryzykować swoim życiem w służbie Jej Królewskiej Mości, więc byłoby szkoda, gdyby brakło im jadła. Elżbieta I dała się przekonać i pozwoliła na pozostawienie floty w pełnej gotowości.
Bitwa pod Plymouth
Wielka Armada zatrzymana przez sztorm, po kolejnej zbiórce, w morze ponownie wyruszyła 22 lipca. Obrała kurs na kanał La Manche, co zostało dostrzeżone przez jeden z angielskich okrętów. Już na początku drogi, w okręcie flagowym „Santa Ana” złamał się maszt, przez co musiał zawrócić do portu.
Hiszpańska flota płynęła dalej w szyku rozciągniętym na aż 3 mile morskie7. Taka potęga musiała wywoływać ogromne wrażenie. Gdy 29 lipca Hiszpanie dostrzegli zachodnie wybrzeże Wielkiej Brytanii, rozpoczęli naradę wojenną. Część z admirałów dążyła do bezpośredniego ataku na flotę angielską, która stacjonowała w Plymouth. Armada miała zdolność do zablokowania Anglików w porcie, by w ten sposób umożliwić desant księciu Parmy. Jednak książę Medina- Sidonia odrzucił ten plan, twierdząc, że głównym celem Armady jest dopłynięcie do brzegów Flandrii. Pokazuje to małą elastyczność hiszpańskiego dowódcy, który nie potrafił wykorzystać szans, które otrzymał od losu. Zawiadomieni o bliskości Hiszpanów Anglicy, natychmiast zarządzili opuszczenie portu i wyjście w morze.
Do bitwy pod Plymouth doszło 31 lipca. Atak głównego trzonu angielskiej floty prowadził Howard. Jego celem była hiszpańska straż tylna, którą zaczął ostrzeliwać z 500 m. Nawet dla angielskich dział było to zbyt daleko, toteż nie wyrządzili wrogom żadnych strat. Drake i prowadzone przez niego okręty zaatakowały straż tylną od strony nawietrznej. Dużo uszkodzeń doznał galeon „San Juan de Portugal” Recaldego, któremu na pomoc ruszyła eskadra składająca się z największych okrętów. Hiszpański okręt „La Rata Santa Maria Encomonada” znalazł się wówczas na tyle blisko „Revenge” Drake’a, że gdyby ten nie cofnął swojego okrętu, niechybnie doszłoby do abordażu. We wczesnych godzinach popołudniowych walki ograniczyły się już tylko do ostrzałów z większych odległości.
Kolejny niefart popsuł Hiszpanom szyki. Około godziny 13.30 na okręcie „San Salvador” doszło do wybuchu prochu w ładowni, na domiar złego w kolizji został poważnie uszkodzony galeon „Nuestra Senora del Rosario”. Drugi z okrętów próbowano holować, ale uniemożliwiła to pogarszająca się pogoda. Ostatecznie pozostawiono je swojemu losowi, by nie opóźniać dalszych działań.
Bitwa zakończyła się, żadna ze stron nie pokonała wroga. Hiszpanie odnieśli poważniejsze straty, ale te nie były związane ze skutecznością angielskiego ataku.
Korsarski popis Drake’a
Wieczorem Drake dostał od Howarda rozkaz śledzenia Wielkiej Armady. Za jego okrętem „Revenge” podążały inne okręty angielskie, którym Drake miał dawać sygnał latarnią rufową. Ten jednak złamał rozkazy, zgasił latarnię i udał się w pościg za „Nuestra Senora del Rosario”, którego doścignął już 1 sierpnia. Admirał Pedro de Valdez poddał się Anglikowi na honorowych warunkach, tj. Anglik obiecał, że nie straci jego załogi i obejdzie się z nią po gentlemeńsku. Zaproponowanie takich warunków było warte łupu, w ładowniach hiszpańskiego galeonu znajdowało się 50 tys. złotych dukatów. Mimo niewątpliwego sukcesu, Drake został skrytykowany przez innych dowódców, iż dla doraźnej korzyści naraził dobro Anglii. Bowiem akcja Drake’a była samowolą wbrew rozkazom. Niektórzy mówili także, że tylko część łupu przekazał królowej, resztę zagarniając dla siebie. Okręt „San Salvador” i jego zapasy prochu również 1 sierpnia trafiły w ręce Anglików. Wrogie jednostki zostały wzięte na hol i przedtransportowe do angielskich portów.
U wybrzeży hrabstwa Devon
Gdy Drake ścigał uszkodzony galeon, Wielka Armada rankiem dopłynęła do przylądka Start Point8. Zmodyfikowano szyk półksiężyca w taki sposób, że połączono jego rogi, tworząc koło. Wynikało to z poprzednich ataków Anglików, którzy ostrzeliwali hiszpańskie skrzydła.
Z kolei flota Jej Królewskiej Mości była w chaosie, Howard cały poranek spędził na zebranie wokół jego okrętu angielskich jednostek. Gdy to mu się udało, a Drake powrócił do głównych sił, Anglicy wciąż podążali za Armadą czekając z interwencją, gdy Ci chcieliby rozpocząć desant. Nowy szyk Hiszpanów znacznie lepiej zabezpieczał ich flotę.
W dniu 2 sierpnia zaczął wiać korzystny wiatr dla Hiszpanów, co postanowiono wykorzystać, kierując okręty do abordażu. Wykonali zwrot ku półwyspowi Portland Bill i z wiatrem ruszyli w stronę Anglików. Dwie floty zaczęły się zbliżać, co dawało szansę na rozstrzygającą bitwę.
Jednak zwinniejsza flota angielska zdołała wykonać w ostatniej chwili zwrot i uciec przed Wielką Armadą. Podczas manewru Anglicy odsłonili swoje rufy, ale nie dopuścili Hiszpanów do abordażu.
W największych opałach znalazł się uwięziony na wodach Portland Bill „Triumph” Frobishera, który, gdy przestał wiać wiatr, został zaatakowany przez hiszpańskie galeasy. Brak zdecydowania Hiszpanów i korzystny dla Frobishera prąd morski, uratowały go od niechybnej klęski.
Koncentracja pod Calais
Kolejne dwa dni to powolne, ale konsekwentne posuwanie się hiszpańskich okrętów w kierunku portu Calais, gdzie miały czekać siły księcia Parmy, gotowe do inwazji na drugiej stronie kanału La Manche. W tych dniach Anglicy ostrzeliwali Hiszpanów, ale bez większych sukcesów, co więcej po pewnym czasie zaniechali tego, by pozostawić amunicję na rozstrzygającą bitwę. Bez możliwości prowadzenia ostrzału angielskie okręty traciły swojej zdolności bojowe wobec taktyki unikania walki wręcz.
Książę Parmy nie był przygotowany, gdy 6 sierpnia marynarze Armady dostrzegli francuskie wybrzeże. Siły desantowe zablokowane były w Dunkierce przez 30 statków należących do gezów. Można było próbować przetransportować je do Calais śródlądowymi kanałami, ale zajęłoby to nawet dwa tygodnie.
Hiszpanie zatem zrzucili kotwicę zabezpieczając swoje okręty linią dozorową rozciągniętą przez mniejsze jednostki hiszpańskie. Niemniej dotarcie do Calais ze stosunkowo niewielkimi stratami było sukcesem. Wystarczyło teraz w odpowiedni sposób zablokować angielską flotę, tak by barki z desantem mogły dotrzeć do Anglii. Dodatkowo w Calis rządził przychylny im Giraud de Mauleon, który w walkach z Anglikami stracił nogę. Zatem Hiszpanom udzielił wsparcia, zwłaszcza w postaci umożliwienia im uzupełnienia zapasów.
Nocny atak branderami
Anglicy nie pozostali bierni i przy pomocy branderów, czyli jednostek wypełnionych materiałami wybuchowymi, zaatakowali przeciwnika. Plan prawdopodobnie Howardowi poddał William Winter, kapitan okręt „Vanguard”.
Wykorzystując prądy morskie w nocy z 7 na 8 sierpnia skierowali w stronę Wielkiej Armady osiem branderów. Dwa z nich za wczasu zneutralizowali Hiszpanie, którzy jednocześnie zarządzili wyjście w morze. Nie ucierpiał praktycznie żaden z ich okrętów, a sprawność w jakiej uwolnili się od niebezpieczeństwa była godna szacunku. Poświecili jednak kotwice, których sznury odcięto. Jednak Anglikom udało się rozerwać, dotąd uporządkowany, hiszpański szyk wojenny. Dodatkowo Armada na skutek silnej fali i utraty najlepszych kotwic dryfowała w kierunku miejscowości Gravelines i mieliznom Flandrii.
Bitwa pod Gravelines
Do decydujące bitwy doszło właśnie pod Gravelines. Hiszpanie wywabieni z Calais rozpoczęli powolne formowanie szyku. Widząc to Anglicy ok. godziny 7.00 rano podnieśli kotwice i ruszyli w bój. Najpierw zaatakowali osiadły na mieliźnie galeas „San Lorenzo”. Howard chcąc powtórzyć sukces Drake zaangażował spore siły do walki, zdobył łup, ale dało to czas Hiszpanom na ustawienie się w szyku obronnym.
Flagowy okręt Wielkiej Armady „San Martin”, a także „San Juan de Portugal„, „San Marcos„, „San Juan Bautista” i ”San Mateo” w wyniku wieczornego zamieszania znajdowały się z dala od pozostałej części floty. Podczas wycofywania się w kierunku swoich okrętów „San Martin” został uwikłany w walkę z okrętami trzech angielskich dowódców: „Revenge” Drake’a, „Victory” Hawkinsa i „Triumph” Frobishera. Mimo przyjęcia ok. 200 kul armatnich i uszkodzonego kadłuba „San Martin” nie zatonął. Świadczy to o dużych umiejętnościach hiszpańskich budowniczych okrętów.
Wreszcie ok. godziny 10.00 „San Martin” i cztery pozostałe galeony połączyły się z resztą floty, która ponownie ustawiła się w kształt półksiężyca. Anglicy widząc, iż w centrum znajdują się najsilniejsze okręty postanowili zakatować skrzydła, by złamać szyk Hiszpanów, a następnie zepchnąć ich na mielizny Flandrii, tak by stały się łatwym łupem. Z kolei Hiszpanie nie chcieli odpływać z dala o Calais, gdyż tam miały przybyć siły księcia Parmy.
Wykorzystując zwrotność swoich okrętów Anglicy z każdą godziną zatapiali kolejne hiszpańskie okręty. Część także została uszkodzona poprzez przypadkowe uszkodzenia. Te zniesione w stronę Flandrii przyjęli gezowie zdobywając łupy i poza oficerami mordując całe załogi.
Po południu Anglikom prowadzącym od rana ostrzał zaczęło brakować amunicji. Jednak udało im się rozbić szyk Wielkiej Armady. Mimo to, ta wciąż przejawiała sporą siłę. Na tyle dużą by następnego dnia kontynuować walkę. Co więcej mogła to być walka skuteczna wobec braku kul w angielskich armatach.
Wtedy ponownie do Hiszpanów odezwał się zły los. Ich okręty zostały spychane na flandryjskie mielizny. Taki obrót wypadków spowodowany był przez zanik wiatru i niekorzystne prądy morskie. Hiszpanie z każdą minutą tracili nadzieję. Zaczęto odprawiać msze, załogi spowiadały się. Wiedziały, że na mieliznach czekają na nich siły zbuntowanych Niderlandczyków, żądnych rewanżu za okrucieństwa Hiszpanów. Przed niechybną śmiercią uratował ich wiatr z południa, który ponownie skierował Niezwyciężoną Armadę ku Anglii.
Wtedy jednak doszło do kluczowej dla kampanii narady w hiszpańskim obozie. Książę Medina-Sidonia chciał kontynuować walkę, ale poza Juanem Martinezem de Recalde inni dowódcy byli przeciwni. Sytuację Hiszpanów pogorszały także niekorzystne prądy i przeciwny wiatr. Uznano, że niemożliwe jest odzyskanie pozycji pod Calais. Dlatego postanowiono wracać do kraju. Flota była w dobrym stanie i mogłaby zostać z powodzeniem wykorzystana podczas następnych kampanii.
Odwrót Wielkiej Armady
Do Hiszpanii Wielka Armada mogła wrócić tylko na dwa sposoby. Albo tę samą drogą, gdzie czekali na nich Anglicy, którzy zajęli lepsze pozycje albo poprzez opłynięcie od północy Wysp Brytyjskich. Zdecydowano się na drugą opcję. Okręty hiszpańskie były jednostkami oceanicznymi, zatem przystosowanymi do takich wypraw. Hiszpanie mieli także doświadczonych nawigatorów, którzy znali brytyjską kartografię.
Po rozdzieleniu zapasów hiszpańska flota ruszyła na północ. Anglicy pozbawieni amunicji, bojący się abordażu mogli tylko podążać w ślad za Wielką Armadą. Jedynie eskadra pod dowództwem Seymoura została na południu na wypadek gdyby książę Parmy zdecydował się na samodzielną inwazję.
Gdy Hiszpanie minęli zatokę Firth of Forth stało się jasne, że nie dojdzie do inwazji. Królowa natychmiast zwolniła 90% swojej floty, gdyż nie chciała uszczuplać skarbca utrzymaniem tak licznej armii.
Zagłada Niezwyciężonej Armady
Hiszpańska Armada 20 sierpnia przepłynęła między Szetlandami a Orkadami. Tylko jeden okręt „El Gran Grifón” rozbił się na skałach. Armada obrała kurs na zachód, by po ominięciu Irlandii skierować się ku macierzystym portom.
Wszystko szło dobrze do 24 sierpnia, gdy wiatr i zła pogoda rozproszyły hiszpańskie okręty. Dodatkowo sztorm zatopił okręt „La Barca de Amburgo”, a „La Trinidad” i „La Castillo Negro” zaginęły na Oceanie Atlantyckim. Dodatkowo Prąd Zatokowy, którego kierunek był przeciwny do kierunku Wielkiej Armady znacznie spowalniał drogę, a zapasy były na wyczerpaniu.
Trzon Armady z okrętem księcia Medina-Sidonia, liczący ok. 60 okrętów 14 września minął szczęśliwie Irlandię. Gorszy los spotkał 40 innych jednostek, które pomiędzy 12 a 21 września rozbiły się u skalistych brzegów Szkocji i Irlandii. Ci, których los skierował do Szkocji przeżyli, a Hiszpanie wysłali po nich statek. Natomiast marynarzy, którzy zostali wyrzuceni na brzeg Irlandii zostali zabici. Ocalali tylko oficerowie, których zachowano przy życiu licząc na otrzymanie sowitego okupu.
Powrót do Hiszpanii
Główna część Wielkiej Armady swój rejs zakończyła 21 września w Santander. Pojedyncze okręty docierały do Hiszpanii w ciągu następnych tygodni. Stan załóg był opłakany, trapiły je choroby i wyczerpanie spowodowane wyczerpaniem zapasów. Do portów powróciło tylko 65 hiszpańskich okrętów. Hiszpanie stracili ok. 12-20 tys. żołnierzy. Ci, którzy dostali się do niewoli byli w kolejnych latach sukcesywnie wykupywani.
Filip II mimo codziennych modlitw nie zapobiegł błędom dowódców i niekorzystnej pogodzie. Kraj był w szoku. Natomiast protestanci z Anglii i Niderlandów uznali, że klęska Hiszpanów to znak od Boga, iż ten ich popiera.
Skutki klęski Wielkiej Armady
Pierwszym skutkiem poza materialną utratą okrętów i ludzi był upadek hiszpańskich morale. Hiszpanie przez lata uchodzili za wybornych marynarzy, którzy żeglowali ku nowym lądom, handlując na całym ziemskim globie. Klęska Wielkiej Armady spowodowała, że w oczach innych narodów spadł szacunek wobec ich loty. Natomiast marynarka angielska od czasów Elżbieta I będzie rosła w potęgę, która przez następne 350 lat będzie panować na morzach o oceanach.
Sukces Anglików spowodował zmianę taktyki wojny morskiej. Okręty nie były już platformami do abordażu, ale pływającymi fortami. To siła armat miała stać się dominująca, a nie sztuka walki w ręcz załóg.
Anglicy mieli szczęście, że w godzinie próby ich wybrzeży strzegła flota dowodzona przez wybitnych kapitanów, którzy co do zasady poskromili swoje ambicje dla dobra kraju. Ich współpraca przez cały okres walk układała się bardzo dobrze. Gdyby nie doskonała taktyka i kreatywność kapitanów nawet niekorzystna pogoda nie zatrzymałaby Hiszpanów przed desantem.
Z kolei Hiszpanie mieli mniej zdolnych dowódców, a Ci którzy mogliby lepiej poprowadzić Armadę umarli niedługo przed planowaną inwazją. Jednak mimo niedostatków w dowództwie hiszpańska flota przejawiała ogromną wartość, nawet mimo posiadania przez Anglików lepszych armat. Zwłaszcza książę Parma nie popisał się i nie zorganizował armii w wyznaczonym miejscu. Wszystkie te czynniki złożyły się na angielskie zwycięstwo, bo gdyby hiszpańscy żołnierze wylądowali na angielskim lądzie historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Kontynuacja walk
Bynajmniej załamanie się Wielkiej Armady nie oznaczało upadku morskiej potęgi Hiszpanii. Ten bogaty kraj natychmiast przystąpił do budowy nowej floty, która miała już odpowiadać nowej taktyce. W 1589 r. Anglicy zorganizowali nawet większą od hiszpańskiej ekspedycję chcąc dobić poranioną Hiszpanię, ale zakończyła się ona katastrofą, o której mało kto dziś pamięta.
Czytaj także → Angielska Wielka Armada i jej klęska z Hiszpanią. Wyprawa, o której milczą Anglicy
Podczas walk w 1590 i 1591 r. Hiszpanom udało się zdobyć galeon „Revenge” i odeprzeć Anglików spod Azorów. W 1596 i 1597 r. podejmowali próby kolejnych wielkich wypraw, ale na przeszkodzie stanęły warunki pogodowe oraz nadmierna ostrożność Hiszpanów, którzy w swojej pamięci mieli wielką porażkę z 1588 r. Jest więcej niż prawdopodobnie, że gdyby którejkolwiek z tych wypraw udało się wylądować u brzegu Anglii, to hiszpańska armia w przeciągu kilku tygodni zdobyłaby Londyn zmuszając Elżbietę I albo do abdykacji albo do podpisania upokarzającego pokoju. Cały los Anglii był w rękach, a właściwie sterach jej floty.
Pokój londyński
Ostatecznie wojna angielsko-hiszpańska zakończyła się zawarciem w 1604 r. pokoju londyńskiego. Warunki były bardzo korzystne dla Anglii, bowiem gwarantowały jej kupcom swobodę handlu. Z kolei Hiszpania zyskała cofnięcie poparcia króla Jakuba I dla zbuntowanych Niderlandów i zaniechania angielskich ataków na hiszpańską flotę kolonialną. Traktat pozwolił Anglii na bogacenie się dzięki handlowi, z kolei Hiszpania zamykała zaledwie jeden ze swoich frontów wojennych. Powstanie w Niderlandach trwało dalej i kosztowało Filipa II fortunę. Ostatecznie w 1648 r., na mocy pokoju westfalskiego, Hiszpanie uznali istnienie wolnych i niepodległych Niderlandów Północnych.
Bibliografia:
- A. Konstam, Wielka Armada 1588, Poznań 2009.
- T. Miłkowski, P. Machcewicz, Historia Hiszpanii, Wrocław 1998.
- P. Wieczorkiewicz, Historia Wojen Morskich. Wiek Żagla, Poznań 2015.
- A. Wyczyński, Historia powszechna. Wiek XVI, Warszawa 1987.
Więcej o historii Hiszpanii i Anglii przeczytasz klikając na poniższą grafikę:
- Namiestnik Niderlandów w latach 1567–1573. [↩]
- Dziś Haiti. [↩]
- Namiestnik Niderlandów w latach 1578-1592. [↩]
- Atak Anglicy nazwali „osmoleniem brody króla Hiszpanii”. [↩]
- Statek żaglowy o trzech lub czterech masztach, używany jako okręt wojenny [↩]
- Okręt wiosłowo-żaglowy. [↩]
- 1 mila morska = 1853,18 m. [↩]
- Znajduje się w hrabstwie Devon w Anglii [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Gdyby Hiszpanie wygrali to zgnietliby protesntantyzm w Europie a Anglia nie mialaby kolonii w USA
Ale pewnie i tak by zbankrutowała, nie dało się funkcjonować na takiej kroplówce
możliwe
Gdyby Anglicy wydali bitwę pod Plymouth mogli zgnieść Anglików, tudzież gdyby przeprowadzili nocny desant przez kanał La Manche
gdyby wygrali hiszpanie ciekawe co by było