„Żelazne trumny” - H. A. Werner - recenzja


Są książki, które określić można z powodzeniem mianem legend. Wśród publikacji o U-bootach bez dwóch zdań zasługują na to wspomnienia Herberta A. Wernera pt. Żelazne trumny. Wspomnienia Autora to szczera, a zarazem brutalna oraz pozbawiona jakichkolwiek ozdobników relacja z wojny podwodnej na Atlantyku. Pomimo upływu lat (pierwsze wydanie to rok 1969), książka nadal fascynuje, a jej przesłanie pozostaje wciąż aktualne.

 Twarda służba w cieniu śmierci na tle bezwzględnej wojny

Werner na kartach swych wspomnień kreśli obraz swojego życia i służby w marynarce w burzliwych, wojennych czasach. Rozpoczyna swą opowieść od ukończenia Niemieckiej Szkoły Marynarki Wojennej we Flensburgu w 1941 r. Wtedy to skierowany został do służby na okrętach podwodnych. Zaczynając od najniższych funkcji, piął się z mozołem po szczeblach marynarskiej kariery. Najpierw na U-557, a później U-612 i U-230, już w charakterze zastępcy dowódcy. Ukoronowaniem służby było samodzielnie dowództwo na U-415 oraz U-953. Przeżywał chwile wielkie i smutne, stale czując powiew śmierci. Jako jednemu z nielicznych udało się też przeżyć.

Żelazne trumny są przede wszystkim opowieścią o wojnie na morzu, zarówno w „ogóle’, jak i „szczególe”. Czytelnik ma okazję przeczytać o wielu patrolach bojowych, polowaniach na alianckie konwoje, „zbieraniu” tonażu, czy wreszcie dramatycznej walce o przeżycie, kiedy to wymykał się alianckim niszczycielom i samolotom, o włos unikając tragedii. Z uwagi jednak na chronologię (1941-1945), Werner daje nam również dokładny i skrupulatny opis przebiegu wojny na Atlantyku - od lat chwały i sławy po czas druzgocącej klęski. Dodatkowo połączony jest on z doniesieniami z innych frontów, co tylko uwypukla rolę i znaczenie Atlantyku w całej wojnie. Tak żywego i nasyconego dramaturgią obrazu nie odda żaden, nawet najlepszy podręcznik historii.

Jednak książka to nie tylko wojna i „sucha” autobiografia. To także wnikliwy portret psychologiczny „podwodników”. Marynarzy, którym śmierć była o wiele bliższa niż życie i przez którą miało ono mdły smak. Co by jednak nie mówić, byli oni „uzależnieni” od adrenaliny, zakochani w morzu i nigdy nie mieli tzw. „dylematów wyboru” nt. tego co słuszne i właściwe. Autor daje Czytelnikowi niebywałą okazję poznania ich etosu, zwyczajów, obyczajów, wzajemnych relacji, a także charakteru. Postawa tych ludzi, zwłaszcza pod koniec przegranej już wojny, potwierdza, że Kriegsmarine prezentowała zupełnie inną jakość na tle pozostałych niemieckich sił zbrojnych.

Nie tylko wojna

Co więcej, wspomnienia „wilka morskiego” to także głęboki w swej wymowie obraz brutalnej, pozbawionej litości wojny totalnej. Dosięga ona każdego: mężczyzn, kobiety i dzieci, bez względu na miejsce i to, czy chce się tego czy nie. Nieważne też, czy walczysz na froncie, czy jesteś cywilem, wojna i tak po ciebie przyjdzie. Bez skrupułów odbiera wszystko co bliskie, lubiane, pozostawiając po sobie jedynie pożogę, zniszczenie i pustkę, którą w żaden sposób nie da się niczym wypełnić. Właśnie ten ostry kontrast między pięknem życia a zniszczeniem, nadaje książce Wernera pewną specyfikę, o czym poniżej.

Świetny styl i niespotykane przesłanie

„Morskie opowieści” zawsze dobrze się czyta. Temat ten ma w sobie jakąś „egzotykę”, która sprawia, że chętnie sięgamy po tego typu publikacje. Przyznać trzeba, że Werner jak żaden inny jego „kolega po fachu” potrafi ciekawie pisać. Umiejętnie skaluje emocje, buduje dramatyzm sytuacji oraz napięcie. Jego styl cechuje konkretyzm i rzetelność. Nie ma tu miejsca na propagandę, wielkie frazesy o powinności, obowiązkach i miłości do Ojczyzny. Jest tylko i wyłącznie twarda, bezwzględna służba i tak też została opisana. Żelazne trumny to publikacja w pewnym sensie również niezwykła na tle sobie podobnych. Dlaczego? Ponieważ wbrew pozorom jest to książka nie o wojnie, lecz przeciw niej.

Na tym też, co trzeba podkreślić, polega jej sens. Ww. kontrast między opisem uroków życia, a okrutną śmiercią sprawia, iż doświadczamy osobliwego uczucia w trakcie lektury. Im bardziej się w nią zagłębiamy, tym mniej chcemy czytać o działaniach wojennych, a więcej o życiu - pełnym barw i namiętności. I właśnie kiedy wojna wdziera się wraz z całą swoją brutalnością w owo życie, budzi się u czytającego głos sprzeciwu. Głośny protest na taki stan rzeczy. Jest to celowy zabieg Autora. Chce bowiem by jego wspomnienia niosły przesłanie kolejnym pokoleniom, że wojna to zło, destrukcyjna siła której należy unikać. Osobliwy i niecodzienny wydźwięk książki o U-bootach i to autorstwa jednego z czynnych uczestników wojny podwodnej.

Opracowanie - blaski i cienie

A jak wygląda opracowanie tego, co by nie było, źródła? Stwierdzić należy, że jest to zarówno mocna, jak i słaba strona publikacji. Z jednej strony dysponujemy potrójnym wprowadzeniem od wydawcy polskiego, angielskiego i od samego Autora. Mamy zatem wyczerpujące informacje na temat osoby tego ostatniego, czasu, miejsca, podstaw „źródłowych” jego wspomnień oraz ich znaczenia w literaturze. Książka jest ponadto bogato „wyposażona”: wkładka z ok. 77 dobrej jakości zdjęciami (w tym przekroje U-boota i mapka z trasami patroli), a na końcu słowniczek pojęć dla mniej wprawionych „w boju”. Do tego doliczyć należy oczywiście solidne wydanie (pozycja szyta, w twardej oprawie). Zresztą ta ostatnia rzecz jest standardem Finny, przez co jej publikacje plasują się na rynku wysoko wśród sobie podobnych.

Niestety w tym wypadku nie wszystko jest takie eleganckie, zwłaszcza „środek„. Do tekstu wdarło się sporo tzw. ”literówek”. Przydało by się także popracować nad stylistyką poniektórych zdań, zwłaszcza tych dłuższych. Obraz ten dopełnia jeszcze kilka drobnych błędów rzeczowych oraz niekonsekwentna, czy zgoła błędna terminologia. Przykładowo kaliber broni podaje się zazwyczaj w mm, nie zaś w cm. Podobnie jest ze zwrotem Tommies (popularne wśród Niemców określenie żołnierzy angielskich). Z reguły nie powinien być on tłumaczony dosłownie, niemniej co jakiś czas możemy przeczytać, że „Tomkom skończyła się amunicja”. Są i inne „dziwactwa” np. zdanie: „walka z […] niszczycielami w dinghy”. Troszeczkę to wszystko odbiera radość z czytania.

Pozycja nr 1 wśród książek o U-bootach

Ze wspomnień Wernera zadowolona będzie zwłaszcza męska część Czytelników. Dla „weteranów” tematyki U-bootwaffe Żelazne trumny to pozycja wręcz obowiązkowa. Natomiast ci, którzy zaczynają z nią swą przygodę, recenzowana książka powinna stać się punktem wyjścia do dalszych, równie pasjonujących lektur. Polecam.

Plus minus:
Na plus:
+ tematyka
+ styl Autor
+ przesłanie (niecodzienne jak na opowieść o U-bootach)
+ opracowanie (częściowo)
Na minus:
- tzw. „literówki”
- niekonsekwentna/błędna miejscami terminologia

Tytuł: Żelazne trumny
Autor: Herbert A. Werner
Wydawca: Finna
Data wydania: 2002 (I wydanie)
ISBN/EAN: 978-83-914587-4-7
Liczba stron: 465
Oprawa: twarda
Cena: od ok. 40 do 50 zł
Ocena recenzenta: 8.5/10

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

1 komentarz

  1. Hoops50 pisze:

    Dla mnie to jest fantastyczna książka. A recenzja tak średnio mi się podoba.

Zostaw własny komentarz