Kryzys lat 70-tych jego przyczyny i skutki


Żeby zacząć cokolwiek pisać o kryzysie trzeba wiedzieć co to takiego jest ten cały kryzys. Kryzys to po prostu dość gwałtowne i stosunkowo długie załamanie całej gospodarki powiązane zwykle z dość nieszczególnymi zjawiskami ekonomicznymi typu inflacja bezrobocie i temu podobne przykrości. 

Wstęp. Ekonomia dla Kowalskiego

Mężczyzna na stacji paliw czyta w popołudniowej gazecie o systemie reglamentacji benzyny. Znak w tle oznacza brak dostępnej benzyny (1974) / fot. NAID, domena publiczna

Dochód narodowy określany literą Y zależy zwykle od konsumpcji „C„, inwestycji „I„ oraz wydatków rządowych ”Y” zarówno na inwestycje jak i na różne cele społeczne typu zasiłki itp. W sumie ogólny wzór na dochód narodowy wynosi Y=C+I+G. Nie wliczam tutaj salda exportu i importu dla uproszczenia założeń. Wyjaśnień kilka o eksporcie i imporcie. Eksportując do jakiegoś kraju zwiększamy dochód kraju, importując zmniejszamy. Nie wliczam także podatków to tego wzoru ale z innych przyczyn. Podatki to po prostu przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej, czyli zabieranie bogatemu Kowalskiemu spod 8 a dawanie wiecznie pijanemu Nowakowi spod 6. W czasie tej operacji opłacany jest jeszcze całkiem spory tabun urzędników którzy zatrzymują sobie co nieco z tej sumki. Licząc po kolei: poczta, listonosze, urzędnik przyjmujący pieniądze, decydenci na różnych stołkach, minister finansów publicznych, sejm i senat, kolejny minister, parę urzędów wreszcie znów poczta. Resztę co zostaje dostanie Nowak.

Zaczniemy od konsumpcji czyli „C„. Konsumpcja można nazwać wszelkie zakupy różnych dóbr ale nie inwestycyjnych. Dotyczy ona każdego dla normalnego zjadacza chleba będzie to chleb czy coniedzielne piwo dla dużego zakładu z kolei tokarka frezarka czy inna ”mała” maszyna. Na konsumpcję wydajemy swoje własne dochody uzyskane zwykle w miejscach pracy choć wzór tego nie mówi. Kiedy są one także nielegalne – zwie się to szarą strefa, albo w wypadku wielkiej kasy, zorganizowaną przestępczością. Wydając pieniądze i kupując dany towar uruchamiamy łańcuszek płatności, który w końcowym efekcie da zarobić i pozwoli żyć wszystkim pośrednikom biorącym udział w dostarczeniu nam chleba czy innej maszyny od producenta po sprzedawcę. Producent z kolei ocenia co za ile może sprzedać daną rzecz by cena przyniosła mu dochód, a była do strawienia dla nabywcy finalnego czyli mnie albo ciebie. Część dochodów które w ten sposób kupujący zostawią odbywa tą samą drogę u kogo innego (pośrednik musi zapłacić ludziom, za światło wodę itd.). Czysty zysk jest albo konsumowany w ten sam sposób jak my to robimy (i pośrednik musi jeść pić i spać) natomiast reszta jest inwestowana w taki sposób by mu przyniosła zysk. Może to być zakup sporej a potrzebnej w dalszym rozwoju maszyny, albo przekazanie do banku który już statutowo żyje z pieniędzy czyli gdzieś i w coś inwestuje ze szczerej chęci zysku. Ale o inwestycjach będzie później.

Z drugiej strony trzeba popatrzeć skąd my te pieniądze bierzemy, bo na co wydajemy to już pokrótce zostało opisane. Dostajemy już za prace, czy różne usługi. Dla ekonomisty ważne jest miejsce pracy, czyli branża. Branże można łatwo podzielić na te które wytwarzają dobra powszechnej konsumpcji czyli to co normalny człowiek może w większości sklepów kupić (od gumy do żucia po samochody ciężarówki i autobusy), oraz całą resztę której nie da się od tak kupić, mam głównie na myśli cały przemysł ciężki a w szczególności wojsko rakiety itp. W pierwszym wypadku pieniądz wydany na zakup tego typu towaru wraca po stosunkowo krótkiej drodze na rynek zwiększając także ogólnie dostępną masę towarową na rynku a w skrajnych wypadkach nawet obniżając ceny. Otwarcie nowego biznesu w tej branży powoduje zwiększenie konsumentów (dodatkowe osoby pracujące mające w sumie w miarę sensowny dochód) ale także i zwiększenie masy towarowej (więcej pieczywa), czasami prowadzi to nawet do zniżki cen. Zwykle jednak w mniejszym lub większym stopniu proporcje ilość masy towarowej zostają zachowane.

W drugim wypadku tak nie jest. Normalny konsument nie kupi rakiet czy czołgów a sute dotacje na te działy przemysłu powodują to że wpływają ciężkie pieniądze na rynek ale nie zwiększa się masa towarów konsumpcyjnych (z tego powodu każda wojna dla kraju czerpiącego z niej korzyści a biorącego nawet niewielki udział są gigantyczne). Powoduje to że popyt rośnie (nowy pieniądz mający pokrycie w towarze) bez wzrostu liczby producentów tychże dóbr. Powoduje to niewielki wzrost cen towarów konsumpcyjnych ale zwykle dużo niższy niż wzrost masy pieniądz na rynku. Większe zakupy przy zwiększonym popycie i tej samej liczbie producentów to prosta łatwa i przyjemna droga do wzrostu zysków poszczególnych producentów i pośredników, wszędzie tam gdzie krąży pieniądz (każdy na tym skorzysta, pytanie ile). Do tej grupy można także zaliczyć służby mundurowe i rozmaite rodzaje wojska. Z dwóch powodów. Mają dochody, nie dając w zamian żadnej produkcji czy usług konsumpcyjnych, a z drugiej zwiększając produkcję tych działów gospodarki narodowej które nie sprzedają swoich wyrobów na normalnym rynku (czołgi, karabiny, rakiety), lub sprzedającej jej na nim stosunkowo niewiele a w wielu krajach obłożonej restrykcjami (amunicja, część broni).

Teraz druga litera. „I” czyli inwestycje. Inwestycje są to wszelkiego rodzaju zakupy mające na celu odnowić lub podnieść zdolności wytwórcze danego producenta lub usługodawcy. Z tego powodu inwestycje mogą być zarówno w ludzi jak i rzeczy. Pieniądze na nie bierze się z amortyzacji starych maszyn (koszty) jak i zysku czy pożyczek lub kredytów. Także one przyczyniają się do rozwoju gospodarczego kraju teraz – dając pracę i zarobek zakładom produkujących te czy inne maszyny, pozwalając im potem także inwestować w odnowę swojego parku maszynowego. Albo drugie w stosunkowo bliskiej lub nawet nieco dalszej przyszłości pozwolą im produkować więcej produktów w krótszym czasie i  poniższych kosztach, co z kolei pozwoli nam konsumentom zarówno indywidualnym jak i firmom kupić więcej ich produktów lepszej jakości i wydajniejszych.

Te inwestycje w odróżnieniu od wydatków budżetowych nazywane są autonomicznymi, nie zależą bowiem od decyzji rządu lecz tylko i wyłącznie od prywatnych firm. Inni wywodzą nazwę także z tego faktu że są one znacznie mniej podatne na koniunkturę gospodarczą niż budżetowe (kolejne rządy i wstrzymywanie lub nie dofinansowania tej czy innej budowy – vide Polska i budowy obchodzące piękne 25-letnie rocznice rozpoczęcia budowy)

Ostatnią litera w naszym wzorzec jest „G„ czyli wydatki budżetowe. Jest to wszystko co państwo wydaje na zakupy inwestycyjne, projekty typu ”Zdobyć Marsa”, zakupy najnowszego Abramsa czy  zasiłki dla bezrobotnych. Także one nie tyle powiększają ilość pieniądza na rynku co zmieniają strukturę jego wydatkowania. Większość tych wydatków państwowych ma jedną wspólna cechę mają bardzo duże fluktuacje w zależności od polityków sterujących i kontrolujących państwową kasę.  Jedni dają bardzo dużo bezrobotnym inni preferują budowę kolejnego szpitala. Pewnym chlubnym wyjątkiem, dostającym zwykle bardzo dużo pieniędzy i co roku są rozmaite wydatki na wojsko i budżety badań wojskowych (vide USA). Są one inwestowane w te działy gospodarki które nie dają swoich produktów na rynek. Czyli pozwalają zarobić bardzo wielu ludziom nie powodując inflacji ponieważ nastąpił wzrost produkcji czołgu czy innych rakiet. Wydatki na takie cele ograniczane są tylko w bardzo rzadkich wypadkach, takich jak konwencje rozbrojeniowe, nagłe demobilizacje, koniec wojen, czy bardzo nagłe załamania koniunktury. Te obcięte wydatki są zwykle przeznaczane na inne cale, zwykle nieco mniej sprzyjające rozwojowi gospodarki niż wydatki wojskowe na sprzęt czy rozwój technologii. (Istnieje bowiem prawo mówiące że maksymalna liczebność armii , w czasie pokoju, danego kraju nie może przekraczać 1% jej ludność w innym kraj nie będzie się mógł rozwijać i z tego powodu takie gigantyczne sumy idą nie na ludzi a na technikę i sprzęt)

Teraz parę innym mierników sukcesu danego kraju. Oprócz dochodu narodowego jest nim także stopa bezrobocia. Jest to stosunek ludzi nie mających pracy do ogólnej liczby ludność w wieku produkcyjnym i nie uczącej się. (Nauka to także praca.) Ideałem jest gospodarka mająca pełne zatrudnienie, czyli występowania naturalnej stopy bezrobocia. Wtedy wówczas kraj przeżywa silny rozwój a wszelki wzrost produkcji powodujący tzw efekt skali (spadek kosztów jednostkowych prze masowej produkcji) odbywa się tylko poprzez wzrost wydajności i efektywności, a o to przecież chodzi.

Naturalna stopa bezrobocia, to po prostu liczba ludzi którzy nie parcują bo należą do jednej z trzech niżej wymienionych grup: nie chcą w ogóle pracować z dowolnego powodu i zazwyczaj mają na swoje urzymanie (bogaci żyjący np. z procentu), ludzie aktualnie zmieniający prace i mający zamiar pracować i będący pewni jego realizacji w bardzo krótkim czasie, oraz ci którzy zostali zwolnieni z powodów koniunkturalnych (np. sezonowi bezrobotni). Nastawienie do pracy zależy głównie od wysokości i długości przyznawanego zasiłku i innych świadczeń jakie otrzymuje bezrobotny. Im one są wyższe i im dana osoba je dłużej otrzymuje tym ma mniejsze nastawienie do pracy, oraz tym większy jest fiskalizm państwa (trzeba przecież skądś brać te pieniądze). Drugim takim ważnym wskaźnikiem jest inflacja. Im niższa tym lepiej. Najlepiej gdy nie przekracza 3% w skali roku. Wtedy po prostu istnieje pewność co do przyszłości (w tym także że niska stopa procentowa będzie trwała nadal). Jedynie kraje odbudowujące swą gospodarkę zniszczoną na przykład w wyniku wojny mogą ją mieć nieco wyższą co przy stosunkowo niskiej stopie procentowej daje efekt względnej taniości kredytów i przyśpiesza nakręcanie koniunktury.

To  tyle o ekonomi teraz moja wersja wydarzeń jakie doprowadziły do kryzysu i czym on naprawdę skutkował i dlaczego.

Świat po wojnie

Jest rok 1945 druga wojna światowa się właśnie skończyła. Gdy się zaczynała nikt nie przewidywał jej skutków gospodarczych i politycznych. Jej bezpośrednim efektem było zabicie w ten czy inny sposób kilkudziesięciu milionów ludzi zarówno cywilów jak i wojskowych, gigantyczne ruchy społeczne i polityczne, a także zdominowanie całego handlu przez gospodarkę amerykańska, która tak naprawdę na dobre po wielkim kryzysie otrząsnęła się dopiero w czasie wojny. Europa była zrujnowana i zbombardowana przez wszystkie strony i na wszelkie możliwe sposoby. Gigantyczne pieniądze topione i inwestowane w rozwój nowych broni pozwoliły na rozwinięcie w Stanach Zjednoczonych na rozwój potężnej bazy naukowej i przemysłu. Zabranie ludzi do wojska zmniejszyło ilość siły roboczej „dostępnej” na rynku, kobiety zaczęły pracować. W Europie panowała sytuacja idealna do rozwoju szybkiej i potężnej gospodarki. Pracy w bród, czasami brak rąk do pracy spowodowany ubytkiem ludzi zdolnych do pracy w czasie wojny ( w samych Niemczech zginęło niewiele mniej jak 5 milionów żołnierzy i ludzi walczących w różnych formacjach paramilitarnych), a będących w znakomitym wypadku w pełni sił, zdolnych do pracy. Zaistniałą więc sytuacja kiedy wzrosłą ilość miejsc pracy a zmalałą ilość rąk do pracy. Brakowało tylko jednego pieniędzy. W 1947 wszedł w życie Plan Marshalla, który dał Europie w formie bezzwrotnej pożyczki kilkanaście miliardów ówczesnych dolarów. Oczywiście pomogło to podtrzymać w rozwoju gospodarkę USA ale znacznie bardziej rozwinąć także gospodarkę europejską pomagając jej w odbudowie, dając miejsca pracy i towary na rynek.

Czemu bezzwrotna? I czemu pomogła ona rozwinąć gospodarkę? Należy się cofnąć do roku 1918 i 1919. Przegrane i upokorzone kajzerowskie Niemcy, wstrząsane i rozrywane rewolucjami i inflacją, otrzymały równie gigantyczną pomoc w walucie ale była to zwykła pożyczka na procent. Oprócz tego zostały nałożone gigantyczne reparacje wojenne. Powstała klasyczna kwadratura koła. Niemożność spłaty zobowiązań wojennych i rat (Albo to albo to) spowodowało tylko to że ani raty ani reparacje wojenne nie zostały nigdy w pełni spłacone  A odbywające się co kilka lat konferencje zmniejszały raty spłat kredytów i reparacji by je w końcu praktycznie zawiesić. Argument był jeden i niezmienny. „Jak możemy spłacać raty kiedy nie możemy mocno rozwijać przemysłu ciężkiego i armii co daje silny rozwój?; jak wam spłacimy reparacje kiedy mamy embargo i niemożność szybkiego rozwoju?”

Po drugiej wojnie Amerykanie zmądrzeli i dali pomoc bezzwrotną. W międzyczasie nastąpiła jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Powstała tak zwana żelazna kurtyna a co za tym idzie coraz bardziej widoczna zimna wojna. W gospodarce objawiała się głównie tym, że praktycznie nieograniczony priorytet miały wszelkie możliwe projekty wojskowe dotyczące nowej broni, oraz te kładące nacisk na rozwój przemysłu ciężkiego  Efekt był bardzo łatwy do przewidzenia czyli gwałtowne zwiększenie ilości pieniądza na rynku (pokrytego towarem!!!), podtrzymującego i nakręcającego koniunkturę (Inflacja to pieniądz nie pokryty masą towarową). Stosunkowo wysoka pokojowa stopa armii utrzymywana przez większość krajów europejskich jako remedium na ciągłe zagrożenie ze strony bloku wschodniego pomagało podtrzymać ten rozwój i wzmacniać dalej gospodarkę. Pewne „odpady„ technologii wojskowej nie zawsze przydatne w gigantycznych temperaturach lub niejako poboczne efekty pożytecznych wynalazków przechodziło siłą rzeczy do “cywila” i stanowiło bardzo dobrą bazę do rozwoju technologicznego. Jeszcze pod koniec lat 40-tych wybuchały wojny kolonialne, a potem także wybuchła wojna koreańska i wietnamska w której bardzo duży udział miały kraje najpierw europejskie, a potem same Stany Zjednoczone (Wietnam do połowy lat 70-tych). Taka sytuacja jest wymarzona dla przemysłu tego ”ciągnącego” rozwój” całej gospodarki: duże i stałe zamówienia rządowe, duże dotacje na rozwój projektów dających szansę na wykorzystanie w wojsku, a co za tym idzie coraz większa liczba odpadów z tych badań do cywila (np.: internet, boeing serii 7X7, teflon itd. itp.). Dodatkowym argumentem zwiększającym produkcję był bardzo szybki wzrost konsumentów nie pracujących czyli wysoka stopa urodzeń.

Po każdej dużej stracie „liczbowej„ każdy naród ma tendencję do samoodnowienia  polegającego na dużym i szybkim wzroście urodzeń. Każde takie dziecko to nowy klient którego trzeba nakarmić, wyżywić, ubrać i dać mu rozmaitą rozrywkę  Ma on jedna zaletę – nie pracuje i nie zwiększa liczby zdolnych do pracy, powoduje natomiast duży wzrost popytu na dane towary co prowadzi do wzrostu zysku i inwestycji a to z kolei do wzrostu lepszej i tańszej produkcji itd. Taki ”wyż demograficzny” w Europie występował w latach w okresie od 1946-1952 roku, ze szczytem w latach 1948-1950. Szybki i dynamiczny rozwój gospodarczy stały i podtrzymywany ze wszystkich stron powodował bogacenie społeczeństwa z jednej strony, a z drugiej dawał pracę praktycznie każdemu kto chciał pracować, przy czym stawiającymi warunki był raczej pracobiorca niż pracodawca. W latach pięćdziesiątych tendencje w wyścigu zbrojeń nasiliły się, procesy integracyjne zaczynające się w Europie spowodowały coraz lepsze wykorzystanie posiadanych zasobów surowcowych, a wojny w Azji i Afryce stanowiły bardzo istotny bodziec do rozwoju (vide Japonia, która odrodziła się tak naprawdę w czasie wojny koreańskiej). Jednym słowem raj na ziemi wszyscy szczęśliwi. Wówczas robotnicy chcąc dostać coś dla siebie i w miarę na stałe z tego rozwoju (nic nie trwa wiecznie) zorganizowali się w silne związki zawodowe i bez problemu uzgodniły bardzo korzystne dla siebie osłony socjalne głównie w USA i Europie, typu wysoki zasiłek dla bezrobotnych i świadczenia dodatkowe. Szybki rozwój dawał możliwości szybkiej i łatwej realizacji tych propozycji pozostających w jak się wówczas wydawało zasięgu każdego kraju. Wysokość realnych płac i łatwość znalezienia nowej pracy powodowały że i tak o wiele bardziej opłacało się pracować a nie przebywać na bezrobociu.

I oto nadszedł rok 1967. Na zachodzie „bez zmian”:- dalej toczy się wojna, dalej są gigantyczne zbrojenia, dalej koniunktura kręci się jak oszalała.No może z jednym wyjątkiem. Pełnoletność i zdolność do pracy zaczyna powoli uzyskiwać powojenny wyż demograficzny, ale część z niego zwłaszcza w Ameryce jest brana na toczącą się właśnie wojnę w Wietnamie.

Zboże na stepie nie urośnie

O wiele ciekawsze i ważniejsze wydarzenia zachodzą na wschodzie a konkretnie W ZSRR w Kazachstanie. Pod koniec lat 50-tych i na początku 60-tych ówczesny I-szy sekretarz, Chruszczow nakazał zaorać step kazachski i zasiać pszenicę. Zrobiono to oczywiście po partacku, bez żadnej logiki, ignorując jak to w ZSRR wszelkie możliwe zasady ekologii. Początkowo było cudownie i pięknie, plony rosły w zastraszającym tempie, starczało i na wyżywienie i na eksport. Jednakże w 1967 roku przyroda zemściła się okrutnie. Potężne wiatry wywiały część gleb, czasami do litej skały, niszcząc po drodze znakomitą część zasiewów. Dla ówczesnego I-szego sekretarza KC Breżniewa nastała ciężka decyzja, i ją podjął. Strat nie dało się zaspokoić przez import zboża z krajów bloku wschodniego. By ludzie nie pomarli z głodu nakazał kupować ogromne ilości zboża na Zachodzie,oczywiście przez podstawione firmy. Gwałtowny popyt (sto kilkadziesiąt milionów gęb do wyżywienia) i nakaz kupowania jak leci bez względu na cenę zachwiał na początku 1968 roku rynkiem zbożowym. Ceny poszły dość gwałtownie w górę. W kolejnym roku sytuacja była nieco lepsza, ale niewiele  Tym razem były skutki. Nie dało się odzyskać utraconego czarnoziemu. Trzeba było znów importować zboże z zagranicy, i znów sytuacja się powtórzyła. I znów ceny zaczęły iść w górę. Dla rolników oznaczało to bardzo dobre lata, ceny idą do góry, klient bierze towar jak leci i nie stawia zbytnich warunków, jednakże dla tak zwanego „szarego obywatela„ nastały nieco gorsze czasy. Realna płaca spadła. Wzrost kosztów musiał spowodować wzrost cen, czyli za tę samą płacę można było kupić mniej chleba i w ogóle wyrobów zbożowych. Na początku lat 70-tych podobna sytuacja dotknęła cywilizowane kraje zachodnie, co znów objawiło się pewnymi trendami zwyżkowymi cen. Teraz do rozgrywki włączyły się kraje arabskie, mające praktycznie tylko jedno i jedyne bogactwo- ropę naftową. Ówczesna cena za baryłkę ropy była bardzo niska, mimo rosnącego popytu. Gwałtowna zwyżka cen zboża uderzyła boleśnie te kraje po kieszeni. Musiały więcej wydawać żeby mieć z czegoś żyć i dać jeść obywatelom. Pustynia nie rodzi bowiem zbyt wiele zboża, Na początku lat 70-tych (początek 1973) zrzeszone i zjednoczone w organizacji OPEC postanowiły, by wyrównać te niekorzystne trendy podwyższyć cenę ropy naftowej. Z niecałych 2 USD za baryłkę skoczyła bardzo szybko do ponad 10 USD by na koniec lat siedemdziesiątych osiągnąć nie notowany nigdy wcześniej poziom około 20 USD za baryłkę. To było kroplą która przelała czarę. Spowodowało to gwałtowne zwyżki kosztów nie tylko w gałęziach bezpośrednio powiązanych z przetwórstwem ropy naftowej i jej produktów ale także w większości działów gospodarki. Podrożał bowiem wszelki możliwy transport a co za tym idzie także i koszty, co wymusiło wzrost cen. Taką inflację zwie się kosztową, spowodowana jest ona przez wzrost kosztów niezależnych od producentów. Oczywiście wzrost cen uruchomił dobrze znany mechanizm kryzysowy, czyli zwolnienia by zredukować zbędne koszty i utrzymać a nawet obniżyć cenę w taki sposób by stała się ona „możliwa” dla przeciętnego kupującego. Przedsiębiorstwa musiały zmienić swój profil produkcji na mniej energo- i paliwochłonny. Gdyby wystąpiło tzw ”ceteris paribus”, czyli inne czynniki bez zmian, prawdopodobnie bardzo szybko gospodarka otrząsnęła by się z załamania i kontynuowała by swój wzrost. Jednak nie wystąpiło to ”ceteris paribus”.

Badania wojskowe

Z różnych powodów załamaniu lub przynajmniej dużemu ograniczeniu uległy wydatki na wszelkie wojskowe badania. Okazało się że w czasie kryzysu pieniądze potrzebne są na inne częstokroć pilniejsze rzeczy, niż jakiś tam futurystyczny projekt samolotu. W tym okresie- początek lat 70-tych zaczęto podpisywać ograniczenia w rozwoju broni atomowej i ich nośników pomiędzy ZSRR i USA. Wiązało się to oczywiście z gigantycznymi cięciami w budżecie obronnym USA, a co za tym idzie także w zakupach maszyn projektów i broni przez rząd federalny. Wojna w Wietnamie zaczynała powoli dogorywać co znacznie zmniejszyło możliwość łatwego zbytu czołgów i innych tego typu „zabawek„ dla wojska. Poza tym zakończenie wojny rodziło inny bardzo poważny problem. Skoro wojna się już nie toczy lub przynajmniej kończy, normalnym procesem jest redukcja samych żołnierzy jak i personelu który tych żołnierzy obsługiwał i robił koło nich. Taka sytuacja zawsze powoduje konflikty. Z jednej strony wzrasta nagle dość gwałtownie liczba chętnych do pracy, czyli rynek pracy z rynku pracobiorcy staje się rynkiem pracodawcy, co rzecz oczywista wymuszą albo stagnacje płac albo nawet ich spadek (”proszę bardzo - droga wolna mamy ileś osób na twoje miejsce”)

W całym zachodnim świecie a zwłaszcza w USA wystąpiło jeszcze jedno zjawisko, które wywróciło ówczesny porządek, a wraz z nim także gospodarkę do góry nogami. Były to sławne strajki i buntu młodzieży na przełomie lat 60 – tych i 70 – tych. Odrzucała ona dawne wartości i stosunki i chciała żyć na własny rachunek tak jak oni chcieli a nie tak jak to „by wypadało żeby było ślicznie ładnie po bożemu i dla picu”. W znakomitej części byli doskonale wykształcenia, nie chcieli służyć w wojsku, brzydzili się wszelką ingerencją państwa. W czasie rozruchów destabilizowali kraje a po rozruchach stanowili gigantyczny rezerwuar siły roboczej. Nagle okazało się że chętnych do pracy jest o wiele za dużo niż możliwości nawet kiedy odliczyć ludzi żyjących w rozmaitych komunach czy gdzieś w lesie nie figurujących w żadnych kartotekach.

Ówczesna doktryna gospodarcza- keynsizm- kazała ingerować państwu jak w gospodarce źle się dzieje. Polegała w skrócie na tym że należało prowadzić taką politykę która by pozwalała inwestować, oraz nakazywała płacić ludziom zasiłki na bezrobociu. Zamiast śladowej konsumpcji, zwanej często autonomiczną – je się wtedy tyle żeby przeżyć a finansuje albo z zapasów na czarną godzinę albo pracując zwykle na czarno albo korzystając jakoś z pomocy państwa, bezrobotny ma pewne całkiem przyzwoite środki na przeżycie. Pozwalają one zachować pewien dość wysoki poziom konsumpcji, czyli utrzymać produkcję w zakładach i firmach co wraz z ułatwieniami w kredytowaniu nastawionymi na inwestycję powinny one dać pewien zaczątek wychodzenia z kryzysu. Bardzo ważne w mniemaniu keynsistów były tzw roboty publiczne bowiem daje to ludziom prace i płacę co pozwala znów rozwijać konsumpcje, a mechanizm powinien się kręcić jak wyżej. Płaciło się za takie działania zwiększoną inflacją ale pozwalało wg nich przezwyciężyć trudny okres.

Zastosowane działania przyniosły tylko nowe zjawisko, slumpflację, czyli inflację i spadek gospodarczy, a w najlepszym wypadku stagflację, czyli dla odmiany inflację i stagnację gospodarczą. Dopiero w drugiej połowie lat siedemdziesiątych a tak naprawdę na początku lat 80 tych przezwyciężono kryzys. Typowymi określaniami na stosowaną w USA politykę jest reaganomika a w Wielkiej Brytanii- tchatcheryzm.

Oczywiście w krótkim czasie zaczęto wymyślać różne teorie mające uzasadnić kryzys, a także to czemu zastosowane środki nie zadziałały. Wszystkie z nich, albo znakomita wiekszość w czambuł krytykowały keynsizm i jego posunięcia. Byli i monetaryści mówiący że państwo powinno w ogóle nie ingerować, ryek sam da sobie rade, a pomagac mu trzeba jedynie od podażowej strony pieniężnej, czyli po polsku mówiąc systematycznie emitować mniej więcej podobną ilość pieniądza na rynek, co pozwoli przedsiębiorstwom bardzo łatwo ocenić co się będzie dzialo, przyszłość stanie się jasną i nastąpi rozwój. Byli liberaliści którzy mieli poglądy zbliżone do  „Żelaznej Damy„, stojący takżena satnowisku że rynek sam da sobie radę a każda ingerencja państwa to zbrodnia, że należy sprzedać większość jeśli nie wszystkie pańswtowe firmy, bo prywatny lepiej wie, a zacząć od najbardziej deficytowych. Jedna z ciekawszych jest na przykład teoria tzw ”zdzieranych zelówek” mówiąca że aby poszukujący pracy przyjął proponowaną mu ofertę musi ona przewyższyć w jego ocenie koszt który poświęcił na jej szukanie.

Według mnie te teorie mają jedną rzecz wspólną , ujmują zjawiska zupełnie jednostkowo. Albo ze strony bezrobotnyhc, albo ze strony finansów albo z jakiegoś zupełnie innego punktu. Nie ma spojrzenia całościowego, lub choćby takiego zarysu. Spróbuję go przedstwić.

Przyczynami takiej sytuacji były, według mnie oczywiście, zbyt wysokie w stosunku do płac zasiłki dla bezrobotnych i różne dodatkowe świadczenia na ich rzecz, technicyzacja produkcji, zbyt duża rola związków zawodowych, poszukiwanie tylko części specjalności, bardzo duży napływ świeżych rąk do pracy (wyż demograficzny), oraz wycofanie się państwa z finansowania rozaitych projektów typu wojskowego lub kosmicznego, zbyt duża rola państwa w gospodarce, oraz ustanie większych wojen w których oficjalenie brały by udział USA  A teraz po kolei.

Zbyt wysokie zasiłki i inne świadczenia: bezrobotny by w ogóle chciał szukać pracy i by ja znalazł musi mu się to opłacać, czyli musi uzyskać zwrot zasiłku jaki utrzymuje, kosztów dojazdu do pracy, sniadań, taksówek, skłądek płaconych na rzecz róznych funduszy oraz wreszcie straconego czasu wolnego, bowiem nie pracując ma go pod dostatkiem. Wywalczone przez związki zawodowe rózne zasiłki „na” były zbyt wysokie by bezrobotnemu opłacało się ruszać w palcem w bucie za jakąkolwiek nową pracą. To co otrzymywał wystarczało mu na wyżywienie, mieszkanie, ubranie się i coś do picia. Dodatkowe zasiłki  pozwalały mu życ na w miare przyzwoitym poziomie. Szczyty paranoi osiągnięto w USA. Chcący i umiejący lawirować może w ogóle nie pracować przez cały okres życia korzystając z różnych form zorganizowanej przez państwo pomocy. Po co więc szukać pracy?. (Istnieje przy tym jeszcze jedno ciekawe acz dość ważne zjawisko. Po pewnym czasie niewykonywania swego zawodu wiadomości się zacierają w pamięci a wraz z nimi zręczność pracy. I znów należy chodzić na różne formu przekwalifikowań czy kursów a to kosztuje. Pracodawcę albo pracownika). Natomiast w czasie krysysu zarobki siłą rzeczy do wysokich nie należą, ponieważ płaca to koszt i to duży. Podobną sytuację można zresztą zaobserwować w dzisiejszej Polsce.

Technicyzacja produkcji. W latach 50-tych i 60-tych postępowała bardzo szybko, wspomagana jeszcze niesustannymi badaniami na rzecz wojka, a odkryte tam prawa i wynalazki spływały szybciej lub wolniej do „cywila„. W czasie kryzysu okazało się, że znacznie pewniej tanie kredyty jest inwestować w nowe maszyny, zastępujące iluś tam robotników i nie opłącać iluś składek od wszystkiego. Poza tym zakup maszyny można wrzucić w koszty a po kilku lub kilkunastu latach amortyzacja z niej powinna dać nowe fundusze na zakup kolejnej, o wyższym technologicznie poziomie. Poza tym maszyny miały jeszcze kilka ważnych zalet: nie należały do związków zawodowych, nie strajkowały. Poza tym do ich obsługi potrzeba było o wiele mniej osób niż w wypadku pracy i ręcznej, a co ważne te osoby musiały być w miarę sensownie wykształcowne, a jak wiadomo wykształcona osoba ma zdolność do logiczengo myślenia większą niż niejeden robotnik. A na początku lat 70-tych ówczesny postęp techniczny dawał na takie drogie i inwestycyjne przecież zakupy bardzo dobre warunki. Tanie kredyty... Mimo że w teorii powinno to zwiększyć konsumpcje i rozkręcić interesy innych firm, tak się nie stało a jeśli tak było to nie dało to efektu. Czemu?. W porównaniu z innymi negatywnymi zjawiskami były one zbyt małe. Istnieje także druga możliwość powodująca tym razem koło zamknięte. Wysoko technologiczne urządzenia są raczej wytwarzane przez roboty a nie ludzi. Jaki człowiek gołym okiem i normalnymi ”ręcami” zachowa zdolność precyzji 0.1 mm?. O większej nie wspominając.

Związki zawodowe i ich rola. To one niejako ukreciły bat na siebie, wymuszając na rządach czy szefach przedsiębiorstw podpisywanie korzystnych umów socjalnych w latch 60-tych. W czasie wzrostu nie sprawiało to większych problemów, lecz w czasie kryzysu kiedy zwolnienia lub co najmniej siłą rzeczy są nieuniknione takie osłony powodują jedną rzecz. Niezatrudnianie nowych pracowników kiedy nie ma bezwzględnej koniecznośći, w miarę możliwości i srodków pozbywanie się „starych” pod byle dającym się racjonalnie uzasadnić powodem, oraz tak daleko posunietą jak to możliwe technicyzacje ze wspomnianych już wyżej powodów. Bardzo silne związki zawodowe potrafią poza tym doprowadzić do niemożności zlikwidowania dużych molochów państwowych i nie tylko, protestując i grożąc masowymi rozruchami. A kilkaset tysięcy tysięcy ludzi to już poważna siłą. Spełnienie ich żądań uruchomi kolejne branże – patrz Polska

Poszukiwanie tylko części zawodów. Podczas technicyzacji występującej w czasie kryzysu pracodawca nie poszukuje zwykłych robotników niewykwalifikowanych lub nawet z wykształceniem zawodowym. Jemu są potrzebni konkretni specjaliści, inżynierzy, elektronicy czy technik robotów spawających. Znakomita większość z nich musiała przejść przez edukacje składającą się nie, biorąc przykład z polskiego modelu, 6 +3+2 ale dużo więcej. Czasami dobry fachowiec po porządnym technikum nie ma szans na znalezienie pracy jeśli nie jest po innych fakultetach. Wzięcie w kryzysowej sytuacji mają też specjaliści od reklamy i marketingu, ale nie są to bynajmniej zwykli i prości robotnicy, muszą mieć konkretne wykształcenie i konkretne umiejętności. Od lat 70-tych coraz częściej brygada remontowa składa się nie z elektryków i innych panów w czapkach z „antenką” ale z kilku osób o wyższym wykształceniu umiejących zaprogramować czy nauczyć robota tej czy innej czynności.

Wyż demograficzny. Przeciętna osoba ze szczytu wyżu, urodzona w 1949 roku, po skończeniu edukacji na średnim poziomie i odsłużeniu wojska weszła w wiek aktywności zawodowej około 1970 roku, kiedy się uczył na studiach w jakieś dwa może trzy lata później. A takich nowych rak do pracy było multum, a miejsc pracy wręcz na odwrót nie rosłą ich ilość ale wręcz na odwrót czasami zaczęła spadać . Jeśli jakaś osoba nie dostała stosunkowo szybko pracy w swoim zawodzie, a dotyczyło to osób stosunkowo gorzej wykształconych, przechodziła w stan poszukiwania pracy by po pewnym czasie w ogóle zrezygnować i zdać się na hojne państwo szafujące jak już było wyżej wspomniane zasiłkami bez większego opamiętania. Zaczynało się klasyczne życie z zasiłku i ewentualna praca „na czarno” w czym nie pomagała zawsze ciągnąca zwłaszcza do USA dodatkowa konkurencja z Meksyku i innych znacznie biedniejszych krajów na świecie. A miała ona jedną zaletę nad rodowitymi Amerykanami. Nie stawiała tak wysokich wymagań co do czasu pracy i wysokości płacy.

Wycofanie się państwa z projektów wojskowych. Zabranie pieniędzy spowodowało spadek popytu na różne materiały potrzebne do ich realizacji, brak korzystnych rządowych zamówień. Zwolnieni specjaliści byli zatrudniani w wielu wypadkach przez „cywilne„ firmy. Nie dość że fachowiec to ma ”dojścia” i dużo wie. A to się liczy. Czasami jeden taki fachowiec zastępował parunastu innych zwykłych. Koszty fachowców i innych specjalistów powodowały także łączenie się paru czy więcej firm i współfinansowanie badań a to także oznaczało spadek zapotrzebowania, nawet na fachową siłę roboczą.

Ustanie wojen. Koniec wojny wietnamskiej, redukcja wojska, zbędny sprzęt wojskowy, zaniechanie badań, rzesze ex- żołnierzy, często z różnymi zaburzeniami. Taka sytuacja to dodatkowe koszty i to wcale nie inwestycyjne czy nawet finansowania projektów, ale zasiłki dla zwolnionych z wojsk, pomoc w poszukiwaniu pracy, czy leczenie ich w szpitalach. To wszystko kosztuje, a są to koszty nieuniknione nie podnoszące konsumpcji a tylko nie dopuszczające żeby nagle kilkadziesiąt tysięcy ledwo byłych wojskowych, zaprawionych w walce, często z poczuciem żalu do kraju czy władz, nie rozniosło w pył jakiegoś stany czy części kraju. A zasiłki pozwalają im tylko utrzymać się przy życiu i jakoś egzystować. Mało który pracodawca przyjmie bowiem człowieka który umie tylko strzelać czy zakładać miny, a do tego może mieć zaburzenia osobowości.

Wzrost roli państwa

Wzrost roli państwa. To już właściwie jest podsumowanie poprzednich wywodów. Istnieje w ekonomii takie prawo że jak państwo się bierze do czegoś to jego rola może tylko róść, i bardzo rzadko będzie spadać. Wszystkie wyżej wymienione przeze mnie czynniki spowodowały jedno. Wzrost chętnych do brania z państwowej kasy zasiłków, zapomóg, i innych tego typu wydatków. A że ich wysokość wystarczała do normalnego przeżycia więc mało kto się kwapił na różne roboty publiczne. By wydatki kontrolować trzeba było utworzyć fundusze, kasy i inne ośrodki pomocy. A to jest armia urzędników i gigantyczny wzrost biurokracji, która nie jest ruchliwą machiną. By te zadania sfinansować trzeba było po prostu podwyższyć podatki, zarówno osobiste i osób prawnych jak i pośrednie, by jednak z drugiej strony podtrzymać chęć do inwestycji dawano ulgi. A to znowu komplikowanie podatków i nowi urzędnicy do ich kontroli. Gwałtowny wzrost wydatków państwa i niskie stopy procentowe, dały tylko prócz zakupów nowych technologii i bardzo nowoczesnych maszyn inflacje przy stagnacji a czasem nawet spadku gospodarczym (W Polsce takie kredyty w latach 70-tych brał Gierek, ale to już inna bajka). Zasiłki spowodowały nie tak drastyczne obniżenie konsumpcji, natomiast tanie kredyty spowodowały zakup nowej technologii dającej zatrudnienie pewnej grupie fachowców i niewielu robotnikom,  ale oferującej w zamian relatywnie wysoki wzrost możliwości produkcyjnych zakładu, czyli nawet możliwość pewnych obniżek cen. A te z kolei pozwoliły ludziom na zasiłkach na normalne życie na koszt państwa. Strażnikiem tego typu osłon socjalnych byli potencjalni bezrobotni, aktualnie mający pracę zrzeszeni w bardzo silnych w latach siedemdziesiątych, związkach zawodowych, zagrożeni przez migrujące do USA inne nacje nie stawiające tak wysokich wymagań. Płaciło państwo. W końcu zaczął się wzrost gospodarczy, pobudzony dużym G i pewną stabilizacja wydatków na inwestycje autonomiczne, przy pewnym wzroście konsumpcji. Utrwalił on jednak bardzo socjalny model państwa, płacącego wysokie zasiłki, ingerującego w wiele dziedzin życia (zresztą niepotrzebnie), z mocna pozycja związków zawodowych. Co obecnie trwa.

Gdyby powyższe czynniki występowały po jednym zgodnie z zasadą „ceteris paribus” prawdopodobnie odczuto by to jako chwilowe osłabienie koniunktury a szybki wzrost trwał by dalej. Podejrzewam także ze metody proponowane przez keynsistów zadziałały by idealnie. Jednak kryzys miał znacznie więcej przyczyn niż tylko czysto ekonomiczne.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

5 komentarzy

  1. ..... pisze:

    gdzie te przyczyny

  2. Maciej Błaszczyk pisze:

    nic tu niema dajcie cos krótszego bo na prezentacje potrzebuje

  3. Adam pisze:

    Bardzo dobry, poważny tekst, tylko trzeba się wysilić.

  4. Roman pisze:

    przyczyną kryzysu naftowego w latach 70 tych była wojna Jom Kipur. Arabowie z kartelu naftowego zmniejszyli wydobycie ropy naftowej w ten sposób ceny poszły do góry. To było odegranie się na Zachodzie za pomoc Izraelowi w wojnie Jom Kipur.
    W artykule jest część prawdy ale jest bardzo chaotyczny i trudno go logicznie analizować.

Odpowiedz