Boże Narodzenie w okupowanej Warszawie


Z czym kojarzą się dzisiaj święta Bożego Narodzenia? Radość, możliwość przebywania we wspólnym gronie z najbliższą rodziną, chwila odpoczynku od szarości dnia codziennego... Każdy pewnie znalazłby jeszcze coś, co najlepiej opisałoby jego uczucia. A jakie wrażenia towarzyszyły tym, którzy obchodzili święta w okresie okupacji 1939-1945?

Ciężkie początki

Warszawa podczas drugiej wojny światowej pięć razy obchodziła święta Bożego Narodzenia. Od 1939 do 1943 r. Rok później Warszawy... nie było. Została zrównana z ziemią zgodnie z rozkazami wydanymi przez Hitlera i Himmlera. Mieszkańców, tych którzy przeżyli okupację i Powstanie Warszawskie, wysiedlono. Wigilię 1944 r. warszawiacy obchodzili więc z dala od miasta, z dala od swoich bliskich - o ile ci jeszcze żyli - i w bardzo ponurych nastrojach. Czy gorszych od tych z poprzednich lat?

Zima roku 1939 była szczególnie trudna. Po przegranej wojnie Polacy znaleźli się pod władzą, która od samego początku dawała im do zrozumienia, że czas okupacji będzie dla podbitych wielkim wyzwaniem. Wiele rodzin straciło na wojnie swoich bliskich, tak wojskowych jak i cywili. Na ulicach Warszawy nie trudno było zauważyć, że miasto przetrwało długie oblężenie, podczas którego nie było oszczędzane. Ludzie zaczynali uczyć się nowego życia. Tak więc z jednej strony społeczeństwo było przygnębione, ale z drugiej jednak ciągle gdzieś tam tkwiła nadzieja, że już na wiosnę Anglia z Francją ruszą na Niemcy i wojna skończy się równie szybko jak się zaczęła.

W takich nastrojach przystępowano do pierwszych świąt bożonarodzeniowych pod okupacją. Jak podaje Władysław Bartoszewski Wigilię obchodzono wówczas dość nietypowo, bo 23 grudnia, a to z uwagi na fakt, iż 24 wypadał w niedzielę. Niemieckie zarządzenia związane z godziną policyjną spowodowały również, że pasterki odbyły się w poniedziałek 25 grudnia nad ranem. O tym jak spędzano same święta w przeciętnym warszawskim domu pisał Andrzej Świętochowski, od stycznia 1943 r. żołnierz KeDywu Okręgu Warszawa AK:

„Święta 1939 roku zapowiadają się bardzo biednie. Nie ma żywności i pieniędzy, ja moimi sankami zarabiam niewiele, ojciec dopiero wrócił z tułaczki. Na parę dni przed świętami, ktoś dzwoni do drzwi, otwieramy, a w drzwiach stoi, jak święty Mikołaj, starszy brat mojej mamy, wuj Staś Kowalski, w kożuchu, filcowych butach i futrzanej czapie na głowie. Okazuje się, że siostra mojej mamy, ciocia Zosia, wysłała go wraz z furmanem z Podębia, wozem pełnym prowiantu. Przebyli w czasie mrozu 80 kilometrów i na drugi dzień pojechali z powrotem. Mamy więc żywność, nawet o tym nie marzyliśmy, mama dzieli się ze znajomymi, którzy również są w biedzie i Święta wydają się dostatnie i spokojne”1.

Podczas świąt Warszawa już wiedziała o aresztowaniu prezydenta Starzyńskiego. Z kolei w nocy z 26 na 27 grudnia w podwarszawskim Wawrze Niemcy w odwecie za śmierć dwóch podoficerów niemieckich, którzy zostali zabici przez zwyczajnych bandytów, rozstrzelali 106 mężczyzn. Nieliczne koncerty nie mogły w żaden sposób przesłonić tragicznych wydarzeń tego pierwszego okupacyjnego grudnia.

Wzrost cen, Stalingrad, terror...

Rok później Wigilia wypadła we wtorek. W ten dzień urzędy pocztowe otwarte były do godziny 16, sklepy do 18. W dni świąteczne poczta nie funkcjonowała. Pasterka znowu odbyła się 25 grudnia, już o godzinie 6 rano. Ludzie przychodzili na nią bardzo chętnie. W około dziesięciu punktach miasta rozstawiono udekorowane choinki. Niektóre rodziny dostały od bliskich z krajów neutralnych specjalne paczki z najróżniejszymi produktami. Było to szczególnie istotne przy ówczesnym wzroście cen. Jak podał Władysław Bartoszewski żywność osiągnęła poziom przeciętnie dziesięciokrotnie wyższy od [cen] przedwojennych. Z jednej strony droższe nawet te podstawowe produkty, z drugiej natomiast pensje, które pozostały na starym poziomie. Wielu osób nie było zwyczajnie stać na to, aby przygotować kolację wigilijną, nie mówiąc już o całych świętach. Choinka według cen urzędowych miała kosztować 1-7 zł, a w wolnej sprzedaży już 16 zł, tyle samo co kilogram ryby. Z kolei tona węgla to był koszt rzędu 1000 zł. Niejedna osoba nie zarabiała tyle przez kilka miesięcy. Andrzej Świętochowski i tym razem święta nazwał smutnymi. Prasa podziemna wspominała zbrodnię w Wawrze, a jednocześnie życzyła wszystkim Polakom, aby kolejne święta spędzili już w wolnej Ojczyźnie.

Rok później w Wigilię wieczorem spadł deszcz - w nocy z kolei miała miejsce zamieć śnieżna. Ludzie czas po zmierzchu spędzali przy świecach, co było spowodowane problemami z dostawą prądu. Przy Pawiej 60 w getcie zawaliła się jedna ściana, w wyniku czego śmierć poniosły dwie osoby. Przydział pożywienia na święta - dodatkowy - wyniósł 1 kg chleba, 500 g cukru, 100 g oleju, 3 jaja i 250 g miodu sztucznego, wszystko na jedną osobę. W kościołach znowu pojawiły się tłumy. Identycznie w teatrzykach, co jednak prasa konspiracyjna krytykowała. Ludzi w niewielkim stopniu podbudowywały na duchu informacje o niemieckich problemach na wschodzie i w Afryce. Andrzej Świętochowski święta spędził w Podębiu, gdzie minęły mu one spokojnie i dostatnio, wszędzie naokoło były głód i śmierć, a tu nie odczuwało się tego zupełnie, a może właśnie, prawem kontrastu, wszystko wydawało się tu cudowne.

Pasterka w roku 1942 znowu odbyła się 25 grudnia o 6 rano. Kina działały w dni świąteczne, dając po trzy seanse. Prasa pisała o rozdwojonych uczuciach i myślach. Z jednej strony ból i cierpienia dnia codziennego w okupowanym kraju, z drugiej strony świadomość, że gdzieś tam Polacy biją wroga, przybliżając z każdą chwilą upadek Antychrysta, jak to ujmował „Biuletyn Informacyjny”. Komentowano m.in. coraz trudniejszą sytuację Niemców pod Stalingradem. Andrzej Świętochowski w swoich zapiskach zwrócił uwagę na to, że ludzie nauczyli się już jak sobie radzić z niedoborem pewnych towarów. Przede wszystkim stosowano różne substytuty. Karp i szczupak za drogie? Można postawić na stole stinki, małe rybki długości kilku centymetrów. A do tego ziemniaki pod różnymi postaciami i cebula, dla zdrowia. Do pierników zamiast miodu dodawano marchew, a do ciast zamiast jajek proszek... jajeczny. Drugą „metodą” radzenia sobie z trudnościami z zaopatrzeniem byli szmuglerzy. Władysław Bartoszewski w latach 50. w „Stolicy” przytoczył dowcip, który krążył po Warszawie w okresie okupacji: „Szmuglerzy to siła nie mniejsza od niemieckiego gestapo, brytyjskiej marynarki, rosyjskiej piechoty i amerykańskiego dolara”. I faktycznie, zaopatrywali oni Warszawę z roku na rok coraz lepiej, i to mimo tego, iż Niemcy podjęli z nimi walkę.

Hanna Karkowska podczas wojny miała zaledwie kilka lat. Boże Narodzenie w 1942 r. spędzała bez ojca, który został aresztowany wiosną przez Niemców i wywieziony do Oświęcimia. Po latach wspominała, jak ucieszyła się z choinki, którą przywiózł przyjaciel rodziny. A nie było to dla niego łatwe zadanie. Najpierw musiał wyciąć ją z lasku na Boernerowie, gdzie stacjonowali Niemcy, a następnie przewieźć przez miasto nie wzbudzając zainteresowania ze strony patroli. Na całe szczęście udało mu się.

Specjalną pomoc dla swoich żołnierzy przygotowała Armia Krajowa. Kierownictwo Dywersji Okręgu Warszawa AK w swoich wydatkach na miesiąc listopad 1943 r. z ogólnej kwoty 235 961 zł wydzieliło dokładnie 19 tys. zł jako dodatek świąteczny, który przekazano tym najbardziej potrzebującym ze swoich szeregów. Nie było to może dużo, ale zważywszy na problemy chociażby z uzbrojeniem i tak był to spory wydatek dla organizacji.Rok później ludzie czuli się wyjątkowo rozdarci, o czym pisali zarówno Andrzej Świętochowski jak i Władysław Bartoszewski. Z jednej strony bowiem coraz częstsze informacje o klęskach ponoszonych przez wojska III Rzeszy i ich sprzymierzeńców, a z drugiej terror, jakiego Warszawa wcześniej nie znała. Od połowy października 1943 r. nie było dnia, aby okupant nie urządzał łapanek, publicznych egzekucji. Zagrożeni byli wszyscy.

Andrzej Świętochowski, wówczas już żołnierz Armii Krajowej, ponownie spędził święta w Podębiu. Tym razem było to niejako wymuszone, gdyż istniało spore prawdopodobieństwo, że zaczęło się nim interesować gestapo. Musiał więc wyjechać na jakiś czas. Nie wiedział jeszcze, że rok później wróci do Podębia na święta. Ostatnie wojenne...

Czas solidarności...

Tradycja pozostawiania przy świątecznym stole wolnego miejsca dla zbłąkanego wędrowca w czasie wojny nabierała dla Polaków szczególnego znaczenia. Nie było chyba rodziny, która nie straciłaby kogoś, która nie zostałaby rozłączona przez wojenną zawieruchę. Wiele osób żyło samotnie. Zapraszano je więc do większego grona, aby w tym wyjątkowo trudnym czasie przynajmniej ten jeden dzień w roku mogły poczuć się lepiej. Godzina policyjna i tak nie pozwalała na wychodzenie z domu, w związku z czym ludzie siedzieli przy świeczkach - z racji na obowiązujące zaciemnienie - i rozmawiali. Tematy mogły być różne, jednak chyba tym najpopularniejszym było to, kiedy nastąpi koniec koszmaru.

Starano się pomagać sobie w ramach różnych organizacji, tak jak w przypadku Związku Aktorów Scen Polskich. Już w październiku 1939 r. zaczęło działać „Ognisko Aktorów Polskich”, zajmujące się m.in. wydawaniem obiadów dla członków ZASPu i ich rodzin. W początkowych miesiącach okupacji, kiedy aktorzy mieli problemy z szukaniem dla siebie nowej pracy, wielu znalazło się w trudnej sytuacji materialnej - dlatego też takie wsparcie było dla nich bezcenne. Dzięki przychylności wielu osób i firm, jak chociażby braci Pakulskich czy też Wedla, udawało się „Ognisku...” przetrwać. Już pierwszej zimy postanowiono przygotować wieczerzę wigilijną. W krótkim czasie zebrano zgłoszenia od około 150 osób, które chciały przyjść. Dla niektórych była to jedyna okazja aby zjeść coś ciepłego. Wszyscy mieli jednak wspólny cel - posiedzieć razem te kilka godzin, powspominać dawne czasy, poczuć się choć przez chwilę lepiej. Udało się zorganizować trochę jedzenie (m.in. 20 kg karpia), małe paczki z jedzeniem dla każdego oraz drobne upominki w postaci kilku papierosów. Zbigniew Koczanowicz, który od początku zaangażował się w działalność „Ogniska...”, wspominał po latach, że przeżyli tamten wieczór pełni powagi i rozrzewnienia. Ale w głębi duszy każdy miał nadzieję, że uda im się przetrwać do świąt, które spędzą już w wolnej Polsce.

Ponure nastroje starano się rozwiewać żartami. Niektóre z nich powstały nawet w formie kolęd:

„Dzisiaj w Warszawie, dzisiaj w Warszawie wesoła nowina,
Tysiąc bombowców, tysiąc bombowców leci do Berlina...”

Jasełka również były okazją do tego, aby pożartować sobie np. z Hitlera. Podczas przedstawienia urządzanego pewnej okupacyjnej zimy na Mokotowie postaci diabła i śmierci śpiewały tak:

„Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi,
Chwała, zwycięstwo... przyszło, odchodzi.
Czem prędzej się wybierajcie.
Do piekiełka pośpieszajcie...
Lucyper czeka, Lucyper czeka!
W Mokotowie radość wielka,
Ni ‚prusaka’, ni Fuhrerka”.

Kiedy Niemcy aresztowali prezydenta Starzyńskiego, warszawscy kolędnicy od razu potrafili to skomentować:

„Zabraliście Starzyńskiego.
Warszawskiego prezydenta.
My Hitlera w drugie święta!”

Ale drugie święta były takie jak pierwsze. Dopiero w 1945 r. warszawiacy mogli obchodzić Boże Narodzenie wolni. Rozrzuceni po całym kraju, a niektórzy na gruzach swojego ukochanego miasta, do którego powrócili mimo przeciwności losu...

Bibliografia:

  1. Bartoszewski W., 1859 dni Warszawy, Kraków 2008.
  2. Bartoszewski W., Warszawskie wigilie lat wojny, „Stolica” nr 51-52(572-573)/1958, s. 42-43.
  3. Karkowska H., Moje Boże Narodzenie, „Stolica” 52-53(1618-1619)/1978, s. 32.
  4. Kedyw Okręgu Warszawa Armii Krajowej. Dokumenty - rok 1943, oprac. Rybicka H., Warszawa 2006.
  5. Koczanowicz Z., Okupacyjna Wigilia aktorów polskich, „Stolica” nr 51-52(1359-1360)/1973, s. 18-19.
  6. Niewiadomski T., Mokotowskie „Herody”, „Stolica” nr 51-52(1463-1464)/1975, s. 32.
  7. Niewiadomski T., Zakazane pastorałki, „Stolica” nr 51-52(1722-1723)/1980, s. 16.
  8. Niewiadomski T., Kolędnicy okupowanej Warszawy, „Stolica” nr 51(1970)/1985, s. 24.
  9. Stradomski W., Dwie wojenne Wigilie, „Stolica” nr 51-52(1670-1671)/1979, s. 32.
  10. Świętochowski A., Pamiętnik warszawskiego chłopaka, Warszawa 2009.
  1. A. Świętochowski, Pamiętnik warszawskiego chłopaka, Warszawa 2009, s. 30-31. []

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Znajdujące się w portalu artykuły nie zawsze prezentują opinie zgodne ze stanowiskiem całej redakcji. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanych artykułów, by to zrobić wystarczy podać swój nick i wysłać komentarz. O naszych artykułach możesz także porozmawiać na naszym forum. Możesz także napisać własny artykuł i wysłać go na adres naszej redakcji.

1 komentarz

  1. Kicia pisze:

    suuuuuper. Dziękuję ! mega przydatne na pracę z historii 🙂

Odpowiedz