„I boję się snów” – W. Półtawska – recenzja


Szokujące wspomnienia polskiej harcerki, która skazana na śmierć w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, zostaje między innymi „królikiem doświadczalnym” nazistowskich pseudolekarzy oraz obiektem lesbijskiej fascynacji współwięźniarek. Przeżycia dziewczyny, która nie bała się śmierci. Walczyła o siebie, pomagając innym. Koniec był dla niej dopiero początkiem.

Wanda Półtawska urodziła się w 1921 roku w Lublinie. Mimo niemłodego już wieku nadal prowadzi szeroko pojętą działalność naukowo-badawczą oraz społeczną. Tym, którzy jeszcze jej nie znają warto nadmienić, że Półtawska została między innymi doktorem nauk medycznych – w tym specjalistą w zakresie psychiatrii. Jako profesor wykładała medycynę na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Przez kilka lat była również prelegentem przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Jej korespondencja z papieżem Janem Pawłem II (którego zresztą była bliską przyjaciółką), tworzyła niejawny dowód w procesie beatyfikacyjnym Ojca Świętego. Jako działaczka Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka służy obronie życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci.

Wielokrotnie odznaczana i uhonorowywana w różnych dziedzinach jest autorką kilku publikacji medycznych oraz kilkunastu książek tłumaczonych na języki obce. Do innych działań Wandy Półtawskiej należą chociażby prace badawcze skupione wokół ludzi, którzy jako dzieci trafili do obozów koncentracyjnych, jak również uczestnictwo w Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce.

Książka I boję się snów jest rozliczeniem autorki z przeszłością – tragicznym losem młodości przypadającej na czasy II wojny światowej. Jak pisze sama Półtawska, zapiski powstały zaraz po jej powrocie z obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Jednak niemal 16 lat, autorka dojrzewała do wydania swoich wspomnień. To pokazuje, jak trudne sprawy porusza ten pamiętnik i jak silną traumę przeżyła podczas wojny Wanda Półtawska.

Recenzowana pozycja przedstawia obecność autorki na Zamku w Lublinie, gdzie jest torturowana przez Gestapo. Jako kilkunastoletnia dziewczyna i polska harcerka, otrzymuje wyrok skazujący. Jako więzień polityczny, który ma umrzeć, trafia do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. W kacecie zostaje osadzona z Krysią – przyjaciółką, z którą była w jednej celi „Pod Zegarem„ w Lublinie. Półtawska za wszelka cenę stara się chronić młodszą i delikatną koleżankę od wszystkiego, co może być dla niej wstrząsające lub niebezpieczne. Niestety obydwie dziewczyny, razem z innymi uwiezionymi w obozie kobietami, zostają – jak same siebie nazywają – tzw. „królami„, żywym organizmem, na którym nazistowscy pseudolekarze dokonują eksperymentów medycznych. Okaleczające zabiegi są bardzo bolesne i brutalne. Wykonywane byle jak, byle gdzie. Podczas pobytu w łagrze, dziewczyny muszą bronić się również przed innymi więźniarkami, tj. lesbijkami zwanymi ”elel”. Nie zawsze jednak Wandzie i chronionej przez nią Krysi udaje się uniknąć seksualnych ataków lub dziejących się tuż obok orgii.

Wanda Półtawska nie wierzy jednak w swoja śmierć. Nie boi się jej. Za wszelka cenę musi żyć. Dla malej Krysi. Dla siebie. Dlatego sprzeciwia się swoim oprawcom w różny sposób. Zawsze jednak niesie pomoc innym zmasakrowanym i cierpiącym współwięźniarkom. Swoją niezwykłą postawą, z najgorszego typu więźnia – tzw. Zuganga, staje się niemal legendą hitlerowskiego kacetu, z którym władze obozowe nie mogą sobie przez długi czas dać rady. W momencie kiedy Półtawska jest pewna, że śmierć wreszcie ją „dopada”, postanawia, że… skończy medycynę, o której marzyła. Udaje jej się przeżyć Ravensbrück. Trafia jednak do innego miejsca kaźni.

W Neustadt- Glewe nie potrafi lub nie chce walczyć o jedzenie. Ale również stamtąd udaje się jej cudem wydostać. Wraz z końcem wojny Półtawska próbuje dotrzeć do domu, do bliskich. Niestety czyha na nią nowe zagrożenie – żołnierze Armii Czerwonej, którzy naprzemiennie się jej oświadczają. I nie tylko.

I boję się snów zawiera mnóstwo drastycznych, bulwersujących i obrzydliwych relacji autorki, takich jak opisy zoperowanych i okaleczonych kobiet, które leżały na łóżku we własnych odchodach lub krwi. Opisano także więźniarki, które paznokciami rozszarpały żywego źrebaka. Chwilami opisy są ciężkie i trudne do zniesienia.

To po prostu niewyobrażalne dla kogoś, kto tego nie widział i nie musiał przeżyć. Ten aspekt może być to poczytany za minus tej książki. Nieodzowny jednak i oczywisty z uwagi na tematykę. Jednocześnie wiele zdarzeń jest niedopowiedzianych, na przykład zajścia między autorką a więźniarkami będącymi „elel”. Niewypowiedziane słowa uruchamiają wyobraźnię czytelnika, ale w tym przypadku są one zbędne, ponieważ twórczyni pisze tak przystępnym językiem, że nie ma jakiegokolwiek problemu z odbiorem treści. Autorka posługuje się językiem prostym, ale nie wulgarnym. Wręcz przeciwnie – jej styl pisania jest wysublimowany, szczery, oddający wszystkie emocje.

Nie brak też optymistycznych akcentów, takich jak żarty więźniarek, i opisów poszczególnych przypadków pomocy. To pozwala odetchnąć odbiorcy i zrozumieć, że nawet w najgorszym piekle, zawsze jest jakaś pomocna dłoń. To piękne, budujące.

Książka kończy się retrospekcją. Wanda Półtawska, podczas uroczystości w byłym obozie, wraca do czasów, kiedy nie była człowiekiem, a jedynie nic nie znaczącym numerem. I tutaj następuje wręcz absurdalne zderzenie przeszłości z przyszłością, a raczej kolejnym z pokoleniem, które zdaje się nic nie wiedzieć na temat obozu koncentracyjnego. Ten fragment daje do myślenia nad tym, kim są dzisiejsi młodzi ludzie, jakimi wartościami się kierują i co potrafią zaoferować ludziom starym, chorym. Ludziom, którzy kiedyś piątkami stali na placach obozów koncentracyjnych. Wnioski są przykre i nie mniej szokujące niż treść recenzowanej pozycji.

W zakończeniu mowa też o historii tablicy upamiętniającej byłe więźniarki z Ravensbrück. Początkowo taki zapis wydawał mi się niezrozumiały i krzywdzący, bo przecież wspomnienia autorki czyta także współczesne, młode pokolenie. Jednak kiedy dowiedziałam się, jak rzeczywiście wyglądała 50. rocznica wyzwolenia obozu Ravensbrück, oraz że dyrekcja tego byłego miejsca tortur i śmierci nie zgodziła się na wmurowanie tablicy upamiętniającej Polki oraz kobiety, które były „królikami doświadczalnymi„, byłam zszokowana. Ten fragment najbardziej utkwił mi w pamięci. Wciąż nie rozumiem, jak Wandzie Półtawskiej walka o wspomnianą tablicę mogła zabrać aż rok. Przecież gdyby nie jej starania, nie zostałaby zachowana pamięć po ”królach”, a cierpienia tych ponad siedemdziesięciu kobiet wówczas poszłyby w zapomnienie.

Wartość I boję się snów jest wręcz nieoceniona. Nie można, i nie trzeba, czynić jakichkolwiek porównań, ponieważ każde wspomnienie wojny jest ważne i potrzebne. Jednak książka Półtawskiej przybliża (lub raczej – obnaża) świat Ravensbrück, pseudolekarzy i samych więźniów.

Samą książkę wzbogacono o fragmenty listów pisanych moczem w obozie, portrety, rysunki i archiwalne zdjęcia.

Podstawą rzetelności recenzenta jest obiektywna ocena, dlatego też chcę odnieść się do minusów tej pozycji. Czytałam wydanie czwarte. Nie wiem, jak wyglądają poprzednie wersje, ale zdjęcie okładki, na którym jest prawdopodobnie fragment obozu Auschwitz- Birkenau w Oświęcimiu, uważam za zupełnie nietrafione. Nawet gdyby umieszczono zdjęcie obozu Ravensbruck, to i taka fotografia nie byłaby adekwatna, mimo że książka dotyczy tematyki obozowej. O wiele lepszym wyborem byłby choćby szkic postaci samej Półtawskiej. Na przykład ten, który zamieszczono wewnątrz tomu.

Kolejnym minusem są fotografie i niezbyt dobrej jakości papier, które psują wartość estetyczną i zaniżają ocenę całej książki. Wydawca nie przyłożył się do wydania mimo solidnego zszycia i polakierowanej okładki. Ograniczone koszty wydania nie mogą być usprawiedliwieniem. Być może wydawca, celowo zastosował taki zabieg w celu skupienia uwagi czytelnika na treści książki.

I boję się snów to książka trudna, ale nie nachalna w swoim wydźwięku. Nie ma w niej ckliwości i rozczulania się. Są po prostu fakty, będące czyimś wspomnieniem. Recenzowaną pozycję czyta się szybko. Wręcz jednym tchem. A chce się ją czytać, ponieważ bohaterka jest niezwykła i godna naśladowania. Przypomina o tym, czym my – współczesne pokolenie – często zapominamy, czyli zarówno o bezinteresowności, wierze i zwykłym uśmiechu do drugiego człowieka, jak i o tym, że można wszystko. Trzeba tylko chcieć. Nie od dziś wiadomo, że życie pisze najciekawsze scenariusze, dlatego mam nadzieję, że powstanie ekranizacja I boję się snów. Dla filmowców byłoby to wyzwanie nie mniejsze niż napisanie książki przez samą Wandę Półtawską. Zdecydowanie polecam.

Plus minus:
Na plus:
+ Cena
+ Ujęcie tematu , przybliżenie praktyk nazistowskich pseudo- lekarzy oraz cierpienia ich ofiar
+ Styl i język, jakimi została napisana książka
+ Format i lekkość tomu
Na minus:
- Fotografie i papier niezbyt dobrej jakości
- Zdjęcie okładkowe
 
TytułI boję się snów
Autor: Wanda Półtawska
Wydawca: Wyd. Edycja Świętego Pawła
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 216
Format: 12,5 x 19,5 cm
Oprawa: miękka, lakierowana
ISBN: 9788374246118
Cena: ok. 14 zł
Ocena: 10/10

Te artykuły również mogą Cię zainteresować:
Opinie i ocena zawarte w recenzji wyrażają wyłącznie zdanie recenzenta, nie musi być ono zgodne ze stanowiskiem redakcji. Z naszą skalę ocen i sposobem oceny możesz zapoznać się tutaj. Zachęcamy do dyskusji nad treścią przeczytanej recenzji, by to zrobić wystarczy podać swój nick i e-mail. O naszych recenzjach możesz także porozmawiać na naszym forum. Na profilu "historia.org.pl" na Facebooku na bieżąco informujemy o nowych recenzjach. Możesz także napisać własną recenzję i wysłać ją na adres naszej redakcji.

3 komentarze

  1. Ewelina pisze:

    Ciężko jest dokonać recenzji wspomnień - tym bardziej tych z obozów koncentracyjnych. Mimo to, uważam za mocno nietrafione nazywać minusami jakość zdjęć czy papieru. I uwaga do poprawienia - obozy koncentracyjne to po niemiecku „das koncentrazionslager” i dlatego można używać synonimów „lagier” czy „kacet” ale nie „łagier”! to termin odnoszący się do obozów w Związku Sowieckim!

    • WP pisze:

      nie rozumiem...to jest recenzja książki jako całości. Jeżeli ma słaby papier czy zdjęcia czy okładkę to nie wiem dlaczego należałoby to przemilczeć?

  2. E.Starczewska RECENZENT pisze:

    Recenzowałam tę książkę, więc chciałabym odnieść się do Pani komentarza:

    Dla mnie jakość zdjęć i papieru (bo taki wątek Pani poruszyła w komentarzu)
    ma ogromne znaczenie. Kupując książkę, płacę za całość danej pozycji(także jej wydanie), a nie tylko za treść,
    którą dana książka zawiera. W każdej recenzji, staram się przedstawić jak najdokładniej konkretną pozycję i z tego co wiem,
    recenzja z założenia ma dotyczyć także wydania. Przy czym, według posiadanej przeze mnie wiedzy, jest to ocena subiektywna.

    Jeśli chodzi o „łagier”, to w recenzji (jeśli się nie mylę) występuje on tylko jeden raz.
    Kontekst zdania i całego akapitu, w jakim zostało użyte to słowo,wskazuje na to, że chodziło o „lagier”-
    niemiecki obóz pracy przymusowej. Nagminnie za to, używam słowa „kacet”, „obóz koncentracyjny”, więc zastosowanie słowa „łagier”
    nie było celowe i nie wynikało z braku wiedzy recenzentki. Literówki każdemu się zdarzają 😉

    Według Wydawnictwa Szkolnego PWN, cytat:
    „Lagier nie wyparł pojęcia obóz koncentracyjny, pozostał terminem mało znanym, czasem pojawia się tylko np. w tematach lekcji
    (np. Z łagru do lagru – biografia Tadeusza Borowskiego). Podobieństwa i różnice w funkcjonowaniu, zasadach i celach łagrów i lagrów
    dziś badają historycy, zwykłym użytkownikom języka wystarczy rozróżnienie: lagry – obozy niemieckie, łagry – obozy sowieckie”.

    Niemniej, za komentarz serdecznie dziękuję.
    Dobrze jest wiedzieć, że opublikowana recenzja została dokładnie przeanalizowana 😉

Odpowiedz