Wspomnienia Stanisława Gendka z września 1939 r.


Pewnego sobotniego popołudnia, porządkując piwnicę, natknąłem się na rzeczy zmarłego wujka mojej żony, Stanisława Gendka.  Wujek był emerytowanym wojskowym, do tego zapalonym fotografem – amatorem, więc pamiątki po nim to rzeczy niezmiernie ciekawe.

Kapral Stanisław Gendek w okresie odbywania zasadniczej służby wojskowej. Zdjęcie z 1948r.

Kapral Stanisław Gendek w okresie odbywania zasadniczej służby wojskowej. Zdjęcie z 1948r.

Jednak dla mnie najbardziej cennym znaleziskiem były jego wspomnienia spisywane pod koniec lat 90-tych XX wieku, liczące około 150 stron maszynopisu i kilkadziesiąt stron rękopisu. Jest to historia życia człowieka, ale też i obraz pewnego pokolenia, którego beztroskie dzieciństwo przypadło na okres międzywojenny, natomiast młodość i lata dojrzałe to trudny okres okupacji i powojenne realia PRL. Oto fragmenty wspomnień Stanisława Gendka z okresu tuż przed wybuchem wojny i samego września 1939 r.

Stanisław Gendek urodził się 19 maja 1926 r. we wsi Upiłka, leżącej w gminie Borowy Młyn1, powiat Chojnice, na Kaszubach. Ojciec Stanisława, Franciszek, był funkcjonariuszem Straży Granicznej. W czasie I wojny światowej służył w armii pruskiej na froncie zachodnim, a w latach 1919-20 w Wojsku Polskim, gdzie został ranny w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Matka, Marianna, zajmowała się dziećmi i gospodarstwem domowym. Stanisław miał jeszcze dwójkę starszego rodzeństwa: siostrę Wiktorię i brata Jana.

Gdy  Stanisław miał 4 lub 5 lat, komisariat Straży Granicznej przeniesiono do Brzeźna Szlacheckiego, co wiązało się z przeprowadzką całej rodziny do tej miejscowości. W tej miejscowości rodzina Gendków mieszkała do lata 1936 r.

Na początku lat 30-tych w ramach parcelacji wielkich majątków ziemskich rodzice Stanisława otrzymali 25-arową działkę budowlaną na przedmieściach Wrześni. Wybudowali tam dom i gdy Franciszek Gendek w 1936 r. przeszedł ze względów zdrowotnych na emeryturę,  przeprowadzili się do tego wielkopolskiego miasteczka. Stanisław Gendek wspominał:

„Nasz dom z ogrodem mieścił się przy ulicy Dondajewskiego 3. Była to ulica gruntowa, porośnięta trawą i zielskiem. W całym osiedlu były takie same drogi. Przy naszej ulicy było już kilkanaście domów. Kilka prawdziwych i kilka o charakterze gospodarczym, przeznaczonych do tymczasowego zamieszkania. Parę domów było w budowie. Po sąsiedzku z nami mieszkały rodziny: Sobczaków, Gawareckich, Majchrzaków, Tomaszewskich, Wiśniewskich, Bartkowiaków, a na drugim końcu ulicy – Orłowskich.  

(...) W tym czasie Września była miastem powiatowym, liczyła około 10tys. mieszkańców. Centralnym miejscem był rynek w kształcie prostokąta, otoczony jedno i dwupiętrowymi domami, w których znajdowały się sklepy o różnej branży. Przy rynku znajdował się ratusz. Stoi tam do dzisiaj. Jest to duży budynek z wieżą, zbudowany z brązowej, klinkierowej cegły. Miasto miało wtedy dwa kościoły: jeden katolicki – farny i drugi ewangelicki w stylu gotyckim ze strzelistą wieżą. Obok ratusza stała synagoga. W mieście był też szpital powiatowy zbudowany w latach trzydziestych, jak na tamte czasy – nowoczesny. W południowej stronie miasta przepływała rzeka Wrześnica. Woda w niej była czysta. W mieście był też park, duży i ładnie utrzymany, przez który przepływała Wrześnica. Niedaleko za parkiem, przy rzece, znajdował się dość duży basen kąpielowy. Z daleka widać było wieżę wodociągu.

Miasto miało charakter rolniczy, a rzemieślnicy pracowali na rzecz rolnictwa i potrzeb mieszkańców. W tym czasie budowano wiele domów mieszkalnych. Powstawały nowe ulice z willowymi domami.

We Wrześni stacjonował 68 Pułk Piechoty. Miał ładne koszary i klub oficerski.

W 1936 Stanisław poszedł do 4 klasy szkoły podstawowej. Dla niego było to nowe otoczenie. W 1938 roku Franciszek Gendek zachorował na żółtaczkę i kilka tygodni leżał w szpitalu we Wrześni. Było to wielkie przeżycie dla młodego chłopca. Jednocześnie już nadciągały oznaki zbliżającej się wojennej zawieruchy:

W 1938r. miałem już 12 lat. Ojciec rozmawiał ze mną o tym, co aktualnie dzieje się w Niemczech i sąsiednich krajach. W tym roku miały miejsce ważne wydarzenia polityczne. Narastało zaniepokojenie o dalsze losy naszego kraju. Mówiono o szybkim zbrojeniu się Niemiec, o produkowaniu dużej ilości czołgów i samolotów. Hitler żądał od Polski zgody na budowę eksterytorialnej autostrady  łączącej Niemcy z Prusami Wschodnimi.. Takiej zgody nie było. Zapewniano nas, że Polska jest silna i nie musimy się bać o nasze bezpieczeństwo. Narastało przekonanie o mocarstwowości naszego państwa. W szkole uczono nas patriotyzmu. Uczyliśmy się piosenek wojskowych między innymi o marszałku Edwardzie Rydzu – Śmigłym:

„ Nikt nam nie zrobi nic, bo z nami marszałek Śmigły-Rydz” 

Marszałek wygłaszał płomienne przemówienia o tym, że jesteśmy silni i zwarci, i że nie oddamy nawet guzika od naszego munduru. Zapewniano nas o korzystnych układach zawartych z Wielką Brytanią i Francją, i że w razie agresji, przyjdą nam z natychmiastową pomocą. Wierzyliśmy w te zapewnienia, chociaż ojciec co do tego miał pewne wątpliwości. Oceniał aktualną sytuację polityczną na podstawie swojej szerokiej wiedzy i doświadczeniu życiowym. W czasie I Wojny Światowej był Żołnierzem armii pruskiej. Znał możliwości gospodarcze Niemiec i potęgę ich armii. Mówił, że Niemcy hitlerowskie będą dążyły do zapanowania nad światem, był jednocześnie przekonany, że w przypadku rozpętania następnej wojny, powstaną wielkie straty w ludziach i zniszczenia gospodarcze, wiele krajów zostanie podbitych, ale Niemcy tej wojny nie wygrają.

Rok 1938 obfitował w doniosłe wydarzenia, które miały wpływ na wznowienie siły Niemiec.

Monachijski układ, zawarty 30.09.1938r. w Monachium miedzy przedstawicielami Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii i Francji, wymuszony przez Niemcy hitlerowskie, upoważnił Hitlera do zajęcia części terytorium Czechosłowacji i otwierał drogę do dalszych agresji. Stał się symbolem kapitulacji wobec zaborczych dążeń III Rzeszy. Już wcześniej, bo w marcu 1938r. Niemcy dokonały Anschlussu Austrii (zajęcia bez walki, inaczej wcielenia).

W październiku 1938r. Niemcy zagarnęły Sudety czechosłowackie, a Polska zajęła Zaolzie. W marcu 1939r. Hitler zajął resztę Czechosłowacji.

Można powiedzieć, że powyższe wydarzenia były wstępem do rozpętania II Wojny Światowej.

W tym czasie w Polsce wzmagały się przygotowania do wzmocnienia obronności naszego kraju. Przeprowadzono intensywne szkolenia ludności cywilnej w zakresie samoobrony. Uczono nas, jak bronić się przed gazami trującymi, jak organizować gaszenie pożarów i na czym polega chronienie się przed bombami lotniczymi i ostrzałem artyleryjskim.

Zawiązały się komitety społeczne zbierające pieniądze, biżuterię i inne cenne przedmioty na zakup dodatkowego uzbrojenia dla wojska. W tej zbiórce, my uczniowie, też braliśmy czynny udział.

Jednostki wojskowe organizowały pokazy sprzętu znajdującego się w ich wyposażeniu. Ze szkołą chodziliśmy na te pokazy. Prezentowano tam między innymi 37-mio milimetrowe armatki przeciwpancerne i bardzo długie rusznice przeciwpancerne. We Wrześni stacjonował wtedy 68 Pułk Piechoty.

Lotnicy organizowali pokazy swoich samolotów i wykonywali na nich loty akrobatyczne. Podziwialiśmy ich umiejętności. Były to samoloty RWD-5, myśliwskie2.

Latem 1939r. w ranach popularyzacji Ligi Morskiej i Lotniczej3organizowano dla młodzieży szkolnej możliwość latania samolotem. Skorzystałem z tej możliwości. Po raz pierwszy mogłem  podziwiać Wrześnię i jej okolice z  dość dużej wysokości. Był to samolot dwuosobowy typu RWD z odkrytą kabiną. Szybko wznosił się do góry i łagodnie zniżał lot. Czułem silny pęd powietrza. Nie miałem okularów, więc oczy łzawiły, ale świat można było oglądać. Po wylądowaniu ojciec pytał mnie, czy się bałem. Odpowiedziałem (tak mi się wydaje), że nie było na to czasu, bo lot trwał tylko 10 minut, a do oglądania było tak wiele.

W 1939r. ukończyłem szósta klasę i otrzymałem promocję do klasy siódmej. Wakacje spędzałem w domu i na wsi u ciotek w Gulczewie. Lato było ładne i ciepłe. W gospodarstwie pracowano jak zawsze. Plony były dobre, żniwa przebiegały sprawnie. Bawiliśmy się z kolegami i koleżankami. Trochę pomagałem też w różnych pracach domowych.

Nasilała się propaganda antywojenna, ale jednocześnie czyniono przygotowania do obrony cywilnej. Zaczęto przygotowywać schrony przeciwlotnicze. W drugiej połowie sierpnia kopaliśmy w parku przed szkołą rowy, w których mieliśmy się chować w razie nalotów. Odpowiedni rów, który miał służyć jako schron, wykopaliśmy z bratem w naszym ogrodzie. Rów ten nakryliśmy deskami, na które nasypaliśmy warstwę ziemi i ułożyliśmy darninę. Maskowanie było niezłe. Schron ten później nam się przydał.

Wehrmacht przekracza granicę Polski – łamanie szlabanu granicznego w Sopocie 1 września 1939 r.

Wehrmacht przekracza granicę Polski – łamanie szlabanu granicznego w Sopocie 1 września 1939 r.

Pierwszego września w komunikatach radiowych podawano, że niemiecki okręt wojenny zaatakował Westerplatte, a inne odziały wojskowe Pocztę Polską w Gdańsku. Rozpoczęła się II Wojna Światowa. Nie poszliśmy do szkoły. Ogłoszono mobilizację. Do wojska poszedł między innymi nasz kuzyn Władysław Bigosiński. Już 1 września wysoko nad Wrześnią przelatywały samoloty. Kierowały się na wschód. Na kolei panował wielki ruch. Pociągi towarowe jechały jeden za drugim. Oglądałem to, bo tory kolejowe przebiegały niedaleko od naszego domu.

3 września rozpoczęło się bombardowanie naszego miasta4. Pękate samoloty z czarnymi krzyżami w dużych grupach, po 20 – 30szt przelatywały nad nami. Oglądaliśmy je ukryci w naszym ogrodowym schronie. Baliśmy się, ale ojciec nas uspokajał i mówił, że ich głównym celem są węzły komunikacyjne i drogi. Bomby spadały na stację kolejową, na tory i cukrownię, która znajdowała się blisko stacji. Były pierwsze ofiary śmiertelne. Trzy bomby spadły na drugim końcu naszej ulicy. Jedna wybuchła obok  państwa Orłowskich, ale domu nie zniszczyła. Pozostałe utkwiły w ogrodzie ich sąsiada. Nie eksplodowały. Później je oglądałem. Miały około 2 metrów długości. W czasie następnych nalotów, przy skrzyżowaniu torów kolejowych i szosy gnieźnieńskiej rozmieszczono baterie przeciwlotnicze. Strzelali do nadlatujących samolotów. Widać było smugi świecących pocisków wystrzelanych do nadlatujących samolotów. Pomimo, że wystrzelano ich bardzo dużo, to żadnego samolotu nie strącono. Byłem rozczarowany, bo na różnych spotkaniach przekonywano nas o tym, że mamy skuteczną obronę przeciwlotniczą i przeciwpancerną.

Z samolotów zrzucano również małe bomby zapalające. Spadały na nasze domy i na tartak. Kilka takich bomb udało się sąsiadom wyrzucić ze strychów swoich domów.

W wyniku bombardowań zniszczona zastała we Wrześni stacja kolejowa i cukrownia. Powstały liczne pożary. W kilku miejscach uszkodzono tory.

Rozpoczęła się ucieczka ludności. Zabierano najpotrzebniejsze rzeczy. Ładowano je na wozy, wózki i rowery. Zostawiono bez opieki domy i cały dobytek. Duże ilości ludzi kierowało się na wschód w kierunku Kutna. Na drogach panował wielki tłok. Cywile zmieszali się z wojskiem. Niemieccy lotnicy strzelali do tego tłumu z karabinów maszynowych. Wielu ludzi na tych drogach zostało zabitych.

Po paru dniach wojny i bombardowań rodzice zdecydowali, że i my opuścimy nasz dom. Matka miała kuzynów na położonej niedaleko Wrześni wsi. Był to majątek, którego właścicielem był Polak. Wieś ta miała nazwę Królewiec. Znajdowała się przy szosie prowadzącej z Wrześni do Witkowa. Załadowaliśmy na wózek najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy pieszo w drogę. Był ciepły, słoneczny dzień, na drodze nie było tłoku. We Wrześni paliły się dworzec kolejowy i cukrownia. Bijącą z tego miejsca łunę widać było z daleka. Nie wiedzieliśmy, jaki będzie nasz dalszy los. Ojciec mówił, że jak front przesunie się dalej na wschód, to prawdopodobnie będziemy mogli z powrotem wrócić do naszego domu. Zostawiliśmy tam wypuszczone do ogrodu dwa świniaki, kozę, kury i parę królików.

Po paru godzinach marszu dotarliśmy na miejsce. Kuzyni matki udzielili nam schronienia. Sami mieszkali w czworaku. Ich mieszkanie składało się z dwóch izb i sieni. Odstąpili naszej rodzinie jedną izbę. Jak pamiętam, przebywaliśmy u nich około tygodnia. Dzielili się z nami jedzeniem, tak że nie byliśmy głodni. Zaprzyjaźniłem się z ich synami i innymi chłopakami. Razem się bawiliśmy, a że były jeszcze ciepłe dni, to kąpaliśmy się w stawie.

Królewiec był dość dużym majątkiem. Miał pokaźne zabudowania gospodarcze i pałacyk, a może był to dworek, w którym mieszkał właściciel ze swoją rodziną. Pracownicy tego folwarku mieszkali w czworakach z czerwonej cegły. Rodziny miały mieszkania dwuizbowe z sienią. W izbach tych były podłogi z białych desek i co ciekawe, domy te były oświetlone żarówkami elektrycznymi. Majątek ten posiadał własny agregat prądotwórczy, który pracował w określonych godzinach. Mieszkańcy tej wsi mówili, że żyje się im nieźle, a gospodarz jest ludzkim panem.

Było już po żniwach, na polach rosły jeszcze ziemniaki, buraki cukrowe i na dość dużym kawałku ziemi – wysokie konopie. W ogrodzie były grządki z dojrzewającymi pomidorami, marchwią, kapustą i innymi warzywami. Pozwolono nam z tych plonów korzystać, przydawały się do sporządzenia posiłków.

W tym czasie nie było gdzie odstawiać mleka, więc mieliśmy go pod dostatkiem i było z czego robić ser. Chleb gospodynie wypiekały z posiadanych jeszcze zapasów mąki. Mięsa tez nie brakowało, bo hodowano świniaki i drób.

Wojska niemieckie były coraz bliżej. Drogami maszerowały oddziały wycofującego się Wojska Polskiego. Było ich coraz więcej. Po żołnierzach widać było zmęczenie po pierwszych dniach wojny i ciągłego marszu.

Po paru dniach naszego pobytu w Królewcu dowiedzieliśmy się, że Września i Gniezno są już zajęte. Następnego dnia przez naszą miejscowość przejechała kolumna pojazdów. Na przedzie jechali żołnierze niemieccy na motocyklach z przyczepkami uzbrojeni w karabiny maszynowe. Uważnie przyglądali się ludziom stającym przy drodze. Staliśmy bez ruchu i w milczeniu. Trudno mi było zrozumieć, że tak szybko ponieśliśmy klęskę. Niemcy na odcinku Września – Gniezno nie napotkali oporu ze strony naszej armii, która była w ciągłym odwrocie.

Następnego dnia podziękowaliśmy naszym gospodarzom za gościnę i znów pieszo wróciliśmy do naszego domu we Wrześni. W ogrodzie poruszały się świniaki i pozostały inwentarz. Nic nie zginęło, bo naszego skromnego dobytku doglądali sąsiedzi, którzy cały czas pozostali w swoich domach, między innymi Sobczakowie.

Bitwa o Polskę trwała nadal. Walczyliśmy w osamotnieniu, nasi sojusznicy zawiedli. Dla nas, mieszkańców Wrześni, rozpoczął się okres okupacji. Administracja niemiecka przystąpiła do wprowadzenia swoich porządków. Rozwieszono obwieszczenia, w których nakazano bezwarunkowe podporządkowanie się władzom niemieckim. Zabroniono przemieszczania się ludności polskiej. Wyznaczono zakładników, których trzymano pod strażą w którymś z budynków miejskich.”

Dla Stanisława Gendka i milionów Polaków rozpoczął się trudny okres okupacji. Września została włączona administracyjnie do niemieckiego Kraju Warty. Z miasteczka wysiedlono wielu mieszkańców, sprowadzając na ich miejsce niemieckich kolonistów. Ostatecznie miasto zostało wyzwolone 22 stycznia 1945 r. przez oddziały radzieckiej 1 Armii Pancernej Gwardii gen. Michaiła  Katukowa.

Stanisław Gendek swoje życie zawodowe związał z wojskiem. Był m.in. szefem jednego z wydziałów Służby Czołgowo-Samochodowej Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Na emeryturę przeszedł u schyłku lat 80-tych w stopniu pułkownika. Zmarł 19 marca 2003 r. w Warszawie.

  1. Upiłka i Borowy Młyn do 1919 r. znajdowały się w granicach zaboru pruskiego, Traktat Wersalski pozostawiał je w granicach Niemiec czemu masowo sprzeciwiła się miejscowa ludność i w lutym 1920 r. obydwie miejscowości wróciły do Polski. []
  2. Być może były to rzeczywiście RWD-5, ale maszyny tego typu nie były myśliwcami tylko sportowymi awionetkami. []
  3. Chodziło zapewne o Ligę Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. []
  4. W rzeczywistości Niemcy już 1 września 1939 r. zbombardowali i zburzyli cukrownię, 5 września zbombardowali węzeł kolejowy we Wrześni. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

6 komentarzy

  1. zolw pisze:

    Dzieki za podzielenie sie wspomnieniami twojego wujka. Moja rodzina pochodzi rowniez z tych okolic i dobrze jest mniej wiecej wiedziec jak to wszystko wygladalo.

  2. To jest już chyba ostatni moment żeby pozbierać podobne relacje. Oczywiście o ile Redakcja będzie zainteresowana postaram się dorzucić jeszcze garść wspomnień wujka.

  3. emmel pisze:

    A podobno rusznice ppanc były tajemnicą do samego wybuchu wojny.. leżały w skrzyniach jako sprzęt optyczny. Ciekawe.

  4. Nowy pisze:

    1938r.Najazd na czechy

  5. Renata pisze:

    Dzien dobry.Wlasnie znalazłam te artykuły a to też był mój wujek (zona wujka Wanda była siostra mojego dziadka ze strony mamy)i chciałam się dowiedzieć czy jest tych artykułów więcej bo chętnie poczytam.Pozdrawiam Renata

  6. jan pisze:

    najbardziej trafiają do mnie wspomnienia // zwykłych// żołnierzy lub ówczesnych młodych podchorążych . w odróżnieniu od nastroszonych bzdetów o np; rodzaju broni czy kalibrze amunicji są one pisane od serca bez upiększeń tak jak było w danym momencie w danym miejscu o bezsilności braku nadziei tragiczne ale bezpośrednie proste i dlatego ich lektura wciąga

Zostaw własny komentarz