Władca Pierścieni wypadkiem przy pracy, czyli kilka słów o sukcesie Tolkiena |
John Ronald Reuel Tolkien – światowej klasy pisarz fantasy, któremu sukces i uznanie przyniosła trylogia Władca Pierścieni. Jednak prawie nikt nie wie, że to do napisania tej powieści doszło właściwie przez przypadek! Nie wierzycie? Zapraszam Was w fantastyczną podróż po Śródziemiu, w trakcie której poznacie kilka mało znanych ciekawostek dotyczących tajników powstania trylogii o przygodach hobbita Froda Bagginsa!
Jak wiadomo Tolkien zadebiutował książką dla dzieci pt. Hobbit, czyli tam i z powrotem wydaną w 1937 roku. Jako że książka spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem czytelników, wydawca poprosił Tolkiena o napisanie kontynuacji tejże powieści. W tym samym czasie Tolkien miał już napisany Silmarillion, którego rękopis przesłał do wydawnictwa. Niestety były to raczej nieuporządkowane dokumenty, które owszem, spodobały się wydawcy, lecz nie do końca tego on od Tolkiena oczekiwał. Choć wydawnictwo nie odrzuciło Silmarillionu, to nie przyjęło go także do publikacji. Chcąc nakłonić Tolkiena do napisania kontynuacji kultowej opowiastki dla dzieci, postawiono mu ultimatum: jeśli powstanie dalsza część przygód hobbitów, Silmarillion, czyli mitologia dla Anglii, także ukaże się drukiem.
Władca Pierścieni dziełem przypadku
Cóż zatem było robić? Nie mając innego wyjścia Tolkien zabrał się do roboty i tak pod koniec grudnia 1937 roku zaczął pracę nad kontynuacją Hobbita, czyli przyszłym Władcą Pierścieni. Szczegółowy proces powstawania trylogii był długi i skomplikowany, niemniej jednak jak wynika nie tylko z biografii, ale i z listów Tolkiena, nie przychodziło mu to z łatwością. Autor wielokrotnie zmieniał, modyfikował, a nawet przerywał pracę na wiele tygodni. Doszło nawet do tego, że pod koniec 1944 roku stracił zapał i prawie odłożył Władcę na półkę. Jak sam powiedział później o tej książce „nie ma w niej chyba wielu zdań, które nie byłyby przerobione”. Praca nad Władcą Pierścieni została zakończona pod koniec roku 1949. Pisanie trylogii trwało zatem aż dwanaście lat! Zapewne Tolkien nigdy w życiu nie przypuszczał, że to właśnie ta część jego dorobku literackiego przyniesie mu międzynarodową sławę. Nie przypuszczał, bo i jak, skoro tak naprawdę Władcy Pierścieni nie było w planach! Trylogia o wędrówce Froda Bagginsa powstała w sposób zupełnie przypadkowy, bo wyłącznie na prośbę wydawcy. By Hobbit i Władca Pierścieni mogły stanowić jedną całość konieczne było połączenie obu powieści jakimś motywem, który stanowiłby twarde spoiwo. Tolkien wykorzystał do tego procesu Pierścień Mocy, jednak jak sam pisał – było mu bardzo trudno połączyć obie książki w całość. W jednym z listów wspominał potem:
(…) połączenie książek w sumie wyszło dobrze. Nie mogłem mieć nadziei na nic lepszego. Sprawiłem się najlepiej jak umiałem, ponieważ musiałem mieć hobbitów (których uwielbiam), a także choć trochę Bilba w imię starych czasów1.
Opowieść Gandalfa o Pierścieniach Mocy jest zatem słabym punktem powieści Tolkiena i jak każdy wnikliwy czytelnik zauważy – może wydać się nieprzekonująca i pełna niedomówień, a to dlatego, że powstała w sposób sztuczny.
Kiedy Tolkien zakończył trwające ponad dwanaście lat pisanie Władcy Pierścieni, zaświtał mu w głowie pomysł zmienienia wydawcy. Dlaczego? Jak się okazuje inna firma wydawnicza obiecywała mu wydanie Silmarillionu, który to nie został skierowany do druku przez dotychczasowego wydawcę Hobbita. Oferta ta kusiła Tolkiena bardzo, gdyż za dzieło życia uważał on właśnie Silmarillion, a nie napisanego pod presją Władcę Pierścieni. Do zmiany wydawnictwa jednak nie doszło, gdyż nowy wydawca próbował narzucić Tolkienowi znaczne okrojenie Władcy, na co ten kategorycznie się nie zgodził i rozpoczął ponowne negocjacje z poprzednim redaktorem.
A trylogia wcale nie jest trylogią
Wkrótce jednak stało się jasne, że dotychczasowy wydawca także miał zastrzeżenia do nadmiernej objętości liczącej wówczas ponad 3300 stron (!) książki. I z tym kłopotem jednak szybko się uporano. Niechętny do okrojenia tekstu Tolkien poszedł na kompromis i zgodził się na wydanie książki w trzech częściach, przez co jak się okazuje – znana nam dziś trylogia Władca Pierścieni wcale nie jest trylogią! Podział tej kultowej powieści został stworzony wyłącznie na potrzeby wydawnicze, a podyktowany był niebagatelnymi rozmiarami powieści, przez co jej wydanie wiązało się z olbrzymimi kosztami. Dodatkowym obciążeniem był fakt, że po wojnie ceny papieru wzrosły. Z tego powodu wydawnictwo, za zgodą autora, podzieliło Władcę Pierścieni na 3 tomy, jednak dla Tolkiena zawsze była to jedna, spójna całość składająca się z 6 ksiąg. Na marginesie mogę dodać, że wydawnictwo sporo ryzykowało wydając Władcę, gdyż koszt druku tej książki w owym czasie był olbrzymi. Za pierwsze wydanie w ramach umowy wydawniczej Tolkien nie otrzymał nawet wynagrodzenia, gdyż wydawnictwo obawiało się, że nie zwróci się koszt nakładu. Dopiero potem, kiedy trylogia odniosła sukces, Tolkien zaczął na niej zarabiać.
„Wojna o Śródziemie” czyli jak Tolkien odniósł sukces w Stanach
Po publikacji Władcy Pierścieni szybko okazało się, że książka jest prawdziwym hitem wydawniczym. Trylogia bardzo szybko została przetłumaczona na wszystkie główne języki europejskie, a sam Tolkien zaczął otrzymywać wiele zaproszeń na spotkania autorskie zagranicą. Na początku 1965 roku wypłynęła informacja, jakoby jedno z amerykańskich wydawnictw planowało opublikować Władcę w pirackiej wersji, naturalnie bez zgody autora, a co za tym idzie – bez wypłacenia mu honorarium. Dowiedziawszy się o całej sytuacji wydawca Tolkiena nawiązał kontakt z redaktorem amerykańskim i zawarto porozumienie, w myśl którego brytyjski pisarz miał przygotować autoryzowaną edycję książki do druku. Jak to jednak z Tolkienem bywało – nie dotrzymał obowiązującego go terminu, a kiedy zabrał się do pracy, „piracka, jego zdaniem, wersja przygód Froda Bagginsa była już na rynku. I w tej sytuacji po raz kolejny zdecydowano się na zawarcie porozumienia i Tolkien znów dostał czas, by przygotować autoryzowaną wersję do druku.
I znów nawalił, bo nie dotrzymał terminu. Zniecierpliwione czekaniem amerykańskie wydawnictwo opublikowało z oryginału Hobbita nie czekając na poprawki Tolkiena. Być może złość autora nie byłaby aż tak wielka, gdyby nie fakt, iż na okładce tego „dzieła” umieszczono dwa strusie emu i dziwne drzewo z pękatymi owocami! Jak się okazało – ilustrator nie miał czasu na przeczytanie książki, przez co rysunek na okładce nie miał nic wspólnego z treścią powieści. Choć w październiku 1965 roku ukazało się autoryzowane, trzytomowe wydanie Władcy Pierścieni z adnotacją samego Tolkiena, iż „tylko to wydanie zostało opublikowane za jego zgodą i przy jego współpracy„, z jednoczesną prośbą, aby kupować wyłącznie daną wersję trylogii, poprzedni nakład i tak cieszył się większym powodzeniem klientów. Nic zresztą dziwnego, bo wcześniejsza wersja była sporo tańsza. Zdenerwowany sytuacją Tolkien szukając sposobu na zaprzestanie tego procederu postanowił zawiadomić o nim wszystkich swoich amerykańskich czytelników. W jaki sposób? Otóż do każdego listu wkładał notatkę z informacją, które wydanie jest nieautoryzowane jednocześnie prosząc, aby wiadomość rozpowszechniać na lewo i prawo. Odniosło to wkrótce zaskakujący rezultat, bowiem Amerykańscy czytelnicy nie tylko zaczęli kupować wskazane przez Tolkiena wydanie, ale nawet zaczęli żądać od księgarzy usunięcia z wystaw i półek wersji niezaakceptowanej przez Tolkiena. Zrozpaczony redaktor pirackiej wersji, który w ten sposób zaczął ponosić olbrzymie straty finansowe, napisał do Tolkiena list z prośbą o podpisanie porozumienia. ”Wojna o Śródziemie”, bo tak nazwano ów spór, została zakończona – nielegalne książki wróciły do sprzedaży, a autorowi wypłacono zaległe honorarium.
Nie to jest jednak najistotniejsze w tej sprawie. Spór ten spotkał się bowiem z olbrzymim zainteresowaniem społeczeństwa, w związku z czym Tolkien, a co za tym idzie – jego książki – zyskały na popularności w całej Ameryce. Tylko w 1965 roku sprzedano około 100 000 egzemplarzy Władcy Pierścieni w wersji pirackiej i ponad milion w wersji autoryzowanej! „Wojna o Śródziemie” zatem, której właściwą przyczyną była opieszałość i brak przywiązania do terminów zobowiązań, jakimi cechował się Tolkien, nie tylko umieściła Władcę Pierścieni na liście światowych bestsellerów, lecz także otworzyła epokę kultu fantasy w historii literatury.
Tekst powstał w oparciu o:
- Tolkien J.R.R., Listy, oprac. H. Carpenter, przeł. A. Sylwanowicz, Warszawa 2010.
- Carpenter H., J.R.R. Tolkien. Wizjoner i marzyciel, przeł. A. Sylwanowicz, Kraków 2010.
- J.R.R. Tolkien, Listy, oprac. H. Carpenter, przeł. A. Sylwanowicz, Warszawa 2010, s. 204. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.
Klasyczny błąd: Władca Pierścieni nie jest trylogią...
Nie wiedziałem o tym dopóki nie przeczytałem tego artykułu: „A trylogia wcale nie jest trylogią”. Powszechnie trylogia, ale okazuje się, że to 1 książka, ale przy takiej objętości jej sprzedaż nie byłaby łatwa 😉
Kurcze nie doczytałem. Fakt, napisałaś o tym. Sorry 🙂
Żałuję, ale to nie ja! 🙂
Może jestem w takim razie mało inteligentny ale dla mnie motyw pierścienia nie jest nienaturalny, a Władca i Hobbit idealnie do siebie pasują. Motyw pierścieni jak dla mnie jest mocnym punktem książki.
Możliwe, że również jestem mało inteligentna, bądź po prostu nieobiektywna, ale dla mnie dopasowanie Hobbita i Władcy pod względem historii i punktu łączącego - Pierścienia Władzy - nie jest nienaturalne ani naciągane. Nawet jeśli historia początkowo nie istniała, nie czyni to z niej tworu sztucznego czy słabego. Nie tylko Tolkien pisał dalej coś, co pierwotnie nie istniało pod naciskiem czy to fanów, czy wydawcy.
Artykuł napisany naprawdę dobrze, przyjemnym stylem. Do tego rzetelny i poruszający informacje, o których nie każdy wie, tak, by zachęcić do zgłębienia tematu i kto wie, sięgnięcia do którejś z biografii Mistrza.
Kulisy powstania Władcy, są nie tylko interesujące, ale też zaskakujące! Ja tak samo jak i komentujący wyżej, uważam, że motyw Pierścienia idealnie łączy Hobbita i Władcę, a może to kwestia tego, że autor nigdy nie uważa, że jego dzieło jest idealne i zawsze odnajduje w nim coś co trzeba zmienić?
Bardzo ciekawy artykuł!
Witam!
Podzielenie książki na trzy części miało (też?) taką przyczynę, że biblioteki miały urzędowo ustaloną górną granicę jaką mogą wydać na zakup jednej książki, a był to rynek zbytu nie do pogardzenia! I właśnie z taką interpretacją podziału powieści spotkałem się bodaj w biografii J.R.R. Tolkiena napisanej przez Carpentera.
Pozdrawiam
Cezar/turinturambar
A Silmarillionu nie da się zekranizować? Peter Jeckson na pewno coś wymyśli.