„Jómsvikingasaga” - recenzja |
Kiedy we wczesnych latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku szefostwo Encyklopedia Britannica w odpowiedzi na zapytanie grupy redaktorów oświadczyło, iż nie przewiduje rozwinięcia swej działalności przy wykorzystaniu elektronicznych nośników danych, gdyż działa na rynku wydawnictw książkowych wydawało się, że jest to piękny, ale i – co równie ważne – rozsądny gest. W końcu noblesse oblige. Refleksja nadeszła w ostatniej chwili, a jej efektem stała się wydana w 1994 r. na CD-ROM-ie pełna wersja tego skarbu ludzkiej wiedzy. Był to strzał w dziesiątkę, bo płyty rozeszły się w milionach egzemplarzy. Takiego nakładu raczej nie osiągnie przygotowany przez Walhalla Productions audiobook zawierający Jómsvikingasag-ę ,czyli jedną z najciekawszych sag skandynawskich.
Jómsvikingasaga utrwalona na piśmie około przełomu XII i XIII stulecia w opinii znacznej części fachowców należy do nurtu tzw. sag bajecznych (fornaldarsögur). Opowiada historię powstania, funkcjonowania i upadku stowarzyszenia wojowników słynących z dyscypliny, umiejętności i odwagi ale również z okrucieństwa, żądzy sławy oraz braku umiarkowania. Gniazdem wojów-rozbójników miał być przepotężny gród ulokowany gdzieś w okolicach ujścia Odry, a który zwano Jóm. Zaszczytu przynależności do bractwa mogli dostąpić tylko i wyłącznie ludzie nietuzinkowi, sprawni w boju, odważni do szaleństwa, bywali w świecie, gotowi do nadzwyczajnych poświęceń. Jednocześnie na tyle „uspołecznieni”, że potrafili zgiąć harde karki przed autorytetem dowódców i godzili się na rygory żelaznej dyscypliny. W zamian za takie ustępstwa jego członkowie otrzymywali możliwość uczestniczenia w wielu niezwykłych wyprawach oraz szansę na zdobycie bogactwa. Nic zatem dziwnego, iż Jómsborg przyciągał ku sobie oryginałów nie tylko z całej Skandynawii, ale także z wszystkich ziem, do których docierały wieści o wyczynach tej grupy wikingów. Pozostawiając szczegółowy opis perypetii licznych bohaterów sagi chcę zaznaczyć tylko, że jest to opowieść zadziwiająco żywa, pulsująca i bardzo krwawa. Postaci zarysowane są wyraźnie. Niedostatki umysłowe i fizyczne bohaterowie przykrywają – jak byśmy dziś powiedzieli – stylem i werbalnym PR-em. Lubują się w pysznych strojach, buńczucznych zapowiedziach i ordynarnym traktowaniu każdego, komu obmierzłym jest widok posoki buchającej z rozpłatanej czaszki przeciwnika. Jednocześnie wsłuchując się w narrację odnosimy wrażenie, że tym tytanom zbrodni i podstępu nie były obce ludzkie uczucia i rozterki. Akcja rozpisana jest umiejętnie. Momenty napięcia przeplatają się z chwilami zadumy i prawie namacalnego spokoju. Efekt taki autor (autorzy) uzyskał dzięki bogatemu językowi i wykorzystaniu wielu zabiegów pisarskich. Zważywszy na czas powstania poematu możemy śmiało stwierdzić, że pod względem literackim jest to dzieło najwyższej próby.
Gdy wybrzmiały ostatnie słowa poematu i z wolna powracałem do realnego świata poczęły pojawiać się liczne pytania. Najważniejsze z nich dotyczyło powiązania sagi z rzeczywistością. Innymi słowy: jak wiele prawdy historycznej zawiera przekaz artysty? Można, by wprawdzie rozwiązać dylemat niczym węzeł gordyjski i wzorem XIX-wiecznych badaczy „ukąszonych zębem romantyzmu” orzec błyskawicznie, że wszystko to najszczersza prawda lub … stanąć po stronie większości naukowców z drugiej połowy XX stulecia odsądzających dawnych skaldów i skamandrów od czci i wiary. Oczywiście, można. Tyle tylko, iż obie opcje zdają się grzeszyć radykalizmem. Spokojny ogląd ukazuje nam bowiem wielowymiarowość zagadnienia.
Pobyt grup ludności skandynawskiej w rejonach ujścia Odry w X w. nie budzi wątpliwości. W świetle znanych nam źródeł warownia, w której rezydowali Jómswikingowie stanowiła ogniwo całego łańcucha stanowisk ciągnących się od pogranicza duńsko-słowiańskiego, poprzez Rugię (Ralswiek), Pomorze (Rowokół), Prusy (Wiskiauty), Ozylię, połudnowo-zachodnią Finlandię, aż po północną Ruś. Podobnie sama nazwa Jóm(sborga) - mimo pewnych zastrzeżeń – wywodzona jest z kręgu nordyjskiego i oznaczać miała gród na wzgórzu1. Znakomita część głównych bohaterów poematu to osobistości historyczne lub o takową „historyczność” posądzane. Zarówno duński Swen Widłobrody, jego sojusznicy w osobach Palnatokiego2 oraz Sigwaldiego, jak i pogromca Jómsvikingów czyli (północno)norweski Hakon wyryli szkarłatnymi zgłoskami swą obecność na kartach dziejów. Wydaje się również, że tajemniczy Burisleifr, potężny władca Winðlandu to nie kto inny jak nasz Bolesław Chrobry lub postać idealna, łącząca w jedno naszego pierwszego króla i jego ojca3. Co do opisanych w poemacie głównych wydarzeń to są one poświadczone w wielu źródłach4. Nie widać zatem powodu aby uznawać rdzeń opowieści zawartej wJómsvikingasaga za zwykłą bajędę. Rzecz jasna wtrętom o smoku pilnującym skarbu u brzegów Norwegii, dziecięcym wieku Vagna kładącego pokotem dziesiątki wrogów czy odporności nie chronionej hełmem łepetyny jednego z wikingów na ciosy zadawane mieczami rywali, nie należy dawać wiary. Są to ozdobniki mające na celu udramatyzowanie opisu. Takie zabiegi nie były przecież obce nawet niezwykle rzetelnym kronikarzom5. Biorąc powyższe pod uwagę należy przyjąć, iż saga o Jómsborczykach jest typowym produktem średniowiecznych skandynawskich poetów i jako taka stanowi daleką paralelę dla naszej Reduty Ordona czy Pana Tadeusza. Prawda łączy się tu z fikcją, ale to ta pierwsza jest fundamentem opowieści. Myślę, że aby dobrze zrozumieć i sprawiedliwie ocenić ten i jemu podobne utwory trzeba pamiętać, iż sagi ”… zawierały opisy wydarzeń, których są często jedynym świadectwem6.”
Na koniec trzeba przyznać, że Wydawnictwo postarało się o porządną oprawę przedsięwzięcia. Grafika, zachęcający opis treści poematu, jakość nośnika zasługują na najwyższe uznanie. Nieco gorzej wypadła – niestety – sama inscenizacja. Nigdy nie reżyserowałem żadnego spektaklu lub słuchowiska i być może nie zdaję sobie sprawy z ograniczeń występujących przy rozdzielaniu ról, interpretacji tekstu oraz dokonywaniu nagrań. Wiem jednak, iż oprócz przeważających dobrych fragmentów pojawiły się momenty irytujące. Tak np. autorzy (?) wymyślili sobie, że aby oddać nieprzystępność i wredne usposobienie jednego z wikingów, jego wypowiedzi winny przypominać warczenie wściekłego psa, natomiast aby zobrazować młodzieńczy wiek innego zawadiaki (Vagna) zastosowano stymulację głosu na wzór znanych z disnejowskich kreskówek. A już prawdziwym „dziełem sztuki” w tym zakresie okazały się wypowiedzi bohatera o imieniu Bui, któremu ostrze miecza rozcięło wargi i wybiło zęby. Odtwórca tej roli aby oddać stan rannego seplenił niemiłosiernie, nie mogąc podjąć decyzji czy wczuć się w postać nieszczęśnika czy też odegrać parodię. W efekcie zabrzmiało to groteskowo. Mam także wrażenie, że nie zostały wykorzystane wszystkie możliwości drzemiące w tworzącym podkład muzyczny zespole Percival. Na dobrą sprawę współpraca z tak klasowymi muzykami mogła doprowadzić do wzbogacenia nie tylko oprawy ale również zaowocować szerszym wykorzystaniem artefaktów dźwiękonaśladowczych. Byłoby jeszcze przyjemniej. Wspominam o tym nie z chęci szukania dziury w całym, lecz z perspektywy odbiorcy pragnącego w przyszłości otrzymać produkt jeszcze lepszy. Doceniam, ba!, podziwiam zapał kilkunastu osób, które kosztem własnych zajęć podjęły się stworzenia audiobooka przeznaczonego dla stosunkowo nielicznego grona pasjonatów historii. Tego nie każdy byłby w stanie się podjąć i za to wielki szacunek. W efekcie otrzymaliśmy rzecz ciekawą, która – mam nadzieję - zapoczątkuje podobne projekty. Trzeba tylko, co nieco uszlachetnić. Bardzo na to liczę.
Aha, i jeszcze jedno! Chcę podkreślić, że to dzięki Walhalli po wielu, wielu latach poemat o Jómsvikingach został przetłumaczony na nasz język ojczysty7. W imieniu czytelników… Pardon! W imieniu słuchaczy: ślicznie dziękuję.
Plus minus:
Na plus:
+ wzorowo wykonana i bardzo ciekawa szata graficzna
+ dobre tłumaczenie
+ odczuwalne zaangażowanie twórców projektu
+ wysoka jakość nośnika (dźwięku)
+ dobra cena
+ prekursorstwo (duży plus!)
Na minus:
- przerysowywanie postaci (w niektórych przypadkach)
- niesatysfakcjonujące efekty dźwiękowe.
Tytuł: Jomsvikingasaga
Autor: nieznany
Wydanie: 2010
Wydawca: Walhalla Productions
Cena: ok. 30 zł
Ocena recenzenta: 7.5/10
- Od staroszwedzkiego wyrazu hjōme = wzniesienie, pagórek. [↩]
- Imię czy też przezwisko Palnatoki oznaczać miało „mówiącego językiem Polan/Polaków”. [↩]
- Za taką interpretacją mogą świadczyć analogie pojawiające się w starogermańskich i staronordyjskich poematach, w których imiona Cezara i Karola Wielkiego stały się synonimami panujących odpowiednio w Cesarstwie Bizantyjskim i u zachodnich Franków. [↩]
- Na tej zasadzie Burisleifr (Bolesław I) dzięki swej potędze, z którą Skandynawowie z pewnością się zetknęli, mógł symbolizować każdego z pierwszych władców państwa Polan. M. in.: wyprawy Swena Widłobrodego do Anglii z lat 90-tych X w., a także próba podbicia środkowej i północnej Norwegii. [↩]
- Wystarczy przywołać jako przykłady wzmianki tzw. Nestora o spadających z nieba wiewiórkach czy też relacje naszego Galla o siłach nadprzyrodzonych sprzyjających Polakom podczas ich walk z Pomorzanami. [↩]
- L. P. Słupecki, Świątynia pogańska – świątynia chrześcijańska. Problem pogańskich budowli kultowych w Skandynawii, [w:] „Sacrum pogańskie – Sacrum chrześcijańskie”, Warszawa 2010. [↩]
- Wszystko wskazuje na to, że tłumaczenie dokonane przez L. Gardełę trzyma fason. Jedyna uwaga: zamiast słowa „okręt„ kilkukrotnie użyto słowa „maszt„. Jak wiadomo wikingowie czasem używali tego określenia właśnie w znaczeniu „łódź”, ”okręt”. [↩]
Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.