„Guadalcanal 1942-1943” – M.A. Piegzik - recenzja


Pearl Harbor, Malaje, Morze Koralowe, Guadalcanal, Midway, Iwo Jima, Okinawa – to miejsca walk na Dalekim Wschodzie, które na trwałe zapisały się w historii bitew. Chociaż wiele z tych starć jest powszechnie znanych, cieszy fakt, że na naszym rynku wydawniczym ukazała się książka poświęcona jednemu z aspektów zmagań na Pacyfiku, a mianowicie kampanii na Guadalcanal.

Guadalcanal 1942-1943 jest debiutem książkowym Michała A. Piegzika. Praca ta liczy 320 stron i została podzielona na 10 rozdziałów. Warto zaznaczyć, iż jest to pierwsza poważniejsza próba syntetycznego przedstawienia zmagań (nie tylko na morzu, ale także na lądzie i w powietrzu), jakie miały miejsce w czasie trwania tej 6-miesięcznej kampanii. Treść książki w przeważającej mierze oparta została na licznych (i łatwiej dostępnych) materiałach anglojęzycznych np. opracowaniach czy dziennikach bojowych okrętów amerykańskich. Autor w miarę możliwości korzystał również z dostępnych prac i wspomnień japońskich tłumaczonych na język polski oraz angielski.

Jak już zostało wcześniej wspomnianie Guadalcanal... jest pierwszą tak szeroką próbą opisania działań wojennych, które wówczas miały miejsce. Pomimo zapewne szczytnej ideii i świadomości, że seria HB ma swoje ograniczenia, należy zaznaczyć, że autorowi nie udało się utrzymać równego poziomu książki. Jest to szczególne widoczne w jej ostatniej części, przedstawionej raczej skrótowo. Zdecydowanie lepiej prezentują się fragmenty poświęcone działaniom morskim (przeważającym w pracy) niż te dotyczące choćby działań na lądzie. Opis tych pierwszych jest zresztą bardziej interesujący dla Czytelnika, gdyż nie jest tak „suchy” jak opis starć lądowych. Szkoda, że autor nie sięgnął (być może nie dotarł) do wspomnień zwykłych szeregowych żołnierzy zarówno jednej, jak i drugiej strony. Kilka cytatów z ich wspomnień z pewnością urozmaiciłoby pewne wątki książki. Siłą rzeczy autorowi zabrakło miejsca na rozszerzenie opisu walk toczonych na lądzie. Nasuwa się zatem wniosek, że seria HB nie nadaje się, by opisywać w niej długie kampanie. Na koniec wypada zaznaczyć jeden aspekt. Mimo iż Autor jest w stanie zwrócić uwagę przeciętnego Czytelnika, to jednak Guadalcanal... nie możemy zaliczyć do książek porywających od pierwszej do ostatniej strony.

Niezaprzeczalnym mankamentem książki, który ma wpływ na jej odbiór jest terminologia i pewne niekonsekwencje autora. Najlepszym tego przykładem są choćby stosowane nazwy samolotów – w tekście Autor podaje je jako np. „wildcat”, „val”, a z kolei przy podawaniu składów Zespołów Operacyjnych wskazuje już ich pełną nazwę, np. F4F „Wildcat”, Aichi D3A „Val”. Dlaczego w wykazie skrótów i skrótowców nie podano pełnego rozwinięcia anglojęzycznego choćby takich skrótów jak: VB czy VMSB skoro stosuje się je dla innych? Wykaz okazuje się i tak niepełny, ponieważ w książce pojawia się kilka skrótów, których nie uwzględniono w spisie np. SOPAC. Problemem są naleciałości terminologiczne, np. twierdzenia typu, że okręt „skręca”, „oficer komunikacyjny” zamiast łączności czy też używanie terminu „niszczyciele warty” zamiast dozoru. Tego typu niedociągnięć jest więcej i stanowią one minus tej pracy. Również warto zwrócić uwagę, że Autor niekonsekwetnie stosuje układ miar dla kalibrów broni obu stron – stosując na przemian cale i mm – choć we wstępie zaznacza, że każda z nich ma przypisany konkretny system. Podawanie jednostek odległości zarówno w jardach, jak i metrach okazuje się całkiem nietrafionym pomysłem. Należało być konsekwentym i sprowadzić te jednostki do jednego systemu.

Szata graficzna Guadalcanal... nie wyróżnia się na tle innych HB-ków. Wręcz wpasowuje się idealnie w modne ostatnimi czasy dla tej serii „komiksowe okładki”. Trzeba otwarcie przyznać nie są one zbyt udaną koncepcją, gdyż rażą mocno swoją sztucznością oraz kolorystyką. Książkę wydano również w standardowym formacie dla całości serii i na dobrym jakościowo papierze. Mankament wydania stanowią bardzo słabe mapki, w liczbie czterech. Szczególnie pierwsza mapka przedstawiająca wyspę zakraja wręcz o dramat. Ponadto nie posiadają one żadnej legendy, a i wypadałoby oznaczyć na nich przynajmniej kierunek północny oraz skalę. Problem ten w Bellonie trwa już od dawna i niewiele wskazuje, by kiedykolwiek wydawnictwo go rozwiązało. Książka zawiera także dwie wkładki zawierające materiał ilustracyjny – w przeważającej części są to zdjęcia dowódców z okresu kampanii na Guadalcanal.

Komu więc polecić tę książkę? Myślę, że po pracę tę powinni sięgnąć ci Czytelnicy, którzy interesują się szczególnie tym, co działo się na Pacyfiku w czasie Drugiej Wojny Światowej. Stanowi ona wprowadzenie do tematyki walk o Guadalcanal, gdyż rzuca szerokie spektrum na przebieg tamtych starć.

Plus minus:
Na plus:
+ próba całościowego ujęcia działań wojennych na Guadalcanal
Na minus:
- nierówny styl autora
- braki terminologiczne
- słabe mapki

Tytuł: Guadalcanal 1942-1943
Autor: Michał A. Piegzik
Wydawca: Bellona
Rok wydania: 2013
ISBN: 978-83-11-12505-6
Liczba stron: 320
Cena: od 23 zł do 28 zł
Ocena recenzenta: 7/10

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

2 komentarze

  1. Patryk pisze:

    Wcześniej Finna wydała jeszcze Morrisona http://finna.com.pl/kot/guadalcanal.html tam też lepiej prezentował się front morski, ale lądowy nie był taki zły.
    pozdrawiam!

  2. Konrad pisze:

    Nie zgadzam się z recenzją. Książkę czyta się dobrze, jest spójna merytorycznie, a fakty są nieźle opisane. Przytoczone niespójności nie rzucają się w oczy.
    Owszem, ta książka zasługuje na więcej poświęconych jej stron, gdyż ciężko ujać całą kampanię na 320 stronach,jednak nie ma co się czepiać.

Zostaw własny komentarz