„Grunwald 1410. Bitwa, która przeszła do legendy” - W. Mikołajczak - recenzja


Witold Mikołajczak po raz trzeci przystąpił do napisania pracy na temat Wielkiej Wojny 1409-14111. Tym razem, jak sam pisze we wstępie, stara się „ukazać samą bitwę bardziej z perspektywy niż polskiej, gdyż to Litwa dźwigała główny ciężar walki z zakonem krzyżackim„, choć zdaje sobie sprawę, że jego poglądy ”nie wzbudzą na Litwie entuzjazmu”.

Opisuje też (można powiedzieć, iż wbrew tytułowi) podbój Prus przez Krzyżaków, wojnę polsko-krzyżacką 1327-1332, historię stosunków litewsko-krzyżackich od Mendoga do Władysława Jagiełły, wojnę trzynastoletnią, rozwój „grunwaldzkiej legendy” i garść wydarzeń prusko-inflanckich z XVI wieku. Oczywiście nie zabrakło także dotknięcia kwestii Wielkiej Wojny polsko-krzyżackiej toczonej w latach 1409-1411, aczkolwiek, jak Mikołajczak zaznacza, swoje poglądy autor przedstawił w dwu poprzednich pracach, zaś w tej dokonał tylko drobnej korekty. Całość sprawia wrażenie książki mocno kontrowersyjnej i chyba dalekiej od ideału.

Na początku trzeba zaznaczyć, że autor nie tłumaczy, czemu w pracy o takim tytule znalazł się przebieg wojen przed i po tej z lat 1409-1411. Nie tłumaczy, dlaczego tak zrobił. Nie pisze, czy miały jakieś znaczenie dla budowania „grunwaldzkiego mitu”. Zadziwiające, że podobny opis na te same tematy (podbój Prus, wojna polsko-krzyżacka 1327-1332) o podobnej objętości (ok. 60 stron) znalazł się w W wojnach polsko-krzyżackich. Autor w tejże pracy pisał także o wojnach domowych na Litwie w latach 80. I 90. XIV wieku. Także opis Wielkiej Wojny wydaje się również „przepisany” z poprzednich prac autora, zresztą on sam zaznaczył, że dokonał tylko niewielkich poprawek. W związku z tym można powiedzieć, że gdyby W. Mikołajczak wyrzucił ze swojej nowej książki stare treści, a pozostawił nowe, Grunwald 1410. Bitwa liczyłaby raptem… ok. 50 stron! Sam ten fakt podaje w wątpliwość celowość dyskusji nad tą pracą, bo składa się ona w większości (brzydko mówiąc) z wycinków innych prac Mikołajczaka. Wprawdzie autor opisuje też mniej znane przeciętnemu czytelnikowi sprawy jak np. dzieje walk o Gotlandię (s. 107-108), ale to nie przesłania powyższego negatywnego wniosku na temat tej pozycji.

Ta recenzja nie jest dogłębnym „wypunktowaniem” profesjonalnego historyka, więc ustosunkuję się tylko do niektórych poglądów Witolda Mikołajczaka.

Na s. 56 autor twierdzi, że zwrócenie się przez Łokietka o pomoc do Krzyżaków w 1308 r. była „szczytem politycznej naiwności”2. Polski książę (król od 1320 r.) wciąż nie unormował sytuacji w Małopolsce, już wkrótce będzie musiał ścierać się z niemieckimi mieszczanami stojącymi po stronie buntowniczego wójta Alberta. Nowoutworzone władztwo wymagało szybkiego zorganizowania (właściwa organizacja przypadła de facto na lata panowania Kazimierza Wielkiego), co zaś do Pomorza, Władysław nie miał sił wojskowych, by je samemu obronić – gdyby je miał, z pewnością oparłby się na własnym potencjale. Nie pozostało mu więc chyba nic innego, jak ratować Pomorze Wschodnie za niemalże każdą cenę. Krzyżacy nie byli wówczas wrogami Piasta, stąd można było wnioskować, że zachowają się jak sojusznicy.

W. Mikołajczak pisze, że „W momencie objęcia władzy w 1377 r. Jagiełło miał zaledwie 15 lat” (s. 76), a więc urodził się ok. 1362 r. Jednakże hipoteza o późniejszej dacie urodzin (niż ok. 1352 r.) wciąż nie jest dostatecznie uargumentowana.

Niepowodzenie wyprawy Jagiełły przeciwko Moskwie w 1380 r. nie jest wcale takie oczywiste, jak uważa Mikołajczak (s. 77)3. Uzasadnieniem takiego poglądu jest to, że „Jagiełło spóźnił się na bitwę na Kulikowym Polu”. Niepewne jest to, czy w ogóle chciał tam zdążyć. Prawdopodobnie wielki książę litewski chciał na Rusi utrzymać równowagę między Moskwą a Tatarami. Zbyt ścisła zależność Rusi od chana tatarskiego uniemożliwiała przyłączanie kolejnych terytoriów ruskich do Litwy, zaś niezależna Moskwa mogła sama dać odpór najazdom Litwinów. Bitwa na Kulikowym Polu nie przyniosła Moskwie definitywnego zerwania zależności, choć stanowiła pewien przełom – przede wszystkim moralny i propagandowy, bowiem dwa lata po wielkiej wiktorii Dymitra Dońskiego, stolica Wielkiego Księstwa Moskiewskiego została spalona przez Tochtamysza4. Poza tym z wyprawy z roku 1380 Jagiełło potrafił wynieść także bezpośrednie korzyści, bowiem miał pobić jakieś siły moskiewskie i przywrócić litewskie panowanie na Siewierszczyźnie5.

Mikołajczak nie pominął także tajemnicy śmierci Kiejstuta (s. 79). Jego zdaniem stary książę został zamordowany na zlecenie Jagiełły, co miało być zemstą za mord na Wojdylle, szwagrze Jagiełły. Potwierdzić to może cytat z litewskiego latopisu: „piątej nocy księcia wielkiego Kiejstuta zadusili komornicy wielkiego księcia Jagiełły […]”6. Jednakże autor nie ustosunkował się i nie podał dostatecznych dowodów przeciw obrońcom Jagiełły ws. zabójstwa Kiejstuta. Istnieje za to szereg poszlak wskazujących, że Jagiełło nie był zleceniodawcą czy inicjatorem zamordowania sędziwego stryja. Zmierzając do całkowitego zapewnienia sobie władzy musiał przecież dążyć do fizycznej likwidacji wszystkich poważniejszych przeciwników, do których należał także Witold Kiejstutowicz, zresztą uwięziony (choć niedługo później uciekł w dość niejasnych okolicznościach). Ten nie tylko nie został zabity, ale również w przyszłości nie wspominał o „zbrodni” brata stryjecznego, choć przy okazji dwu ucieczek do Prus mógł to zrobić (byłby to dobry propagandowy argument). Jagiełło nie był jedynym wrogiem Kiejstuta. Także Krzyżacy mieli interes w uduszeniu starca, należał on zresztą do grona zagorzałych wrogów Zakonu i walczył z nimi od lat, praktycznie od momentu rozpoczęcia dwuwładztwa z Olgierdem. Również bojarzy i mieszczanie wileńscy mogli obawiać się Kiejstuta – nie tylko z powodów osobistych (popieranie Jagiełły i ułatwienie mu opanowania Wilna), ale również politycznych. Kiejstut sprzeciwiał się przede wszystkim przyjmowaniu chrześcijaństwa czy radykalnym zwrotom politycznym, jak np. pokój i współpraca z Zakonem Krzyżackim. Stefan Maria Kuczyński sądzi, że do grona podejrzanych można dołączyć też najbliższą rodzinę Jagiełły na czele z matką Julianną i bratem Skirgiełłą. Panowanie Kiejstuta zamykało drogę do kariery licznym braciom Jagiełły, o co Julianna mogła szczególnie się martwić. Skirgiełło zaś po śmierci stryja, uzyskał księstwo trockie i po Jagielle stał się najważniejszą postacią w Wielkim Księstwie. Co ciekawe, w przyszłości Skirgiełło nie żył w zgodzie z Witoldem i zmarł otruty ok. 1394/1395 r., także w niejasnych okolicznościach7. Wspomniany cytat z latopisu nie świadczy wcale o winie Jagiełły, który nie mógł zostać wtajemniczony w zamiary swoich stronników8.

Mikołajczak popiera – dziś już przestarzały – pogląd, że przywilej koszycki (1374 r.) ograniczał możliwości finansowe władcy (s. 85)9. Okazuje się jednak, że „regularne uiszczanie niewielkiego co prawda podatku [2 gr rocznie z każdego łana kmiecego] przyniosło lepszy rezultat aniżeli nieregularne ściąganie dużego podatku nadzwyczajnego (wynoszącego zazwyczaj 12 groszy z łana)”10.

„Dwie wojny domowe między Jagiełłą a Witoldem były dla zakonu doskonałą okazją do zniszczenia Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zakon jednak wszędzie widział tylko pole dla swej ekspansji, przez co w ostatecznym rachunku przegrał wszystko” (s. 100)11. Zakon, będąc wspieranym przez Witolda, nie mógł sobie poradzić z samym Jagiełłą i jego lojalnymi braćmi, więc nie można automatycznie (na niewiadomo jakiej podstawie) tworzyć teorii, iż to, że Litwa zniknęłaby z mapy Europy, było w zasięgu ręki Zakonu. A brak ostatecznego zwycięstwa Krzyżaków nad Litwą nie był spowodowany jakimiś szczególnymi błędami własnymi, może poza niedostatecznym „pilnowaniem” Witolda, który umiał zarówno uciekać jak i powracać na Litwę. Zakon był po prostu za słaby na pełne zwycięstwo nad Litwą Jagiellońską, mimo, że np. początek lat 90. to okres ogromnej masy krzyżowców napływających do Prus w celu walki przeciw litewskim poganom.

Zdaniem autora, w okresie panowania Jagiełły, Korona miała szansę na odzyskanie Śląska, lecz ją zaprzepaściła na skutek zaangażowania w pomaganie Litwie w walce z Moskwą (s. 106). Mikołajczak ma na myśli zapewne wsparcie husytów w wojnie przeciwko Zygmuntowi Luksemburczykowi. Realności teorii autora Grunwaldu 1410 sprzeciwia się wszakże to, że nawet, gdyby husyci zgodziliby się na oddanie Śląska Polsce, to wkrótce o tę dzielnicę upomniałby się Zygmunt Luksemburczyk. Poza tym, Władysław Jagiełło nie mógł wchodzić z husytami w żadne oficjalne umowy, bo jak wyglądałby jego wizerunek na zachodzie Europy?!

„[…]Krzyżacy oblegli Bobrowniki i odrzuciwszy propozycję rozejmu przywiedzioną przez Mikołaja Kurowskiego, tak bardzo uszkodzili zamek ogniem artylerii, że ten po kilku dniach się poddał” – tak autor opisuje oblężenie i zdobycie Bobrowników (w sierpniu 1409 r.) przez Krzyżaków (s. 116). Tytułem uzupełnienia można dodać, że wg ustaleń S. M. Kuczyńskiego arcybiskup Kurowski oficjalnie miał negocjować z wielkim mistrzem w sprawie rozejmu. Mistrz domagał się oddania mu na czas zawieszenia broni Złotorii i Bobrowników. Kurowski poprosił o udzielenie mu czasu na skontaktowanie się z królem, gdyż sam nie mógł decydować. Jednocześnie duchowny obiecał załodze pomoc 50 rycerzy (być może od prokrzyżacko nastawionego księcia płockiego Ziemowita). Ta jednak nie nadeszła, podobnie jak odpowiedź na żądania Ulricha von Jungingena, dlatego wojska zakonne kontynuowały działania12.

Na s. 120-123 autor wymienia i porządkuje chorągwie obydwu stron13. Można tu dodać kilka słów uzupełnienia. Wśród chorągwi pruskich po stronie Zakonu Krzyżackiego wymienia oddział biskupa i biskupstwa pomezańskiego (nr 7)14. Należy przy tym zauważyć, że w skład tej chorągwi (dowodzonej przez niejakiego Markwarda z Reschemburga) weszli także żołnierze zaciężni zwerbowani przez Jan Reyman, biskup Pomezanii15. Podobnie jest w przypadku (zaliczonej do chorągwi pruskich) rot: Ragnety (nr 8, 45) i Kowalewa (nr 16)16. Problematyczny jest udział chorągwi biskupa chełmińskiego, bowiem występująca u Jana Długosza pod nr 9 ta chorągiew, faktycznie jest rotą biskupstwa sambijskiego, na co wskazuje wygląd chorągwi17. Nie ma powodu, by przypuszczać, że chorągiew wielkiego komtura (nr 11) była utworzona w Prusach. Wręcz przeciwnie, posiadamy informacje, że ten oddział składał się z gości zakonnych18. Dyskusyjne jest zaliczenie także chorągwi skarbnika zakonnego (nr 13) do Prus, być może jest to przypadek podobny do roty nr 11. Nie wiedzieć czemu, Mikołajczak przyporządkował chorągiew starogródzką (starogardzką) (nr 18) do ziemi pomorskiej, a nie ziemi chełmińskiej19. Istnieją także wątpliwości co do przynależności zaciężnej chorągwi (nr 29) i roty ze Świętej Siekierki (nr 40). Oddział nr 29 – z powodu podobieństw herbów – uznawano niekiedy za drugą chorągiew Bałgi. Podobnie jest w przypadku chorągwi nr 40, lecz tutaj nie zadecydował herb, lecz fakt, że Heilgenbeil nie posiadało nawet wójtostwa, zaś najbliższą siedzibą jednostki administracyjnej była właśnie Bałga20. Istnieją wątpliwości co do pochodzenia chorągwi nr 41. Opis herbu tej chorągwi zamieszczony przez Długosza w Rocznikach a rysunek znaku w Banderii Prutenorum różni się w kilku kwestiach, poza tym na ziemiach Zakonu nie leżała żadna miejscowość o nazwie Brunszwik. Jako miejsce pochodzenia tej roty podaje się Turyngię i Hesję. Dochodzi także opcja, iż chorągiew nr 41 była drugą chorągwią królewiecką21.

Powyższe uzupełnienia podważają niektóre przyporządkowania chorągwi dokonane przez Witolda Mikołajczaka wg pochodzenia terytorialnego.

Autor próbuje też rozwikłać zagadkę „zgubienia” przez Jana Długosza 7 lub 8 chorągwi litewskich. Podobnie jak S. M. Kuczyński22, Mikołajczak twierdzi, że liczba Tatarów podawana przez Roczniki jest zaniżona. Sądzi on, że Długosz ukrywa fakt, iż te roty należały do Tatarów23, wg Długosza liczących 300 żołnierzy24. Hipotezę Mikołajczaka mogłyby potwierdzić słowa kronikarza: „Było prócz tego w wojsku litewskim Aleksandra Witolda wielkiego księcia litewskiego czterdzieści chorągwi, do których należeli rycerze litewscy, ruscy, żmudzcy i tatarscy”25. Jeżeli by się jednak dłużej zastanowić nad teorią autora Grunwaldu, to wyda się ona zdecydowanie nieuzasadniona. Otóż, obok Tatarów, Długosz na początku swego wywodu wymienia także Żmudzinów, a później nie wymienia chorągwi żmudzińskich, choć pisał o ich pojawieniu się. Wydaje się też, że kronikarz nie wymienił wszystkich chorągwi ruskich. Łatwo można zauważyć, że niemal wszystkie wymienione przez Długosza miejscowości, od których pochodzą nazwy ziem26, stały się później, jeśli nie stolicą województw, to przynajmniej miejscem odbywania się sejmików, co świadczy o ich wysokim znaczeniu. Na tej podstawie można by wysunąć przypuszczenie, że dziejopis pominął obszar np. miński i mścisławski. Z tego względu, owe 7 lub 8 chorągwi litewskich nie należałoby przydzielić jedynie Tatarom (którzy faktycznie prawdopodobnie liczyli więcej niż 300 ludzi, a mniej niż 1000. Na tę liczbę składali się prawdopodobnie zarówno żołnierze przyprowadzeni przez Dżelal ed-Dina, jak i mieszkańcy Wielkiego Księstwa Litewskiego).

Kontrowersyjna jest opinia, iż Zakon pod Grunwaldem zgromadził aż 100 dział (s. 128). Jest to raczej liczba odnosząca się do całej artylerii zakonnej we wszystkich zakątkach państwa27. Źródła piszą o dwukrotnej salwie armat krzyżackich28, ale nie podają ich liczby. Można przypuścić, że ilość zgromadzonych przez Ulricha von Jungingena armat z pewnością stanowiła mniej niż 1/3 całej artylerii zakonnej. Zgromadzenie większej ilości utrudniały: prymitywność ówczesnych dział, ich powolność i ciężar, problemy z transportem.

Opisując początek starcia pod Grunwaldem, Mikołajczak pisze: „Wbrew temu, co widzimy na filmieKrzyżacy, atak rozpoznawczy lekkiej jazdy Witolda został odparty, co Krzyżacy uczcili pieśnią Chrystus zmartwychwstał. Polacy odpowiedzieli Bogurodzicą, po czym przystąpiono do generalnego natarcia” (s. 130)29. Tezy autora nie potwierdza jednak, ani Kronika konfliktu, ani Jan Długosz. Ta pierwsza pisze: „Na prawym skrzydle wystąpił do boju książę Witold ze swym ludem, z chorągwią świętego Jerzego i chorągwią przedniej straży. […] i wnet [wrogowie] przy pierwszym starciu z ludźmi króla zostali odrzuceni od tychże dział na bez mała staje. Rozgorzał wówczas bardzo srogi bój„. Ten drugi podaje: ”Ale wojsko litewskie z rozkazu księcia Aleksandra [Witolda], który niecierpliwym był zwłoki, pierwsze ruszyło na nieprzyjaciela. […] obadwa wojska z głośnym jak zwykle przed walką okrzykiem, zwarły się z sobą w nizinie, która je przedzielała. Krzyżacy, dwa kroć uderzywszy z dział, silnem natarciem napróżno usiłowali przełamać i zmieszać polskie szyki, lubo wojska pruskie z głośniejszym krzykiem i z wyższego pagórka ruszyło do walki”. Jak widać, żadne z nich nie wspomina o klęsce Witolda, które dokonało się dopiero po godzinie, i o odśpiewaniu Christ ist erstanden30, co zrobiono po upadku „wielkiej” chorągwi krakowskiej (nr 1).

Pisząc o słynnym pojedynku Władysława Jagiełły z Dypoldem von Kokeritzem przyjmuje wersję wydarzeń wg Jana Długosza (s. 139). Przypomnijmy, że wg kronikarza, szarżującego Niemca z siodła wysadził Zbigniew Oleśnicki uzbrojony jedynie w kawałek drzewca. Leżącego żołnierza z chorągwi miśnieńskiej (nr 50) w czoło zranił sam król, po czym von Kokeritz został dobity przez straż królewską31. Przy tym, na uwadze trzeba mieć dwa fakty: po pierwsze, Długosz jako jeden z podopiecznych kardynała Oleśnickiego (w 1410 r. będącego tylko skromnym sekretarzem królewskim), pozostawał pod jego przemożnym wpływem; po drugie, najstarsza relacja tego wydarzenia, zamieszczona w Kronice konfliktu, różni się od wersji Długosza. Nie wiadomo kto był autorem Kroniki32, faktem pozostaje natomiast to, że powstała niedługo po wojnie 1409-1411 i jest w znacznej części wolna od politycznych czy propagandowych naleciałości. Otóż, wg Kroniki „pewien dobrze zbrojny rycerz” zaatakował króla Władysława, który z kolei zranił go śmiertelnie w twarz. Kokeritz spadł z konia i został dobity przez ludzi z otoczenia królewskiego – prawdopodobnie także przez Oleśnickiego. Z powyższych względów, jako prawdopodobniejszą należałoby uznać wersję Kroniki konfliktu, tym bardziej, że w przyszłości Oleśnicki musiał ubiegać się o dyspensę papieską, gdy chciał awansować w kościelnej hierarchii.

Autor sądzi, że Jagielle i Witoldowi „do zdobywania Malborka się nie spieszyło” (s. 143). Było to uwarunkowane kilkoma przyczynami: 1) koniecznością przejmowania i obsadzania wojskiem poddających się miast, 2) od czasu bitwy grunwaldzkiej, wojsko jedynie 16 lipca stało w miejscu, odpoczywało i leczyło rany. Zaraz po tym ruszono w drogę. Być może było to zbyt niewiele czasu, 3) to, że armia polsko-litewska w czasie swojego przemarszu nie była niepokojona przez wrogie zgrupowania, utwierdzało unijnych dowódców o faktycznym zlikwidowaniu państwowości krzyżackiej (i to była być może najważniejsza przyczyna). Wynika więc z tego, że Jagiełło i jego kuzyn Witold chcieli zdobyć Malbork, aczkolwiek nie uważali za konieczne, by nadmiernie zmęczyć wojsko forsownym marszem. Warto przy tym zaznaczyć, że pierwsze oddziały polskie pojawiły się pod krzyżacką stolicą już ok. 22 lipca33, zaś Henryk von Plauen (następca Ulricha von Jungingena na stanowisku wielkiego mistrza krzyżackiego) dotarł do Malborka już 18 lipca34. To zaś oznacza, że wyprzedzenie oddziałów zakonnych i zajęcie Malborka bez walki, było poza możliwościami Jagiełły35.

„Zdaniem Jana Długosza, jedną z przyczyn zaprzestania oblężenia była pogłoska o najeździe króla Węgier Zygmunta Luksemburczyka na południowe ziemie polskie. Gdyby Jagielle zależało na zdobyciu Malborka, mógłby ją łatwo zdementować” (s. 146). Istotnie, Długosz przekazał nam informację mówiącą, że węgierski poseł, Frycz z Reptki, zapewnił króla, iż Węgry nie podejmą żadnych wrogich działań przeciwko Koronie36. Nie zawsze tej informacji dawano wiarę37. Czy jednak Władysław Jagiełło mógł uwierzyć wysłannikowi Zygmunta Luksemburczyka? Raczej nie. Zygmunt przez całe swoje panowanie był dość nieszczery względem Korony nawet po zawarciu pokoju w Lubowli w 1412 r. Unię polsko-litewską uważał dla dość niebezpieczny organizm. Oczywiście Władysław mógł świadomie okłamać wojsko i utrzymywać je w przekonaniu, że nie ma zagrożenia najazdem węgierskim, ale niepewne stosunki z Węgrami zapewne nie były jedyną przyczyną odwrotu z Prus. Do tego dochodziły jeszcze takie okoliczności jak np. przekonanie o braku możliwych dróg korzystnego rozwinięcia tej niedobrej sytuacji strategicznej, bezczynność wojska wywołująca niezadowolenie, niepokój o Wielkopolskę i Kujawy zagrożone przez ocalałe siły krzyżackie, groźba najazdu inflanckiego na Litwę. Władysław i Witold zapewne sami rozumieli, że dalsze tkwienie pod Malborkiem jest bezcelowe.

W ślad za Henrykiem Łowmiańskim, Mikołajczak uważa, że na mocy aktu krewskiego (1385 r.) Litwa została wcielona do Korony (s. 149). Jest to chyba jednak zbyt daleko idący wniosek. Termin „applicare” użyty w dokumencie (być może świadomie, bowiem pozwalało to Jagielle dość różnie interpretować akt) znaczy: przyłączyć, złączyć, wcielić, połączyć etc. Nie musi więc wcale oznaczać aneksji Litwy do Korony, tym bardziej, że na przełomie lat 80. i 90. Zakon Krzyżacki prowadził wojnę tylko z Litwą (mimo, że Korona dość jawnie wspierała Wielkie Księstwo Litewskie). Gdyby Litwa była dopiero co włączoną częścią Polski, to prawdopodobnie Zakon rozszerzyłby swój zakres działań także na ziemię dobrzyńską i Kujawy.

Autor jest zdania, że rozpuszczenie pospolitego ruszenia pod koniec września 1410 r. świadczy o nieznajomości skali zagrożenia przez Władysława Jagiełłę (s. 153). Witold Mikołajczak jednak za dużo wymaga od polskich pospolitaków. Ci służbę odbywali już 3 miesiące, licząc od marszu pod Czerwieńsk w czerwcu 1410 r. Byli już zmęczeni wojną i w swojej masie raczej nieprzydatni, z czasem zapewne zbuntowaliby się przeciwko dowództwu. Odtąd działania polegały na starciach i manewrach mniejszych grup żołnierzy, liczących najwyżej kilka tys. ludzi, mające na celu opanowanie danych miast.

Za S. M. Kuczyńskim38 autor sądzi, że pod Koronowem w skład wojska polskiego weszli Tatarzy (s. 154). Oprócz podobieństwa taktyki użytej przeciwko Krzyżakom39 do sposobu walki Tatarów, nie ma dostatecznych argumentów popierających tę hipotezę. Przy tym można wspomnieć, że wyrażenie „sagittarii ex regio„ nie musi wcale znaczyć „łucznicy królewscy„, ale także ”strzelcy królewscy”. Tak to przetłumaczyli niektórzy historycy40.

Autor Grunwaldu przypuszcza, że Długosz zmyślił informację o trzyosobowym dowództwie pod Koronowem, ponieważ jest to sprzeczne z zasadą jednoosobowego dowództwa (s. 157)41. Można wysunąć przypuszczenie, że Piotr Niedźwiedzki (jako dowódca „wojsk królewskich”) był wodzem naczelnym (podobnie jak Jagiełło pod Grunwaldem) , od którego zależały poczynania oddziałów Sędziwoja z Ostroroga i – o ile się pojawił42 – Dobrogosta z Szamotuł (podobnie jak Witold i Dżelal ed-Din).

Twierdzenie o armii polskiej liczącej w bitwie pod Tucholą 12 chorągwi, a „więc około 5-6 tysięcy ludzi” (s. 159) jest dowolną konfabulacją autorską, mającą na celu jedynie naciągnięcie faktów na rzecz swojej teorii o polskiej przewadze w bitwie i mającą ujawnić rzekome kłamstwo Długosza, które miałoby powiększyć chwałę zwycięstwa i koronnego oręża. Oceniając prawdomówność kronikarza musimy pamiętać, że napisał on o polsko-litewskiej przewadze pod Grunwaldem. Jeżeli zaś chodzi o liczebność chorągwi, zwykle średniowieczne roty liczyły 200-400 żołnierzy, oddziały większe nie były często spotykane i nierzadko dotyczyły chorągwi zaciężnych lub specjalnych (jak np. chorągiew ziemi krakowskiej, chorągiew gończa).

Na s. 212 występuje dość niejasno sformułowana opinia: „Słowa Sienkiewicza [z powieści Krzyżacy] zapadły w umysły uczonych, skoro wszyscy oni i wielu ich następców z Sienkiewiczowską wizją nigdy się nie rozstało. Pierwszą próbą, nie do końca udaną, była według mojej oceny praca Andrzeja NadolskiegoGrunwald 1410. Dlaczego nie do końca udaną? Dla Nadolskiego, jak i dla Sienkiewicza, atak 16 odwodowymi chorągwiami to też atak rozpaczy, również Litwini wracają na plac boju, jak w Krzyżakach. Na dodatek Andrzej Nadolski zbyt dosłownie potraktował słowa kronikarza krzyżackiego o rzekomym trzykrotnym przebijaniu się wielkiego mistrza przez szyki polskie„. O co chodzi autorowi? Czy o to, że Nadolski jako pierwszy od czasów Sienkiewicza opisał bitwę grunwaldzką? Z pewnością nie. Raczej o to, że Nadolski jako pierwszy próbował zerwać z Sienkiewiczowskim obrazem bitwy. Jest w tym tylko trochę prawdy, bowiem np. historyk powątpiewa w istnienie „wilczych dołów” w bitwie pod Grunwaldem, a które pominął także Henryk Sienkiewicz (pojawiają się one dopiero w filmie A. Forda). Nie podejmując dyskusji z zarzutami Mikołajczaka, można stwierdzić, że istotnie ma on prawo do takiej opinii, bowiemGrunwald 1410 to pozycja popularnonaukowa, pomijająca lub skracająca pewne aspekty Wielkiej Wojny i bitwy grunwaldzkiej, powstała na podstawie innej pozycji Andrzeja Nadolskiego – Grunwald. Problemy wybrane. Gdyby autor Grunwaldu. Bitwy, która przeszła do legendy, znał tę ostatnią pozycję, zapewne inaczej oceniałby ogromny dorobek tego historyka, archeologa i bronioznawcy.

Tutaj dotykamy kolejnej kwestii. Witold Mikołajczak wydaje się być kompletnie nieprzygotowany do pisania książki na ten temat od strony znajomości literatury przedmiotu. W Bibliografii wymienia on zaledwie 19 (sic!) pozycji43. Zdecydowanie brakuje opracowań autorstwa S. Herbsta, W. Majewskiego, S. Ekdahla, wspomnianej monografii A. Nadolskiego i innych. Można także zarzucić brak dzieła DługoszaBanderia Prutenorum i Kontynuacji Jana Posilge. Braki bibliograficzne podają w wątpliwość ogólny sens uznawania przedstawionych w książce hipotez za godne dyskusji.

W rozdziałach „pogrunwaldzkich” autor stroni od wysuwania własnych teorii i raczej stara się rzetelnie relacjonować przebieg wydarzeń w wojnie trzynastoletniej oraz w XVI w. dotyczących ostatnich lat państwa zakonnego i państwa inflanckiego44.

W ostatnim rozdziale dotyczącym kształtowania się grunwaldzkiej legendy, autor pisze głównie o genezie i oddziaływaniu na społeczeństwo Krzyżaków H. Sienkiewicza. A przecież legenda powstała niemal nazajutrz po bitwie, utrwalał ją Maciej Stryjkowski, utrwalali czołowi literaci z Julianem Ursynem Niemcewiczem, Adamem Mickiewiczem i Marią Konopnicką na czele.

Niekiedy autorowi przydarzają się proste błędy np. bitwa nad Sinymi Wodami miała miejsce nie w 1363 r. (s. 74), a rok wcześniej. Na s. 166 autor podaje, że wojna stuletnia miała miejsce w latach 1340-1453 (nie zaś – w latach 1337-1453), a wojny husyckie – w latach 1420-1436 (aczkolwiek na s. 172 występuje już poprawna data: 1419-1436). Kwiatkowski, miał na imię nie Eugenin (s. 213), a Eugeniusz.

Niektóre sądy autora wypadałoby pozostawić bez komentarza. Nie tylko z powodu kontrowersyjności, ale przede wszystkim z racji skrajnego pisania nie na temat. Przykładowo: „Gombrowicz nie lubił społeczeństwa polskiego tworzącego gmach Drugiej Rzeczypospolitej. W kraju długo był niedocenionym pisarzem. Dlatego, gdy za granicą jego twórczość zyskała pewien rozgłos, uznał, że musi jakoś odegrać się na polskich elitach, uderzając w ich bożyszcze – Sienkiewicza. Problem polegał na tym, że to śmieszne, konserwatywne społeczeństwo Drugiej Rzeczypospolitej, ślepo przywiązane do kościoła katolickiego, gdy wybiła godzina próby we wrześniu 1939 roku, znakomicie zdało egzamin z bycia obywatelami wolnego świata. Na tym tle Francja – ojczyzna myślicieli, artystów, pisarzy, ze swoimi kosmopolitycznymi elitami powtarzającymi w kółko, że , wypadła bardzo mizernie. […] Legendami karmią się słabi, czego przykładem jest dzisiejsza Rosja” (s. 213-214).

Podsumowując, najnowsza książka Witolda Mikołajczaka jest pełna błędów, nieścisłości, kontrowersyjnych opinii. Stanowi w większości zlepek poprzednich książek autora. Jest oparta na bardzo niewielu źródłach i opracowaniach. W zasadzie nie można przyczepić się jedynie do mapek i ilustracji. Można powiedzieć, że najważniejszą jej zaletą jest… skłonność autora do oryginalności, zmuszająca do przemyśleń i zastanowień nad dotychczasowymi ustaleniami historiografii grunwaldzkiej. Nie znaczy to, że autor przełamał jakieś „stereotypy„, „przekłamania„, ”błędne ustalenia”. On jedynie pokazał, że wiele wydarzeń można interpretować inaczej niż się to dotychczas robiło. Zanim jednak dostatecznie udowodni swoje racje, czeka go długa droga, zanim zapozna się z literaturą dotyczącą Wielkiej Wojny.

Tytuł: Grunwald 1410. Bitwa, która przeszła do legendy
Autor: Witold Mikołajczak
Wydawca: Replika
Data wydania: 2010
ISBN/EAN: 978-83-7674-038-6
Liczba stron: 220
Cena: ok. 30 zł
Ocena recenzenta: 2/10


  1. Jego inne prace to: Grunwald 1410. Krok od klęski, Zakrzewo 2007; Wojny polsko-krzyżackie, Zakrzewo 2009. []
  2. Por. Mikołajczak, Wojny, s. 60-61. []
  3. Por. tamże, s. 76. []
  4. L. Podhorodecki, Kulikowe Pole 1380, Warszawa 2008, s. 147-157. []
  5. Tamże, s. 133. []
  6. J. Krzyżaniakowa, J. Ochmański, Władysław II Jagiełło, Wrocław 2006, s. 71-72. []
  7. S. M. Kuczyński, Król Jagiełło, Warszawa 1987, s. 40-44. []
  8. Tak sądzi np. A. Prochaska, Król Władysław Jagiełło, t. 1, Kraków 1908. []
  9.  Por. Mikołajczak, Wojny, s. 75. []
  10. S. Sroka, Andegawenowie w Polsce, [w:] Monarchia Piastów, red. M. Derwich, Wrocław 2003, s. 194. []
  11. Por. Mikołajczak, Wojny, s. 88. []
  12.  S. M. Kuczyński, Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411, Warszawa 1987, s. 133-135. []
  13. Por. Mikołajczak, Grunwald 1410. Krok od klęski, s. 10-23; tenże, Wojny, s. 95-101. []
  14. Numeracja przyjęta wg J. Długosza, Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, t. 4, ks. 11, przekł. K. Mecherzyński, wyd. A. Przezdziecki, Kraków 1869, s. 35-43 z poprawkami A. Kleina, P. Nowakowskiego, Banderia apaud Grunwald II. Chorągwie krzyżackie pod Grunwaldem. Teutonic Banners at Grunwald, Łódź 2000. []
  15. Klein, Nowakowski, Chorągwie krzyżackie, s. 32. []
  16. U Długosza chorągiew Ragnety występuje pod nr 45, ale kronikarz błędnie przedstawił wygląd znaku bojowego chorągwi sambijskiej (w Rocznikach nr 9), co pozwala wysunąć przypuszczenie, że Ragneta wystawiła dwie roty (tamże, s. 34, 50). []
  17. Z tego względu chorągiew nr 9 należałaby nie – jak przyjął W. Mikołajczak – do ziemi chełmińskiej, a do ziemi pruskiej (tamże, s. 36). []
  18. Tamże, s. 40. []
  19. Tamże, s. 54. []
  20. Tamże, s. 76, 94. []
  21. Tamże, s. 96. []
  22. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 267-270. []
  23. Notabene, Jan Długosz nie miał oporów w ujawnianiu informacji o kilku tysiącach Tatarów wspomagających wojska polsko-litewskie w wojnie głodowej 1414 r. (Długosz, t. 4, ks. 11, s. 157). []
  24. Liczbę tą przyjął m.in. S. Kujot, Rok 1410. Wojna, „Roczniki Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, 1910, s. 64. Dopatrywał się jednak w nich nie stronników Dżelal Ed-Dina, a Tatarów osadzonych na Litwie przez Witolda. Zob. również Długosz, t. 4, ks. 11, s. 15. []
  25. Tamże, s. 38-39. []
  26. Tamże, s. 39: wileńska, trocka, grodzieńska, kowieńska, lidzka, miednicka, smoleńska, połocka, witebska, kijowska, pińska, nowogrodzka, brzeska, wołkowyska, drohicka, mielnicka, krzemieniecka, starodubowska. []
  27. Tak szacuje (wprawdzie odnosząc to do roku 1400, stan artylerii 10 lat później mógł być znacznie większy, być może nawet o połowę stanu z 1400 r., skoro w samym Malborku w latach 1401-1409 odlano „co najmniej 24 spiżowe lufy działowe) A. Nadolski, Grunwald 1410, Warszawa 2008, s. 29. []
  28. Długosz, t. 4, ks. 11, s. 49; Kronika konfliktu Władysława króla polskiego z Krzyżakami w roku pańskim 1410, przekł. J. Dankowa, A. Nadolski, Olsztyn 1984. []
  29. Por. Mikołajczak, Grunwald. Krok od klęski, s. 63-64; tenże, Wojny, s. 107. []
  30. Nie informuje o tym Długosz i Kronika konfliktu. O odśpiewaniu pieśni zwycięstwa pisze Johann von Posilge Fortsetzung, wyd. E. Strehlke, [w:] Scirptores Rerum Prussicarum, bd. 3, Leipzig 1866, s. 316. []
  31. Długosz, t. 4, ks. 11, s. 53. []
  32. Zwykle pod uwagę bierze się podkanclerzego Królestwa Mikołaja Trąbę lub Zbigniewa Oleśnickiego. []
  33. A. Nadolski, Grunwald. Problemy wybrane, Olsztyn 1990, s. 21, przyp. 51. []
  34. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 431-435. []
  35. W. Mikołajczak uważa, że przebycie 100-kilometrowej (faktycznie raczej 120-kilometrowej) drogi spod Grunwaldu do Malborka dla „konnej armii, jaką były wojska polsko-litewskie, były to trzy dni marszu”. Mikołajczak przecenia jednak zdolności marszowe Polski i Litwy. A. Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 92 podaje, że w czasie wyprawy grunwaldzkiej armia Jagiełły średnio przechodziła 15-16 km dziennie, co dałoby, w przypadku Malborka, więcej niż 5 dni marszu. Nawet, gdyby zastosować szacunki (odnoszące się jednak do kampanii 1409) S. M. Kuczyńskiego, Wojsko i sztuka wojenna w latach 1340-1454, [w:] Zarys dziejów wojskowości polskiej do roku 1864, t. 1, red. J. Sikorski, Warszawa 1965, s. 224 określające zdolności marszowe armii polsko-litewskiej na 26-27 km dziennie to i tak marsz z taką prędkością nie wystarczyłby na dotarcie pod krzyżacką stolicę w ciągu 3 dni. Twierdzenie, że konne chorągwie litewskie i tatarskie mogły w 1 dzień przemaszerować drogę 100 km również jest dość dyskusyjne. []
  36. Długosz, t. 4, ks. 11, s. 27-28. []
  37. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 362-363; Kujot, Rok 1410. Wojna, s. 116. []
  38. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 503-504. []
  39. Długosz, t. 4, ks. 11, s. 89. []
  40. Kujot, Rok 1410. Wojna, s. 265; Nadolski, Grunwald. Problemy, s. 88. []
  41. Por. Mikołajczak, Grunwald. Krok od klęski, s. 104. []
  42. Zob. Kuczyński, Wielka Wojna, s. 502, przyp. 263. []
  43. Owa bibliografia wygląda tak (oryginalna pisownia): Marian Biskup, Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim, Gdańsk 1993 []
  44. Głównie na podstawie prac M. Biskupa, J. W. Dyskanta, H. Łowmiańskiego i J. Sikorskiego. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz