Strach przed maszyną. Jak XIX-wieczni robotnicy wypowiedzieli wojnę technice |
W epoce, gdy współczesny świat debatuje nad wpływem sztucznej inteligencji na rynek pracy, warto sięgnąć pamięcią do czasów, gdy podobny niepokój wywoływały… mechaniczne krosna. Początek XIX wieku to moment gwałtownej rewolucji przemysłowej w Anglii. Wraz z nią przyszła nie tylko produkcja na masową skalę, ale też głęboka obawa - że ludzie staną się zbędni, a ich ręce zostaną zastąpione przez maszyny. Z tej obawy narodził się luddyzm, pierwszy zorganizowany ruch oporu przeciw technologii.
Maszyny budzą strach - wtedy i dziś
W 1811 roku, w środku trwającej rewolucji przemysłowej, w Anglii wybuchł nietypowy bunt. Wykwalifikowani tkacze, przędzarze i rzemieślnicy, zagrożeni przez nowe maszyny odbierające im pracę, chwycili za młoty. Zaczęli nocami rozbijać mechaniczne warsztaty tkackie i krosna, które uznali za źródło swojej niedoli. Działo się to w czasie wojen napoleońskich i kryzysu gospodarczego - w latach 1810-1812 brytyjska gospodarka przeżywała ciężką recesję, panowało wysokie bezrobocie i drożyzna. Luddyści, bo tak nazwano tych buntowników, widzieli w maszynach symbol niesprawiedliwości: pracodawcy dzięki mechanizacji mogli zatrudniać tańszą, niewykwalifikowaną siłę roboczą, a wyuczeni rzemieślnicy popadali w nędzę.
Choć dziś słowo luddysta oznacza zwykle technofoba wrogo nastawionego do wszelkich nowinek, pierwotni luddyści nie byli przeciwnikami postępu jako takiego. Jeden z ich manifestów z 1812 roku podkreślał, że ich celem jest nie zatrzymanie całego postępu, a jedynie powstrzymanie wszelkich maszyn „szkodliwych dla ogółu”. Innymi słowy, akceptowali innowacje, o ile nie rujnowały one życia zwykłych ludzi. Dla luddystów była to walka o sprawiedliwość społeczną w obliczu przemian technologicznych i gospodarczych - temat brzmiący zaskakująco znajomo w naszych czasach rozwijającej się sztucznej inteligencji.
Narodziny buntu: ramy tkackie i głód
Cofnijmy się do Anglii przełomu XVIII i XIX wieku, by zrozumieć, skąd wziął się luddyzm. Rewolucja przemysłowa nabierała tempa - wynalazki takie jak mechaniczne krosna tkackie, czy przędzarki radykalnie zwiększały wydajność produkcji tekstyliów. Dla przedsiębiorców była to szansa na masową produkcję i zyski, dla wielu rzemieślników - katastrofa. Tradycyjne umiejętności tkaczy i tkaczek stawały się mniej potrzebne, bowiem maszyny pozwalały zastąpić wysoko opłacanych fachowców tańszymi, niewykwalifikowanymi pracownikami, często kobietami i dziećmi. W efekcie płace spadały, a bezrobocie rosło. Sytuację pogarszała wojna z Napoleonem - blokada kontynentalna i koszty konfliktu wywołały kryzys, wskutek którego ceny żywności szybowały, a wielu robotników popadało w skrajną biedę.
W takich realiach w listopadzie 1811 roku w hrabstwie Nottinghamshire doszło do pierwszych aktów oporu. Grupa tkaczy ruszyła nocą na warsztaty wyposażone w mechaniczne ramy dziewiarskie, które produkowały tanią i gorszej jakości pończochę. Uzbrojeni w młoty i siekiery, rozbili doszczętnie wiele takich urządzeń. Bunt szybko się rozprzestrzenił - w kolejnych tygodniach i miesiącach fala niszczenia maszyn objęła coraz to nowe miasta i wioski regionu. Władze były bezradne. Jednym z naocznych obserwatorów tych wydarzeń był lord Byron - jeden z najwybitniejszych angielskich poetów, który zasiadał w Izbie Lordów i był przejęty losem luddystów. Byron, który pochodził z dotkniętego zamieszkami regionu, przyglądał się temu z niepokojem. Zauważył, że desperacja popychająca rzemieślników do tak ryzykownych czynów wynikała po prostu z nędzy i rozpaczy o zapewnienie bytu swoim rodzinom.
Wkrótce podobne bunty wybuchły w innych częściach kraju. Na początku 1812 r. Yorkshire - serce przemysłu wełnianego - stanęło w płomieniach gniewu postrzygaczy sukna. Ci wysoko wykwalifikowani robotnicy tracili pracę przez mechaniczne nożyce i ramy, wynalezione by szybciej wykańczać sukno. Iskrą była decyzja wynalazcy i fabrykanta Enocha Taylora, który zaczął dostarczać takie urządzenia lokalnym fabrykom. W odpowiedzi rzemieślnicy chwycili za wielkie młoty i z czarnym humorem ochrzcili je imieniem „Enoch”. Gdy nocami rozbijali stalowe ramy, krzyczeli: Enoch je zrobił i Enoch je zniszczy! - drwiąc w ten sposób z konstruktora maszyn. W marcu 1812 roku fale buntu dotarły też do Lancashire, gdzie tkacze bawełny obawiali się nowo wprowadzanych krosien. I tam dochodziło do ataków na fabryki, choć na mniejszą skalę niż w Nottinghamshire i Yorkshire.
Generał Ludd i nocni wojownicy
Skąd jednak wzięło się słowo luddyści? Buntownicy działali w konspiracji - nocami spotykali się na wrzosowiskach poza miastami i przysięgali dochować tajemnicy. Dla bezpieczeństwa przybrali zbiorową tożsamość, na poły żartobliwą, na poły mitologiczną. Pod listami z pogróżkami i odezwami podpisywali się jako „Ned Ludd”, czasem z tytułem „Generał” lub nawet „Król Ludd”. Postać ta była prawdopodobnie legendą - według opowieści, w 1779 roku pewien czeladnik tkacki o nazwisku Ned Ludd miał w złości rozbić krosno po tym, gdy przełożony skrytykował jego pracę. Czy ów Ned Ludd istniał naprawdę? Tego nie wiemy - najpewniej był to ludowy mit, który przetrwał w opowieściach wśród rzemieślników. Ponad trzydzieści lat później desperaci niszczący maszyny potrzebowali symbolu, który zjednoczy ich ruch i zarazem doda im odwagi. Mitologiczny „Generał Ludd” spełniał tę rolę - stał się duchem oporu, patronem ich sprawy. Krążyły piosenki o „Królu Luddzie” ukrywającym się w lesie Sherwood (niczym Robin Hood), a listy od „dowództwa” Ludda budziły popłoch wśród fabrykantów.
Uzbrojeni w tę legendę, luddyści prowadzili swoistą partyzantkę przemysłową. Atakowali z zaskoczenia, pod osłoną ciemności, nierzadko z zasłoniętymi twarzami. Ich celem stawały się konkretnie te maszyny i zakłady, które uchodziły za największe zagrożenie bytu pracujących. Nie każdy fabrykant był więc wrogiem - bywali tacy, którzy dobrowolnie powstrzymywali się od wprowadzania nowych urządzeń albo wypłacali tradycyjne stawki robotnikom. Gniew luddystów skupiał się na tych przedsiębiorcach, którzy ignorowali prośby o utrzymanie dotychczasowych warunków pracy. Wysyłano im listy ostrzegawcze, sygnowane nazwiskiem Ludda lub innymi fantazyjnymi pseudonimami. Język takich listów bywał barwny i groźny. Takie odezwy, choć odwoływały się do lokalnych realiów, miały też wydźwięk polityczny - sugerowały bunt nie tylko przeciw maszynom, ale i przeciw władzy. Trudno się dziwić, że rząd w Londynie zaczął postrzegać luddyzm jako poważne zagrożenie porządku publicznego, a nawet zalążek rebelii.
Jednakże większość luddystów skupiała się nie na rewolucji politycznej, lecz na obronie bytu i tradycji pracy. W swoich listach często apelowali do dawnego porządku. Powoływali się na stare umowy cechowe czy lokalne zwyczaje regulujące zatrudnienie i płace. Argumentowali, że maszyny łamią te nieformalne umowy, niszcząc prawo rzemieślnika do utrzymania rodziny za uczciwą pracę.
Krew i represje
W miarę jak 1812 rok mijał, konflikt narastał. Większość wypadów luddystów przebiegała wedle podobnego scenariusza: rozbijano maszyny, czasem podpalano budynek fabryki, ale zazwyczaj unikano rozlewu krwi. Zdarzały się jednak starcia zbrojne i ofiary po obu stronach. Do jednego z najdramatyczniejszych doszło w kwietniu 1812 roku w Yorkshire, kiedy to około stu luddystów zaatakowało w nocy strzeżony młyn w Rawfolds należący do Williama Cartwrighta. Cartwright spodziewał się ataku - zabarykadował swój zakład i wynajął uzbrojonych żołnierzy do obrony. W ciemnościach rozgorzała regularna bitwa: luddystom nie udało się wedrzeć do środka, a kartacze i kule wystrzeliwane z okien powaliły kilku z nich. Dwóch młodych ludzi zginęło na miejscu, wielu zostało rannych. Rozproszony tłum wycofał się w pola. Kilka dni później doszło do aktu zemsty, który przekroczył dotychczasowe ramy działań ruchu. W biały dzień trzech luddystów z zasadzki zastrzeliło właściciela pobliskiej fabryki, Williama Horsfalla, znanego z butnych wypowiedzi pod adresem buntowników. Sprawców zabójstwa szybko ujęto. Byli to przywódcy lokalnej grupy luddystów: 23-letni George Mellor i jego dwaj towarzysze. Ich proces odbył się w zimie tego samego roku i zakończył wyrokiem śmierci - powieszono ich publicznie w styczniu 1813 roku.
Wydarzenia w Rawfolds i zabójstwo Horsfalla przełamały pewną barierę - do tej pory wielu postronnych obserwatorów, jak lord Byron, sympatyzowało z luddystami, widząc w nich ofiary postępu spychającego ludzi w nędzę. Byron sam wystąpił w obronie buntowników na forum parlamentu. 27 lutego 1812 r. w Izbie Lordów młody poeta wygłosił płomienne przemówienie, sprzeciwiając się planowi zaostrzenia kar za niszczenie maszyn. Opisał w nim poruszający obraz losu zbuntowanych tkaczy - wyobraźcie sobie jednego z tych ludzi, którego widziałem wychudłego z głodu i ponurego z rozpaczy, obojętnego na własne życie, które wasze lordowskie moście być może zechcą wycenić niżej niż maszynę tkacką. Byron przekonywał, że tylko skrajna nędza popchnęła niegdyś uczciwych i pracowitych rzemieślników do tak desperackich czynów. Apelował do sumień arystokratów, by zamiast wieszać buntowników, spróbowali ulżyć ich niedoli. Jego argumenty jednak trafiły na niewzruszony mur. Rządzący postrzegali już luddyzm jako niebezpieczną zarazę, którą trzeba zdusić wszelkimi środkami.
Jednak na kanwie tych wydarzeń rząd premiera Spencera Percevala przygotował specjalną ustawę wymierzoną w luddyzm. Frame Breaking Act (formalnie Destruction of Stocking Frames Act) został błyskawicznie przepchnięty przez parlament w 1812 roku. Zamiast dotychczasowej kary więzienia lub zesłania za niszczenie maszyn, wprowadzono karę śmierci przez powieszenie. W Izbie Lordów minister Lord Liverpool uzasadniał te drakońskie kroki, mówiąc że tylko najwyższa kara stworzy dostateczny postrach przed prawem. Przyznał, że niektórzy krytycy obawiali się, iż groźba szubienicy może zniechęcić świadków do zeznawania (skoro stawką było czyjeś życie), ale argumentował, że to prawo i tak będzie skuteczniejszy niż jakiekolwiek łagodniejsze środki. Innymi słowy: niech luddystów odstraszy widmo stryczka.
Także wojsko zostało rzucone do walki z buntownikami na niespotykaną skalę. Fabryki zamieniono w warowne fortece strzeżone przez wojsko lub uzbrojonych strażników. Rząd posługiwał się też siatką agentów infiltrujących środowiska robotnicze, by zawczasu donosić o planowanych atakach. Wojsko wykorzystywano również do tłumienia protestów robotniczych, a jednym z najbardziej znanych przykładów takich działań była masakra w Manchesterze - znana jako „Peterloo” - kiedy to kawaleria zaatakowała zgromadzony tłum demonstrantów.
Procesy luddystów odbywały się pokazowo, często masowo. W 1813 roku w Yorku odbył się największy z nich: na ławie oskarżonych zasiadło ponad 60 osób schwytanych w Yorkshire. Wielu z nich skazano na śmierć. Gazety donosiły o egzekucji 14 młodych mężczyzn w dniu 16 stycznia 1813 roku, powieszonych publicznie na oczach tłumów. Innych uczestników skazano na zesłanie - kilkadziesiąt osób wysłano do ciężkich robót w koloniach (najczęściej do Australii) za udział w rozruchach lub spisek. Surowe wyroki i demonstracja siły zrobiły swoje: pod koniec 1813 roku ruch luddystów został ostatecznie zdławiony.
Koniec ruchu - i co dalej?
Bunt przeciwko maszynom z lat 1811-1813 nie zatrzymał marszu rewolucji przemysłowej. Fabryki rosły dalej, a mechaniczne krosna, przędzarki i inne wynalazki wkrótce na dobre opanowały przemysł tekstylny. Luddyści przegrali swoją bezpośrednią walkę - wielu przypłaciło to życiem, inni emigracją lub nędzą.
Faktem jest, że industrializacja ostatecznie przyniosła wielki wzrost produkcji i bogactwa, stworzyła też nowe miejsca pracy - choć inne niż te tradycyjne. Jednak argument luddystów, że korzyści z postępu rozkładają się nierówno, a koszt zmian ponoszą najsłabsi nadal jest przedmiotem dyskusji. Ich obawy nie były czystą irracjonalną fobią przed maszyną, lecz sprzeciwem wobec systemu gospodarczego, który - w ich odczuciu - poświęcał człowieka dla zysku. Warto zauważyć, że w listach luddystów nie brakowało zdroworozsądkowych obserwacji np. tego, że maszyny zwiększają produkcję, ale popyt na wyroby nie rośnie tak szybko, więc efekt to nadprodukcja i bieda wśród wytwórców. Dylemat „technologia czyni pracę zbędną” powracał potem wielokrotnie - od strachu tkaczy przed mechanicznym krosnem po lęk pracowników biurowych przed komputerami.
Dziś, gdy znów stoimy u progu kolejnej przemysłowej rewolucji - ery sztucznej inteligencji, robotów i automatyzacji - warto pamiętać o duchu Generała Ludda. Nie po to, by niszczyć komputery, ale by wyciągnąć wnioski z historii. Strach przed technologią często wynika z realnych problemów: nierówności, utraty godnego zatrudnienia, poczucia braku kontroli nad zmianami. Historia luddyzmu przypomina, że lekceważenie tych obaw może prowadzić do konfliktu społecznego.
Historia „wojny z maszynami” sprzed dwustu lat mówi nam więcej o człowieku niż o samych maszynach - i dlatego pozostaje tak poruszająco aktualna w dobie kolejnej wielkiej zmiany. Bo nawet jeśli technologia się zmienia, to lęk przed tym, że postęp odbierze ludziom sens, pracę i godność - pozostaje niezmienny.
Bibliografia:
- J. Kaliński, Historia gospodarcza XIX i XX w., Warszawa 2008.
- B. Merchant, Krew w maszynie. Luddyści i pierwszy bunt przeciwko technologicznym gigantom, Kraków 2025.
- S. Pollard, Enoch the Power Hammer, https://www.nigeltyas.co.uk/nigel-tyas-news/post/enoch-the-power-hammer.html
- H. Zins, Historia Anglii, Wrocław 2001.
Więcej informacji o historii luddystów, które zainspirowały nas do napisania tego artykułu znajduje się w książce Briana Merchanta Krew w maszynie. Luddyści i pierwszy bunt przeciwko technologicznym gigantom, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W publikacji znajduje się reporterska reakcja buntu luddystów w Anglii.
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.