Filmy i seriale historyczne ubiegłej dekady, cz. 3/3


Tak jak pisaliśmy tak robimy. Czas na trzecią i zarazem ostatnią część zestawienia filmów i seriali historycznych minionej dekady.

„Pan i Władca na krańcu świata”

Ciężki film do oceny dla mnie. Jest to historia statku dowodzonego przez kapitana w służbie angielskiej, którego zadaniem jest zdobyć jeden z okrętów francuskich. Po przegranej bitwie, nie bacząc na słabe morale załogi i liczne uszkodzenia, wyrusza w pościg, który jest walką o jego dobre imię. Z jednej strony morskie potyczki są efektowne, grają nieźli aktorzy, do scenografii też nie można się za bardzo przyczepić. A jednak z drugiej strony jakoś strasznie nie wkręcił mnie ten film, nie kibicowałem jednej albo drugiej stronie i w zasadzie było mi obojętne jak się skończy. Podsumowując, przyzwoity średniak. Ocena: 6.

„Patriota”

Ciekawe, czy w ogóle ktoś pamięta ten film. Jest to opowieść osadzona w czasie rewolucji amerykańskiej i opowiada o walce Amerykanów ze złymi Anglikami o wolność, równość i braterstwo, czy inne pierdoły. Jeśli się przymknie oko na fabułę i ogromny patos, to Patriota jest całkiem fajnym i przyjemnym filmem kostiumowym, który dostarcza naprawdę sporo rozrywki dzięki swoim bitwom. Warto też zwrócić uwagę na Heatha Ledgera, dla którego był to jeden z pierwszych filmów w krótkiej karierze. Jeśli ktoś ma wolny wieczór i potrzebuje lekkiego filmu, jest to dobra opcja. Ocena: 7.5.

„Pearl Harbor”

Kolejny całkiem ciężki do oceny film. Jak łatwo się domyślić po tytule, opowiada on o wydarzeniach związanych z japońskim atakiem na Pearl Harbor w czasie II Wojny Światowej, co spowodowało przystąpienie USA do tejże wojny. Większa część tego filmu (tak z 2/3) to melodramat rozgrywający się między trzema postaciami. I to chyba największa wada obrazu, gdyż wątek ten jest nudny, naciągany i widza niezbyt interesuje, jak się potoczy dalej. Do tego jest słabo zagrany, gdyż aktorzy grający głównych bohaterów to zdecydowanie nie jest I liga Hollywood. Warto jednak obejrzeć Pearl Harbor dla rewelacyjnych scen batalistycznych, które robią naprawdę spore wrażenie, zarówno swoją dynamiką, jak i efektami specjalnymi. Te fragmenty są zrobione naprawdę świetnie. Gdyby nie nacisk na tę nieszczęsną historię miłosną, oceniłbym wyżej ten film, a tak - jest jak jest. Ocena: 5.

„Pianista”

Kto nie widział tego filmu powinien się wstydzić - jak często obraz polskiego reżysera zdobywa trzy Oscary? Jest to biografia wybitnego kompozytora Władysława Szpilmana, który przeżył całą II Wojnę Światową - przedstawione są jego próby przetrwania w gettcie, u ukrywających go rodzin polskich, w ruinach Warszawy po Powstaniu. Niesamowicie przejmujący film, najmocniejsze sceny to te, w których nie ma dialogu, widać tylko określony rzeczy, a i tak wiadomo o co chodzi - to najbardziej uderza. Do tego świetna reżyseria, rewelacyjna gra Adriena Brody’ego, niesamowita muzyka i zdjęcia. Ciężko znaleźć słowa, by odpowiednio opisać ten film, wszystko co piszę, wydaje mi się banalne. Pianista to arcydzieło i każdy powinien je zobaczyć. Ocena: 10.

„Popiełuszko. Wolność jest w nas”

Dosyć głośno było o tym filmie, a to za sprawą tego, że był on częścią kampanii dydaktycznej w szkołach. Mamy tu więc opowieść o Jerzym Popiełuszce, słynnym księdzu, który sprzeciwiał się ustrojowi PRL i w końcu został zamordowany przez SB. Najmocniejszą chyba stroną filmu jest główna postać, świetnie zagrana, a do tego nie jest pokazana wyłącznie w dobrym świetle - są sceny, które ukazują, że Popiełuszko nie był do końca bez wad. Tym bardziej szkoda, że zostało tu dołożone tyle patosu (jak to często w polskim kinie tego typu bywa) oraz, że sceny obrazujące ówczesne czasy nie są zbyt dobrze pomyślane. Mimo to jest to film ważny i można go obejrzeć. Ocena: 7.

„Prymas. Trzy lata z tysiąca”

A to jest chyba nieco zapomniany film. Autorzy postanowili, że zamiast biografii, opowiedzą o trzech latach z życia prymasa Stefana Wyszyńskiego, w czasie których przebywał w klasztorze w Stoczku Warmińskim w latach 50-tych XX wieku. Obraz ten był dla mnie niezłym zaskoczeniem, ponieważ okazał się być ciekawy, wciągający, do tego znakomicie zagrany (świetne role mają i Seweryn i Ostaszewska). Prymas. Trzy lata z tysiąca przybliża całkiem interesującą historię i robi to w dobry i przystępny sposób. Czego chcieć więcej? Ocena: 7.

„Quo Vadis”

Pierwszy z przykładów, dlaczego Polacy nie powinni brać się za tego typu filmy. Jak wiadomo jest to ekranizacja powieści Henryka Sienkiewicza, która opowiada o czasach rzymskich, rozwijającej się działalności Chrześcijan oraz o tym, jak byli prześladowani. W naszym kraju po prostu nie ma pieniędzy, żeby robić tego typu obrazy. Aktorstwo jest więc tu mocno średnie, scenografia i charakteryzacja bardzo biedne i wywołujące raczej uśmiech niż podziw. Do tego wszystkiego dochodzi to, że jest to po prostu słabo nakręcony i źle pomyślany film, przy którym się człowiek raczej męczy (no, akurat byłem ze szkołą w kinie na Quo Vadis, więc wtedy średnio narzekałem :P). Ocena: 3.

„Rewers”

Kolejny polski film powstały w ostatnim czasie i traktujący o PRL. Mamy tu historię młodej i nieśmiałej redaktorki zajmującej się poezją w jednym z wydawnictw. Jej matka usilnie stara się znaleźć jej męża, lecz kolejni kandydaci nie spełniają oczekiwań. W końcu jednak Sabina spotyka na swej drodze przystojnego mężczyznę. Czy jest on jednak tym, za kogo się podaje? Muszę powiedzieć, że Rewers zrobił na mnie spore wrażenie, to jak fantastycznie żongluje różnymi konwencjami (od groteski po kryminalną czarną komedię) sprawia, że film ogląda się z nieustającym zainteresowaniem. Do tego zmiany nastroju są nagłe, co daje jeszcze lepszy efekt. Jest to także pierwszorzędnie zagrane i świetnie pokazuje Polskę lat 50-tych. Kilka linijek to za mało, by napisać wszystko o tym filmie. Najlepiej samemu zobaczyć, co zdecydowanie polecam! Ocena: 9.

„Robin Hood”

Jeden z najnowszych filmów związanych z historią. Podobnie jak w przypadku Króla Artura, nie znajdziemy tu za wiele ze znanej wszystkim legendy. Robin Hood jest szeregowym (choć oczywiście najlepszym na świecie) łucznikiem w armii Ryszarda Lwie Serce. Kiedy ten ginie w czasie oblężenia, a władzę w kraju przejmuje jego brat Jan, Robin, dowiedziawszy się o zdradzie zaufanego przyjaciela Jana, chcącego oddać Anglię pod władanie Francuzów, stara się udaremnić jego plany. Zrobione jest to wszystko bardzo fajnie i przyjemnie, Robin jest odpowiednio prawy i ma wspaniałe pomysły, jak uzdrowić kraj, walki są dobrze zrobione, czarny charakter też daje radę. Generalnie ogląda się to dobrze, choć osobiście, z różnych powodów, dalej twierdzę, że to Gladiator II, jeno sceneria trochę zmieniona. Ocena: 7.5.

„Rok 1612”

Idealny przykład jak nie należy robić filmu historycznego. W zasadzie nazwanie go historycznym jest sporym nadużyciem, bo ma z nią tylko trochę wspólnego, a poza tym pojawiają się elementy fantastyczne. Jest tu więc zły polski hetman, który zamierza przejąć władzę w Rosji dzięki kolejnym marionetkom na tronie, jest też wieśniak, który zakochuje się w tej samej kobiecie co zły hetman i walczy z nim i jego wojskami o przyszłość ukochanego kraju. I tylko nie wiedzieć czemu jest jakaś historia o wieży ze starcem do niej przywiązanym, który wyswobodzi się, gdy na tronie Rosji znów zasiądzie wielki car, albo czemu po ekranie snuje się co jakiś czas jednorożec. Do tego są takie atrakcje, jak nie umiejąca jeździć na koniach husaria, armata z wiadra i skóry, która za pierwszym razem trafia w skład amunicji, czy bardzo słaby pojedynek końcowy, który choć kończy się w sposób z góry wiadomy, to jednak zgodnie z logiką powinien mieć inny przebieg. I jeszcze żeby cokolwiek w tym filmie było ciekawego. Niestety, nie stwierdziłem takich luksusów. Ocena: 1.

„Różyczka”

W polskim kinie ostatnio jest chyba moda na robienie filmów związanych z czasami PRL-u. Jest to nieco zmieniona (krewni grozili pozwami z tego co wiem) historia Pawła Jasienicy, którego żona przez cały czas donosiła na niego Służbie Bezpieczeństwa. Różyczka jest moim zdaniem filmem udanym. Mamy tu porządną reżyserię, ciekawy i wciągający scenariusz, a także naprawdę dobre kreacje aktorskie (głównie Seweryna i Więckiewicza). Ogląda się ten obraz łatwo i przyjemnie (i nie mam na myśli, że fabuła jest przyjemna). Moim zdaniem, zdecydowanie warto obejrzeć (a także zapoznać się bliżej z tym, jak wyglądało to naprawdę). Ocena: 8.

„Stara Baśń. Kiedy słońce było bogiem”

A to już jest wprost idealny przykład, że Polacy nie powinni brać się za tego rodzaju filmy. Mamy tu więc wizję początków państwa polskiego, wiek IX, czyli długo przed chrztem. Zły książę Popiel rządzi twardą ręką i nie waha się mordować rodziny, byleby tylko utrzymać władzę. Jednak poszczególne rody zaczynają podnosić bunt. Stara Baśń to prawdziwy dramat. Scenariusz leży i kwiczy, aktorstwo jest na poziomie podstawówki, dialogi są beznadziejne, o „efektach specjalnych” nie będę pisać, bo nie chcę używać brzydkich wyrazów. Jest to film głupi, straszliwe nudny i naprawdę kosztowało mnie wiele wysiłku, żeby obejrzeć go do końca. Dawno nie widziałem takiej miernoty. Ocena: 1.

„Sztandar Chwały”

Pierwszy w kolejności film Clinta Eastwooda o działaniach zbrojnych z czasów II Wojny Światowej na wyspie Iwo Jima. Tutaj widzimy sytuację ze strony Amerykanów, którzy starają się zdobyć ten strategiczny punkt. Tych, którzy liczą na fajne sceny batalistyczne muszę rozczarować, nie ma ich tu za wiele. Więcej jest natomiast wątków związanych ze zbieraniem funduszy na cele wojenne w USA. Na plus można zaliczyć wątek związany ze słynnym zdjęciem stawiania amerykańskiej flagi na najwyższym szczycie wyspy. Poza tym jednak Sztandar Chwały jest filmem nudnym, za długim i z niewykorzystanym potencjałem (szkoda chociażby, że ma pokazanych dokładnie problemów jakie mieli Amerykanie z Japończykami, którzy mieli cały system tuneli w górach). Ocena: 5.

„Szyfry Wojny”

Typowy film na zabicie czasu. Jest II Wojna Światowa, Amerykanie używają nieznanego nikomu indiańskiego języka do szyfrowania swoich dokumentów, więc jeden z żołnierzy dostaje zadanie, by za wszelką cenę chronić tłumacza, którego oczywiście chcą zabić przeciwnicy. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak się to wszystko ma do prawdziwych wydarzeń. Tak czy siak, fabuła jest mocno naciągana, przewidywalna i głupia. A dodatkowo głównego bohatera gra Nicolas Cage, który standardowo „zachwyca” wyłącznie miną zbitego psa. Jeśli się jednak o tym zapomni, da się to obejrzeć, ale nie jest to film, który bym jakoś szczególnie polecał. Ocena. 5.

„The Hurt Locker”

Całkiem głośno było o tym filmie i to nie tylko dlatego, że pokonał w oscarowym wyścigu Avatara, a reżyserka jest byłą żoną Jamesa Camerona, twórcy tegoż. Mamy tu wojnę w Iraku i oddział saperów zajmujący się rozbrajaniem kolejnych pułapek czyhających na żołnierzy koalicji. Jego nowy dowódca zaś dziwnie się zachowuje i wygląda jakby szukał śmierci. Jest to znakomity dramat psychologiczny, świetnie prezentujący problemy zwykłego człowieka i tego, jak wojna na niego wpływa. Sceny neutralizowania bomb trzymają w napięciu, aktorstwo jest na wysokim poziomie, a do tego jest kilka scen dość szokujących jak na film rodem z Hollywood. Wszystko to składa się na obraz, który zdecydowanie warto obejrzeć. Ocena: 9.

„Troja”

Chyba jakaś moda w Hollywood nastała (a może po prostu są za głupi), by tego typu filmy odzierać z wszelkich wątków legendarnych, czy magicznych. Jak łatwo się domyślić jest to opowieść o jednej z największych wojen historii, napaści wojsk greckich na Troję, czego oficjalnym powodem było porwanie Heleny, żony Menelaosa, przez Parysa, syna władcy Troi. Nie znajdziemy tu jednak żadnych Bogów, ani nadprzyrodzonych zdarzeń. Jednym z najdurniejszych tego efektów jest to, że w zasadzie niewiadomo, dlaczego Achilles jest tak niezwykle potężny, a to, że nie robią na nim wrażenia strzały w brzuchu, po czym ginie od przestrzelonej pięty dla osoby nie znającej w ogóle tematu, musi być niesłychanie idiotyczne. Tym niemniej, pomijając również mnóstwo (jak zawsze) błędów historycznych, Troja broni się jako film rozrywkowy. Ogląda się to dobrze, walki są fajne, pojedynek Achillesa z Hektorem jest rewelacyjny i nawet wszechobecny patos da się znieść. Plusem są też role aktorskie, choćby Seana Beana jako Odyseusza. Jeśli więc komuś nie przeszkadza, że nie ma to wiele wspólnego z historią, czy Iliadą, to polecam. Mi się podobało. Ocena: 7.5.

„Trzy Królestwa”

Film, którego odbiór w sporej części zależy zapewne od tego jaką wersję się obejrzy. Mamy tu początek trzeciego stulecia naszej ery, zły premier Chin postanawia rozszerzyć panowanie na pobliskie ziemie, więc organizuje wielką armię, która ma mu to umożliwić. Dwa okoliczne kraje zawierają sojusz, by wspólnymi siłami odeprzeć najeźdźców. No i właśnie, ja widziałem wersję kinową (nazwijmy ją zachodnią), która jest prawie dwa razy krótsza od tej pokazywanej w Azji. Skutkuje to tym, że często fabuła jest niezbyt logiczna, tudzież niezrozumiała oraz ciężko czasem zrozumieć kto jest kim i o co tak naprawdę chodzi. Mamy tu jednak znakomite sceny batalistyczne, które potrafią zaprzeć dech w piersi i dla nich warto zobaczyć ten obraz. Jeśli jednak ktoś będzie mieć możliwość dotarcia do wersji oryginalnej, to myślę, że powinien być bardziej zadowolony. Może kiedyś samemu uda mi się to sprawdzić. Ocena: 6.5.

„U-571”

Drugi i moim zdaniem nieco lepszy film związany z łodzią podwodną. Czasy II Wojny Światowej, alianci przygotowują akcję, której celem jest przejęcie niemieckiej maszyny kodującej. Grupka żołnierzy dostaje się na pokład U-boota, który przejmują, lecz nie bardzo wiedzą, jak mają nim kierować, a ścigani są przez inne jednostki niemieckie. Scenariusz może nie stoi na najwyższym poziomie, lecz mimo to, dzięki reżyserii, film ten potrafi trzymać w napięciu, momentami jest całkiem przejmujący, do tego przyzwoicie zagrany. Oglądając go nie nudziłem się ani przez chwilę, co sprawia, że mogę z czystym sumieniem polecić Wam ten obraz. Ocena: 7.

„Upadek”

Jestem pewien, że zdecydowana większość z Was słyszała o tym filmie. Upadek to opowieść o ostatnich dniach Adolfa Hitlera, który spędził je w swoim bunkrze w Berlinie, do którego coraz szybciej zbliżają się wojska rosyjskie. Obraz ten jest bardzo dobrze pomyślany, ma świetny scenariusz, którego bardzo dobrym pomysłem było to, żeby pokazać tę historię oczami jednej z sekretarek Hitlera. On sam zaś jest świetnie zagrany, a także, co bardzo ważne, nie do końca czarno-biały. Nie pokazuje się tu Hitlera wyłącznie jako tyrana i szaleńca, są również sceny, gdzie zdolny jest on do ludzkich odruchów. Dodatkowo na plus można zaliczyć grę pozostałych aktorów, robiące wrażenie sceny walk o Berlin (choć momentami mogło być lepiej), a także to, że mimo iż jest to długi film, w żadnym momencie nie nuży. Zdecydowanie warto go zobaczyć! Ocena: 8.5.

„W.”

Zaskakujący film. Reżyser bowiem, Oliver Stone, znany jest z tego, że bardzo mocno krytykował prezydenturę George’a W. Busha. To właśnie o nim opowiada film, przybliżając jego dzieciństwo, relacje z ojcem, dojście do władzy, następnie zaś rządzenie, decyzje, które podjął oraz wydarzenia, które miały miejsce w czasie, gdy był przywódcą najpotężniejszego państwa świata. Zaskakujący jest dlatego, że Stone nie pastwi się nad swym bohaterem, przedstawia go raczej jako człowieka nieco głupiego, ale generalnie uczciwego, który głównie za sprawą złych doradców i złych decyzji znalazł się pod bardzo ostrą krytyką mnóstwa ludzi. Wiarygodności Bushowi nadaje aktor, którego jak już wiecie, bardzo lubię, mianowicie Josh Brolin, który bardzo dobrze daje sobie radę ze swoim zadaniem. Film jest ciekawy, momentami zabawny (choć wypowiedzi Busha często są równie śmieszne, co przerażające) i, co najważniejsze, nie nuży. Ocena: 7.5.

„Walc z Baszirem”

O tym filmie powinno być zdecydowanie głośniej. Fantastyczny pomysł na zrobienie filmu o starającym się przypomnieć sobie swoje czyny na wojnie żołnierzu izraelskim, biorącym w przeszłości udział w walkach na terenie Libanu w latach 80-tych. Wszystko zrobione jest jako animacja, nie występują w nim prawdziwi ludzie. Film absolutnie wybitny, niesłychanie wciągający, wielopoziomowy, przerażający i bardzo prawdziwy. Jedno z najlepszych studiów psychiki żołnierza w historii kina. Ten film ma w sobie coś, co ciężko jest opisać słowami, nie da się go łatwo zapomnieć i przejść nad nim do porządku dziennego, bez dokładnego przemyślenia. Arcydzieło! Ocena: 10.

„Walkiria”

Bardzo ciężki do oceny film. Jest to historia bodaj najbardziej znanego zamachu na Adolfa Hitlera. Został on zaplanowany przez Clausa von Stauffenberga, widzącego do czego prowadzą działania Hitlera. Obraz opowiada o przygotowaniach, problemach, a także przebiegu zamachu i późniejszych wydarzeniach. Z jednej strony reżyser podjął kilka bardzo dziwnych decyzji. Walkiria zaczyna się po niemiecku, by chwilę później przejść na angielski (nie pytajcie dlaczego, bo nie wiem), jakby tego było mało większość bohaterów grają aktorzy brytyjscy, nijak nie pasujący do Hitlerowców. Z drugiej strony film, mimo iż zakończenie jest znane przed początkiem, trzyma w napięciu i naprawdę dobrze się go ogląda. Nie jest to kino wybitne, ale na pewno solidne, choć pozostaje niedosyt, gdyż mogło być jeszcze lepiej. Ocena: 7.5.

„Wojna Harta”

Choć nie jest to w jakimś wielkim stopniu film historyczny, zdecydowałem się go umieścić w moim zestawieniu. Młody amerykański oficer trafia do obozu dla jeńców wojennych w czasie II Wojny Światowej. W trakcie jego pobytu dochodzi od morderstwa na jednym z żołnierzy, o które zostaje oskarżony czarnoskóry więzień. Główny bohater zostaje jego obrońcą w procesie wojennym. Warto moim zdaniem zwrócić uwagę na ten film, okazał się lepszy niż się spodziewałem. Ogląda się go z zaciekawieniem, aktorsko też nie zawodzi - Farell (choć go nie lubię) i Willis dają radę. I choć wbrew pozorom nie porusza on jakichś nieznanych problemów, ani też nie ma w nim głębokich przesłań, to jednak sprawdza się całkiem nieźle w deszczowy wieczór. Ocena: 7.

„Wrogowie Publiczni”

Jeden z lepszych filmów gangsterskich jakie zostały nakręcone w ciągu ostatnich kilku lat. Opowiada on o chyba najsłynniejszym gangsterze rabującym banki, Johnie Dillingerze, który wraz ze swoimi kompanami sprawiał mnóstwo problemów stróżom prawa. Dillingera ściga agent powstającego dopiero co FBI, co też jest dosyć ważnym wątkiem w tym obrazie. Jest on nakręcony bardzo dobrze, równie dobrze zagrany (choć głównie mam na myśli Deppa), ze świetną muzyką. Co prawda nie trzyma się jakoś strasznie faktów historycznych (zainteresowanych odsyłam do świetnej książki Bryana Burrougha „Wrogowie Publiczni”), niektóre wątki powinny być moim zdaniem powiększone (jak choćby rola J. Edgara Hoovera, czy problemy Dillingera z mafią). Mimo to, choć oczywiście nie dorównują klasyce gatunku, Wrogowie Publiczni na pewno są ciekawą pozycją wśród filmów gangsterskich. Zdecydowanie polecam, bo warto zobaczyć. Ocena: 8.5.

„Wróg u bram”

Film ten okazał się na pewno lepszy od moich oczekiwań. Głównym motywem jest tu pojedynek dwóch snajperów, najlepszych w swym fachu, rosyjskiego i niemieckiego. W tle zaś mamy bitwę o Stalingrad, przyjaźń, historię miłosną. Na pewno nie można odmówić temu obrazowi klimatu, ma sporo scen trzymających w napięciu, jest nieźle zagrany (warto zwłaszcza zwrócić uwagę na Eda Harrisa) i pomimo kilku denerwujących rozwiązań posiada całkiem zgrabny i sensowny scenariusz. Jeśli więc szukacie jakiegoś filmu wojennego, który skupia się bardziej na postaciach, nie zaś na scenach batalistycznych, to powinniście sięgnąć po Wroga u bram. Ocena: 8.

„Za linią wroga”

Niestety kolejny przykład na to, że niektóre pomysły na filmy są, delikatnie rzecz ujmując, naciągane. Mamy tu więc amerykańskiego pilota, który w czasie zwiadu nad bodajże Serbią, widzi jak tamtejsi żołnierze rozstrzeliwują cywili. Zostaje zestrzelony, uchodzi z życiem i musi uciekać przed ścigającymi go wrogami. Po pierwsze, jakby nie był wyszkolony (a uważany jest za takiego, co się nie nadaje), nie sądzę by był sobie w rzeczywistości poradzić i przetrwać. Po drugie, jego dowódca by raczej machnął ręką, a nie wysyłał misję ratunkową. Pomijając jednak te dwie rzeczy, jest to całkiem efektowny film, choć zakończenie jest wiadome, to jednak momentami trzyma w napięciu. Da się jednak znaleźć lepsze filmy tego typu. Ocena: 5.

„Boardwalk Empire”

Najnowszy serial HBO, którego pierwszy sezon dopiero co się skończył (drugi będzie pewnie na jesieni). Czasy prohibicji, Atlantic City jest stolicą hazardu i rozrywki w Stanach Zjednoczonych. Miastem rządzi Nucky Thompson, na równi polityk i gangster, zajmujący się wieloma nielegalnymi interesami. Mimo że Nucky nie jest postacią autentyczną, to jest inspirowany prawdziwą osobą, która działała w tych czasach. Mamy tu też jednak już jak najbardziej historyczne postacie (np. Arnold Rothstein, Charles Luciano, Meyer Lansky, czy Al Capone). Serial ten nie ma w zasadzie wad, za to zalet jest mnóstwo. Po pierwsze, nad całością czuwa Martin Scorsese, jeden z najwybitniejszych reżyserów świata, a kręceniem poszczególnych odcinków zajmują się ludzie odpowiedzialni m.in. za Rodzinę Soprano. Po drugie, scenariusz jest świetny, obfituje w mnóstwo zwrotów akcji, ciekawych wątków, a nawet humor. Aktorstwo również stoi tu na wysokim poziomie. Steve Buscemi, wieczny mistrz drugiego planu, wspaniale potrafi tu pokazać zarówno ciemne, jak i jasne strony swojego bohatera. Same postacie również są bardzo dobrze pomyślane i ciekawie się rozwijają. Dodajmy do tego rewelacyjną scenografię i charakteryzację i otrzymujemy produkt niemal idealny. Jedyną rzeczą, którą bym zmienił, jest to, żeby częściej pojawiali się Rothstein, Luciano i Lansky. Ale jest to minimalny zarzut, poza tym następne sezony mogą to poprawić. Zdecydowanie warto oglądać! Ocena: 10.

„Dom Saddama”

Krótki (bo czteroodcinkowy), ale bardzo treściwy serial. Jest to opowieść o tym jak Saddam Husajn doszedł do władzy w Iraku, o jego życiu i rządach, a także o późniejszym upadku i końcu życia, które stracił skazany na śmierć przez powieszenie. Dom Saddama pokazuje wszystkie najważniejsze wydarzenia z lat, kiedy dyktator ten rządził Irakiem, bardzo dobrze przedstawiona jest jego osoba, o której można przy okazji dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Na plus można zaliczyć też aktorstwo, realizacyjną sprawność oraz wierne odtworzenie realiów historycznych i sceny wojny. Cztery odcinki zaś to czas idealny, by nakreślić pełny obraz tej ważnej dla Bliskiego Wschodu postaci. Warto! Ocena: 8.5.

„Dynastia Tudorów”

To jeden z dwóch seriali, które nie zostały stworzone przez HBO. Od razu przyznam się też, że widziałem zaledwie kilka odcinków, co zaraz wyjaśnię. Dynastia Tudorów to historia jednego z bardziej znanych władców Anglii, Henryka VIII, o którym na pewno wszyscy wiedzą, że miał sześć żon (choć oczywiście nie jest to najważniejszy powód, dla którego zapisał się w historii). Wszystko stoi tu na bardzo wysokim poziomie. I aktorstwo i scenografia oraz kostiumy i samo życie i perypetie Henryka VIII są nad wyraz ciekawe. Czemu więc widziałem tylko kilka epizodów? Ano dlatego, że przynajmniej dla mnie, Dynastia Tudorów nie ma tego nie dającego się zdefiniować „czegoś”, co sprawia, że chce mi się inwestować czas i energię w oglądnie kolejnych odcinków. Nie wiem, jak to lepiej powiedzieć, mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi. Niewykluczone jednak, że kiedyś usiądę raz jeszcze i spróbuję obejrzeć wszystkie sezony. Tak więc ani nie polecam za bardzo, ani nie zniechęcam. Najlepiej samemu się przekonać, co się o tym serialu sądzi. Ocena: ?.

„Generation Kill”

Kolejny dosyć krótki, bo liczący jedynie siedem odcinków serial. Mamy tu okres tuż przed początkiem inwazji wojsk amerykańskich na Irak. Przedstawione są tu wszystkie akcje i problemy, z jakimi mieli do czynienia żołnierze służący w specjalnym oddziale Marines. Największą chyba zaletą tej produkcji jest to, że powstała ona w oparciu o wspomnienia dziennikarza The Rolling Stones, który brał udział we wszystkich akcjach jako obserwator. Dzięki temu mamy pewność, że nie jest to wymyślone, tylko naprawdę tak było. Serial ma bardzo dobrą reżyserię i scenariusz, ogromną dbałość o detale, świetnie pokazuje jak wygląda dzisiejsze pole walki i z czym często muszą się borykać żołnierze. Aktorsko też stoi na wysokim poziomie i ma niesamowity i niepowtarzalny klimat. Dla militarystów - rzecz obowiązkowa. Dla pozostałych - w zasadzie też. Zdecydowanie polecam! Ocena: 10.

„Kompania Braci”

Kto nie widział, powinien się wstydzić i czym prędzej nadrobić tę ogromną zaległość. Kompania Braci to przygotowana m.in. przez Stevena Spielberga i Toma Hanksa ekranizacja książki Stephena Ambrose’a, opowiadającej o losach Kompanii E, wchodzącej w skład 101 Dywizji Powietrznodesantowej Armii USA, która walczyła w czasie II Wojny Światowej, biorąc udział m.in. w Lądowaniu w Normandii, operacji Market Garden, walkach na terenie Francji, Holandii, Belgii i Niemiec. Nie ma elementu w tej produkcji, który nie stałby na najwyższym poziomie. Reżyseria i scenariusz są fantastyczne, postacie arcyciekawe i tak dobrze przedstawione, że nie da się nie interesować ich losami, efekty specjalne rewelacyjne, sceny batalistyczne absolutnie genialne, tak samo jak scenografia, charakteryzacja i oddanie realiów historycznych. O tym serialu można pisać wyłącznie samych superlatywach. I nie wypada go nie znać. Arcydzieło! Ocena: 10.

„Pacyfik”

Niestety, Pacyfik jest dla mnie lekkim rozczarowaniem, co spowodowane jest w głównej mierze wielkimi oczekiwaniami po obejrzeniu Kompanii Braci. Ci sami producenci, budżet 200 mln dolarów (na 10 odcinków!), II Wojna Światowa na Pacyfiku oraz wielkie zapowiedzi sprawiły, że moje oczekiwania były ogromne. Nie wiem czego dokładnie brakuje Pacyfikowi, bo nie chodzi tylko o to, że jest zdecydowanie mniej działań wojennych niż się spodziewałem i akcent jest nieco za bardzo położony na przedstawienie bohaterów. Serialowi brakuje tego specyficznego klimatu, który miała Kompania Braci, a którego nie umiem za bardzo opisać. Skutkuje to tym, że świetne sceny batalistyczne, całkiem ciekawe postacie i w ogóle dokładność, z jaką zostało to wszystko odtworzone zrobiły na mnie mniejsze wrażenie niż bym sobie tego życzył. Mimo wszystko jednak Pacyfik jest porządną produkcją, którą tak czy siak warto obejrzeć, choć niedosyt pozostaje. Ocena: 8.5.

„Rzym”

Pierwszy z seriali dziejących się w starożytności. W dwóch sezonach, które sobie on liczy przedstawione są czasy Juliusza Cezara, Marka Antoniusza i Oktawiana Augusta. Głównymi bohaterami są Lucjusz Worenus i Tytus Pullo, rzymscy żołnierze, którzy biorą udział w większości ważnych wydarzeń, a przy okazji przeżywają swoje własne przygody. Fabuła serialu jest bardzo dobrze pomyślana i ani przez chwilę nie nudzi, Rzym ukazany jest naprawdę świetnie (scenografia, kostiumy i charakteryzacja robią spore wrażenie). Na dodatek jest tu wiele znakomitych ról aktorskich i wspaniałych postaci, od fantastycznego Pullo, przez genialnych Cezara i Marka Antoniusza, po niesamowitą i cudowną Kleopatrę. Jest jednak rzecz, do której muszę się przyczepić, z braku funduszy zapewne największe bitwy nie są zainscenizowane (poza jedną), raczej widzimy jak do nich dochodzi, po czym mamy przeskok do sytuacji, kiedy już wiadomo kto wygrał i co się stało. Jest to pewne rozczarowanie, gdyż liczyłem na porządne sceny batalistyczne. Mimo to Rzym broni się jako serial w zasadzie wszystkimi innymi elementami oraz rewelacyjnym klimatem i dlatego osobiście uwielbiam ten serial i wszystkim go serdecznie polecam. Ocena: 9.

„Spartakus: Krew i Piach”

To drugi i zarazem ostatni w zestawieniu serial, którego nie stworzyło HBO. Jak łatwo się domyślić, opowiada on o Spartakusie, trackim wojowniku, który w skutek nieuczciwości Rzymian dostaje się do niewoli, następnie szkoli na gladiatora, a wszystko po to, żeby odzyskać ukochaną żonę. Jak się zaś cała historia kończy, myślę, że wszyscy wiedzą. Mam pewien problem z tym serialem. Z jednej strony na siłę stara się być niezwykle efektowny, przez co często twórcom wychodzi niezamierzony kicz, zaś efekty specjalne niekiedy aż biją po oczach, plus zdecydowanie za często z ekranu płyną słowa na k, ch i j (szczerze wątpię, by znano je w starożytnym Rzymie). Z drugiej jednak strony jest tu całkiem niezła scenografia, dość ciekawi bohaterowie i ogląda się to wszystko naprawdę przyjemnie i raczej bez znużenia. Na razie jest jeden sezon, drugi ma powstać, a niedawno swoją premierę miał serial-prequel, Spartakus: Bogowie Areny. Nie jest to oczywiście dzieło wybitne i nie wytrzymuje porównania z Rzymem, który zdecydowanie bardziej warto obejrzeć, jednak mimo to, jak ktoś ma czas, to nie widzę przeszkód, by włączyć kilka pierwszych odcinków i sprawdzić, czy Spartakus Was wciągnie. Ocena: 7.


Zapraszamy również do zapoznania się z częścią pierwszą i drugą.

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

Zostaw własny komentarz